Katoliku, bądź sobą

Andrzej Macura

Nie jest mi wszystko jedno. Chcę sprawiedliwości, chcę uczciwości. Nie tylko chleba i igrzysk.

Katoliku, bądź sobą

Duszne lato roku 1982. Gdzieś w lesie między Krzyżem, Człopą i Dobiegniewem. Harcerska „kuźnica”. Czyli takie międzyobozowe spotkanie dyskusyjne. Spotkaliśmy się, by rozmawiać na temat „Harcerstwo i religia”. I między innymi pytanie: czy harcerze mogą chodzić w mundurkach do kościoła? Dla nas i naszego komendanta, Pawła Wieczorka, było to oczywiste: chrześcijanie, do jakiej organizacji by nie należeli, nie powinni być zmuszani do ukrywania swojej wiary. Ale przedstawiciele innych środowisk mieli już na ten temat poglądy różne. Pamiętam, że najbardziej dobił mnie jeden z dyskutantów uderzający w nutę współczucia dla „tego jednego w zastępie”, który do kościoła nie chodzi. Jak się będzie czuł, gdy koledzy idą bez niego?

Po 1989 naiwnie myślałem, że w publicznej debacie tego rodzaju argumenty już nie będą używane. Myliłem się. Oczywiście nie chodzi o harcerzy w kościele, ale, szerzej, o obecność katolików w życiu publicznym. Zdaniem sporej części różnych „mędrców” i polityków chrześcijanin powinien swoją wiarę zachować dla siebie, a w polityce, życiu publicznym czy w pracy powinien przyjąć.... No i tu mam kłopot. Nie potrafię nazwać tego, co niby katolik w polityce czy pracy powinien przyjąć. Stosować prawo? Ależ prawo nie zabrania mieć poglądów. Przyjąć ogólnie przyjmowane poglądy? Nie no, np. taki homoseksualizm chyba zdecydowana większość ludzi uważa za seksualne zboczenie, ale panuje moda na twierdzenie, że to normalne. Jakie poglądy powinien więc katolik w życiu publicznym przyjąć? Poglądy bliżej nieokreślonych grup nacisku, które uzurpują sobie prawo do decydowania, co w demokratycznym społeczeństwie można myśleć, a co nie? Grupy, która w zakulisowych działaniach konsekwentnie dąży do zmiany prawa tak, by przyznawanie się do przestrzegania dekalogu było zakazane? Grupy, która zwolni lekarza z pracy za jego poglądy mimo braku orzeczenia sądu, że faktycznie złamał prawo (casus profesora Chazana). A co z będącą prawem człowieka wolnością religijną? Coś jeszcze to pojęcie znaczy?

Podoba mi się, co w Filadelfii o powiedział o niej papież Franciszek, Idzie na przekór temu, co „siły postępu” zwykły mówić. „Wolność religijna z pewnością oznacza prawo do oddawania czci Bogu, indywidualnie i we wspólnocie tak, jak nam dyskutuje nasze sumienie. Ale z drugiej strony wolność religijna, ze swej natury wykracza poza miejsca kultu i sferę prywatną osób i rodzin, bo religia, wymiar religijny to nie subkultura, lecz element kultury każdego ludu i każdego narodu. Nasze różne tradycje religijne służą społeczeństwu przede wszystkim przez orędzie, jakie głoszą. Wzywają one jednostki i wspólnoty do oddawania czci Bogu, będącego źródłem wszelkiego życia, wolności i szczęścia. Przypominają nam o transcendentnym wymiarze ludzkiej egzystencji i naszej nieograniczonej wolności w obliczu każdego roszczenia władzy absolutnej. Musimy jednak patrzeć na historię, zwłaszcza historię ubiegłego wieku, aby zobaczyć okrucieństwa popełniane przez systemy, które twierdziły, że budują taki czy inny «raj na ziemi» uciskając narody, podporządkowując je pozornie niepodważalnym zasadom i odmawiając im jakichkolwiek praw” - powiedział Franciszek.

Krzewiciele „postępu” mają krótką pamięć. Faktycznie, największych zbrodni XX wieku dokonano nie z pobudek religijnych, ale właśnie w imię walki z nią, w imię narzucania jednostkom jedynie słusznych, areligijnych poglądów. Tak robił komunizm i tak robił niemiecki narodowy socjalizm.  A papież zwraca uwagę, że ten sam problem pojawia się i dziś.

 „W świecie, gdzie różne formy nowoczesnej tyranii dążą do stłumienia wolności religijnej, lub próbują ją ograniczyć do subkultury, bez prawa do głosu na arenie publicznej, lub wykorzystywać religię jako pretekst do nienawiści i brutalności, konieczne jest, aby wyznawcy różnych tradycji religijnych połączyli swój głos, wzywając do pokoju, tolerancji i szacunku dla godności i praw innych osób” (...)  „Żyjemy w epoce, która podporządkowana jest «globalizacji paradygmatu technokratycznego», który świadomie zmierza do jednowymiarowej jednolitości i stara się wyeliminować wszystkie różnice i tradycje w powierzchownym poszukiwaniu jedności. Religie mają więc prawo i obowiązek wyjaśnić, że możliwe jest zbudowanie społeczeństwa, w którym zdrowy pluralizm, naprawdę szanujący innych oraz wartości jako takie jest cennym sprzymierzeńcem w dziele obrony godności ludzkiej, na drodze pokoju w naszym świecie tak bardzo zranionym» przez wojny”.

Jestem chrześcijaninem. Jeśli ktoś każe mi z moimi poglądami schodzić do podziemia, to niech nie oczekuje, że z zapałem będą troszczył się o to, co szumnie nazywa się dobrem wspólnym.  Ale może właśnie o to chodzi? By tę troskę zostawić w rękach kasty rządzących, która nie lubi, gdy jej patrzyć na ręce i przyłączyć się do motłochu, któremu wszystko jedno, byle był chleb i igrzyska?