Bóg woła przy… koniach

publikacja 13.01.2016 06:00

O bezwarunkowym zawierzeniu, sile osobistego świadectwa i potrzebie braterstwa z ks. Rafałem Przybyłą, odpowiedzialnym za wspólnotę kapłańską Jezus Caritas, rozmawia Klaudia Cwołek.

Bóg woła przy… koniach Klaudia Cwołek

Klaudia Cwołek: Kiedy Ksiądz po raz pierwszy zetknął się z postacią brata Karola de Foucauld?

Ks. Rafał Przybyła: Wstępując do seminarium w 1999 roku, dowiedziałem się, że istnieje wspólnota Jezus Caritas, którą założył ks. Helmut Porada, jeden z ówczesnych ojców duchownych. Jest on pierwszym księdzem, który na Śląsku rozpropagował duchowość Karola de Foucauld, zwłaszcza w środowisku kapłańskim, gdy o bracie Karolu jeszcze mało kto wiedział. Ojciec Porada mówił o nim i o wspólnocie już na pierwszym spotkaniu z klerykami, a w trakcie mojego przygotowania do kapłaństwa w rozmowach wiele razy wracał do tego tematu. Potem, zupełnie przez przypadek, dowiedziałem się, że proboszcz mojej rodzinnej parafii w Toszku ks. Marian Piotrowski należy do tej wspólnoty i że spotkania odbywają się także u niego na plebanii. Po święceniach zapytałem ojca Poradę, czy mogę przyjechać na takie spotkanie. Zrobił dla mnie wyjątek, bo trzymał się raczej zasady, że neoprezbiter najpierw ma rozeznać swoją pracę w duszpasterstwie, a dopiero po roku może dołączyć do wspólnoty. Ale mnie zależało, żeby być we wspólnocie, a ponieważ znaliśmy się, więc się udało.

Co Księdza szczególnie pociągnęło w tej duchowości?

Przede wszystkim prostota i to, że brat Karol był cichy, nie był osobą znaną. Podobało mi się to, że był konsekwentny. Poza tym okazało się, że mamy coś wspólnego.

Pewnie chodzi o konie…?

Właśnie. Gdzieś czytałem, choć niestety nie mogę wskazać źródła i trudno mi to zweryfikować, że brat Karol, jeszcze przed nawróceniem, jako wojskowy major, miał konia, który złamał nogę, więc trzeba go było zastrzelić. I on nad tym martwym koniem miał powiedzieć, że był dobrym koniem i pójdzie do raju, ale oni się tam nie spotkają. To miał być jakiś przebłysk u brata Karola, że z jego drogą duchową jest coś nie tak. Wprawdzie ja majorem nie jestem, ale porucznikiem tak, również należę do kawalerii i też doszedłem do takiego momentu w swoim życiu, że przy koniach musiałem zastanowić się nad sobą. U brata Karola spodobało mi się jego podejście do wiary i sposobu głoszenia Ewangelii. Mieszkając wśród muzułmanów na Saharze, ludzi, którzy Ewangelii nie znali, podchodził do nich bardzo po bratersku. Myślę, że to jest ważne, żeby nie narzucać swoich zasad i norm moralnych, ale tak żyć z Jezusem, żeby dla innych było to dobre świadectwo. Zresztą w ten sposób Pan Jezus dotarł do brata Karola, przekonał go, jaką wartością jest bycie dzieckiem Bożym.

Osoby żyjące duchowością brata Karola odmawiają ułożoną przez niego modlitwę bezwarunkowego zawierzenia swojego życia Bogu Ojcu. Ona jest piękna, ale są w niej też trudne słowa, gdzie trzeba powiedzieć: „Jestem gotów na wszystko”.

„Jestem gotów na wszystko, przyjmuję wszystko, byle Twoja wola spełniła się we mnie, mój Boże”. W życiu przychodzi taka chwila, że człowiek zaczyna się zastanawiać, czy to, co robi, jest zgodne z zamysłem Pana Boga i czy służy świętości. Tak się też stało z moją pasją jeździecką. Musiałem poddać weryfikacji, czy to tylko takie widzimisię, czy może to służyć duszpasterstwu. Na rekolekcjach naszej wspólnoty w 2011 roku postanowiłem na adoracji całkowicie to Bogu powierzyć. Tak się złożyło, że wkrótce Pan Bóg dopuścił mój poważny upadek z konia, złamałem biodro i wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Okazało się jednak, że po operacji i rehabilitacji pod pewnymi warunkami będę jeszcze mógł wsiąść na konia. Jestem przekonany, że jeżeli ofiaruje się Bogu coś, co się kocha, co jest dla nas wielką wartością, może to się przyczynić do wzrostu wiary i otwarcia nowych perspektyw. Po tym całym przejściu inaczej spojrzałem na jeździectwo, które przestało być tylko moim hobby, bo postanowiłem podzielić się nim z innymi. Udało mi się stworzyć warunki do jazdy konnej dla dzieci i młodzieży, które nie miałyby może takiej okazji, a dla niepełnosprawnych zorganizowaliśmy hipoterapię. Jeżeli mówimy Bogu „jestem gotów – nawet na to, żebyś zabrał mi wszystko”, to po prostu się zwraca. Gdy oddajemy coś, co kochamy, Pan Bóg to przemienienia i pomnaża. Czasem wiąże się to z wielkim bólem, ale warto zaryzykować!

W czerwcu został Ksiądz odpowiedzialnym za całą wspólnotę Jezus Caritas dla dwóch diecezji. Czy to było zaskoczenie?

Zaczęliśmy rozmawiać o tym, żeby od strony logistycznej pomóc ojcu Poradzie w prowadzeniu wspólnoty. Wiadomo: trzeba wysyłać e-maile, dzwonić, organizować miejsca na rekolekcje itp. Zgłosiłem taką gotowość, a dopiero potem się okazało, że za tym kryje się przejęcie odpowiedzialności za całość. Na ostatnich rekolekcjach w Nysie było głosowanie i w ten sposób zostałem wybrany. Zaskoczeniem dla mnie było poparcie księży. Może to jest jakiś znak czasu dla naszej diecezji gliwickiej, bo w czerwcu w drodze na rekolekcje zginął ks. Marian Piotrowski, ks. Krzysztof Dulęba został ojcem duchownym w seminarium w Opolu, inni się wykruszyli – i zostało we wspólnocie tylko dwóch księży, reszta jest z diecezji opolskiej. W sumie jest nas prawie 30 osób i wszyscy się znamy.

Statystyka może nie jest problemem, bo brat Karol marzył o założeniu różnych wspólnot, a umierał sam… Owoce jego ofiary ujawniły się dopiero po śmierci.

Zależy mi jednak, żeby dotrzeć do tych księży z naszej diecezji, którzy należeli do naszej wspólnoty, i ponownie zaprosić ich na spotkania.

Na czym polega uczestnictwo w tej wspólnocie?

Czerpiemy z duchowości Karola de Foucauld, choć wiadomo, że nie może to być pełne stosowanie jego reguł, bo nie przeniesiemy się do pustelni. Staramy się realizować cztery filary jego duchowości w codzienności naszych parafii. Oprócz tego mamy spotkania całej wspólnoty i w mniejszych grupach. Zawsze zaczynamy od luźnej rozmowy. Potem jest około godziny adoracji Najświętszego Sakramentu w kościele. W ogóle codzienne trwanie przed Najświętszym Sakramentem, choćby przez chwilę, jest dla nas bardzo ważne, by przejąć się obecnością Boga i być do Jego dyspozycji i dla bliźnich. Później odmawiamy wspólnie brewiarz, mamy skromny poczęstunek i tzw. rozmowę braterską, podczas której dzielimy się tym, w jaki sposób duchowość i wskazówki Karola de Foucauld można zastosować w naszym życiu kapłańskim i duszpasterskim. Służy to wymianie doświadczeń, konstruktywnej krytyce i dyskusji. Te spotkania są dla nas budujące i wspierają w problemach, których doświadczamy. Tu nie ma miejsca na moralizowanie czy pouczanie. Jest to rzeczywiście braterskie spotkanie ludzi, którzy wyszli z tego samego seminarium i co ważne, wszyscy znają ojca Poradę, założyciela wspólnoty. Co roku mamy też czterodniowe rekolekcje z braterskim spotkaniem, które zawsze jest przez nas oczekiwane.

Na koniec chciałam zapytać o „ostatnie miejsce”, które jest jednym z czterech filarów waszej duchowości. Jak je rozumiecie, skoro ksiądz w duszpasterstwie pełni zwykle rolę lidera?

Mogę szczerze powiedzieć, że moje ostatnie miejsce aktualnie ciągle ktoś mi uświadamia. Jeżeli nie chce się iść z prądem, trzeba się liczyć z tym, że można dostać po głowie i mocno to odczuć. Myślę, że proza życia to weryfikuje, nie musimy sami specjalnie poszukiwać ostatniego miejsca. Księża na ostatnie miejsce bywają ściągani w szkole przez swoich uczniów. Mnie osobiście uczą tego śmieci. Za chwilę, po tym wywiadzie pójdę przerzucać kilogramy plastiku do recyklingu, żeby w ten sposób zdobyć pieniądze na hipoterapię. Ktoś może powiedzieć, że jestem prezesem stowarzyszenia, no i jestem, ale pracuję też w śmieciach. Ostatnie miejsce to również umiejętność przyjęcia pomocy, a jeszcze bardziej proszenia o pomoc, gdy jest się w potrzebie. A księżom w osobistym sprawach trudno jest zwracać się o pomoc. Brat Karol zresztą też musiał się tego nauczyć.

Ks. Rafał Przybyła urodził się w 1980 roku, pochodzi z Toszka. Święcenia kapłańskie przyjął w 2007 roku, od 2013 roku jest wikarym w parafii św. Józefa w Zabrzu. Założył Stowarzyszenia Miłośników Koni „Hubertus”, którego jest prezesem. Pełni też funkcję diecezjalnego duszpasterza miłośników koni i kapelana 3. Pułku Ułanów Śląskich. Od czerwca 2015 roku jest odpowiedzialny z a wspólnotę kapłańską Jezus Caritas.

***

Bł. Karol de Foucauld

Hrabia, wcześnie osierocony, agnostyk i hulaka. Mając 22 lata, zostaje oficerem i wyjeżdża do Algierii. Później porzuca wojsko i podejmuję wyprawę do Maroka. Świadectwo wiary muzułmanów budzi w nim pytanie: „Czyżby Bóg istniał?”. Po powrocie do Francji, mając 28 lat, doznaje łaski nawrócenia. Wyrusza do Ziemi Świętej i pragnie naśladować Jezusa w Jego ukrytym życiu w Nazarecie. 7 lat spędza u trapistów, potem 4 lata w Nazarecie jako pustelnik. W 1901 roku zostaje wyświęcony na kapłana. Zamieszkuje na Saharze, spędza całe godzimy na modlitwie przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie. Chce być bratem i przyjacielem koczowników z pustyni – poznaje ich język, kulturę, stara się ich kochać i całym swoim życiem „krzyczeć Ewangelię”. Pozostaje wśród nich w sytuacji zagrożenia. Ginie zamordowany w Tamanrasset, 1 grudnia 1916 r. w wieku 58 lat. (na podstawie male-siostry-jezusa.org)

Cztery filary duchowości Brata Karola

  • Przejęcie obecnością Boga.
  • Bycie obecnym do dyspozycji Boga i bliźnich.
  • Trwanie przed Bogiem w zastępstwie tych, którzy Go nie poznali.
  • Poszukiwanie dla siebie „ostatniego miejsca” – solidaryzowanie się z najuboższymi i pogardzanymi.
TAGI: