Krótka lekcja siania

Marcin Jakimowicz

GOSC.PL |

publikacja 07.12.2015 06:00

Pięciokrotnie okrążyli kulę ziemską. Grali przed dwustutysięczną publiką. Ich piosenki trafiły pod strzechy, czyli do blokowisk. U2? Coldplay? Nie! Siewcy Lednicy!

Krótka lekcja siania Siewcy Lednicy to prawdziwy fenomen. Zespół do tańca i do różańca TRICOLORS/EAST NEWS

Być może nucisz pod nosem ich piosenki, nie mając pojęcia, kto je napisał. Zakład? „Nie bój się, wypłyń na głębię, jest przy tobie Chrystus”, „Podnieś mnie, Jezu, i prowadź do Ojca” czy „Wy jesteście solą ziemi! Wy jesteście światłem!” albo wpadająca momentalnie w ucho (i niewypadająca z niego) muzyczna adaptacja Pieśni nad Pieśniami: „Powstań, przyjaciółko ma,/ Piękna ma, i pójdź!/ Bo oto minęła już zima, deszcz ustał i przeszedł,/ na ziemi widać już kwiaty, nadszedł czas przycinania winnic”. Porywająca piosenka, przy której nogi same rwą się do tańca: „Ojcze, prowadź mnie, prowadź mnie, wola Twa niech dzieje się” ma już 300 tys. wyświetleń na YouTubie, a o 15.00 wiele rozgłośni katolickich emituje ich śpiewaną wersję Koronki do Bożego Miłosierdzia. Bez dwóch zdań: Siewcy Lednicy to prawdziwy muzyczny fenomen. Zespół do tańca i do różańca.

Poszukiwacze świętego grilla

Widziałem ich w akcji kilkukrotnie. Nie zdumiało mnie to, że potrafili wprawić w modlitewny taneczny trans dwustutysięczny tłum na Lednicy. Powiedzmy sobie szczerze: to było jak zapalenie zapałki na stacji benzynowej. Młodzi przyjechali przede wszystkim po to, by celebrować święto radości, a ten gejzer prędzej czy później i tak by eksplodował. Widziałem jednak kiedyś Siewców w sytuacji, która nie była duszpasterską sielanką. Mieli krótkie zadanie: oderwać ludzi od grilla i zaprosić ich do modlitwy. Udało im się.

To było spotkanie z mieszkającą w Niemczech Polonią. Tłum kursował między grillem a ołtarzem i naprawdę przez pierwsze godziny nie chciałem się w tym dopatrywać kondycji niemieckiego Kościoła. Samo przyszło… – Ci młodzi są samotni w swoim środowisku, ale dzięki naszym spotkaniom mają szansę zobaczyć rówieśników, którzy żyją tymi samymi wartościami – opowiadał współorganizator spotkania ks. Bogdan Retusz. – Naprawdę są męczennikami coraz bardziej niezrozumianymi w swym przeżywaniu wiary. Są w swej wierze bardzo samotni. Są mniejszością. I dlatego muszą od czasu do czasu zobaczyć tłum rówieśników, którzy uwielbiają Boga. Muszą zobaczyć, że nie są jedyni, nie są dziwakami. Każdego dnia walczą. Dlatego zabieram ich na Lednicę. Ostatnio usłyszałem: „Wie ksiądz, zauważyłem, że to tu, a nie u mnie w klasie, jest normalna młodzież”. 

Gdy na scenę wyszli Siewcy Lednicy, a z głośników popłynęły pełne ognia dźwięki: „Tak, tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham,/ tak, tak, Panie, przecież Ty to wiesz”, nikt nie umiał ustać w miejscu. Nie trzeba już było przekonywać ludzi: „Zostawcie kiełbaski!”. W niebo popłynęła modlitwa, którą siostrze Faustynie podpowiedział sam Jezus. Siewcy Lednicy rozruszali to spotkanie. Byli rodzajem modlitewnego lodołamacza.

Nikt tego nie planował

W szczerym polu spośród tysięcy dmuchawców i słodkawo pachnącego jaskrawego rzepaku w górę wystrzela ceglany dom. Nowoczesny, ale oszczędny w formie. To centrum lednickie, rodzaj szkoły. – Bo Lednica to nie akcja. To formacja. Tu nieustannie się coś dzieje – podkreśla o. Jan Góra. Po VI Światowych Dniach Młodzieży w Częstochowie, jako naturalna kontynuacja entuzjazmu młodych, w 1997 roku narodziły się coroczne spotkania Lednica 2000. Przed spotkaniem w Roku Jubileuszowym 2000 padł pomysł ożywienia wspólnej lednickiej modlitwy i kontemplacji radosnym śpiewem i tańcem. I tak się stało.

– Naprawdę czujemy, że to jest dzieło Boże, a nie nasz pomysł na życie – opowiada współzałożyciel grupy, skrzypek z Żywiecczyzny Marcin Pokusa (ostatnio ze względu na pracę w Operze Krakowskiej musiał zrezygnować z grania w Siewcach). – To, co wydarzyło się z zespołem, przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Po latach widzę: jesteśmy jedynie narzędziami w Jego ręku. Graliśmy mnóstwo koncertów w Polsce, za granicą, kilkukrotnie w Stanach Zjednoczonych. Przecież tego nikt na początku nie planował. Zostaliśmy zrodzeni przez Lednicę i dla Lednicy.

Poznaliśmy się w sanktuarium Matki Niezawodnej Nadziei na Jamnej. Miałem wówczas mocne wejście. Znajomy, by zaimponować pewnej kobiecie, wniósł mnie na rękach. (śmiech) Podziałało. Efekt był piorunujący. To na Jamnej spotkałem Piotra „Żarówę” Ziemowskiego. Zaczęliśmy razem grać. Powstały pierwsze utwory: „Tańcem chwalmy Go!”, „Błogosławcie Pana” i „Słuchaj, Izraelu”. – Jak gra się dla dwustu tysięcy ludzi? Przechodzą ciarki, masz gęsią skórkę, ale powiem szczerze, nie myślisz wówczas o tym, że grasz dla tak wielkiego tłumu – opowiada Marcin Pokusa. – Staraliśmy się zawsze traktować nasz koncert jak modlitwę. Niezależnie od tego, czy przed sceną widzieliśmy morze ludzi, czy kilkadziesiąt osób. Zawsze skupialiśmy się na modlitwie, reszta nie miała tak wielkiego znaczenia i schodziła na dalszy plan.

– Ludzie pytają mnie, jaki jest nasz największy hit, ale ja nie myślę w tych kategoriach – opowiada lider grupy Piotr Ziemowski. – Odpowiadam: mogę wam opowiedzieć, co jest dla mnie największym szczęściem. Jadę samochodem. Jest sierpień, z nieba leje się żar, więc mam otwarte szyby. Obok mnie maszeruje pielgrzymka. Jest godzina 15 i słyszę, że młodzi ludzie zaczynają śpiewać Koronkę do Bożego Miłosierdzia na naszą melodię. Bardzo wzruszają mnie takie obrazki. Wtedy wiem, że było warto…

Nie pamiętam ostatnimi czasy weekendu, który spędziłbym w domu. Jesteśmy nieustannie w drodze, a to nie ułatwia życia, bo aby dojechać na drugi koniec Polski i wrócić, musisz „tracić” dwa dni. Zaproponowaliśmy nowy model koncertu: pieśni uwielbienia połączone z modlitwą tańcem, gestami. Jak pokazało życie, pomysł wypalił. Teraz przygotowujemy propozycje na Światowe Dni Młodzieży.

Przyspieszenie

Od 2000 roku Siewcy towarzyszą spotkaniom lednickim. Komponują muzykę i modlą się wraz z uczestnikami. Do zespołu dołączają wciąż nowi muzycy. Zagrali już niemal 700 koncertów. Grali św. Janowi Pawłowi II i Benedyktowi XVI, na którego przyjazd do Polski napisali specjalny hymn „Nie lękajcie się”.

Po śmierci Jana Pawła II cała Polska widziała, jak Jan Góra, stojący w długiej kolejce do trumny papieża, trząsł się w szczerym płaczu. – Nie potrafiłem się opanować. Nie mogłem uwierzyć, że nie będzie już tych wspólnych śniadań, kolacji, prezentów, słów. Ale otrząsnąłem się. Odkryłem jedno: trzeba przekuć te emocje na kulturę. Inaczej nie znajdziemy z młodymi wspólnego języka. Dokładnie to robią Siewcy Lednicy: przekuwają emocje na kulturę. Jeszcze zanim Benedykt XVI zaskoczył świat informacją o rychłej beatyfikacji, oni śpiewali litanię do Jana Pawła II. Powtarzający się refren: „Szukałem was, teraz wy do mnie przychodzicie” stał się hymnem czuwania. Przed kanonizacją Jana Pawła II razem z tysiącami polskich pielgrzymów czuwali na Piazza Navona w Rzymie.

Zespół wydał dotąd pięć płyt: „Wybierz Chrystusa”, „Tańcem chwalmy Go!”, „Koronka do Bożego Miłosierdzia”, „Nie lękajcie się” oraz „Nasze oczekiwanie”. – Każdy koncert jest dla nas modlitwą – nie ma wątpliwości Piotr Ziemowski. – Nieważne, czy masz pod sceną stutysięczny tłum, czy grasz na rynku małego miasteczka. Zawsze staramy się modlić naszymi piosenkami. Chcemy, by choć do jednej osoby dotarło to, co płynie z głośników. Dlaczego? Bo przecież my śpiewamy jedynie słowo Boże (piosenki są biblijnymi cytatami) i fragmenty tekstów świętego Jana Pawła II! Moje ulubione miejsce? Siedlce. Na tej scenie stawiałem pierwsze kroki. Jako mały chłopiec na deskach tego amfiteatru wygrałem Festiwal Piosenki Harcerskiej. Lubię tam wracać. (śmiech) W tym roku w czasie siedleckiego festiwalu „Hosanna” doświadczyliśmy tak potężnej walki duchowej, „oporu materii”, że nie da się tego opowiedzieć w kilku zdaniach. Komuś bardzo nie podobało się to, że śpiewamy biblijne wersety. Sytuacja wymknęła się spod kontroli.

„Lednica” stała się rozpoznawalnym hasłem, a młodych w koszulkach z rybką spotkać można na ulicach całej Polski. Piosenki Siewców stanowią żelazny repertuar wielu wspólnot nad Wisłą. Czy o tym myśleli na początku? Nie! – Najciekawsze jest to, że my nigdy nie dbaliśmy o to, by popularyzować nasze piosenki – uśmiecha się Piotr Ziemowski. – Naprawdę! Nie zabiegaliśmy o reklamy, nie wydzwanialiśmy po festiwalach. To dla mnie dowód na to, że jeśli działa Duch Święty, wszystko nabiera ogromnego przyspieszenia.

TAGI: