Pionierzy powojennej diecezji

Katarzyna Buganik

publikacja 14.12.2015 06:00

Nowe ziemie, ludzie z różnych miejsc dawnej Polski i autochtoni. Bieda, brak struktur i administracji, opustoszałe kościoły i plebanie – tak m.in. wyglądała rzeczywistość w pierwszych powojennych latach w diecezji gorzowskiej.

  Ks. Robert Kufel, dyrektor Archiwum Diecezjalnego w Zielonej Górze, pracuje obecnie nad „Słownikiem biograficznym księży pracujących w Kościele gorzowskim w latach 1945–1956” Katarzyna Buganik /Foto Gość Ks. Robert Kufel, dyrektor Archiwum Diecezjalnego w Zielonej Górze, pracuje obecnie nad „Słownikiem biograficznym księży pracujących w Kościele gorzowskim w latach 1945–1956”

Mija 70 lat od powrotu Kościoła na Ziemie Zachodnie. O niełatwych powojennych czasach, pracy duszpasterskiej kapłanów i administratorów kościelnych diecezji gorzowskiej oraz o próbie ujęcia tego tematu w sposób encyklopedyczny opowiada ks. Robert Kufel, dyrektor Archiwum Diecezjalnego w Zielonej Górze, autor najnowszej publikacji pt. „Słownik biograficzny księży pracujących w Kościele gorzowskim w latach 1945–1956”.

Jedna siódma Polski

Losy nowych mieszkańców Ziem Zachodnich nie były łatwe. Byli to głównie przesiedleńcy z Kresów, którzy musieli opuścić swoje domy, gospodarstwa i parafie. Kiedy tutaj przyjechali, zaczynali wszystko od początku. Organizowali sobie codzienne życie, tworzyli parafie i remontowali kościoły, tworzyli nową rzeczywistość na obcej dla nich ziemi. – Po 1945 roku większość ludności niemieckiej, która zamieszkiwała te tereny, została wysiedlona. Napłynęła ludność polska, głównie katolicka, z Kresów Wschodnich i Wielkopolski. W nich wtopili się autochtoni – Niemcy, którzy tu zostali, ale też i Polacy, głównie w miejscowościach przy granicy z Wielkopolską, np. w Babimoście, Dąbrówce Wielkopolskiej czy Nowym Kramsku – wyjaśnia ks. R. Kufel. – Wojna spowodowała ogromne spustoszenie. Obiekty sakralne w większości stały puste, miejsce duchownych niemieckich zajęli polscy księża, którzy kontynuowali działalność religijną w kościołach lub przystosowywali świątynie ewangelickie do kultu katolickiego – dodaje dyrektor archiwum. Po II wojnie światowej, na skutek zmian w granicach państwa (ziemie na wschód od Niemna i Bugu zostały włączone do Związku Radzieckiego, historyczne ziemie polskie – Śląsk, ziemia lubuska, Pomorze Zachodnie ze Szczecinem, Warmia i Mazury oraz Gdańsk – wróciły do Polski, a zachodnie granice państwa ustanowiono na Odrze i Nysie Łużyckiej), nastąpiły również istotne zmiany w administracji terytorialnej Kościoła. 8 lipca 1945 roku Stolica Apostolska udzieliła kard. Augustowi Hlondowi specjalnych upoważnień do organizowania życia Kościoła na Ziemiach Zachodnich. Kardynał ustanowił, dekretem z 15 sierpnia 1945 roku, nowe jednostki terytorialne – administracje apostolskie – i zamianował ich rządców. Administratorem diecezji gorzowskiej został ks. dr Edmund Nowicki. Jej obszary objęły tereny należące wcześniej do archidiecezji wrocławskiej, diecezji berlińskiej i wolnej prałatury w Pile. Pod względem wielkości obszar ten objął 44 836 km kw., co stanowiło 1/7 terytorium Polski. Ksiądz Nowicki musiał organizować życie kościelne praktycznie od podstaw. Zastał 134 parafie i placówki duszpasterskie, 243 kościoły i kaplice katolickie, z  których tylko 155 nadawało się do sprawowania kultu. Pozostało przy nich tylko 57 księży, w większości polskiego pochodzenia. Nie było kurii biskupiej, sądu kościelnego, seminarium duchownego i katedry. Te wszystkie struktury ks. Nowicki i jego następcy tworzyli przez kolejne, niełatwe dla Kościoła w Polsce lata.

