Charyzmat? Parafia!

publikacja 09.11.2015 06:00

Co zrobić, żeby przynależność do parafii dawała więcej satysfakcji? Narzekanie niewiele pomoże. – Cisnęliśmy księdza, i tak to się zaczęło – mówi Dawid.

Wspólnota św. Filipa Neri liczy obecnie ok. 30 osób. Wciąż zgłaszają się nowi chętni, którzy przyjmowani są z otwartymi ramionami ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość Wspólnota św. Filipa Neri liczy obecnie ok. 30 osób. Wciąż zgłaszają się nowi chętni, którzy przyjmowani są z otwartymi ramionami

Dawid usłyszał w kościele w ogłoszeniach, że szykuje się spotkanie jakiejś wspólnoty. Szukał czegoś od dawna, więc postanowił przyjść. Niestety, nie dosłyszał dobrze, o jaką wspólnotę chodzi. – Wchodzę do salki i widzę oazowe dzieciaki dekorujące pierniki, żeby zebrać pieniądze na rekolekcje, a wśród nich jakiś facet. Jak ja zobaczyłem tego ponad 30-letniego chłopa wśród tych maluchów, który powiedział mi, że szuka wspólnoty... to był taki pstryczek od Pana Boga, że trzeba coś ruszyć – opowiada ks. Wojtek Nowotarski, wikariusz w parafii pw. św. Kazimierza w Koszalinie. 

To był początek lutego br. Wcześniej, na swojej pierwszej kolędzie, ks. Wojtek usłyszał od kilku osób, że czegoś im w parafii brakuje. Mówili, że przydałoby się coś między Żywym Różańcem a oazą, dla ludzi w średnim wieku, różnych zawodów, którzy niekoniecznie chcą należeć do jakiegoś ruchu. 

Kolęda, Dawid i fascynacja pewnym włoskim świętym. Tak narodziła się koszalińska Wspólnota św. Filipa Neri – oddolna inicjatywa parafian, którym przestało wystarczać „i z duchem Twoim”.

Od szmaty do Szustaka

Wspólnota istnieje zaledwie od lutego, a już zorganizowała w mieście rekolekcje z o. Adamem Szustakiem, jednym z najbardziej rozchwytywanych kaznodziejów w Polsce. Odbyły się także otwarte warsztaty o komunikacji prowadzone przez o. Piotra Włodygę. – Jak trzeba, to bierzemy szmaty i „jedziemy” kościół. Nie ma problemu – mówi ks. Wojtek, który cel tworzącej się cały czas wspólnoty definiuje tak: – Ona jest dla parafii.

Spotykają się raz w tygodniu. Jest wspólna modlitwa, szczególnie liturgia godzin. – Niektórzy zaczęli już ją odmawiać w domu – cieszy się ks. Wojtek. Jest konferencja na jakiś temat, czasami głoszona przez gościa. Jest wreszcie planowanie, co by tu można zrobić w parafii. Oprócz tego toczy się zwykła rozmowa przy herbacie... o życiu. – Dzielimy się Słowem i słowem – celnie ujmuje to Krzysztof Antczak, 48 lat, do wspólnoty próbujący też wciągnąć żonę. 

– Bardzo mi czegoś takiego brakowało. Czuję, że się rozwijamy – przyznaje Alina, która we wspólnocie jest razem z mężem Ryszardem. Mają ponad 40 lat.

Henia jest po rozwodzie. – Jakiś czas temu doszło do mnie, że ja tak naprawdę nie znam Boga. Zapragnęłam Go poznać. Chcę być z ludźmi, którzy myślą podobnie i mogę z nimi o tym porozmawiać nawet przy kawie, bez skrępowania – mówi 50-latka.

– Ja w pewnym momencie poczułem, że chcę lepiej wykorzystać czas, niż siedząc przed telewizorem. Mam po prostu chęć robienia czegoś dobrego. Czuję też potrzebę rozwoju duchowego. Ta wspólnota mi to daje – zapewnia Mirek, 33 lata. Jak mówi, żona jest już sympatyczką wspólnoty i coraz bardziej się angażuje.

Modlitwa i fortepian

Ludzie z „Filipa” przyznają, że między nimi rodzi się też zwykła ludzka przyjaźń. – Oni po prostu lubią być razem, spotkać się też towarzysko, na grillu, pogadać, zapalić papierosa, pomodlić się. Ważna jest też, jak mówią, zwykła przyjaźń z księdzem. O to również tutaj chodzi – zauważa ks. Wojtek.

– Wspólnota dała mi poczucie bezpieczeństwa. W sytuacji kiedy będę miał problem, wiem, że nie będę sam. Każdy coś robi, czymś się zajmuje. Ten ma samochód, tamten ma busa, inny kogoś zna. Nawet pod tym względem wspólnota działa – mówi Dawid, od którego wszystko się zaczęło.

– Ja na przykład kupowałam ostatnio pianino i potrzebowałam 4 silnych chłopaków. Od razu ze wspólnoty przyszli i wnieśli mi je bez problemu. Nawzajem sobie pomagamy. Wiemy, w czym jesteśmy dobrzy, co robimy – dzieli się Ania, 33 lata.

– Modlimy się też za siebie. Kiedy mamy jakiś problem, informujemy się nawzajem i podejmujemy modlitwę – podkreśla Alina, żona Ryszarda. – Raz w miesiącu mamy naszą Mszę św. – dodaje ks. Wojtek.

Młody wikary podkreśla, że wspólnota wciąż się tworzy, przychodzi do niej coraz więcej ludzi i nie wiadomo, jaką formę ostatecznie przybierze. Czy założycielom starczy entuzjazmu? Czy formuła parafialna, a nie wejście w sprawdzony ruch, sprawdzi się? Czas pokaże.

TAGI: