Zapukaj i daj im chleb

Krzysztof Król


publikacja 10.02.2016 06:00

„Pamiętajmy o tym, 
że musimy zasilać naszą miłość ku bliźnim Bogiem, 
bo inaczej wyschnie, ograniczy się tylko do tych, 
co z natury są sympatyczni” – pisał sługa Boży bp Wilhelm Pluta.


Bp Wilhelm Pluta znał 
problemy zwykłych ludzi. Konkretnym wyrazem troski o najuboższych było umieszczenie w kościołach skarbonki z napisem „Mój 1 zł miesięczny 
dla najbiedniejszych”. 
Takie skarbonki w wielu świątyniach są do dzisiaj Reprodukcja Krzysztof Król /Foto Gość
 Bp Wilhelm Pluta znał 
problemy zwykłych ludzi. Konkretnym wyrazem troski o najuboższych było umieszczenie w kościołach skarbonki z napisem „Mój 1 zł miesięczny 
dla najbiedniejszych”. 
Takie skarbonki w wielu świątyniach są do dzisiaj

Rok Miłosierdzia rozpoczął się na dobre. Czy sługa Boży bp Wilhelm Pluta docierał na peryferie tak, jak zachęca nas papież Franciszek? Bez wątpienia! Nie tylko miał wiele do powiedzenia o miłosierdziu, ale przede wszystkim za tymi słowami szły czyny. „Ludzie skądinąd nieraz nawet zacni, uczciwi tak rażą swym brakiem serca do bliźnich. To wielki błąd, wielka plama na duszy dążącej do doskonałości, chcącej być pobożną. To wielce razi ludzi stojących z dala od Kościoła, jeżeli nasi »pobożni« ludzie, którym zależy na Bogu, którzy często są w Kościele, często komunikują, należą do 
organizacji katolickiej, a nie umieją nieraz okazać najzwyczaj-
niejszej miłości na co dzień bliźniemu” – pisał bp Wilhelm Pluta w książce „W trosce o życie wewnętrzne”.


Uczyłem ich żalu doskonałego


Bp Wilhelm Pluta już od najmłodszych kapłańskich lat troszczył się o zbawienie swoich wiernych. – W czasie wojny był wikariuszem w parafii Leszczyny. Do tamtejszych rodzin przychodziły telegramy z czarnymi opaskami. To najkrótsza informacja, że syn lub mąż poległ na froncie. Byli to przeważnie mężczyźni z rodzin polskich. Służyli w wojsku niemieckim pod przymusem – wyjaśnia bp Paweł Socha i kontynuuje: – Proboszcz odprawiał za poległych Msze św., odwiedzał rodziny i przy okazji dowiadywał się, jak trudna jest sytuacja tych żołnierzy na pierwszej linii frontu. Jak bardzo narażeni są na śmierć bez możliwości pojednania się z Bogiem. W trosce o dobro duchowe i zbawienie swoich parafian, wysłał na ich adres broszurki z modlitwą i żalem doskonałym, który adresaci powinni wzbudzić przed wyruszeniem do walki. 


Wspomina to też sam bp Pluta: „Przyszła wojna. Byłem proboszczem na wsi. Tam miałem kontakt z rodzinami udręczonymi przez obozy, przez front wojenny. Polaków zabierano na wojnę. Zabierano młodych, którzy nie umieli języka niemieckiego. Przed wyruszeniem do wojska gromadziłem ich w kościele na przygotowanie na front. Odbywała się nauka i spowiedź. Uczyłem ich żalu doskonałego na wypadek niebezpieczeństwa i śmierci. Okazało, że na 100 ludzi tylko trzech umiało wzbudzić żal doskonały”.


Proboszcz blisko parafian


Sługa Boży był wrażliwy na biedę ludzką. Zaraz po wojnie ks. Wilhelm Pluta został przeniesiony do Nowej Wsi-Wirku. Stan materialny i moralny, jaki zastał w nowym środowisku, przeraził wrażliwego na ludzką niedolę kapłana. Źródłem zła była najczęściej nędza, bezrobocie i wielka niewiadoma co do przyszłości. Dla wszystkich Polaków rok 1945 był trudny. Siostra ks. proboszcza – Klara Wilkowa, która po śmierci męża była gospodynią w Wirku pisze: „Po wojnie na probostwie było bardzo skromnie, ani pieniędzy nie było, ani żywności. Zresztą każdy miał biedę”.

– Ksiądz proboszcz, nie czekając kolędy, rozpoznawał środowiska największego zagrożenia materialnego i duchowego. Odwiedzał rodziny najbardziej potrzebujące. Mógł to czynić skutecznie, gdyż wierni z Leszczyn pamiętali nadal o swoim ukochanym proboszczu i od czasu do czasu przywozili coś z gospodarstwa. Ks. Wilhelm bardzo się z tego cieszył, bo mógł coś zanieść biednym – mówi bp Socha.
 Podpatrzeć to mogła też jego najmłodsza siostra.

– Gdy miałam 17 lat, zamieszkałam u brata na plebanii w Wirku, gdzie był proboszczem. Na probostwie było bardzo ubogo. Zawsze mówił: „Popatrz na tych, co mają gorzej od nas”. Pamiętam, jak kiedyś zapytał mnie, ile kosztuje bochenek chleba. Odliczył potrzebną sumę i powiedział, żebym kupiła 15. Wieczorem zabraliśmy chleb i poszliśmy do ubogiej dzielnicy. On tam wszystkich znał. Kiedy szliśmy mówił: „Zapukaj tu i daj im chleb, bo tu ojciec nie wrócił z wojny, tam jest duża rodzina, a tam ktoś choruje na gruźlicę”. Oczywiście to nie było jednorazowe wydarzenie – podkreśla Bronisława Żak.


Pomoc dla ubogiego popa


Wrażliwość na ludzkie potrzeby bp Wilhelm Pluta wniósł także do posługi biskupiej. – Nie tylko mocno akcentował rolę Caritas i parafialnych grup charytatywnych, które kształcił przez rekolekcje zamknięte i wzywał do posługi wobec potrzebujących. Sam także dzielił się otrzymaną pensją czy ofiarą, przekazując każdego miesiąca znaczne sumy na rzecz dzieci niepełnosprawnych, pozostających pod opieką zaufanej pani Trockiej. O tym nie wolno było mówić, podobnie, jak i o innych darach, jakie przeznaczał dla biednych – tłumaczy bp Socha. – Dowiedziałem się o tym dopiero pod koniec jego życia, kiedy biskup nie mógł tego sam dać i wręczył mi kopertę, abym przekazał pieniądze – dodaje.


Jego wyczulenie na ludzkie potrzeby i cierpienie potwierdza wielu współpracowników. – On każde działanie rozpoczynał modlitwą, bo wiedział, że wszelkie dobre owoce bazują właśnie na niej. Ale to także osoba wielkiego szacunku dla człowieka. Objawiało się to w prostych gestach. Jak przyjeżdżali księża, a niektórzy mieli naprawdę daleko, to zaraz biskup prosił nas, aby podawać im obiad. Żaden kapłan z odległych parafii nie wracał głodny z kurii.

Bp Pluta był bardzo wrażliwy na potrzeby kapłanów – wspominała w rozmowie z GN urszulanka s. Andrzeja Bętkowska, która pracowała wówczas w kurii. – Biskup był przekonany, że jak człowiek jest w potrzebie, to trzeba mu pomóc niezależnie od wyznania. Wtedy za kościołem pw. Podwyższenia Krzyża była kaplica prawosławna. Tamtejszy pop żył bardzo ubogo. Ordynariusz poprosił mnie kiedyś, abym poszła i zaniosła mu ciepłe ubrania – dodaje.


Spiesz z pomocą sąsiedzką


Do chrześcijańskiego miłosierdzia stale zachęcał w swoim nauczaniu. W liście pasterskim z 7 września 1973 roku pisał o rozbudzaniu ducha braterskiej miłości w parafii. Oto kilka wybranych przykładów, którą obrazują, jak dobrze znał życie zwykłego człowieka: 

  • „Zaopiekować się dziećmi w domu, gdy matka jest chora: w domu lub szpitalu”,
  • „Budzić szacunek dla rodzin, które mają odwagę mieć więcej dzieci, wspierać je okazywaną życzliwością i konkretną pomocą”,
  • „Ratować poczęte dziecko, któremu grozi śmierć przed urodzeniem”,
  • „Pomóc rodzinie i osobom cierpiącym przez pijaństwo kogoś z ich grona”,
  • „Odwiedzać osoby chore, stare, opuszczone przez wszystkich, przeczytać im rzecz o radosnej treści, poczynić im drobne sprawunki”,
  • „Zawieźć chorego własnym środkiem lokomocji do kościoła w niedzielę i święto, aby spotkał się z tłumem wiernych i Panem Jezusem”,
  • „Dać bezpłatną usługę zawodową osobom potrzebującym jej”,
  • „Spieszyć z pomocą sąsiedzką wówczas, gdy ta pomoc jest konieczna: żniwa, pożar, choroba, nieszczęście, śmierć”,
  • „Zgłosić kapłanowi lub ludziom dobrym tych, którzy są w potrzebie, a nikt o nich nie wie”.


Niezwykle ważna była dla niego kwestia duszpasterstwa charytatywnego. „Miłość do Pana Boga bez miłości do bliźniego jest kłamstwem, jest niemożliwością wprost ze swych założeń. Miłość do Boga sprawia, że wszyscy parafianie są dziećmi jednego Ojca i w tej wspólnocie miłości chcą pomagać zagrożonemu bratu: parafia jest wspólnotą braterskiej – usłużnej miłości. Jeżeli w parafii nie ma choćby najmniejszej liczby zespołów wiernych, którzy na co dzień żyją Bogiem, sobie nawzajem i dla otoczenia są braćmi serdecznymi – to słowo Boże w tysiącach lekcji katechizacji i w tysiącach kazań głoszone – nie będzie przyjęte przez świat jako prawda. Najskuteczniejszym apostolstwem, a dziś jeszcze i u nas możliwym, jest szeroko pojęte duszpasterstwo charytatywne” – pisał w rozporządzeniach duszpasterskich. 


Biskup Pluta wiedział, że praca charytatywna, która – jak podkreślał – jest „konkretną formą realizacji Ewangelii”, musi być zadaniem całej parafii. „Czynna miłość jest zatem zadaniem nie elitarnych zespołów, lecz całej wspólnoty parafialnej – razem i każdego z osobna, który chce wierzyć” – pisał w „Vademecum współpracy ludu Bożego i duszpasterza”. Wiedział dobrze, że musi o tym przypominać, a nawet bratersko upominać: „W każdej parafii musi być nareszcie stworzona grupa charytatywna – i nie »jest w przygotowaniu« ta grupa, bo już ją 20 lat przygotowujecie – i nie ma ani jednej w 1/4 parafii” – pisał w komunikacie z 1984 roku.


Wiedział, że miłości Bożej nie można zatrzymywać dla siebie. „Komu Pan Bóg jest blisko, przyjacielem, ten winien nosić w sobie stale radość, ale i tę radość szerzyć wokoło siebie, starać się co dzień na nowo ją nieść bliźniemu; wielkie to apostolstwo: bliźnim nieść radość, miłość na co dzień, dobroć, uprzejmość, życzliwość. Kto ma serce naprawdę pełne Boga, ten nie może inaczej. Kogo spotkało wielkie szczęście, o ile jeszcze nie jest duchowo wykrzywiony i chory, ten chciałby się z innymi tym szczęściem podzielić, sprawić innym radość, być dobrym. Mamy Boga w duszy na co dzień, żyjemy Nim przez łaskę. Wielkie wybranie, wielkie szczęście zobowiązuje nas na co dzień nieść miłość i radość naszym braciom, ludziom spragnionym dobroci, serca” – tak pisał o książce „O życiu Bożym w człowieku”.