Łatwo nie 

Historia powojennego Kościoła na Ziemiach Zachodnich to jednak nie tylko tworzenie struktur kościelnych i administracji, ale przede wszystkim losy zwykłych ludzi, parafian i ich duszpasterzy, którzy Kościół budowali tu od początku. Choć tereny diecezji zasiedlali Polacy, to była to ludność zróżnicowana, o różnych zwyczajach i tradycji. – Ludzie, którzy tu przyjechali, często stracili cały dorobek życia, byli doświadczeni wojną i biedą. Niektórzy księża zetknęli się tutaj z ludnością niemiecką i kapłanami niemieckimi. Ta współpraca różnie się układała, były akty niezgody, ale nie brakowało też współpracy – zauważa ks. Kufel. Sytuacja z przejmowaniem kościołów lub ich adaptowaniem była zróżnicowana. Nie wszędzie od razu istniała możliwość sprawowania kultu. W niektórych miejscowościach nie było większych problemów, w niektórych jednak przypadkach dochodziło do przykrych polsko-niemieckich incydentów. Do dziś zachowały się w archiwum diecezjalnym informacje i dokumenty o początkach diecezji oraz pracy kapłanów w latach powojennych. Ważnym źródłem są m.in. księgi parafialne, wspomnienia księży oraz sprawozdania z pracy duszpasterskiej. O pierwszych powojennych latach w swojej parafii w raporcie na 10-lecie diecezji pisał m.in. ks. Maciej Bulak, proboszcz parafii w Chociszewie. „Przykre zaiste to były czasy (…) bez kościoła i pociech religijnych. Był tu wprawdzie ks. Szulc, Niemiec, ale o odprawianiu nabożeństw dla Polaków nie chciał słyszeć. Oznaczało to w praktyce, że kościół dla Polaków był zamknięty. W połowie czerwca 1945 roku ks. Szulc wyjechał z Chociszewa” – relacjonował ks. Bulak. Parafianie zabiegali w Poznaniu i Gorzowie o nowego księdza. Dopiero w połowie sierpnia 1945 roku przybył do Chociszewa, bezpośrednio z obozu hitlerowskiego, ks. Aleksander Kusiak. „Ks. Kusiak przyjął kościół parafialny i jego majątek, a zwłaszcza paramenta kościelne, które zachowały się w całości, pobudził życie religijne i (…) nadzieje trwałego kultu religijnego w parafii. Kościół z przynależnościami zachował się w stanie dobrym i nienaruszonym, wyłoniły się natomiast trudności przyodziewku samego księdza, który wracając wprost z obozu nie posiadał np. sutanny. Był to jednak okres przejściowy i krótkotrwały i ks. Kusiak nie zwracając uwagi na braki, z miejsca wniósł do parafii to, na co czekał lud katolicki – przywrócił życie religijne” – opisywał ks. Bulak.

On bardzo chciał tu zostać

Trochę inny obraz powojennej rzeczywistości przedstawił w swoich wspomnieniach pt. „Moje kapłaństwo” ks. Jan Głażewski. Przybył na Ziemie Zachodnie, do Zatonia k. Zielonej Góry, tuż po wojnie jako młody chłopak wraz z rodzicami i rodzeństwem. W trudnych dla Kościoła latach przebywał najpierw w seminarium duchownym w Gorzowie Wlkp., a później jako młody kapłan podjął pracę w diecezji. Ksiądz Głażewski dokładnie opisuje swoje przybycie do Zatonia i stan kościoła w tej miejscowości, a także przekazanie parafii polskiemu księdzu przez kapłana niemieckiego. „W Zatoniu zaczęło się dla nas nowe życie. Tak się złożyło, że gospodarka nasza była przy kościele, z czego byliśmy bardzo zadowoleni. Kościół był otwarty i zaśmiecony. Leżało pełno różnych papierów. Po kilku dniach poszliśmy wszyscy, cała nasza rodzina wraz z Niemcami (którzy jeszcze przebywali w Zatoniu), by pozamiatać, posprzątać w kościele. Było widać, że Niemcy są bardzo z tego zadowoleni i chętnie nam we wszystkim pomagali. A potem były niekończące się rozmowy o poświęceniu kościoła i o Mszy świętej”. Pragnieniem nowych mieszkańców Zatonia było sprowadzenie polskiego księdza. Kilkunastoletni wówczas Jan pojechał rowerem do Zielonej Góry i w parafii św. Jadwigi poprosił ks. Kazimierza Michalskiego o poświęcenie kościoła. „Cała wieś urządziła takie przyjęcie, jakby co najmniej zastępcę papieża mieli witać. W umówionym dniu pojechałem po księdza dziekana, a gdy przyjechał było tyle radości i szczęścia (…). W kościele było pełno ludzi. Najpierw odbyło się poświęcenie kościoła, a potem Msza św., pierwsza w tym poprotestanckim kościele. Wtedy pierwszy raz ta nieznana sobie ludność zebrała się w kościele i choć trochę wzajemnie się poznała”. Ksiądz Głażewski bardzo pozytywnie wspomina również niemieckiego kapłana w parafii Ługi, do którego należało Zatonie. „Nasz pierwszy proboszcz był Niemcem i bardzo chciał u nas zostać, bardzo mu się podobali polscy katolicy. (…) Pilnie uczył się polskiego języka (…), przyjeżdżał do nas w każdą niedzielę, odprawiał Mszę św. i mówił kazanie po polsku. (…) Źli ludzie jednak bardzo go znieważyli, obrabowali (…) i wypędzili do Niemiec” – pisał we wspomnieniach ks. Głażewski.

Ponad 200 nazwisk

Źródła archiwum diecezjalnego pozwalają na uporządkowanie informacji o pionierskich duszpasterzach diecezji. Zadania spisania biografii tych kapłanów podjął się ks. Robert Kufel. Obecnie kończy prace związane z pierwszym tomem publikacji na ten temat. – Jest to „Słownik biograficzny księży pracujących w Kościele gorzowskim w latach1945–1956”. To okres pionierski w naszej diecezji, najtrudniejszy, bo w pierwszych latach po wojnie, ale i bardzo ciekawy, bo pokazujący rolę i działania, które zostały podjęte, by Kościół mógł tutaj istnieć. Na podstawie archiwaliów zgromadziłem nazwiska wszystkich księży, którzy pracowali w naszej diecezji w tych latach, mieli dekrety administratorów, by być wikariuszami czy zarządcami parafii. Jest to alfabetyczny spis nie tylko księży diecezjalnych, ale także zakonników. W pierwszym tomie słownika znalazły się nazwiska księży od litery A do G. To ponad 200 biografii kapłanów – wyjaśnia ks. Kufel. Słownik zawiera dane biograficzne, m.in. daty i miejsca urodzin, informacje o wykształceniu, o rodzicach, przebiegu pracy, aż do śmierci i pogrzebu. Do tego przy każdym biogramie podane zostały literatura i źródła oraz zdjęcie kapłana. – To jest bardzo ciekawe przeżycie, móc prześledzić życie i działalność kapłanów w latach pionierskich diecezji, bo każdy ksiądz to inna historia człowieka, napisana przez samo życie. Wśród tych kapłanów byli m.in. więźniowie obozów koncentracyjnych, kapelani wojskowi, księża, którzy po 1945 roku byli represjonowani przez UB, naukowcy, katecheci, czynni duszpasterze z różnymi charyzmatami. Wszyscy oddani pracy dla Kościoła i wielcy patrioci – podsumowuje dyrektor archiwum.

TAGI: