Dowód na istnienie Boga

publikacja 14.01.2016 06:00

O niezwykłych zdarzeniach, które dzieją się w pewnym francuskim szpitalu, z siostrą Rosalią Oleniacz rozmawia Joanna Bątkiewicz-Brożek.

S. Rosalia Oleniacz ze Zgromadzenia Sióstr  św. Michała Archanioła  była świadkiem uzdrowienia za wstawiennictwem bł. ks. Jerzego Popiełuszki w szpitalu im. Chenevier  pod Paryżem henryk przondziono /foto gosć S. Rosalia Oleniacz ze Zgromadzenia Sióstr św. Michała Archanioła była świadkiem uzdrowienia za wstawiennictwem bł. ks. Jerzego Popiełuszki w szpitalu im. Chenevier pod Paryżem

Joanna Bątkiewicz-Brożek: Niecały rok po tym jak Siostra trafiła do pracy w szpitalu w podparyskim Créteil, zdarzyło się tam coś niezwykłego...

Siostra Rosalia Oleniacz: To miało związek z terrorystycznym atakiem na kościół w Bagdadzie w listopadzie 2010 r. W czasie Mszy św. wymordowano tam dużo ludzi. Ci, którzy przeżyli, zostali przetransportowani do Francji na leczenie. Pięcioro Irakijczyków trafiło do naszego szpitala. Była wśród nich matka księdza, którego zabito w czasie Mszy. Opowiadała, że kiedy zamachowcy wpadli do katedry, jej syn akurat skończył czytać Ewangelię. Podniósł do góry ręce z Ewangeliarzem. Wtedy dostał śmiertelny strzał. Matka zerwała się z ławki na pomoc. Została mocno poraniona strzałami. Za nią biegł jej drugi syn, który zginął na miejscu. Inna kobieta uciekała przez okno w zakrystii. Nie zdążyła i zamachowcy odcięli jej stopy. Ale była też kobieta, która przeżyła tylko dzięki temu, że upadli na nią ludzie. Leżała pod trupami kilka godzin. Udawała, że nie oddycha. Spotkanie z tymi ludźmi było jednym z mocniejszych zdarzeń w moim życiu…

Zetknięcie z tak prześladowanymi za wiarę…

Zetknięcie z ich wiarą. Pamiętam, jak pierwszy raz szłam do nich z Eucharystią. Jak zwykle rozłożyłam biały obrus, postawiłam światełko. Ale kiedy wyjęłam z torby krzyż, młody Irakijczyk wyciągnął ręce, wziął go i mocno przytulił ukrzyżowanego Chrystusa do serca. Pomyślałam: „Boże, czy ja mam taką wiarę? Czy po takich przeżyciach jakie miał ten Irakijczyk, któremu odcięli nogę, potrafiłabym się przyznać do Jezusa?”. Nie umiem opowiadać o tym bez emocji…

Bo to jest wstrząsające…

Wie pani, oni nie mieli żadnych pretensji. Nie narzekali. Byli wdzięczni, że mogą przyjąć Jezusa. Przebaczyli swoim oprawcom. Ani słowa wygrażania czy złorzeczeń wobec zamachowców… Wielkie świadectwo wiary. Byli bardzo otwarci. I to przez nich m.in. bardzo zmienił się klimat w szpitalu. Bo oni nie kryli się z wiarą, nie krępowali się laickimi konwenansami. Mieli krzyż wystawiony przy łóżkach. A w oczach radość, że w niego wierzą. To szokowało. Na korytarzach lekarze mówili mi: „Tam niech siostra idzie, oni czekają na Komunię”.

Takie sytuacje, jak rozumiem, nie zdarzały się wcześniej?

Nie. My z duszpasterstwa katolickiego byliśmy jakby wycofani. Przyparci do muru przez francuską laïcité. Patrząc na Irakijczyków, nabrałam odwagi. Przygotowaliśmy po raz pierwszy kartki na Boże Narodzenie. Dla lekarzy, pielęgniarzy, chorych. Takie z Jezusem. Chcieliśmy, żeby każdy dostał życzenia od katolików. To wiele przełamało. Bo teraz nie ma wytykania habitu i nieprzyjemnych uwag. Słyszę za to: „Siostro, nie było was wczoraj. Macie tu być codziennie!”.

Zaraz, jak to wytykali Siostrze habit?

Normalnie. Powiedzieli: siostra tak, habit nie.

Przecież zakaz noszenia symboli religijnych w instytucjach państwowych dotyczy muzułmańskich nikabów i burek.

Był rok 2009. Zakaz wchodził w życie, był restrykcyjnie respektowany i obejmował także zakonne habity. Szpital w Créteil jest jednostką publiczną. W habitach można chodzić w klinikach prywatnych.

To jak to się stało, że jednak wpuścili Siostrę w habicie do szpitala?

Stała się rzecz dziwna. Na pierwszej rozmowie dyrektorka szpitala patrzyła w papiery i miałam wrażenie, że w ogóle mnie nie widzi. Mojego habitu tym bardziej. Nie poruszyła tego problemu w ogóle.

Boże zrządzenie.

Niesamowite to było! Potem niestety nie było już miło. Za każdym razem, kiedy wchodziłam na oddział, pytano, kto mnie tu wpuścił w habicie. Kiedy miałam odwiedzić jedną z bardzo chorych pacjentek, zabroniono mi. Bo tu jest państwo laickie. Wejdę, jeśli ta chora podpisze zgodę. Tylko że kobieta była półprzytomna, jak miała cokolwiek podpisać? Umierała.

Jak to się stało, że polska zakonnica pracuje w jednym z największych szpitali pod Paryżem?

Pracowałam wcześniej w Kamerunie. Ze względów zdrowotnych wróciłam z Afryki. Przełożona zapytała, czy pojadę do Francji, na zastępstwo za siostrę, która miała roczny urlop. Potem dostałam propozycję pracy za osobę świecką w szpitalu w Créteil pod Paryżem.

Siostra pełni tam rolę kapelana?

Ta funkcja nosi nazwę aumônier, czyli odpowiedzialny za duszpasterstwo szpitala. Kapłanów we Francji jest mało. Biskupi wysyłają więc zakonnice i osoby świeckie z tzw. misją duszpasterską do szpitali. W Créteil pracuje ze mną 50 wolontariuszy świeckich. Każdy przechodzi odpowiednią formację. Kilkunastu z nich codziennie odwiedza oddziały, pytając, czy ktoś życzy sobie odwiedzin osoby z duszpasterstwa katolickiego. W każdą niedzielę wolontariusze pomagają mi przewozić chorych na Msze św. w sali rehabilitacyjnej oraz ustawić ołtarz, krzesła, łóżka. Kaplica nie pomieściłaby wszystkich.

A ksiądz?

Pełni rolę tzw. accompagnateur, czyli towarzysza. Przychodzi do szpitala dwa razy w tygodniu. Odprawia Msze, udziela sakramentów. Przychodzi tylko wtedy, kiedy poproszą o to ludzie.

Czyli to Siostra codziennie chodzi z Komunią do chorych?

Tak, ale też tylko do tych, którzy o to poproszą. Nie wolno mi bez zgody pacjentów chodzić z Panem Jezusem tak jak w polskich szpitalach.

A obłożnie chorzy? Skąd Siostra wie, że akurat potrzeba namaszczenia chorych?

To wiedzą wolontariusze. Mamy ponad 700 łóżek na neurologii, psychiatrii, oddziałach odwykowych i specjalnym oddziale dla bezdomnych. Notabene trafia tam sporo Polaków z ulicy. Jest oddział geriatryczny, kardiologia, intensywna terapia, a także opieka paliatywna. I wreszcie rehabilitacja, gdzie pacjenci leżą nawet po kilka miesięcy. To z nimi nawiązujemy głębszy kontakt, przez rozmowy.

Nawracają się?

Ostatnio wszedł na drogę nawracania się muzułmanin. Trudna historia. Wcześniej próbował się rzucić z 11. piętra. Był w głębokiej depresji. Dużo z nim rozmawialiśmy. Pewnej nocy miał sen. Był w ciemnym tunelu. Na jego końcu zobaczył światło – coś na kształt świetlistego łańcucha. Chwycił się go i szedł za tym światłem. Na końcu dotarł do medalionu. Zobaczył na nim piękną kobietę. Kiedy mi to opowiedział, wyjęłam z kieszeni różaniec. „To było w moim śnie w świetle, ta sama kobieta!” – powiedział. Wskazała mu drogę wyjścia z ciemności, z tunelu, w którym tkwił. Jedna z moich wolontariuszek przyznała, że zwykle nie wchodziła do jego pokoju. Wiedziała, że tam jest muzułmanin. Ale tego ranka, kiedy ten człowiek miał sen, gdy przechodziła obok, usłyszała, jakby Jezus mówił jej w sercu: „Wróć. Ja tu czekam”. Wróciła. „Jestem z duszpasterstwa katolickiego” – mówi. A muzułmanin na to: „Czekałem na panią! Chcę z wami iść na modlitwy”. To była niedziela. Akurat przyjechał do nas chór ze wspólnoty z Notre Dame, który ma w swoim repertuarze pieśni maryjne. Całą Mszę temu muzułmaninowi płynęły łzy. Po Mszy podszedł do mnie i zapytał, co ma zrobić, żeby przyjąć ten sam biały chleb co my.

Ochrzciliście go?

To była delikatna sytuacja. Wiadomo, że za przejście na chrześcijaństwo grozi mu śmierć. Baliśmy się. On też. Więc nawet nas nie prosił, tym bardziej że w jego sali byli muzułmanie. Ale pewnego dnia, już jakiś czas po tym, gdy opuścił szpital, wrócił. Usiadł ze mną w kaplicy. Modliliśmy się. Wyjęłam wtedy z kieszeni obrazek z Niepokalaną. Przytulił go do serca i płakał: „To ją widziałem we śnie!”. Poprosił nas o modlitwę. Dałam mu adres i powiedziałam, do kogo ma się zgłosić, żeby przygotować się do chrztu. A potem zaczął przychodzić do naszej kaplicy też inny muzułmanin. Imam.

Imam też przyszedł na Mszę?

Bo był w szoku. Wszystko przez ks. Jerzego Popiełuszkę. (śmiech)

Jak to?

Po kolei. W każdym francuskim szpitalu pracują przedstawiciele różnych religii. Jest imam – bo na oddziałach jest sporo muzułmanów, jest żydowski rabin, anglikański pastor i są katolicy. Wszyscy pracujemy w jednym biurze, na pół etatu, dostajemy pensje od państwa. Laickie państwo dba, by dostęp do religii miał każdy. By w przypadku np. śmierci żyd czy muzułmanin miał obrzęd w swoim kulcie. Imam nie odwiedza jednak oddziałów tak jak my. Trochę nawet się nudzi. I kiedy za wstawiennictwem bł. ks. Jerzego w naszym szpitalu wyzdrowiał pan François, musiałam opisać jego historię dla udokumentowania jej w procesie kanonizacyjnym. Dokładny opis wydarzeń, choroby i uzdrowienia, zostawiłam na swoim biurku. I imam natknął się na te notatki. Przeczytał i od razu do mnie zadzwonił. „Siostro, kiedy wy macie te wasze Msze?! Czy mogę przyjść?” – zapytał. Był tak podekscytowany tym, że ktoś wyzdrowiał po czyjejś modlitwie. (śmiech)

Przyszedł na Mszę?

Tak, zabraliśmy go ze sobą.

Może tak Siostra w szpitalu całe zastępy muzułmanów nawrócić na Chrystusa.

Do tej pory, jak ktoś z wolontariuszy widział muzułmanina, to informował go, że w szpitalu jest imam. Ale po zdarzeniu z ks. Jerzym nabrałam odwagi, żeby proponować im rozmowę o Chrystusie. Paradoksalnie muzułmanie są dość otwarci i chętnie z nami rozmawiają. Historia z ks. Jerzym w ogóle wiele zmieniła w szpitalu, nawet we Francji. Personel zaczął nagle szukać w internecie informacji o Popiełuszce, czytać. Jedna z lekarek opowiedziała historię znajomym, a ci wpadli na pomysł, by napisać sztukę o ks. Jerzym i wystawiać ją z teatrem objazdowym we Francji. Popiełuszko był przecież też kapelanem pielęgniarek. Ten fakt poruszył ludzi w szpitalu. Po uzdrowieniu przyszła do mnie pielęgniarka, ateistka. Trzymała w ręku plik gazet i spytała, czy to prawda, co pisze „Le Parisien”, że stał się cud i że przy tym byłam.

Kolorowy „Le Parisien” pisał o ks. Popiełuszce? To cud. Co jej siostra powiedziała?

Że to prawda. Po jakimś czasie zapytałą, czy mogę ją skontaktować z jakimś księdzem, bo chce się wyspowiadać. Po 25 latach wróciła do Kościoła. I jest gorliwą parafianką oraz czcicielką bł. ks. Jerzego. To pokazuje, że tego typu zdarzenie jest ważne nie tylko dla procesu kanonizacyjnego. Pan Bóg to uczynił dla całego Kościoła i świata. Nawet to, że rozmawiamy o tym w paryskim domu wspólnoty z Kabila, która opiekuje się nawróconymi muzułmanami, nie jest przypadkiem. Bóg przez ks. Jerzego pokazuje nam drogę.

Nie wymyśliłabym tego, że przygotowując reportaż o nawróconych z islamu spotkam polską zakonnicę i będę rozmawiać z nią o ks. Popiełuszce.

Widzi pani! Czy chodzi o głoszenie Chrystusa także muzułmanom? Mamy o czym myśleć.

Cofnijmy się do roku 2012. Co tak naprawdę ks. Jerzy tu „narozrabiał”? Pan François leżał w szpitalu w Créteil…

Trafił na oddział paliatywny po 11 latach leczenia, po chemii, po przeszczepie szpiku kości. Były przerzuty i brak nadziei. Żona, Chantale, postawiła w pokoju figurkę Matki Bożej. Nie wstydzili się tego. To rzadkość we Francji! I poprosiła, żeby ktoś przychodził do męża z Komunią. François był w takim stanie, że podawałam mu często Komunię z wodą, czasem był nieprzytomny. Więc tylko się modliłam. Sugerowałam żonie, żeby się modliła za wstawiennictwem jakiegoś świętego. Ona twierdziła, że Matka Boża wystarczy. Stan był krytyczny. Chantale poprosiła mnie o adres zakładu pogrzebowego i pomoc w wyborze trumny. Powiedziałam, żeby najpierw koniecznie zawołać księdza. Miałam wewnętrzne przekonanie, że François będzie żył. Ale Chantale odparła, że gdy nadarzy się okazja, że nie ma co specjalnie wołać.

I nadarzyła się. Bo był 14 września. Dzień urodzin ks. Jerzego Popiełuszki.

I to były również urodziny naszego kapelana! Przez to też ksiądz czuł się związany z ks. Jerzym. Byli rówieśnikami. Zbliżała się godzina 15 i był piątek! François był nieprzytomny. Ksiądz udzielił mu ostatniego namaszczenia. I nagle wyciągnął z kieszeni obrazek z ks. Jerzym. Zaczął się modlić na głos. „To dzień Twoich urodzin, jeśli chcesz, to możesz coś zrobić właśnie dzisiaj!” To była mocna, zdecydowana modlitwa. Potem wyszliśmy. Obrazek został przy François.

A potem?

Sobotni ranek. Miałam dzień wolny. Przypomniałam sobie, że obiecałam przyjść z Komunią do François. Ale z drugiej strony myślałam: „Po co, on na pewno umarł”. Coś mnie jednak gnało do szpitala. Wchodzę na salę, patrzę – puste łóżko. Myślę – no tak, jest już pewnie w kostnicy. Ale słyszę też szmer lejącej się wody. I ktoś gwiżdże. Uchylam drzwi do łazienki. Oniemiałam. Od razu chwyciłam za telefon do księdza.

Jak zareagował?

Kazał mi się wyciszyć. (śmiech)

Użyła siostra słowa „cud”?

Nie pamiętam, byłam rozemocjonowana. To było silne przeżycie. Wieczorem widziałam człowieka na progu śmierci, a rano gwizdał, golił się, był ubrany.

No a ksiądz? Przyjechał pewnie od razu.

A skąd. Spokojnie podszedł do sprawy. Wiara góry przenosi. (śmiech)

A lekarze?

Pamiętam, jak zebrali się nad François z kartotekami, analizowali, dopytywali: „Kto i jakie panu dał leki?”, „Co pan zrobił?”. Nie mogli się w tym odnaleźć. Jak już się okazało, że to siły nadnaturalne, żaden z lekarzy nie wrócił powiedzieć, że się cieszy. To była dla nich porażka, coś wymknęło im się z rąk. Dlatego też miałam kłopoty ze zgromadzeniem dokumentacji medycznej. Potrzebny był certyfikat, że z medycznego punktu widzenia sprawa jest niewytłumaczalna. Odsyłano mnie od zespołu do zespołu. Nikt nie chciał wziąć do rąk dokumentacji François i jej przestudiować.

Lęk przed dowodem na istnienie Boga.

Właśnie. Ale z czasem to się zaczęło zmieniać. Nie chodzi tylko o nawrócenie. Zmieniła się atmosfera, a nawet polityka szpitala. Przedtem organizowano nam konferencje, szkolenia, np. o eutanazji. Że nie są potrzebne oddziały paliatywne, że człowiek ma prawo do umierania bez cierpienia. A po tym uzdrowieniu nigdy już nie zorganizowano takiej sesji. Za to odbyło się szkolenie o tym, jak organizować opiekę paliatywną! Jak być przy cierpiącym, jak rozmawiać z nim, kiedy prosi o eutanazję, jak go odwieść od tego – bo ludzie sami proszą o śmierć. I to też jest cud za sprawą ks. Popiełuszki. Zapanowała też cicha umowa między lekarzami a nami, z aumônerie katolickiej: otwarto nam oddziały, mamy wolny, choć nieoficjalny, bo niemożliwy w laickiej Francji, dostęp do pacjentów.

To niewytłumaczalne uzdrowienie Bóg przemyślał…

Jak wszystko. Proszę zauważyć, że cud za wstawiennictwem Jana Pawła II też miał miejsce we Francji. To są wyraźne znaki z nieba. Pan Bóg pokaże przez François też inne rzeczy – piękno rodziny, ale i jej zmagania. O tym opowiem dopiero, gdy będzie wyznaczona data kanonizacji ks. Jerzego. Teraz nie mogę. Państwo X mają w domu kapliczkę z relikwiami ks. Jerzego, są jego wielkimi czcicielami.

A wcześniej go znali?

Ani oni, ani ja. (śmiech) A na pewno nie tak! Teraz rozdaję obrazek ks. Jerzego nawet muzułmanom!