Eśdeemowi ludzie

ks. Roman Tomaszczuk

publikacja 19.11.2015 06:00

Nie nudzą się, mają mnóstwo na głowie, uczą się i udzielają, gdzie tylko się da – dlatego można na nich liczyć.

Paweł Kowcz jest uczniem II LO w Dzierżoniowie zdjęcia ks. Roman Tomaszczuk /Foto Gość Paweł Kowcz jest uczniem II LO w Dzierżoniowie

Zostało 250 dni do Światowych Dni Młodzieży w Krakowie, gdzie organizatorzy spodziewają się nawet 2 mln uczestników. Zanim jednak wszyscy dotrą do miasta miłosierdzia, wielu odwiedzi polskie diecezje. W świdnickiej będzie ich trzy i pół tysiąca.

Przewiduję sukces

Monika Bednarz, 18-latka ze Świdnicy ma co robić: śpiewa w scholi parafialnej, formuje się w oazie, a uczy w technikum hotelarskim. Właśnie zaczęła kurs na prawo jazdy, dużo czyta (poleca ks. Kaczkowskiego: „Życie na pełnej petardzie”), a jednak chce jeszcze więcej. Dlatego została wolontariuszką Światowych Dni Młodzieży. – Lubię być dobra. Lubię dawać coś z siebie, a dobra energia i pozytywne emocje to w naszym świecie towar reglamentowany, więc chcę się nim podzielić z tymi, którzy u nas zamieszkają na tych kilka dni – mówi. – W ten sposób życie smakuje jeszcze bardziej – dorzuca i wspomina, że od dwóch lat organizuje także Szlachetną Paczkę. Te typy tak mają – mówi o sobie.

– Imponuje mi skala tego, co ma się wydarzyć – opowiada Monika. – Byłam na Lednicy, wiem, co to znaczy przygotować spotkanie dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi, a do Krakowa ma ich przyjechać ponad dwa miliony… – zawiesza głos, przewraca oczami i wzdycha – Cały świat w jednym miejscu: na Polach Miłosierdzia. To będzie coś niesamowitego – przyznaje.

W swoim rejonie jako wolontariuszka zgłosiła się do grupy medialnej (są jeszcze: logistyczna i liturgiczna). Odpowiada więc za promocję spotkania: najpierw wśród rówieśników, bo przydaliby się kolejni wolontariusze i wśród mieszkańców, gdyż trzeba zakwaterować kilkaset osób. Potem przyjdzie czas na lokalne media, które mogłyby relacjonować przebieg ŚDM w diecezji. – Jest jeszcze sporo do zrobienia z ulotkami informacyjnymi, plakatami czy banerami. Nasz rejon organizuje się od niedawna, więc mamy zaległości – dorzuca.

Już ogarniam

W diecezji świdnickiej jest pięć rejonów przygotowań do ŚDM: świdnicki, dzierżoniowski, kłodzki, ząbkowicki i wałbrzyski. Od niedawna szefem rejonu świdnickiego jest ks. Wojtek Iwanicki, wikariusz z parafii pw. św. Andrzeja Boboli w Świdnicy. – Naprawdę od niedawna, bo dekret na szefa rejonu otrzymałem 31 sierpnia – mówi ks. Wojtek. – Inni działają od dwóch lat, my właśnie wystartowaliśmy – uśmiecha się i napomyka o obawach jakie miał, gdy bp. Adam Bałabuch postanowił powierzyć mu to zadanie. I nie chodziło tylko o opóźnienia – jako wikariusz ma na głowie także: bierzmowanych, ministrantów, grupę postu, krąg biblijny i odnowę. – Dekret przyjąłem w imię posłuszeństwa, ale nie żałuję. Mam już 150 dzieciaków zaangażowanych w wolontariat, a wciąż dochodzą nowi – to daje mnóstwo radości – zapewnia. Żałuje tylko, że czas nie jest rozciągliwy.

