Czy da się tak kochać?

ks. Tomasz Jaklewicz


publikacja 22.10.2015 06:00

Moralność seksualną sprowadza się do pytania: czy akt seksualny obrazuje wolną, namiętną i ofiarną, wierną, życiodajną miłość Boga? Jeśli nie, zostają tylko namiastki. Seksualność oderwana od miłości, od życia, od Boga – niszczy.


Czy da się tak kochać? rzymska ceremonia zaślubin; płaskorzeżba ze starożytnego sarkofagu

Jeden z czytelników po lekturze poprzednich odcinków napisał, że to, co piszą o sferze seksualnej katechizmy (w domyśle także Jan Paweł II), jest strasznie odległe od przeciętnego człowieka. „Czy poza teologicznymi wywodami i moralnie zawiłymi wywodami o życiu w czystości nie można w sposób prosty, zrozumiały i opisowy ustalić, że grzechem ciężkim jest... a nie jest nim...” – pyta. No właśnie, nie można. Jak ktoś się uprze, to może nauczanie katolickie na ten temat sprowadzić do katalogu czynów „zabronionych” i „dozwolonych” w sypialni. Ale wtedy dostajemy karykaturę. 
Jan Paweł II w swojej teologii ciała unika takich prostych odpowiedzi. Chce pokazać, jak to wszystko działa.

Teologia ciała jest bardziej antropologią, czyli nauką o człowieku, niż teologią moralną. Zasad moralnych dotyczących seksualności nie można proponować bez pełnej wizji człowieka, nade wszystko jego relacji do Boga. Sfera intymna ma bardzo głęboki związek z Bogiem. Ze swej natury ma służyć miłości, nie tylko tej ludzkiej, ale i Bożej. To przestrzeń z definicji święta, delikatna, piękna, Boża. I dlatego nieustannie zagrożona atakami Złego.

Wielu z nas ma w tej dziedzinie swoją historię grzechu czy zranień (czy ktoś jej nie ma?). Teologia ciała jednak to nie jest opowieść o niedoścignionym ideale, ale opowieść o zbawieniu seksualności. 
Współczesna kultura narzuca nam wizję seksualności oderwanej od miłości, od płodności, od małżeństwa, od Boga. Wszystko sprowadzone zostaje do czynności fizjologicznych, do egoistycznej pogoni za maksymalną przyjemnością. Dlatego teologia ciała ma wymiar kontrkulturowy. Jest całkowitym zaprzeczeniem „nowoczesnej”, „wyzwolonej” edukacji seksualnej. Jak zauważył kiedyś George Weigel, „orędownikom rewolucji seksualnej dokonane przez Jan Pawła II radykalne połączenie mowy ciała i rozmowy o Bogu rzuca śmiałe wyzwanie: kto poważniej podchodzi do seksualności? Ci, którzy wyobrażają sobie miłość seksualną jako dyscyplinę sportu kontaktowego? Czy ci, którzy uważają ją za miejsce objawienia życia wewnętrznego Boga?”.


Tragiczne byłoby to, gdyby sami katolicy uznali, że Pan Bóg się myli. Że nie trzeba tak wysoko ustawiać poprzeczki. Że trzeba zgodzić się na przeciętność, na to, że czystość serca i związana z nią piękna miłość jest mrzonką. To, że upadamy w tej dziedzinie, to jedna rzecz. To nie jest najgorsze. Najniebezpieczniejszą pokusą jest ta, która przychodzi po upadku. To pokusa uznania grzechu za normę, rezygnacja z walki, porzucenie ideału, bo „takie mamy dziś czasy”.

Czystość nie jest celem samym w sobie. Chodzi o miłość. Nie ma sprawy ważniejszej w życiu. Odwagi! 

Miłość na próbę czy miłość jako próba?


Rozpędziłem się z tym wstępem, ale już przechodzę do rzeczy. Wspomniałem w poprzedniej lekcji o Pieśni nad Pieśniami, sławiącej zmysłową, a zarazem czystą ludzką miłość. To jakby opis Adama i Ewy w raju przed upadkiem. Jan Paweł II zwraca uwagę, że ten idealny obraz trzeba uzupełnić bardziej prozaiczną historią innej biblijnej pary, bohaterów Księgi Tobiasza: Sary i Tobiasza. 
Sara ma za sobą traumę. Siedem razy wychodziła za mąż i za każdym razem pan młody umierał, zanim zaczęli współżyć. Tobiasz też ma za sobą trudne przeżycia związane z chorym ojcem. Zakochują się w sobie. Tobiasz bierze Sarę za żonę, ryzykując życie, ona naraża się na kolejny ból. W noc poślubną ojciec Sary każe kopać grób dla Tobiasza. Zanim nowożeńcy idą pierwszy raz do łóżka, odmawiają wspólnie modlitwę. I Bóg ich ocala. Miłość okazuje się silniejsza od śmierci.

Słowa tej modlitwy papież uznaje za małżeńskie credo, widzi w niej skrót teologii ciała. 
„»Bądź uwielbiony, Boże ojców naszych, i niech będzie uwielbione imię Twoje na wieki przez wszystkie pokolenia! Niech Cię uwielbiają niebiosa i wszystkie Twoje stworzenia po wszystkie wieki. Tyś stworzył Adama, i stworzyłeś dla niego pomocną ostoję – Ewę, jego żonę, i z obojga powstał rodzaj ludzki. I Ty rzekłeś: Nie jest dobrze być człowiekowi samemu, uczyńmy mu pomocnicę podobną do niego. A teraz nie dla rozpusty biorę tę siostrę moją za żonę, ale dla związku prawego. Okaż mnie i jej miłosierdzie i pozwól razem dożyć starości!«. I powiedzieli kolejno: Amen, amen!” (Tb 8,5-8).
 Jan Paweł II zwraca uwagę na wątek „siostry”, znany już z Pieśni nad Pieśniami. Poprzez małżeństwo mąż i żona stają się „bratem i siostrą”. Eros (miłość cielesna, namiętna, pożądająca) musi być uzupełniany przez agape (miłość ofiarna, dająca siebie, bezinteresowna). Na to zwrócił uwagę Benedykt XVI w encyklice „Deus caritas est”. Ten rys siostrzano-braterski można nazwać właśnie miłością agape.

Bez harmonii tych dwóch rodzajów miłości małżeństwo się nie uda. Kto buduje na samym erosie lub na samej agape, buduje na piasku. Tobiasz „zapłonął wielką miłością i serce jego przylgnęło do niej” (Tb 6,19). Tylko tyle jest w tej księdze o miłości eros. Gdzie jest agape? To decyzja na małżeństwo, w którą wpisana jest gotowość dzielenia losu, trwania przy sobie „w dobrej i złej doli”, a nawet gotowość na śmierć! Jan Paweł II pisze, że miłość to nie tylko eros, ale także etos, czyli decyzja, wybór wartości. Księga Tobiasza pokazuje, że małżeństwo to nie jest nieustanna Pieśń nad Pieśniami. Miłość jest próbą, ryzykiem. Każdy człowiek wchodząc w małżeństwo, wnosi w nie swoje obciążenia. Z domu rodzinnego, z innych relacji. Wnosi historię swoich grzechów i ran. Te „walizki” wstawione do wspólnego domu zostają rozpakowane po ślubie, prędzej czy później. Takie uwolnione demony mogą zabić miłość.

Być może jest tak, że właśnie „łóżko” ujawnia te przeróżne obciążenia i zamiast łączyć, zaczyna dzielić. Czy można to przetrwać? Można, jeśli pojawi się wspólny głos. I nie będzie to nawet w pierwszym rzędzie dialog małżeński, ale najpierw wspólne zwrócenie się do Boga o ratunek – modlitwa. 
Wspólną modlitwę Tobiasza i Sary kończy „Amen”, wypowiedziane przez każde z nich. To jest „moment oczyszczenia”, któremu małżonkowie muszą się poddać, aby wytrwać próbę.

Nie należy tego rozumieć banalnie. Jak mamy kryzys, to się pomodlimy razem i po sprawie. Wszystko można strywializować. Rzecz w tym, że małżeństwo jest sakramentem, w którym Bóg daje moc. Po ludzku, kiedy małżonkowie odkryją pełną prawdę o sobie, mogą przeżyć głębokie rozczarowanie. Aby przez to przejść, trzeba oprzeć się na miłości Boga, ona jest „początkiem”, „źródłem łaski”. Oczywiście kluczem jest to, by oboje razem tego chcieli. By oboje powiedzieli „Amen” Bogu i sobie wzajemnie.

„Oblubieńcy z Pieśni nad Pieśniami w gorących słowach wyznają sobie wzajemnie swoją ludzką miłość. Nowożeńcy z Księgi Tobiasza proszą Boga o to, aby mogli sprostać miłości” (Jan Paweł II). 
Jan Paweł II nie waha się twierdzić, że „mowa ciała” małżonków jest liturgią, jest językiem szafarzy sakramentu małżeństwa. Ten sakrament nie dzieje się tylko przed ołtarzem. On trwa, jest celebrowany poprzez wspólne życie, a w wyjątkowy sposób przez czułość, pieszczoty, miłosne zjednoczenie. Christopfer West zauważa: „Możemy nawet popatrzeć na łoże małżeńskie jak na ołtarz”. Przesada? Jan Paweł II nie używa aż tak mocnego zwrotu, ale przekonuje, że małżeńska „mowa ciała” to sacrum sięgające Boga. 


No to gdzie ten grzech?


Z tej wizji miłości wynikają pewne zasady moralności. Ostatecznie sprowadzają się one do pytania: czy akt seksualny prawdziwie obrazuje wolną, namiętną i ofiarną, wierną, stwórczą (płodną) miłość Boga? Jeśli nie, to mamy do czynienia z namiastką, podróbką miłości, prawdopodobnie z grzechem. Czy masturbacja może być obrazem miłości Boga? Pornografia? Cudzołóstwo? Seks przedmałżeński? Akty homoseksualne? Odpowiedź sama się narzuca.


Kwestia mniej oczywista: czy celowo ubezpłodnione współżycie seksualne małżonków może być obrazem pełnej, stwórczej miłości Boga? Nie może. Przez wieki ludzie kombinowali w tej dziedzinie, ale wiedzieli, że robią coś złego. Rozumieli, że szacunek dla prokreacyjnej funkcji seksu jest istotnym elementem moralności. Nawet Zygmunt Freud uważał, że „cechą wspólną wszystkich perwersji jest to, że porzuciły one cel rozrodczy”. Kiedy pozbawimy seks jego konsekwencji, nieuchronnie tracimy moralny kompas. Gandhi pisał, że metody antykoncepcyjne są „jak nagroda za rozpustę. Czynią mężczyzn i kobiety lekkomyślnymi. Mężczyzna wystarczająco poniżył kobietę swoim pożądaniem, a antykoncepcja niezależnie od tego, w jak dobrej wierze będzie popierana, poniży ją jeszcze bardziej”. Przywołuję dwa niechrześcijańskie autorytety, by pokazać, że to nie jest jakaś katolicka obsesja.


Jan Paweł II wskazuje, że teologia ciała jest uzasadnieniem nauczania Pawła VI z encykliki „Humanae vitae”. Nie można sprowadzać jej treści tylko do moralnego sprzeciwu wobec sztucznej antykoncepcji. Stosowanie naturalnej regulacji poczęć, czyli poszanowanie naturalnego rytmu płodności, nie jest tylko kwestią „techniczną” (wyboru tej czy innej skutecznej metody). Chodzi o wizję miłości, o pewną filozofię, a właściwie duchowość małżeńską. Akty małżeńskie tylko w niektóre dni prowadzą do powstania życia. Jeśli małżonkowie z różnych powodów nie chcą więcej dzieci, współżyją w dni „bezpłodne”. To wymaga panowania nad sobą. Jak podkreśla Jan Paweł II, to panowanie nad sobą jest konieczne dla rozwoju miłości w małżeństwie. Okresowa wstrzemięźliwość służy temu, by podniecenie (związane z ciałem) nie przesłoniło wzruszenia (reakcji osoby na osobę na głębszym poziomie niż fizjologia).

Na tej drodze mogą zdarzać się potknięcia. Zdaniem papieża, ogromną pomocą są dary Ducha Świętego, a zwłaszcza dar czci (pobożności). Czystość nigdy nie będzie owocem tylko naszych wysiłków. Ona może być owocem łaski. Trzeba „wpuścić Boga” w nasze ciała, uwierzyć w to, że one są świątynią Ducha Świętego. To owocuje czystością serca, miłością, która daje więcej satysfakcji niż… Powstrzymam się od porównań.

Te cztery lekcje na pewno pozostawiają niedosyt. Mam nadzieję, że zachęcą do dalszych osobistych poszukiwań. Na zakończenie modlitwa ułożona przez małżonków, którzy mnie zainspirowali do odkrycia teologii ciała. Wiem, że oni sami próbują tak żyć, tak kochać. Wierzę, że tak się da. Amen.


Modlitwa małżeńska 
inspirowana teologią ciała 


Panie, pozwól mi doświadczyć Ciebie w miłości mojego współmałżonka,
usłyszeć Ciebie w jego słowie, poczuć Twoją delikatność w jego delikatnym geście, dotyku, pieszczocie.
 Pragnę odczuć Twoją bliskość, obecność, by Ciebie, nasz Panie, wielbić w moim współmałżonku. 
Panie, niech również mój współmałżonek doświadczy Twojej miłości, uzdolnij mnie, aby przez moją miłość mógł on odczuć, że Ty go Panie kochasz. Niech nasze małżeńskie życie stanie się wypełnieniem Twojej świętej woli.
 Prosimy Cię, pomóż nam uobecniać w naszej miłości Twoją bezgraniczną miłość, naucz, jak przyczyniać się dla dobra ukochanej osoby, jak stać się w pełni dla niej darem i obdarowanie z jej strony przyjąć.
 Zabierz serca kamienne i daj nam serca z ciała, serca, które słuchają i współodczuwają, które akceptują swoje słabości i wady, które przebaczają i okazują miłosierdzie. Amen
.

Polecam dwie książki, z których korzystałem. Wyd. Centrum Myśli Jana Pawła II: Christopher West, Teologia ciała dla początkujących, Warszawa 2009; 
Mary Healy, Mężczyźni i kobiety są w raju, Warszawa 2008

TAGI: