Chodzi o prawdę

Joanna M. Kociszewska

Rozeznawanie: tak. Nie można bać się słowa, które oznacza podstawowy akt sumienia. Zawsze jednak w świetle prawdy.

Chodzi o prawdę

Synod o rodzinie zakończył prace. Dziś oficjalne zamknięcie w Bazylice św. Piotra. Dokument końcowy został przegłosowany. Znamy – niestety – tylko jego wyjątki. Przetłumaczono trzy punkty dotyczące sytuacji osób po rozwodzie, żyjących w ponownych związkach. Nie daje to pełnego oglądu sytuacji. Widzimy tylko mały wyjątek, nie to co Kościół mówi do rodzin. Niemniej, jest to wyjątek budzący bardzo wiele emocji. Być może lepiej, że pojawił się tekst, niż mielibyśmy mieć dostęp tylko do tego, co dobiega z komentarzy.

Tekst jest napisany niełatwym językiem. Budzi wątpliwości. Warto może na początku zauważyć: polscy biskupi, którzy uczestniczyli w synodzie, mówią wyraźnie: nie ma zmian w nauczaniu Kościoła i dyscyplinie Eucharystii. Mam nadzieję, że ci, którzy wyrażają dziś wiele obaw, te stwierdzenia usłyszą. Jasno natomiast stwierdzono kilka rzeczy.

Po pierwsze. Osoby żyjące w nowych związkach nie są ekskomunikowane i nie powinny się tak czuć. Są w Kościele, mają prawo do opieki i miłości ze strony Kościoła. I owszem, działa w nich Duch Święty (gdyby grzech ciężki blokował działanie Ducha Świętego nie byłoby możliwe choćby nawrócenie). To ważne, by nie odchodzili dalej, niż stawia ich sytuacja w której obiektywnie się znajdują.

Po drugie, odpowiedzialność moralna związana z rozpadem sakramentalnego małżeństwa nie ogranicza się do kwestii seksu. Zagadnień, które wymagają uczciwego rachunku sumienia jest więcej. Osoby rozwiedzione (nawiasem mówiąc, nie tylko te, które zawarły kolejny związek) powinny zadać sobie pytanie, w jaki sposób zachowywały się wobec swoich dzieci, gdy związek małżeński przeżywał kryzys; czy były próby pojednania; także: jak wygląda sytuacja opuszczonego partnera. Ci, którzy żyją w kolejnym związku, powinni też odpowiedzieć sobie na pytanie, jakie konsekwencje ma nowa relacja dla pozostałej rodziny i wspólnoty wiernych oraz jaki przykład daje ona ludziom młodym, którzy przygotowują się do małżeństwa.

To są elementy ważne. Sprowadzanie problemu z rozpadem małżeństwa tylko do kwestii wierności seksualnej – jakkolwiek ta stwarza najwięcej problemów – to zbyt wielkie uproszczenie. Co też warto zauważyć: w tych obszarach możliwa jest zmiana na lepsze nawet jeśli cała sytuacja nie ulega zmianie. Można i trzeba zadbać o dzieci czy o opuszczonego partnera. Można i trzeba zmniejszyć wielkość wyrządzanych krzywd.

Kościół powinien wspierać ludzi w ich drodze nawrócenia. Ta przestrzeń nie może być obca.

Punkt trzeci wzbudzi najwięcej emocji. Chodzi o rozeznanie, czyli o podstawowy akt sumienia. Chodzi o stwierdzenie, jaka jest prawda. Przede wszystkim prawda o małżeństwie, które się rozpadło. Czy było ważnie zawarte? Czy tych dwoje ludzi wiąże sakrament? Każde małżeństwo uważa się za ważne, chyba że stwierdzono inaczej. Ale małżonkowie – mając wątpliwości – mogą o to pytać, także bez rozwodu. Co więcej, jeśli okaże się że małżeństwo było nieważnie zawarte można je uważnić (!) To nie jest procedura, w której chodzi o rozłączenie ludzi. Tu chodzi o prawdę.

Drugi aspekt pytania o prawdę jest równie ważny, choć zapewne zdarza się rzadziej. Grzechem ciężkim jest świadome i dobrowolne przekroczenie woli Bożej w rzeczy ważnej. Mamy bez wątpienia do czynienia z ciężką materią grzechu. Zwykle też mamy zapewne do czynienia z pełną świadomością i dobrowolnością. Pytanie jednak, czy zawsze? W pewnych okolicznościach „poczytalność i odpowiedzialność za działanie mogą zostać zmniejszone, a nawet zniesione” - tu ojcowie synodalni przypominają Katechizm Kościoła Katolickiego, punkt 1735. Nie chodzi – co zastrzegają – o subiektywną ocenę, ale o obiektywne stwierdzenie faktu. Chodzi o prawdę o grzechu. W bardzo konkretnej sytuacji konkretnego człowieka.

Ostatni punkt z tych, których treść możemy poznać zawiera takie stwierdzenie: Biorąc pod uwagę, że w samym prawie nie ma stopniowalności (por. Familiaris consortio, 34), to rozeznanie nigdy nie może obyć się bez wymagań ewangelicznej prawdy i miłości proponowanej przez Kościół. W ogóle: odwołań do obiektywnej prawdy w tych punktach jest wyjątkowo dużo, jakby autorzy bardzo chcieli nie pozostawiać wątpliwości. O co chodzi w tym stwierdzeniu?

Jan Paweł II pisze w tym punkcie, że człowiek powołany do świadomego wypełnienia mądrego i pełnego miłości zamysłu Bożego, jest istotą historyczną, która się formuje dzień po dniu, podejmując liczne i dobrowolne decyzje: dlatego poznaje, miłuje i czyni dobro moralne, odpowiednio do etapów swego rozwoju. Tak, to prawda, człowiek dojrzewa. Niemniej prawo Boże to nie jest ideał do osiągnięcia w przyszłości, ale nakaz Chrystusa do wytrwałego przezwyciężania trudności. Wyzwanie na dziś.

Tego, co nazywa się «prawem stopniowości» nie można utożsamiać ze «stopniowością prawa», jak gdyby w prawie Bożym miały istnieć różne stopnie i formy nakazu dla różnych osób i sytuacji. Wszyscy małżonkowie są powołani do świętości w małżeństwie według woli Boga, a to powołanie realizuje się w miarę, jak osoba ludzka potrafi odpowiedzieć na przykazanie Boże, ożywiona spokojną ufnością w łaskę Bożą i we własną wolę”. (tu Jan Paweł II cytował własne przemówienie na zakończenie synodu).

Innymi słowy: rozeznawanie tak. Nie można bać się słowa, które oznacza podstawowy akt sumienia. Zawsze jednak w świetle prawdy. Czy może lepiej: w świetle Prawdy.

W końcu: czy mogą zdarzyć się nadużycia? Zapewne mogą, choć nadużyciem byłoby podejrzewanie o nie kogokolwiek na wyrost. Ale trzeba powiedzieć: nie można ukrywać prawdy dlatego, że ktoś być może zechce ją nagiąć. To poważne uchybienie przeciw Prawdzie.

Na kolejnej stronie można znaleźć przywoływany w tekście 34 punkt posynodalnej adhortacji apostolskiej Jana Pawła II.

Familiaris consortio

34. Posiadanie właściwego spojrzenia na porządek moralny, na jego wartości i normy jest zawsze rzeczą wielkiej wagi; jest zaś szczególnie ważne, gdy wzrastają i mnożą się trudności w ich zachowaniu.

Porządek moralny, właśnie dlatego, że ujawnia i przedstawia zamysł Boży, nie może być czymś, co utrudnia życie człowiekowi i co nie odpowiada osobie; wręcz przeciwnie, odpowiadając najgłębszym potrzebom człowieka stworzonego przez Boga, służy jego pełnemu człowieczeństwu z tą samą subtelną i wiążącą miłością, z jaką sam Bóg pobudza, podtrzymuje i prowadzi do właściwego mu szczęścia każde stworzenie.

Człowiek jednakże, powołany do świadomego wypełnienia mądrego i pełnego miłości zamysłu Bożego, jest istotą historyczną, która się formuje dzień po dniu, podejmując liczne i dobrowolne decyzje: dlatego poznaje, miłuje i czyni dobro moralne, odpowiednio do etapów swego rozwoju.

Także i małżonkowie, w zakresie swego życia moralnego, są powołani do ustawicznego postępu, wiedzeni szczerym i czynnym pragnieniem coraz lepszego poznawania wartości, które prawo Boże chroni i rozwija, oraz prostą i szlachetną wolą kierowania się nimi w konkretnych decyzjach. Nie mogą jednak patrzeć na prawo tylko jako na czysty ideał osiągalny w przyszłości, lecz powinni traktować je jako nakaz Chrystusa do wytrwałego przezwyciężania trudności. A zatem „tego, co nazywa się «prawem stopniowości» nie można utożsamiać ze «stopniowością prawa», jak gdyby w prawie Bożym miały istnieć różne stopnie i formy nakazu dla różnych osób i sytuacji. Wszyscy małżonkowie są powołani do świętości w małżeństwie według woli Boga, a to powołanie realizuje się w miarę, jak osoba ludzka potrafi odpowiedzieć na przykazanie Boże, ożywiona spokojną ufnością w łaskę Bożą i we własną wolę”. Tak samo sprawą pedagogii Kościoła jest, by małżonkowie przede wszystkim jasno uznali naukę zawartą w Encyklice Humanae vitae, jako normatywną dla ich życia płciowego i szczerze usiłowali stworzyć warunki konieczne dla zachowania tych zasad.

Pedagogia ta, jak zauważył Synod, obejmuje całe życie małżeńskie. Stąd zadanie przekazywania życia winno być włączone w ogólne posłannictwo „całego życia chrześcijańskiego”, które bez krzyża nie może osiągnąć zmartwychwstania. W tym kontekście rozumie się, że z życia rodzinnego nie da się usunąć ofiary, co więcej, trzeba ją przyjmować sercem tak, aby doznała pogłębienia miłość małżeńska i stała się źródłem wewnętrznej radości.

Ten wspólny postęp wymaga refleksji, pouczenia, właściwego przygotowania kapłanów, zakonników i osób świeckich pracujących w duszpasterstwie rodzin. Wszyscy oni będą mogli pomagać małżonkom na drodze ich ludzkiego i duchowego rozwoju, który zakłada świadomość grzechu, szczerą wolę zachowania prawa moralnego i posługę pojednania. Trzeba zdawać sobie także sprawę, że w tę intymną więź małżeńską wchodzi wola dwojga osób, które są jednak powołane do zgodności w myśleniu i postępowaniu. Wymaga to niemało cierpliwości, uczucia i czasu. Szczególnie ważna na tym polu jest jedność osądów moralnych i duszpasterskich kapłanów. Tej jedności należy starannie poszukiwać i zabezpieczać ją, aby wierni nie doświadczali bolesnego niepokoju sumienia.

Postęp w życiu małżeńskim będzie zatem ułatwiony w miarę jak małżonkowie, szanujący naukę Kościoła i ufni łasce Chrystusowej, wspomagani i utwierdzani przez duszpasterzy oraz całą wspólnotę kościelną, będą umieli odkryć i przeżyć wyzwalającą i rozwijającą wartość autentycznej miłości, jaką ofiaruje Ewangelia i której domaga się przykazanie Pana.