Wiatr w welonie

ks. Marcin Siewruk

publikacja 02.02.2016 06:00

– Opatrzność Boża, ale też działanie Boga przez przełożonych, prowadzi mnie pewną drogą. Sama bym sobie nigdy nie wybrała pracy w przedszkolu – mówi siostra Monika.

 – Dla siostry Moniki najważniejszy jest Pan Jezus, bo On jest królem wszystkiego – powiedziała Lena Zdjęcia ks. Marcin Siewruk /Foto Gość – Dla siostry Moniki najważniejszy jest Pan Jezus, bo On jest królem wszystkiego – powiedziała Lena

Telefon w gabinecie dzwoni co chwilę. Siostra Monika Bałasz ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo podnosi słuchawkę, potwierdza dane potrzebne do wystawienia faktury. Za chwilę słucha wyjaśnień jakiejś mamy, dlaczego jej córka nie będzie przychodziła do przedszkola przez kilka najbliższych dni.

– Obecnie moja praca polega przede wszystkim na tym, żeby zarządzać (nie lubię tego określenia) przedszkolem. Nie prowadzę grupy, więc rzadziej mam okazję do spotykania się z dziećmi. Ale staram się wykorzystywać wszystkie nadarzające się sytuacje, zastępstwa, katechezę, żeby być blisko podopiecznych. Witam się z dziećmi każdego dnia, sprawdzam, co jedzą na śniadanko i czy ta zupa, która jest dzisiaj na obiad, jest ich ulubioną. Spotykam dzieci w szatni, kiedy przychodzą rano albo są odbierane przez rodziców. Pytam wtedy, czy dzisiaj było ciekawie w przedszkolu, czy jutro też przyjdzie, i zapraszam dziecko, mówię, że jutro będę też na nie czekała. To są moje codzienne kontakty z dziećmi. Pytam: „Jak się dzisiaj czujesz?” albo mówię: „Pięknie dzisiaj wyglądasz, byłaś u fryzjera, masz nowe buty!” – mówi siostra Monika, dyrektorka Niepublicznego Przedszkola Sióstr Miłosierdzia „Wincentyńskie Dzieci” w Gorzowie Wielkopolskim.

W przedszkolu wszystkie dzieci traktowane są bardzo poważnie. Nauczycielki rozmawiają z nimi, tłumaczą, że czasami coś może nie wyjść, pozwalają każdego dnia zaczynać od nowa. – Zawsze cieszy mnie życzliwość dzieci, kiedy podbiegają i witają się, są bardzo miłe. Moje zainteresowanie światem dzieci jest naturalne i na serio. Nie robię nic nadzwyczajnego, kiedy jest czas na zabawę, to bawię się z dziećmi, kiedy na rozmowę – to rozmawiamy. Bardzo lubię rozmowę z dziećmi, bo to jest niezwykle ciekawe i budujące. Wiara i prostota dzieci są fascynujące.

Dzieci wiedzą lepiej

Na biurku laptop, dokumenty, wizerunek Jezusa Chrystusa, portret św. Wincentego à Paulo, założyciela zgromadzenia, ale też dziecięcy rysunek. – To jeden z moich ulubionych, dostałam go w ubiegłym roku od Marysi. Kiedy mi go wręczyła, zapytała, czy umiem skakać na skakance. Odpowiedziałam, że oczywiście. Poszłyśmy po skakankę i podskoczyłam kilka razy. Bardzo lubię bawić się z dziećmi, jestem radosna, ale to nie jest moja zasługa, taki dostałam „pakiet” – mówi z uśmiechem s. Monika. Marysia była bardzo dokładna i chciała się upewnić, że podskakująca na rysunku siostra Monika rzeczywiście posiada taką umiejętność. Dziewczynka równie precyzyjnie narysowała zakonny habit i rozwiany welon, podkreślający dynamizm siostry szarytki.

– Mam bardzo dynamiczny temperament i są czasami takie momenty, które budzą we mnie niepokój. Zawsze odczuwam go wtedy, kiedy jest zagrożone bezpieczeństwo dziecka. Nie lubię takich sytuacji, one mnie rozstrajają i wytrącają ze spokoju – zwierza się siostra Monika.

W przedszkolu wszystko dostosowane jest do dzieci – nisko zawieszone wieszaki na ubrania, malutkie szafki, odpowiednio do wzrostu maluszków zamontowane umywalki. Na małych krzesełkach przy stoliczku siadają pięciolatki i z zapałem opowiadają o siostrze Monice. – Siostra pilnuje przedszkola, pilnuje dzieci, żeby się im nic się nie stało, a nawet rządzi przedszkolem – recytuje rezolutnie Olek. – Ale siostra też czasami rozmawia z rodzicami – dodaje Pola. – Rano, jak przychodzę do przedszkola, to myślę sobie, że będziemy się bawić – powiedziała Maria. – Jeszcze nie widziałam, jak siostra skacze na skakance, ale na pewno umie! A moja babcia to umie nawet stać na głowie – wtrącił Olek. – Moja mama nie ma takiej czapeczki jak siostra i niebieskiego stroju, ale też ma inne buty i bluzkę. Dla siostry najważniejszy jest Pan Jezus, bo On jest królem wszystkiego – mówi Lena.

Droga powołania

Siostra Monika po zakończeniu studiów pedagogicznych rozpoczęła życie zakonne w zgromadzeniu popularnie nazywanym „Szarytki”.Nazwa pochodzi od francuskiego słowa charité – miłosierdzie. Wierność charyzmatowi, świadectwo codziennego życia sióstr, które świadomie wybrały swoją drogę i były w tym szczęśliwe, dawały kolejne silne impulsy w poszukiwaniu drogi powołania. – W czasie studiów mieszkałam przez trzy lata na stancji u sióstr szarytek w Białymstoku. Miałam okazję poznać blaski i cienie życia we wspólnocie zakonnej. Jednak najbardziej porywające było dla mnie przyglądanie się pracy sióstr z ubogimi. Byłam urzeczona, kiedy widziałam ubogich, prostych ludzi, często w dramatycznych sytuacjach rodzinnych i finansowych, przychodzących po pomoc. I nie chodziło tylko o pomoc materialną, działalność charytatywną. Wdziałam wtedy, że pomoc, jakiej udzielały siostry, miała wymiar duchowy, i to mnie bardzo zachwyciło. Jednak od zachwytu do podjęcia decyzji o wejściu do zgromadzenia minęło trochę czasu – opowiada s. Monika.

Dziecięce marzenia oraz pragnienia są wyjątkowe i często spełniają się w dorosłym życiu. Miała sześć lat, gdy u babci spotkała zakonnicę prowadzącą lekcję katechezy. Sposób zachowania siostry, modlitwa, opowiadanie o Bogu i Ewangelii odcisnęły bardzo mocne piętno. I choć później przez wiele lat Monika nie miała żadnego kontaktu z siostrami zakonnymi, one nadal inspirowały ją, by dołączyła do wspólnoty zakonnej.

– Kiedy na pierwszym roku studiów uczestniczyłam w rekolekcjach, postanowiłam modlić się o dobrego męża. Pewnego dnia po zajęciach na uczelni wstąpiłam na adorację Najświętszego Sakramentu do kościoła farnego, modliłam się, czytałam Pismo Święte i wtedy otworzyłam fragment Pieśni nad Pieśniami: „Ukochany mój! Oto on! Oto nadchodzi! Biegnie przez góry, skacze po pagórkach… Oto stoi za naszym murem, patrzy przez okno, zagląda przez kraty”. Kiedy to przeczytałam, byłam przerażona, odebrałam ten tekst bardzo jednoznacznie, a miałam inne plany na życie. Studiowałam, myślałam o karierze na uczelni, o założeniu rodziny. Ten czas wspominam jako doświadczenie Boga, który jest bardzo łagodny, cierpliwy, dający czas na podjęcie decyzji – mówi siostra Monika.

Zakonna codzienność

W gorzowskiej wspólnocie sióstr miłosierdzia św. Wincentego à Paulo mieszka osiem sióstr. Każdego dnia spotykają się o szóstej rano w domowej kaplicy na wspólnej modlitwie brewiarzowej, następnie mają czas na rozmyślanie, medytację słowa Bożego, a o 7.00 idą do kościoła parafialnego na Mszę św., żeby od Jezusa zaczerpnąć sił do wykonywania codziennych obowiązków. – Rozmyślanie rano i wieczorem otwiera nasz dzień i zamyka. Kiedy pochylamy się nad słowem Bożym, kiedy staramy się słuchać Jezusa i szukać Jego woli, to polecamy też wszystkie sprawy osób, którym służymy, bo my nie traktujemy naszych obowiązków jako pracy, zawodu, ale jako służbę. Powierzamy Bogu obowiązki, zadania kolejnego dnia i czasami nie mogę się całkiem skupić na modlitwie, bo nie potrafię zapomnieć o sprawach dzieci, pracowników i modlę się w ich intencjach. Poza tym w rozmowie z Bogiem nie liczy się, ile razy nasze myśli uciekają, ale ile razy potrafiliśmy wrócić do modlitwy, do skupienia – wyjaśnia siostra Monika.

Życie we wspólnocie to dbanie o funkcjonowanie domu. Siostry podzielone są na grupy, mają dyżury w kuchni, w refektarzu, w kaplicy. Przygotowywanie posiłków, nakrywanie do stołu, dbanie o porządek w kaplicy, sprzątanie, pranie, prasowanie – na to wszystko musi znaleźć się czas, ale nie może zabraknąć też chwili na realizowanie pasji, zainteresowań. Siostra Monika lubi układać kompozycje kwiatowe, gotować, piec. Ale najbardziej lubi czytać.

– Powiedziałabym nawet, że jestem wręcz uzależniona od książek. Czytam różne, zdarza mi się nawet przeczytać książkę przyniesioną przez dziecko, której dotąd nie znałam. Muszę unikać księgarń. Gdy do nich wejdę, trudno mi z nich wyjść. Bo od razu zaczynam czytać – opowiada ze śmiechem siostra Monika.

TAGI: