Śmiercionośna broń głodu

Beata Zajączkowska

Więcej niż połowa ofiar wojny w Syrii zmarła z powodu braku odpowiednich lekarstw i pożywienia. Obie strony konfliktu wykorzystują głód jako śmiercionośną broń.

Śmiercionośna broń głodu

Wiedziałam o dramacie oblężonego Homs, o cierpieniu Aleppo pozbawionego wody i elektryczności, o misjonarkach, które pod obstrzałem przygotowują posiłki dla potrzebujących, zarówno chrześcijan, jak i muzułmanów. Szokiem była jednak wiadomość, że zarówno wojska rządowe, jak i rebelianci celowo zatrzymują międzynarodowe konwoje z pomocą żywnościową, by wziąć ludność cywilną głodem. O sprawie zaczęło być głośno, gdy pomoc była blokowana na rogatkach miasta Madai, podczas gdy 40 tys. ludzi groziła tam śmierć głodowa. Bezsilność wolontariuszy, którzy całymi dniami czekali na pozwolenie wjechania do miasta. Niekończące się negocjacje z żołnierzami… A potem śmierć 16-letniego chłopca, który zmarł z głodu na rękach dziewczyny z UNICEFU i jej pełne rozpaczy pytanie: dlaczego nie wpuścili nas wcześniej… Gdy konwój czekał na wjazd, w mieście z głodu zmarły 32 osoby!

„Pożywienie stało się najbardziej śmiercionośną bronią w konflikcie syryjskim” – mówi ks. Andrzej Halemba, odpowiadający w papieskim stowarzyszeniu Pomoc Kościołowi w Cierpieniu za Bliski Wschód. Kapłan, który systematycznie odwiedza pogrążoną w wojnie Syrię, zauważa, że obie strony konfliktu nie pozwalają na dostarczanie pomocy humanitarnej, by  w ten sposób móc łatwiej podporządkować sobie ludność. „W tym kraju jest wiele miast, miasteczek i wiosek w których ludzie codziennie umierają z głodu” – podkreśla ks. Halemba. Dla przykładu warto dodać, że tylko ceny cukru w ostatnim czasie wzrosły w tym kraju dziesięciokrotnie. Szacuje się, że 4 mln Syryjczyków żyje w rejonach, do których nie dociera żadna pomoc humanitarna. W ub. r. wsparcie dotarło zaledwie do 3 proc. potrzebujących, żyjących na oblężonych terenach. „Od początku wojny 280 tys. osób zginęło w wyniku konfliktu – mówi ks. Halemba. - 350 tys. zmarło natomiast z powodu braku odpowiednich lekarstw i pożywienia”.

Po ludzku, zwyczajnie nie mieści mi się to w głowie. Co z tego, że sekretarz generalny stwierdził właśnie, że „wykorzystywanie pożywienia jako broni jest zbrodnią wojenną”. To „zaledwie” jedna więcej zbrodnia wojenna dokonywana na tej pięknej ziemi, piąty rok wykrwawianej straszliwym konfliktem. Konfliktem, którego rozwiązanie tak naprawdę mało kogo interesuje, a wielu mocarstwom jest on wręcz na rękę. Hańbą jest, że międzynarodowe media o „broni głodu” zaczynają mówić dopiero teraz. Jak to być może by w XXI w., jak mówi nuncjusz apostolski w tym kraju, „ludzie od ponad roku umierali z głodu, podczas gdy na obrzeżach ich miast i wsi stoją ciężarówki pełne mleka, żywności i lekarstw”.

Gdy przez Europę przetacza się dyskusja o tym, co zrobić z zalewem imigrantów, a Kościół obchodzi w dzisiejszą niedzielę Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy warto zadumać się nad tym, co dzieje się w Syrii. Zastanowić, co zrobić, by ci ludzie mogli w tym kraju godnie i spokojnie żyć. Modlitwa o pokój, nawet najmniejszy gest solidarności, czy kilka złotych oddanych na pomoc dla Syrii, tyle może każdy.