Gdziekolwiek jesteście, wracajcie

Krzysztof Kozłowski

publikacja 21.10.2015 06:00

– Bóg nie wiąże sobie rąk sakramentami, a moc Eucharystii jest tak duża, że jest w stanie oczyszczać i zmieniać każde życie – mówił o. Jacek Szymczak OP.

  – Bóg musi być na pierwszym miejscu. Zrozumiałam to, przechodząc przez trudne, bolesne chwile – mówi Bożena Zdjęcia Krzysztof Kozłowski /Foto Gość – Bóg musi być na pierwszym miejscu. Zrozumiałam to, przechodząc przez trudne, bolesne chwile – mówi Bożena

Oratorium im. św. Jana Pawła II, krzyż na ścianie, przed nim ołtarz, na którym palą się dwie świece. Wokół stołu Pańskiego siedzi grupa osób w półokręgu, jakby każdy chciał stanąć w bliskości z Jezusem. Rozpoczyna się Eucharystia, znak krzyża, słowo Boże i ten najważniejszy moment, przeistoczenie, kiedy w sercu rodzi się pragnienie Komunii, przyjęcia Chrystusa, posilenia się, bycia razem na uczcie, usłyszenia słów kapłana: „Ciało Chrystusa”...

Ale kiedy przychodzi moment Komunii, kapłan nie staje z puszką, nie wyjmuje z niej Ciała Chrystusa. Wystawia Najświętszy Sakrament i nastaje cisza, czas adoracji, trwanie. Później błogosławieństwo indywidualne Najświętszym Sakramentem. Uczta bez posiłku. Msza św. się skończyła. Tylko dwie osoby przyjęły Komunię. Można powiedzieć, że gość przybył na trzydniowe wesele i w jego trakcie nic nie zjadł, nie pił. Większość może zapyta, cóż to za przyjęcie? Po co trwać przy stole głodnym, patrzeć na wykwintne dania i nic nie zjeść, nie ucztować ze wszystkimi? – A ja się zapytam o motywację. Co jest dla ciebie w centrum wesela? Syto zastawiony stół czy para młoda? Czy przyszedłeś się najeść, czy aby być i cieszyć się miłością młodych? Nie każdy człowiek ma tak ułożone życie, żeby mógł przyjąć Komunię, ale błogosławieństwem jest, kiedy ma pragnienie trwania z Oblubieńcem – mówi o. Jacek Szymczak OP.

Czy jest dla mnie miejsce?

Kiedy popełnimy grzech i idziemy na Eucharystię, nie przyjmujemy Ciała Chrystusa. Nie da się uniknąć wrażenia, że ktoś nas obserwuje, za chwilę współmałżonek będzie dopytywać, co się stało, a jeśli sytuacja będzie się powtarzać, zauważą to również sąsiedzi, zwłaszcza w małych miejscowościach, gdzie jest jedna parafia. Zaczynamy się czuć napiętnowani, zaczynamy myśleć, że zostaliśmy wykluczeni ze wspólnoty, że niegodni jesteśmy Kościoła. – A rzeczywistość Kościoła jest inna. Dlatego te rekolekcje dla osób żyjących w związku niesakramentalnym odbywają się pod hasłem: „Jesteście Kościołem!”. Bo fakt, że ktoś żyje w takim związku, nie wyklucza go z Kościoła – mówi ks. Karol Krukowski, organizator – wraz z parafią pw. Chrystusa Odkupiciela Człowieka w Olsztynie – trzydniowych rekolekcji.

– Pragnienie organizacji takich rekolekcji zrodziło się z doświadczeń wizyt duszpasterskich, kolęd. Osoby żyjące w związkach niesakramentalnych najczęściej nie przyjmują w domu kapłana. Boją się osądów, że on wytknie im grzech, sponiewiera, nakrzyczy, będzie wzbudzał poczucie winy i podsycał lęk, że „zbawienia to ty, człowieku, nie zaznasz” – mówi ks. Karol. Były pary, które mimo tych lęków zapraszały kapłana. Prosiły o błogosławieństwo. Często podczas rozmów mówiły o swojej tęsknocie za sakramentami, że się modlą, kochają, ale tak się ich życie potoczyło... „Czy jest dla nas miejsce w Kościele?” – pytali. – Z wieloma takimi osobami utrzymuję kontakt. Stąd te rekolekcje. Uczestniczyły w nich 24 osoby. Myślę, że to dobry zaczyn, by powstała przy parafii wspólnota takich osób – dodaje.

Kościół był daleko

Wśród uczestników rekolekcji są Bożena i Mirosław. To oni, jako jedyni, przyjmowali podczas Mszy św. Komunię. Są ze sobą od 18 lat, oboje po rozwodach, ale nie mieszkają razem i postanowili niedawno, że ich związek będzie biały. – Kiedyś wziąłem ulotkę i przeczytałem, że odbędą się takie rekolekcje. Później ks. Karol przysłał mi SMS. Nie mieliśmy więc wyjścia, trafiliśmy na te rekolekcje – śmieje się Mirosław. – Na pierwszym spotkaniu okazało się, że większość osób jest w zupełnie innej sytuacji niż my. Nie przystępują do Komunii, boleją z tego powodu, źle się czują – dodaje Bożena.

Wspomina czas, kiedy i ona z bólem patrzyła na przystępujących do Komunii, trawiła ją tęsknota. I choć czuła się przez to gorsza, nigdy nie obwiniała Kościoła za tę sytuację, gdyż zdawała sobie sprawę z tego, że jest to konsekwencja jej wyboru. Jej ból spowodował, że zdecydowali się na tzw. biały związek, by móc w pełni uczestniczyć we Mszy św. – Mieliśmy szczęście, bo nie spotkaliśmy kapłana, który źle by nas ocenił. Podczas rekolekcji wiele osób wyznawało, że takie sytuacje im się zdarzały, odrzucenia, oskarżenia i niezrozumienie. A zdecydowaliśmy się na uczestnictwo w rekolekcjach, aby wzmocnić swoją wiarę – opowiada Mirosław.

Dziś uważają, że ich małżeństwa nie opierały się na prawdzie i Bogu. – Na pierwszym miejscu był mąż, nie Bóg. Teraz wiem, jakie to złudne. A wówczas wydawało mi się to takie cudowne. Bo ślub kościelny, niby wszystko w porządku, a człowiek z czasem odszedł od Boga. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Kościół nie był tak ważny. Dziś to widzę, wszystko zepsuło się, bo nie było Boga. Zastanawiam się, jak to przekazać dzieciom. Bóg musi być na pierwszym miejscu. Zrozumiałam to, przechodząc przez trudne, bolesne chwile – wyznaje Bożena.

Mirosław dodaje, że wiele par uczestniczących w rekolekcjach na pierwszym miejscu stawia właśnie Boga, że potrafią wzajemnie się motywować, wydobywać to, co w drugiej osobie jest najlepsze. – One głębiej żyją w Kościele niż wcześniej. Nawet o. Jacek poprosił nas, abyśmy zastanowili się i porównali siebie dawniej i dziś, w kontekście głębi przeżywania wiary, bliskości z Jezusem. Kiedyś Kościół był daleko, we mnie byle jaka religijność, a w tej chwili jest wiara... Zmieniło się – uważa Bożena.

Docierać do źródła

Duszpasterstwo osób niesakramentalnych w Polsce nieustannie się rozwija. Powstaje coraz więcej wspólnot. – W Kościele nie jest to niczym nowym. Gdzieś u podstaw leży papieski dokument z 1981 r., adhortacja „Familiaris consortio”, która mówi o potrzebie otoczenia osób żyjących w sytuacji innej niż małżeństwo sakramentalne opieką duszpasterską. Oczywiście, nie mam tu na myśli osób, które nie mając przeszkód, zwlekają ze ślubem lub żyją na kocią łapę – mówi o. Jacek, który prowadzi wspólnotę w Warszawie.

Opowiada o różnych historiach życia, wyjaśniając, że związki niesakramentalne to przeróżne historie życia, często pełnie zranień, przemocy, poniżenia, i lęku i łez. Co para to inna historia. – Oni, mimo strachu, wchodzą w nowe relacje, wierzę, że oparte na miłości, odpowiedzialności, zaufaniu i wierności. Ale czyniąc to, biorą na siebie konsekwencje braku dostępu do sakramentów. Zawsze tłumaczę, że to, co dzieje się dzisiaj, jest konsekwencją ich wcześniejszych decyzji. Często za rozpadem ich małżeństwa sakramentalnego stał grzech, czasem żyli w ogóle bez Boga. Oni muszą docierać do źródła, skąd się to wszystko wzięło. Czy odeszliście od Boga po rozpadzie małżeństwa, czy wcześniej? Co było przyczyną? – opowiada o. Jacek.

Swoje duszpasterstwo porównuje do postawy Dobrego Pasterza, który opuszcza stado owiec, by poszukać tej zagubionej. Ale tylko po to, aby przyprowadzić ją do stada. – Pragnę przyprowadzać tych ludzi do Kościoła, ale tak naprawdę nie z zewnątrz, bo oni nigdy poza Kościołem nie byli. By oni uświadomili sobie, że są w jego centrum – podkreśla. Przypomina myśl ks. Pasierba, który stwierdził, że Kościół jest niczym szpital i widok chorych, cierpiących i niedomagających w szpitalu nie powinien nikogo razić. – Jezus nie przyszedł do sprawiedliwych. „Pasterze, gdzie jesteście? Dlaczego nie idziecie po owce?” – pyta Bóg w Księdze Ezechiela – cytuje o. Jacek.

Podczas rekolekcji podkreślał, że sakramentem, który daje im prawo do życia z Jezusem, jest chrzest. To brama do wszystkiego. – Myślę, że fundamentem jest to, czy trwasz blisko Jezusa, czy karmisz się słowem Bożym. Bóg nie wiąże sobie rąk sakramentami, a moc Eucharystii jest tak duża, że jest w stanie oczyszczać i zmieniać moje życie, nie ja, moje gesty i działania, ale łaska Boga, której logika nie ma nic wspólnego z logiką człowieka – dodaje.

Wszystko przez Matkę Boską

– Chcieliśmy dowiedzieć się, jak być bliżej Boga w związku niesakramentalnym – mówi Krzysztof. – Umocnić się, choć czujemy się tak mocni, że nikt nas od Boga nie oderwie. Pragniemy bliskości Boga – dodaje Hanna. Opowiadają o swojej codzienności, że odczuwają, iż Bóg ich kocha, że ich nie opuścił. Mimo tego, kiedy inni idą do Komunii, a oni muszą pozostać w ławkach, czują ból. – Niejednokrotnie mówiłam, że nie odczuwam pełni, jest jakiś ciężar, tęsknota – wyznaje Hanna. Uśmiecha się: – Ale my spotkaliśmy wspaniałych kapłanów, oni nas prowadzą ku Bogu – dodaje.

Kiedy ks. Tomasz wyjechał na studia do Warszawy, poznali ks. Janusza, jechali do Gietrzwałdu na Mszę św., a on zatrzymywał samochody, by ktoś go podwiózł. – Przyjaźnimy się do dziś – uśmiecha się Hanna. Później ks. Krzysztof, ks. Karol. – Kiedy księża chodzili po kolędzie, długo z nimi rozmawialiśmy, pytaliśmy i pytaliśmy. Drążyliśmy, chcieliśmy usłyszeć coś na temat związków niesakramentalnych. My łaknęliśmy. Początkowo czułam się zagubiona, a kapłani otwierali nam oczy. Ks. Janusz zawsze tłumaczył: „Ależ dziecko, przecież Pan Bóg ciągle cię kocha, On ciebie nie odrzucił. A Matka Boska, jak Ona ciebie kocha. A ty? Ty jesteś w Nią wpatrzona. Widzę to”. Teraz o. Jacek powiedział, że najważniejszy jest chrzest i żeby nie odchodzić od Boga – mówi Hanna. I opowiada, że kiedy wyjeżdżają, zawsze zajeżdżają do Gietrzwałdu, by pożegnać się z Matką Boską, kiedy wracają, zajeżdżają, by się z Matką przywitać. – W tym roku, ciarki mam, szłam szczęśliwa przez cały kościół, uklękłam przed obrazem i wzruszona byłam, że jestem u Mamy, że jestem w domu. Jak wcześniej cały czas płakałam, tak teraz patrzę na Matkę Boską i się uśmiecham, jestem szczęśliwa – wyznaje.

– Dlatego potrzebne są takie rekolekcje, są wspaniałe. Każdy trafi do Boga, jeśli jest wytrwały, cierpliwy i się modli – dodaje Krzysztof. Oboje również zastanawiali się nad swoją wiarą. – Ile człowiek musi przejść, aby zrozumieć, kto powinien w życiu być na pierwszym miejscu? Kiedy miałam 19 lat, moim bogiem był mąż. Odwrócony świat wartości... Dziś czuję, że Bóg mnie prowadzi, za każdą rzecz Mu dziękuję – mówi Hanna. Jak to się stało, że zaczęli łaknąć? – Do Jezusa trafiliśmy przez Matkę Boską. Kiedyś zaproponowałem wyjazd do Gietrzwałdu; tam jest Matka Boska, były objawienia, jest kościół, cudowne źródełko. Pojechaliśmy i jeździmy często do dziś. Później doszła Jasna Góra, na końcu Łagiewniki. Jeździmy w te miejsca regularnie. Jakbyśmy przez Matkę Bożą trafili do Bożego Miłosierdzia – uważa Krzysztof. Podaje przykłady opieki Matki Boskiej i Jezusa, niewytłumaczalne sytuacje, które są dla nich znakiem działania Boga w ich życiu. – Trzeba się otworzyć na Boga. Że nie łaknę Jezusa, żeby było mi lżej, ale dlatego, żeby czuć Jego bliskość, by z Nim być. Modlę się, jestem szczęśliwa. Patrzę na Jezusa, jestem szczęśliwa. Klękam, cisza dookoła, i jestem szczęśliwa. Bo jestem blisko Niego – dodaje Hanna.

Dotyka tego, co nieczyste

Z rozmów podczas rekolekcji wynikało, że ich celem jest odpowiedzenie sobie na pytanie: „Kim jest tak naprawdę Pan Bóg?”. Każdy grzech wzbudza w nas poczucie, że teraz Bóg się na mnie obraził, trwogę, że będąc w związku niesakramentalnym, skazuję się na wieczne potępienie. – A przecież wartość i godność życia nie biorą się z tego, co robimy, ale kim jesteśmy. My rozumiemy tak życie, że Bóg patrzy na nas przez pryzmat naszego zachowania. A my przecież na Eucharystii modlimy się: „Nie zważaj na nasze grzechy, lecz na naszą wiarę”. Mój grzech jest bardziej moim problemem niż Boga. Bóg znajdzie drogę do mojego życia, mimo mojego grzechu i poczucia ludzi, że On do mnie przyjść nie powinien. Faryzeusze kręcili głowami i pytali Jezusa: „Dlaczego siedzisz z celnikami. Jak możesz?”. Musimy w Kościele patrzeć na osoby w związkach niesakramentalnych, że to są bracia i siostry, że Bóg nas pyta, gdzie oni są.

Bycie w Kościele jest naszą tożsamością, a nie prawem. Ewangelia mówi, że przez bliskość z Jezusem przyjdzie oczyszczenie, że On dotyka tego, co nieczyste. Ja mogę zrobić tylko jedno, przyprowadzić tych ludzi do Lekarza. Kościół nie jest dla superludzi, to nie sterylna przestrzeń. I zbliżający się Rok Miłosierdzia Bożego jest dla mnie jednym z największych wydarzeń. To jest moment, kiedy Kościół woła: „Wracajcie! Gdziekolwiek jesteście, wracajcie!”. Dla nas, kapłanów, to wielkie wyzwanie. Musimy uwierzyć w Boże miłosierdzie – mówi o. Szymczak.

Uważa, że duszpasterstwo osób w związkach niesakramentalnych jest jedną z części ogromnego wyzwania, jakim jest duszpasterstwo rodzin i małżeństw. Jeden ze współbraci stwierdził, że jest ono w permanentnym kryzysie. Jak się do tego zabrać? – Kiedy dotykamy przyczyn rozpadu małżeństw sakramentalnych, dotykamy kwestii przygotowania do sakramentu małżeństwa. Jaką formułę należy przyjąć? Może zbyt pochopnie ten sakrament dajemy wszystkim? Może zaniedbaliśmy przygotowanie tych osób do sakramentu? Wystarczy spojrzeć na skalę rozpadających się małżeństw. Ponad połowa braci, którzy przygotowują się do kapłaństwa, jest z niepełnych rodzin... – dodaje o. Jacek Szymczak OP.