Sprawy ducha na polu walki

Monika Łącka

publikacja 01.02.2016 06:00

Ideałem byłoby tworzenie we wszystkich szpitalach zespołów opieki duszpasterskiej, złożonych ze świetnie przeszkolonych wolontariuszy, a koordynowanych przez szefa zespołu.

Kaplica w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym jest prawdopodobnie jedyną na świecie, gdzie trwa całodobowa adoracja Najświętszego Sakramentu. To stąd ks. Lucjan czerpie siły do pracy Monika Łącka /Foto Gość Kaplica w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym jest prawdopodobnie jedyną na świecie, gdzie trwa całodobowa adoracja Najświętszego Sakramentu. To stąd ks. Lucjan czerpie siły do pracy

– Szpital to miejsce, w którym ludzie Kościoła mają szansę zrobić dużo dobrego – nie ma wątpliwości o. Stanisław Wysocki, kapelan Szpitala im. J. Dietla. Powiem więcej: szpital to idealne miejsce do ewangelizacji. Nie bez powodu papież Franciszek naucza, że „Kościół ma być szpitalem polowym; ma leczyć, opatrywać rany, a potem szukać przyczyn choroby”.

Być może posługa chorym i cierpiącym to najważniejsza część działalności Kościoła – przekonuje ks. prof. Andrzej Muszala, dyrektor Międzywydziałowego Instytutu Bioetyki Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, jeden z sześciorga założycieli Polskiego Towarzystwa Opieki Duchowej w Medycynie. Razem z nim tworzą go: dr hab. n. med. Małgorzata Krajnik, dr hab. n. med. Jakub Pawlikowski, dr n. med. Piotr Gajewski, dr n. med. Dominik Krzyżanowski i dr Marek Krobicki. Choć towarzystwo powstało w Krakowie, to skupia lekarzy, pielęgniarki, położne, psychologów, pedagogów i etyków z całego kraju, a także duchownych Kościoła katolickiego i innych wyznań. Wszystko po to, by poziom opieki duszpasterskiej i duchowej w ramach opieki zdrowotnej w Polsce był jeszcze wyższy.

Sam na cały szpital

Wszystko zaczęło się w 2009 r., gdy Zakon Szpitalny św. Jana Bożego, czyli oo. bonifratrzy, świętował jubileusz 400-lecia istnienia zgromadzenia w Polsce i Krakowie. Pojawił się wtedy pomysł, by stworzyć miejsce, w którym kapłani będą mogli pogłębić wiedzę psychologiczną, medyczną i wymienić się doświadczeniami. Projekt „Szkoły Kapelanów Szpitali św. Jana Bożego” ostatecznie przekształcił się w Podyplomowe Studia Zespołowej Opieki Duszpasterskiej św. Jana Bożego, które od 2011 r. prowadzone są na UP JPII.

– W szpitalach kierowanych przez bonifratrów od dawna działa tzw. opieka duchowa, realizowana nie tylko poprzez sakramentalną posługę kapłanów, ale też przez tzw. zespoły duszpasterskie współtworzone przez świeckich. Mają oni czas, by rozmawiać z pacjentem, a trudne sprawy konsultują z pozostałymi osobami z zespołu czy kapelanem – opowiada dr Marek Krobicki, przez wiele lat dyrektor Szpitala Zakonu Bonifratrów św. Jana Grandego w Krakowie, a obecnie prezes Bonifraterskiej Fundacji Dobroczynnej.

Jak dodaje, na szpitalnych oddziałach pracuje wielu lekarzy i pielęgniarek. Kapelan, którego praca jest bardzo trudna i odpowiedzialna, zazwyczaj jest sam na cały szpital i trudno jest mu odwiedzić wszystkich na czas z Komunią św. czy spowiedzią. – Mogłem kilka razy doświadczyć, ile godzin zajmuje przejście z Panem Jezusem przez wszystkie oddziały dużego krakowskiego Szpitala im. Rydygiera. Na wszystko inne brakuje czasu – wtóruje mu ks. Muszala. – Pacjent, którego trzeba leczyć holistycznie, uwzględniając ciało i ducha, w sytuacji granicznej stawia pytania dotyczące sensu życia, cierpienia. Buntuje się, pyta, dlaczego go to spotkało, czy istnieje Bóg i co będzie po śmierci. Nie może być pozostawiony sam. Czeka na „anioła stróża”, który przyjdzie, da swój czas, spróbuje kompetentnie odpowiedzieć na różne pytania i chwyci za rękę, by chory nie czuł się osamotniony w ciężkim doświadczeniu – podkreśla.

Jego zdaniem ideałem byłoby tworzenie we wszystkich szpitalach zespołów opieki duszpasterskiej (tak, jak to działa na Zachodzie Europy i w USA), złożonych ze świetnie przeszkolonych wolontariuszy, a koordynowanych przez szefa zespołu – księdza kapelana, świeckiego diakona bądź „zwykłego” świeckiego – pasjonata tematu. – Księdza nikt nie zastąpi w posłudze sakramentalnej, ale są sprawy, w których mogą go odciążyć ludzie świeccy – zauważa ks. Muszala. Jak przekonuje, towarzystwo chce współpracować z Episkopatem Polski, od którego inicjatywa wyszła (problem dostrzegali m.in. abp Zygmunt Zimowski i bp Stefan Regmunt), i działać w duchu Soboru Watykańskiego II oraz czerpać z dorobku św. Jana Pawła II i sł. Bożej Hanny Chrzanowskiej.

– Ważną sprawą jest też dobre przygotowanie kapłanów rozpoczynających pracę w szpitalu. Bez tego, idąc na najcięższe oddziały: oparzeniowy, psychiatryczny czy onkologiczny, można nie wytrzymać ogromu cierpienia. Ksiądz musi mieć też czas, by nie godził tej posługi z wieloma innymi obowiązkami, bo fizycznie nie da rady – dodaje ks. Muszala.

Ból fizyczny i duchowy

Kolejnym celem towarzystwa jest ekumenizm. – Współczesna opieka duchowa nie powinna zawężać się tylko do opieki religijnej, czyli posługi kapłana katolickiego, bo czekają na nią także protestanci, prawosławni, żydzi, ale też agnostycy i ateiści. Oni również pytają o sens cierpienia – przekonuje dr Gajewski, redaktor naczelny „Medycyny Praktycznej”.

– W czasie spotkań z zespołami wolontariuszy hospicjów często jestem pytany o to, co zrobić, gdy osoba innego wyznania potrzebuje duchowej opieki. Z jednej strony są to pytania o zwyczaje i rytuały, a z drugiej o to, jak przynieść ulgę duchową tej osobie – dodaje ks. dr Grzegorz Giemza, duchowny ewangelicko-augsburski, prezes warszawskiego Towarzystwa Poradnictwa i Psychologii Pastoralnej w Polsce, pracujący w Centrum Misji i Ewangelizacji w Dzięgielowie k. Cieszyna. – Kościoły i związki wyznaniowe mają swoich duchownych, którzy odwiedzają chorych, ale najważniejsze to być i budować zaufanie – także dotykając tematów wiary, bólu, cierpienia, lęku przed śmiercią czy trudnych, nierozwiązanych spraw, które są ciężarem i powodują tzw. ból duchowy. Trzeba rozumieć, co dzieje się z człowiekiem cierpiącym i jego rodziną – zauważa.

Okazuje się, że ból duchowy to największy problem, z jakim mierzą się nawet anestezjolodzy. Ból fizyczny mogą uśmierzyć. Duchowego – nie. – Byłam zaskoczona, gdy mi o tym powiedzieli. Duchowość dostrzegają więc wszyscy, ale nie zawsze udaje nam się wyjść naprzeciw oczekiwaniom pacjenta, dla którego szpital jest polem walki i trzeba zrobić wszystko, by czuł się tu maksymalnie bezpiecznie. Liczy się nawet to, w jaki sposób jest on myty i pielęgnowany – opowiada dr Krajnik z Katedry i Zakładu Opieki Paliatywnej CM UMK w Bydgoszczy, prezes Polskiego Towarzystwa Opieki Duchowej w Medycynie. Jak dodaje, ból duchowy to główna przyczyna próśb o eutanazję czy wspomagane samobójstwo, a pacjent, który jest „zaopiekowany”, nie chce tego, bo nie boi się, że jego godność nie będzie uszanowana i że będzie ciężarem dla innych.

W sprawie tworzenia zespołów opieki duchowej towarzystwo chce współpracować z Ministerstwem Zdrowia, a minister Konstanty Radziwiłł jest już sprawą zainteresowany.

Dniem i nocą przy chorych

W całej Polsce pracuje wielu kapelanów, którzy w opiekę nad pacjentami wkładają całe serce. Tak, jak ks. dr hab. Lucjan Szczepaniak SCJ, od 21 lat kapelan Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu, który stara się nieść duchową pomoc cierpiącym dzieciom (zwłaszcza bliskim śmierci) i ich opiekunom. W szpitalu znają go wszyscy, a w 2010 r., na wniosek ogromnej liczby wdzięcznych dzieci i rodziców, został wyróżniony tytułem Miłosiernego Samarytanina.

– Powstanie towarzystwa, choć nie rozwiąże wszystkich problemów, jest potrzebne, bo uświadamia, że człowiek, będąc istotą duchowo-fizyczną, bardzo głęboko przeżywa cierpienie, chorobę, niepełnosprawność, przemijanie, i że to wewnętrzne doświadczenie mocno wpływa na cały proces leczenia. Rezygnacja lub niewystarczająca opieka duchowa to w istocie pozbawienie chorego nadziei na przezwyciężenie kryzysu związanego z chorobą. Bo najtrudniejsze nie jest samo cierpienie, ale to pozbawione sensu – mówi ks. Lucjan, który nie ma wątpliwości, że trzeba dbać zarówno o potrzeby osób wierzących, jak i niewierzących – w każdym wieku. – W USD opieka duchowa jest świadczona przez kapłana, którego wspierają zespół duszpasterski, rodzice dziecka i pracownicy. Zaspokojenie potrzeb duchowych i religijnych chorego jest przecież obowiązkiem każdego opiekuna medycznego, a tym bardziej wierzącego. Ta wrażliwość to również probierz człowieczeństwa i realizacja przykazania miłości. Tę świadomość pogłębiamy od 1998 r. w ramach Akcji Katolickiej skupiającej pracowników szpitala – opowiada ks. Lucjan. – Nikt nie jest tak blisko chorego dziecka, jak jego rodzina i opiekun medyczny, którzy znają jego potrzeby i powinni mu pomóc. Zatem konieczni są ludzie, którzy swoją wiarę przekują w czyn bezinteresownej miłości – przekonuje.

Kapłan jest niezbędny

Kapelan USD zwraca też uwagę, że w Polsce trzeba przede wszystkim zaakcentować opiekę religijną i być ostrożnym w kopiowaniu wzorów z krajów zsekularyzowanych, gdzie zanikło praktykowanie wiary. – Źle byłoby, gdyby potrzeby emocjonalne, intelektualne czy inne zastąpiły osobistą relację z Bogiem i sakramenty. Ksiądz w żadnym przypadku nie może zrezygnować z wizyty u chorego i pozostawić go jedynie trosce duchowej świadczonej przez nadzwyczajnych szafarzy i wolontariuszy. Być może tam, gdzie jest mało księży, takie rozwiązanie jest konieczne, ale na południu Polski jest nas jeszcze wystarczająco dużo. Nikt nie może też zastąpić księdza, bo jest wiele trudnych sytuacji duszpasterskich, szczególnie w szpitalu dziecięcym, które rozwiązać może tylko doświadczony kapłan – podkreśla ks. Lucjan i wyjaśnia, że kapelana może wspomóc tylko drugi ksiądz ofiarnie służący chorym (dobrze byłoby, gdyby posiadał wiedzę medyczną). – Nie wolno też zapomnieć o kaplicy, najważniejszym miejscu w szpitalu, gdyż to w niej chorzy, opiekunowie i sam kapelan zdobywają duchowe siły – zauważa ks. Lucjan.

W pracy duszpasterskiej ks. Szczepaniakowi pomaga asystentka pastoralna s. dr Bożena Leszczyńska OCV, która jest osobą konsekrowaną i nadzwyczajnym szafarzem Komunii św. (pełni tę posługę na prośbę pacjentów). Kapelan może też liczyć na pracujące w szkole szpitalnej katechetki Martę Babik i Małgorzatę Nowak.

Na wsparcie szafarzy postawiłby z kolei o. Stanisław Wysocki OC, przeor klasztoru karmelitów na Piasku w Krakowie, który 8 lat pracował jako kapelan w Rzymie, a od 2004 r. jest kapelanem Szpitala im. Dietla w Krakowie. – Oni byliby nie tylko pomocą dla mnie, ale też żywym świadectwem dla pacjentów – przekonuje, dodając, że myśląc o zmianach, trzeba przede wszystkim zająć się formacją kapelanów (w tym radzeniem sobie z sytuacjami, które mocno angażują emocjonalnie) i zapewnić im miejsce w szpitalu. W Rzymie kapelani mieszkają bowiem w większości placówek lub tuż obok nich, a w Krakowie niektórzy wzywani do umierającego jadą przez pół miasta i docierają, gdy jest już za późno.

– Na Zachodzie, gdzie zanikły poczucie grzechu i potrzeba spowiedzi, chorzy nie czekają na kapłana tak bardzo jak Polacy. Nie zliczę, ile widziałem w szpitalu prawdziwych nawróceń, pojednań z Bogiem i bliźnimi. Gdy niewierzący u kresu życia odzyskuje wiarę, dokonuje się to z głębi jego serca i bez kapłana nie byłoby możliwe. Prowadzę wolontariat, który jest potrzebny, ale codzienna obecność doświadczonego, dojrzałego księdza jest niezbędna – podkreśla o. Wysocki. – Warto też zauważyć, że skrócił się czas pobytu chorych w szpitalu – często są wypisywani już po kilku dniach. Nie ma więc wiele czasu na nawiązanie kontaktu, a tych kilka dni może zaważyć na dalszym życiu duchowym chorego – dodaje.

TAGI: