Taki nasz Białogard

Katarzyna Matejek

publikacja 05.11.2015 06:00

Rok Życia Konsekrowanego dobiega końca. Dla wielu zgromadzeń był czasem odświeżenia spojrzenia na misję, którą podjęły. Dla Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa jest nią praca na ziemi białogardzkiej. Siostry postanowiły uporządkować historię tutejszego zgromadzenia i wypełnić w niej luki.

 Od lewej: s. Kristiana, s. Damaris i s. Zyta na tle ruin byłego przedszkola Katarzyna Matejek /Foto Gość Od lewej: s. Kristiana, s. Damaris i s. Zyta na tle ruin byłego przedszkola

Ich dyskretna obecność w naszym sąsiedztwie nie upomina się o brawa za pracę, którą dla nas wykonują. Bywa, że niewiele wiemy o zasługach, które włożyły w budowanie lokalnej społeczności, parafii. O przedszkolu, cieszącym się najlepszą opinią i o jego brutalnej likwidacji, o pracy na rzecz świątyni i plebanii, o poświęceniu lat życia na nie swojej pomorskiej ziemi i złożeniu tu głowy na zawsze. Siostry Duszy Chrystusa nie chcą zapomnieć o swojej historii. Odszukują białogardzian, którzy pamiętają czasy katolickiego przedszkola, kompletują dokumenty, listy, zdjęcia. Chcą zdążyć na przypadające w 2017 roku 70-lecie przybycia zgromadzenia do Białogardu. – Chcemy dotrzeć do ludzi, którzy przez te wszystkie lata byli związani z naszym zgromadzeniem, prosić ich, aby udostępnili nam zdjęcia, szczególnie z okresu, gdy siostry prowadziły przedszkole. A także by napisali wspomnienia o pracy sióstr w katechezie i pracy parafialnej – wyjaśnia cel swoich poszukiwań s. Damaris, pracująca w Białogardzie od roku, mająca za sobą także poprzedni trzyletni okres posługiwania w placówce. Materiały zostaną wykorzystane do przygotowania jubileuszowej publikacji oraz wystawy fotograficznej.

Nie puszczę was

Początkowo wcale nie zamierzały osiedlać się w Białogardzie. Dziś nie mają wątpliwości, że historię pewnego wieczoru sprzed niemal 70. laty kreśliła ręka Bożej Opatrzności. – W 1947 r. koszaliński proboszcz poprosił siostry z naszego zgromadzenia, by przybyły na stałe do jego parafii. Siostra Monika i s. Józefa otrzymały błogosławieństwo przełożonych i ruszyły z Krakowa na Ziemie Odzyskane. Na miejscu okazało się, że dom, w którym miały zamieszkać, jest w opłakanym stanie – opowiada s. Damaris. Jak zamieszkać, jak założyć przedszkole i sklep, który będzie je utrzymywał? A właśnie z takich działań siostry były znane w Polsce i na świecie. Zrezygnowane postanowiły wrócić do Krakowa. – Ale w tamtych czasach pociągi zatrzymywały się w Białogardzie. Gdy siostry znalazły się tam wieczorem, były przekonane, że najbliższą noc przyjdzie im spędzić na dworcu. Zapytały jakichś dobrych ludzi o nocleg w mieście. Co mogli podpowiedzieć ludzie? „Idźcie do kościoła”. I tak zrobiły. Trafiły do kościoła Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Ówczesny proboszcz ks. Jan Pękalski udzielił im gościny, ale nazajutrz wcale nie miał zamiaru żegnać się z gośćmi. „Nie puszczę was”, powiedział. Dały się przekonać. Resztę dopowiada s. Joanna, pierwsza kronikarka białogardzkiego zgromadzenia: „Zamieszkały w domu parafialnym, który po ukończeniu działań wojennych nie był jeszcze odrestaurowany, nie było okien ani drzwi, ani żadnych funduszy na remont. Własnymi siłami odremontowały dom”. Ten dom dziś jest ruiną. Rosną na nim chwasty, niebawem będzie wyburzony, a jego miejsce zajmie parking miejski.

Najlepsza marka

Siostry szybko zaczęły pracę wśród parafian. Najpierw powołały do istnienia świetlicę dla najbiedniejszych dzieci. – Pomagały w nauce, organizowały dożywianie, po roku zaś, wsparte przez kolejne siostry, otworzyły przedszkole – relacjonuje s. Damaris. Pracy było co niemiara: pranie, cerowanie, prasowanie, opieka nad dziećmi w przedszkolu, a po południu prowadzenie świetlicy. Począwszy od 1950 r. zaczęły się ważyć losy przedszkola. Białogardzkim władzom placówka była solą w oku. Bowiem siostry Duszy Chrystusa solidną pracą wyrobiły sobie w mieście najlepszą markę. Doskonale rozwinęły charyzmat swojego zgromadzenia – pracę z najmłodszymi, by poprzez wychowanie zaszczepiać w dzieciach najwyższe wartości. Wielu zamożnym i cenionym przez władzę mieszkańcom nie przeszkadzało, że były to wartości chrześcijańskie. Wręcz ubiegali się o to, by ich dzieci mogły być podopiecznymi katolickiego przedszkola. Cenił ich pracę także sanepid, niejednokrotnie uznając, że jest to najlepsze przedszkole w Białogardzie. Ale byli i tacy prominentni obywatele, którzy nie kryli swojego oburzenia. „Jak mogą tak mądrzy wykształceni ludzie posyłać swoje dzieci do przedszkola sióstr zakonnych?” – przekazują ich pytania kroniki zakonne.

Bez przemocy

Początkowo, kiedy władze wydały zakaz prowadzenia przedszkola, siostry obeszły go, tworząc Ognisko Dzieciątka Jezus dla dzieci. W kolejnych latach było coraz trudniej utrzymać placówkę. Kiedy w 1961 r. po mieście rozniosło się, jeszcze nieoficjalnie, że będzie zamykana, ludzie zgromadzili się wokół budynku przedszkola i otoczyli je. – Tylko czekali na jakiś sygnał sióstr, by bronić tego miejsca, ale siostrom zależało, żeby oddać je bez przemocy. Nawet jeszcze przez tydzień pracowały w nim, wespół ze świeckim personelem – wyjaśnia s. Damaris. Z utratą miejsca pracy wiązała się też utrata mieszkania, ponieważ pomieszczenia te stanowiły jeden budynek. To był typowy sposób postępowania ówczesnych władz. – Dzisiaj nie wszyscy pamiętają o tym, że były czasy, gdy ludzie budzili się, nie mając już domu, pola, pracy, z rozpaczą pierwszych myśli: co dalej? – mówi s. Damaris. – A tak w tamtych latach postępowano z Kościołem. Na przykład w Krakowie nasze siostry wróciły pewnego dnia z nabożeństwa i zastały cały swój dobytek na ciężarówce. Musiały szukać noclegu w domach znajomych ludzi. W Białogardzie takim miejscem stał się budynek sąsiadujący z przedszkolem, należący do parafii mariackiej. Choć praca z przedszkolakami skończyła się, siostry szybko znalazły nowe sposoby, jak służyć białogardzianom. Pracowały jako zakrystianki, organistki, w kancelarii, na plebanii, w kuchni. Prowadziły katechezę we wszystkich 5 białogardzkich szkołach podstawowych. Każda miała także swoją filię, szkołę na wsi, do której dojeżdżała w pogodę i niepogodę na rowerze – w Kościernicy, Pomianowie, Dobrowie, Łęcznie.

Koks lub jabłecznik

Pewnego roku, gdy jedna z sióstr wracała ze szpitala w Gdańsku, na peronie witał ją z radością tłum ludzi. Na jej pogrzebie było ich tylu, że same dzieci trzeba było ustawiać czwórkami, dowcipkując, że gdyby je ciągnięto na pochód pierwszomajowy, to w takiej liczbie by się nie stawiły. Białogardzianie nadal dobrze wspominają zakonnice. Najlepiej jak można. Byli wszak ich wychowankami. W powojennej rzeczywistości przedszkole z prawdziwego zdarzenia w niewielkiej mieścinie to było coś. Do dziś kłaniają się siostrom i choć – jak za czasów remontów placówki – nie taszczą już mebli ani koksu, nadal czasem coś smacznego podrzucą, dobre mięso, blachy ciasta z cukierni (siostry mają komu je zanieść, wszak wciąż nieopodal mieszkają ludzie, dla których słodycze to rarytas). Również siostrom, które wędrują po placówkach porozrzucanych w Polsce i na świecie, białogardzianie zapadają w serca. – Co to znaczy żyć ich życiem? – podejmuje wątek s. Damaris. – To siadać wieczorami i opowiadać o nich, o pracy wśród uczniów, parafian. A w maju rzucać wszystko: własne sprawy, obiad, wypoczynek, po to, by dopiąć wszystko, co wiąże się z I Komunią św. dzieci. Siostry, mimo że pozbawione przedszkola, nie chciały zrezygnować z formacji chrześcijańskiej dzieci. Zapraszały je do kościoła Mariackiego i do kaplicy na ul. Dąbrowszczaków na pogadanki o tematyce religijnej. Siostra Joanna pisze, że władze miasta szybko zareagowały na tę nowość i nie zgadzały się na spotkania dzieci. Przedszkola nie udało się odzyskać. Wszelkie starania o przywrócenie placówki, podejmowane wielokrotnie na przestrzeni lat, nic nie dały. Ostatnia wiadomość, sprzed kilkunastu tygodni, nie pozostawia złudzeń: w miejscu budynku, którego ruiny przypominają o dawnym przedszkolu, ma powstać miejski parking. – Przez lata marzyłyśmy o przywróceniu przedszkola w Białogardzie – wspomina s. Damaris. – Siostry miały ukończone odpowiednie studia, ale miasto nie chciało się zgodzić na oddanie nam tego budynku. Gdyby wtedy stało się inaczej, na pewno byłby dziś w dużo lepszym stanie. A tak nadaje się tylko do wyburzenia.

Zdążyć upamiętnić

Coś jednak można ocalić. Wielu białogardzian, nie tylko tych najstarszych, pamięta pierwsze siostry pracujące w ich mieście, a ci młodsi pamiętają swoje katechetki. – Czasem podchodzę do starszych osób i pytam je o niektóre nazwiska. Tu ludzie się znają, to nie jest duże miasto. I są nam życzliwi. Niedawno zaczepiła mnie na poczcie starsza pani, która potem przekazała mi zdjęcia z tamtych dni – mówi s. Damaris. Od paru miesięcy rozpytuję o osoby, których nazwiska uwieczniła kronika zakonna. – Jedną z takich osób jest pani dr Zalewska. Wybrałyśmy się do niej do szpitala po tym, jak dowiedziałyśmy się, że syn planuje ją niebawem zabrać do siebie, do Kołobrzegu. Zdążyłam więc zawczasu nagrać jej wspomnienia. Ale po co to wszystko? Żeby zapełnić jubileuszową broszurkę? – Chcemy przypomnieć mieszkańcom Białogardu, że nasze zgromadzenie włożyło wspaniałą pracę w budowę lokalnej społeczności. Głównie przez działalność katolickiego przedszkola, ale także pracę katechetyczną. Chcemy nadać temu twarz konkretnych osób, sióstr, które tu pracowały. Ocalić to od zapomnienia. Ja to czuję, że na przestrzeni lat byłyśmy tu wszędzie obecne – mówi z wdzięcznością s. Damaris. – Taki nasz Białogard.

Pomoc

Osoby, które chciałyby pomóc siostrom w zebraniu zdjęć, wspomnień, listów dotyczących ich 70-letniego pobytu w Białogardzie, mogą dostarczyć je do zakrystii kościoła NNMP lub domu sióstr przy ul. Lindego 2.