Właśnie skończył odwiedzać samorządowców. – Bez ich wsparcia nie byłoby nam łatwo – mówi. – Rozumieją dobrze szansę promocji regionu, jaką jest wizyta młodych cudzoziemców, i chcą z niej skorzystać. Władze Strzegomia, Świebodzic, Świdnicy i Żarowa zadeklarowały współpracę. Chcą jednak konkretów, a tych wciąż brakuje – mówi.

Wiadomo, że każdy rejon ma przyjąć 750 pielgrzymów. Trzeba im zapewnić zakwaterowanie, wyżywienie i programy: turystyczny (w planach świdniczan: Książ, Bardo, Wielka Sowa, Świdnica), kulturalny (np. koncert) oraz duchowy (wieczór chwały zaplanowany w Strzegomiu, który poprowadzi Effatha). Nie wiadomo jednak, kto przyjedzie, bo na 250 dni przed startem ŚDM w bazie zgłoszeń brak chętnych na spędzenie kilku dni w regionie. – Nie ma deklaracji, ale były już zapytania od Niemców, Hiszpanów czy Francuzów – mówią organizatorzy i modlą się, żeby większość z nich przyjechała własnymi autokarami, bo nie tylko region, ale i Polska nie ma dostatecznej bazy transportowej, żeby obsłużyć w jednym czasie tak liczną grupę (oprócz gości w grę wchodzi kilkaset tysięcy Polaków).

Dzięki, Zuzia!

Zuzia to koleżanka z klasy. To ona wspomniała jakiś czas temu Pawłowi Kowczowi, maturzyście, że można się włączyć w wolontariat ŚDM. To nic, że Paweł mieszka kilka kilometrów za miastem. – Skoro do szkoły dojeżdżam do Dzierżoniowa, dojeżdżam na spotkania formacyjne Ruchu Światło-Życie, to mogę też dojeżdżać na spotkania wolontariatu – pomyślał i dołączył do grupy. Nie żałuje.

– Moja świadoma przygoda z Kościołem zaczęła się w pierwszej klasie gimnazjalnej. Poznałem Kościół małej grupy, wspólnoty, bliskich relacji. To daje siłę – ocenia. Sprawdził swoją teorię w praktyce, poszerzając wspólnotę o kolejnych kilkaset osób z wolontariatu ŚDM, które spotkał na różnych akcjach. Najpierw tej z okazji Światowego Dnia Młodych w sobotę przed Niedzielę Palmową (odpowiadał za recepcję, poznał więc wszystkich, którzy przyjechali wtedy do Bielawy), potem tej związanej z warsztatami dla wolontariuszy (opiekował się misjonarzami z Brazylii, którzy przyjechali do nich ze świadectwem), był też w Wambierzycach (koordynował pracę służb logistycznych: zawieś flagi, ustaw ławki, udziel informacji, podeślij kogoś do obiadu – na wszystko to odpowiedź jest tylko jedna: proszę bardzo!).

– W Kościele dużo mówi się o miłości, tutaj można miłość okazać – zapewnia. – Wolontariat to dobra szkoła cierpliwości, wrażliwości, solidarności i kreatywności – wylicza, a po chwili dorzuca. – Mieszkając w małym Ratajnie, stałem się częścią czegoś wielkiego i współtworzę coś, co jest świętem nie tylko młodości, ale także nadziei, że wiara ma przyszłość. A tą przyszłością jesteśmy my – wolontariusze i młodzież z całego świata zebrani pod jednym szyldem: ŚDM w Krakowie – mówi z przekonaniem, więc nic dziwnego, że choć sam został zwerbowany przez Zuzię, do wolontariatu namówił już siedmiu innych znajomych, żeby posmakowali, jak to jest być częścią czegoś wielkiego i pięknego.

Jestem drugi

Gdy ktoś się dowiaduje, że jest zastępcą, bardzo się dziwi. A tak jednak jest naprawdę: ks. Bartek Łuczak, wikariusz ze św. Barbary w Wałbrzychu, ma wspierać ks. Pawła Pleśnierowicza, wikarego z Aniołów Stróżów, w organizacji rejonu wałbrzyskiego. W praktyce… widać raczej ks. Bartka, i to on kojarzy się z eśdeemowym Wałbrzychem.

– Roboty jest nie tylko dla dwóch, ale i dla wielu więcej księży, bez obaw! – zastrzega młody wikariusz. – My, Polacy, mamy coś takiego w genach, że wiecznie mamy czas… Jesteśmy mistrzami działań na ostatnią chwilę, świetnie radzimy sobie z nagłymi sytuacjami, z podbramkowymi, gorzej z systematyczną pracą – charakteryzuje i nie ukrywa, że w przygotowaniach do ŚDM w wielu kwestiach jest podobnie. – Weźmy takie przygotowanie formacyjne wolontariuszy i uczestników ŚDM – podaje przykład. – Kto z nas w rejonie przepracował już etap: „Czat ze słowem”, kto przerobił „Serce 2.0”, kto zrealizuje „Deo profil”? A przecież to bardzo konkretne narzędzia. Nic, tylko korzystać! I to z jakim pożytkiem dla młodych – zapewnia.

Opowiada o programach formacyjnych proponowanych przez centralne biuro ŚDM w Krakowie. – Teraz mamy wrócić do czterech praw życia duchowego, po Wielkanocy rozpocznie się przygotowanie bezpośrednie. To ważne, także dlatego, żeby ŚDM nie był tylko zlotem młodych, ale przygodą wiary. Taką przygodą, którą będzie się chciało kontynuować po powrocie Franciszka do Watykanu, a nas wszystkich do swoich domów – precyzuje. – Skupiamy się na kwestiach logistycznych, one są ważne, ale niewystarczające, żeby wypełnić testament św. Jana Pawła II, który wymyślił ŚDM – podkreśla.

Mam to w genach

Temu, co mówi ksiądz, przysłuchuje się Martyna Gawlik, kolejna 18-latka z ekipy ŚDM. Jest prawą ręką ks. Bartka, dobrze orientuje się w stanie przygotowań, zawsze jest chętna do pomocy i bardzo pracowita. Typowa wolontariuszka –nie potrafi usiedzieć na miejscu, ciągle jej mało obowiązków. – Nie mogę się doczekać tych dni – deklaruje. – To jest poważna sprawa, mamy okazję się pokazać, cały katolicki świat będzie patrzył na Polskę. Co do nas… Nie mam wątpliwości, że damy radę ze wszystkim, jesteśmy zgraną ekipą. Rośniemy w siłę, bo wciąż dołączają do nas nowi. Sporo się już nauczyliśmy, sprawdziliśmy się w działaniu: zarówno w Wambierzycach, jak i ostatnio na rekolekcjach z o. Antonello: to my odpowiadaliśmy za recepcję, kierowanie ruchem, pomoc i informację. Daliśmy radę: bez narzekania, jęczenia, wprost przeciwnie: z radością i pożytkiem dla nas samych. Tak! Na tych ludzi można liczyć – chwali swoją ekipę i ma nadzieję, że eśdeemowi znajomi po zakończeniu ŚDM zostaną razem.

– Liczę na to, bo nie umiem i nie chcę rezygnować z tego, co Boże. Sentyment do ŚDM ma ogromny, bo jej mama brała udział w spotkaniu w Częstochowie w 1991 r. – Opowiadała mi o nim i gdy okazało się, że teraz będzie coś takiego u nas, wiedziałam, że to w sam raz dla mnie – mówi Martyna, nie tylko uczennica klasy maturalnej, ale też siatkarka klubu Chełmiec Wałbrzych. Zajęta, z napiętym harmonogramem dnia. – Faktycznie jest tego trochę, szczególnie z powodu sportu: trzy, cztery treningi tygodniowo po 1,5 godziny, nauka… Wolontariatu nie odpuszczę, bo kiedy się powtórzy podobna okazja? Może dopiero moje dzieci będą miały taką szansę? – uśmiecha się.

TAGI: