Chrześcijaństwo z odzysku

GN 51/2015 |

publikacja 17.12.2015 00:15

– Kurdyjskie elity polityczne dojrzewają do uznania zbrodni dokonanych w okresie ludobójstwa Ormian przed 100 laty – mówi Gaffur Türker, sekretarz Fundacji Ormiańskiego Kościoła 
św. Grzegorza w tureckim Kurdystanie w rozmowie z Tomaszem Grzywaczewskim
.

Wnętrze ormiańskiego kościoła 
św. Grzegorza w Diyarbakir w tureckim Kurdystanie, jednej z największych ormiańskich świątyń na Bliskim Wschodzie Tomasz Grzywaczewski Wnętrze ormiańskiego kościoła 
św. Grzegorza w Diyarbakir w tureckim Kurdystanie, jednej z największych ormiańskich świątyń na Bliskim Wschodzie

Tomasz Grzywaczewski: Stał się Pan mocno wierzącym chrześcijaninem? 


Gaffur Türker: Przyznam, że dla mnie najważniejsza jest tożsamość ormiańska, a nie religia. 


Przejście z islamu na chrześcijaństwo to bardzo poważna decyzja, która musi być zapewne podyktowana głęboką duchową potrzebą. 


Przez wiele lat, podobnie jak wszyscy moi bliscy, byłem tzw. ukrytym Ormianinem. Ormianie, którzy ocaleli z ludobójstwa, które miało miejsce w latach 1915–1917, musieli przejść na islam, żeby ratować swoje życie. Moja rodzina pochodzi z wioski położonej w pobliżu miasta Batman. Prawie wszystkich moich przodków zamordowano, przeżyły tylko trzy osoby. Jedna z nich uciekła do Syrii, a pozostałe dwie – w tym mój dziadek – zmieniły religię. Ojciec również był muzułmaninem. Oni wprawdzie żyli jak wyznawcy islamu, ale wiedzieli, że są Ormianami.


Dlaczego w takim razie Pan zdecydował się wrócić do wiary przodków?


Pamiętam, jak bardzo mój dziadek nienawidził tego, że został muzułmaninem. Tutaj nie chodzi o konkretną religię, ale o utraconą tożsamość. Zabrano nam wszystko. Religię, język, kulturę. Teraz chcę to odzyskać. Mój brat jako pierwszy nawrócił się na chrześcijaństwo i jego decyzja została przez rodzinę bardzo źle odebrana. Bali się, że to ściągnie na nas kłopoty. Od ludobójstwa minęło dokładnie sto lat, ale te wydarzenia ciągle głęboko tkwią w świadomości tureckich Ormian. To przekazywany z pokolenia na pokolenie strach przed tym, że tamte niewyobrażalne okropieństwa mogą się powtórzyć. Ponadto mój brat nie wytłumaczył przyczyn swojej decyzji. Ja zacząłem od przedstawienia swojej motywacji. Cierpliwie opowiadałem, że chcę odszukać utracone dziedzictwo. Nagle okazało się, że niektórzy moi krewni i znajomi również odchodzą od islamu, ponieważ pragną czuć się Ormianami. Obecnie takich osób jest już dwadzieścia. 


Ilu „ukrytych Ormian” – muzułmanów żyje obecnie w Turcji?


Zgodnie z naszymi szacunkami to od 4 do 5 mln osób zamieszkujących terytorium całej Turcji. Część z nich ma bardzo ograniczoną świadomość swoich korzeni, ale dlatego właśnie musimy to żmudną pracą powolutku zmieniać. Chciałbym, żeby idea powrotu przez chrześcijaństwo do ormiańskości promieniowała na wszystkich moich rodaków. 


A jak wygląda sytuacja w samym Diyar­bakir? To wyjątkowe miasto, o którym mówi się jako o nieformalnej stolicy tureckiego Kurdystanu. Ponadto w rozmowach pojawiają się jego trzy różne nazwy. Turcy mówią o Diyar­bakir, dla Kurdów to Amed, z kolei Ormianie używają określenia Tigranakert, od imienia króla Tigranesa II Wielkiego. Każdy z tych narodów rości sobie historyczne pretensje do tego miejsca. 


W 1900 r. 60 proc. mieszkańców miasta stanowili chrześcijanie. Około 90 proc. z nich było Ormianami. Ludobójstwo wszystko zmieniło. Dopiero w 1920 r. powróciło tutaj mniej więcej 400 rodzin „ukrytych Ormian”. Ale w październiku 1955 r. połowa z nich uciekła za granicę. Wtedy doszło do tzw. pogromu w Stambule, skierowanego przeciwko ludności niemuzułmańskiej. Fala przemocy była wymierzona w pierwszej kolejności przeciwko Grekom, ale rykoszetem uderzyła również w Ormian w różnych tureckich miastach. Potem przyszedł rok 1974 i konflikt o Cypr Północny. Podobnie jak w latach 50., znowu staliśmy się ubocznymi ofiarami animozji grecko-tureckich. A koniec ubiegłego stulecia to regularne starcia zbrojne pomiędzy turecką armią a Partią Pracujących Kurdystanu. I tym razem cierpieliśmy w nie swojej wojnie.


Czyli za każdym razem, kiedy dochodzi do napięć etnicznych, Ormianie stają się celem ataku?


My jesteśmy tylko trawą, którą mogą zdeptać i władze w Ankarze, i planowana kurdyjska autonomia. Nikt się z nami nie liczy. Chociaż z punktu widzenia przede wszystkim tureckich nacjonalistów to właśnie Ormianie są najgorszymi wrogami Turków. Proszę sobie wyobrazić, że często powtarzana opinia brzmi mniej więcej tak: Kurdowie to w zasadzie nasi pobratymcy (nazywani nawet „Turkami górskimi”) i bracia w wierze, a za tym całym ich ruchem narodowowyzwoleńczym stoją ci demoniczni Ormianie. To oni chcą nas skłócić. Takie stwierdzenia są absurdalne, bo przecież Kurdów jest ponad 20 mln i to problem ich podmiotowości należy rozwiązać w pierwszej kolejności. Ale, niestety, my jesteśmy zawsze na cenzurowanym. Zdarzało mi się, że w zachodniej Turcji nie chciano ze mną rozmawiać tylko dlatego, że jestem Ormianinem. Ale prawdą jest, że Ormianie działają w Partii Pracujących Kurdystanu i uchodzą tam za najbardziej bitnych partyzantów.


Rozmawiamy w szczególnych okolicznościach politycznych. Po przedterminowych wyborach parlamentarnych, wygranych przez Partię Sprawiedliwości i Rozwoju oskarżanego o sułtańskie zapędy prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana, w tureckim Kurdystanie znowu słychać strzały. Kurdowie twierdzą, że nie zamierzają zrezygnować z marzeń o autonomii. Co może to oznaczać dla Ormian i dla kościoła św. Grzegorza, jednej z największych ormiańskich świątyń na Bliskim Wschodzie?


Obecnie sytuacja jest bardzo napięta. Od kilku miesięcy w całym regionie trwają walki, które nie ominęły również Starego Miasta Diyarbakir, nazywanego Sur, gdzie znajduje się nasz kościół. Latem na naszej ulicy doszło do silnej eksplozji. Obecnie w okolicach świątyni fortyfikują się partyzanci z kurdyjskiej samoobrony. Prawdopodobnie będziemy musieli zamknąć kościół, żeby chronić odnowione wnętrza, ale również naszych gości [kilka dni po tej rozmowie kościół rzeczywiście został tymczasowo zamknięty – przyp. autora]. Świątynia jest dzisiaj znana na całym świecie i rocznie odwiedzają ją tysiące turystów z zagranicy, w tym również z ormiańskiej diaspory. A jeszcze kilka lat temu budynek znajdował się w ruinie. Brakowało dachu, ołtarz był zniszczony, posadzkę pokrywał gruz. To, że udało się go odnowić, jest zasługą grupy aktywistów skupionych wokół naszej fundacji. Ale niebagatelne znaczenie miało również wsparcie ze strony władz miejskich, kontrolowanych przez prokurdyjską partię HDP. Władze miasta pokryły ok. 30 proc. kosztów renowacji. Boję się, że w przypadku eskalacji walk nasz wysiłek może pójść na marne.


Jak kształtują się obecnie relacje pomiędzy Kurdami a Ormianami? 


Dla Turków jesteśmy we wschodniej Turcji, dla Kurdów w tureckim Kurdystanie, a dla Ormian w zachodniej Armenii. Mówiąc o relacjach turecko-kurdyjskich, musimy przede wszystkim pamiętać o udziale Kurdów w ludobójstwie. Wprawdzie rzeź Ormian została zaplanowana i przebiegała pod kierownictwem tureckich władz, ale w praktyce mordowali bardzo często nasi kurdyjscy sąsiedzi. Nie żadne wytrenowane szwadrony śmierci, tylko zwykli ludzie. Nienawiść bardzo łatwo jest rozniecić. Ormianie przeważnie byli osobami zamożnymi oraz wpływowymi w lokalnych społecznościach. Takimi, na które patrzysz z zazdrością, bo mają większe pole albo liczniejsze stado. I jak z góry poszło hasło do mordowania, to prości wieśniacy zaczęli zabijać. Do dziś nie tylko Turcy, ale również Kurdowie nie rozliczyli się ze swoją przeszłością.


Czy to oznacza, że nie ma szans na pojednanie? Jeśli nie z Turkami, to przynajmniej z Kurdami? Przecież tak czy inaczej będziecie żyli obok siebie na tej samej ziemi.


Od czasu powstania Partii Pracujących Kurdystanu Kurdowie spoglądają na Ormian jak na przyjaciół. Wspominałem już o udziale Ormian w partyzantce i o finansowym wsparciu remontu naszego kościoła przez władze miasta. Sam mam bardzo wielu przyjaciół w HDP, a politycy tej partii podkreślają, że walczą nie tylko o prawa Kurdów, ale o interesy wszystkich uciskanych w Turcji mniejszości. Wierzę, że potencjalna kurdyjska autonomia przyznałaby również prawa Ormianom. Kurdyjskie elity polityczne dojrzewają do uznania zbrodni dokonanych w okresie ludobójstwa i uważam, że dzisiaj jest właśnie szansa na pojednanie między naszymi narodami. Wielonarodowa oraz wieloreligijna Turcja jest moim marzeniem. Ale rozum podpowiada, że to wizja utopijna. Obecny konflikt o kurdyjską autonomię może przynieść kolejne represje. Obawiam się, że wtedy my, Ormianie, ponownie będziemy cierpieć

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.