Program uszkodzony

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 08.10.2015 06:00

Człowiek ma talent do niszczenia Bożych pomysłów. Przez grzech uszkodził delikatną sferę seksualną. Układ obdarowania zamienił się w układ przywłaszczenia. Nasze problemy z ciałem mają źródło nie w ciele, ale w sercu.

Program uszkodzony fot. Józef Wolny/Foto Gość

Jezus w rozmowie o rozwodzie odwołał się do „początku”, czyli do pierwotnego pomysłu Boga wpisanego w męskość i kobiecość. Tak samo zrobił Jan Paweł II. Dlatego w pierwszej lekcji teologii ciała wróciliśmy do biblijnego raju. Przyglądaliśmy się Adamowi i Ewie, a dokładniej ich historii przed pierwszym grzechem, po to, aby odczytać „program początkowy” wpisany w seksualność. Jego elementy to: sakramentalność ciała (ciało ludzkie jest znakiem osoby, obrazem tego, co duchowe), oblubieńcze znaczenie ciała (ciała kobiety i mężczyzny, ich przyciąganie są znakiem powołania człowieka do miłości, której istotą jest wzajemne obdarowanie).

Skoro to wszystko jest tak pięknie pomyślane, to dlaczego to tak nie działa? Skąd nasze problemy z ciałem, z seksem, z popędem? Skąd wzięły się pornografia, gwałty, rozwody? Dlaczego tyle walki, nieporozumień, ran między małżonkami? Druga część papieskich katechez koncentruje się na odpowiedzi na te pytania. Jan Paweł II osią swoich rozważań czyni słowa Jezusa z Kazania na górze: „Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt 5,27-28). Papież nie koncentruje się na samej normie etycznej, raczej chce zrozumieć mechanizm pożądania. Chce pokazać, dlaczego eros oderwany od etosu staje się siłą niszczącą. Zgodnie ze słowami Chrystusa, zwraca uwagę, że problemem nie jest samo ciało, ale serce (wnętrze człowieka). To serce uszkodzone przez grzech jest źródłem kłopotów z cielesnością. Prawdzie o grzechu zawsze towarzyszy prawda o zbawieniu, o łasce.

Zawstydzeni sobą i innymi

Znowu musimy wrócić do raju. Adam i Ewa, zrywając owoc z drzewa poznania dobra i zła, naruszyli więź z Bogiem, uszkodzili układ wzajemnych relacji, zatruli własne serca. Jan Paweł II pisze, że sednem upadku Adama i Ewy było „zakwestionowanie daru” Stwórcy. Człowiek odwraca się od Boga – Dawcy, tym samym odrzuca Jego miłość. Patrzy na Stwórcę jak na tyrana, który zazdrośnie strzeże swojego bogactwa. Dlatego człowiek sam chce brać szczęście, sam chce je zbudować. Jakie to wywołuje skutki? Biblijny autor opisuje je tak: „Wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski” (Rdz 3,7). Kiedy Bóg ich szuka, ukrywają się. Adam mówi: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się” (Rdz 3,10). Człowiek boi się samego siebie, wstydzi się nie tylko swojego ciała, ale i siebie. Już nie dostrzega w sobie obrazu Boga, już nie wierzy, że może być partnerem Boga. Zaczyna uciekać.

W relacjach między mężczyzną i kobietą pojawia się wstyd. Przypomnijmy, że przy pierwszym spotkaniu oboje nie odczuwali wstydu. Pierwotna nagość wolna od wstydu była znakiem harmonii, bezpieczeństwa, wzajemnego obdarowania wolnego od lęku o siebie. Grzech zburzył ten pokój. We wzajemnych relacjach pojawił się lęk, niepewność, zagrożenie. Wstyd ma dwojakie znaczenie. Po pierwsze, jest znakiem tego, że ludzie utracili pierwotną niewinność, zagubili oblubieńczy sens ciała. Po drugie, wstyd jest odruchem obronnym, to „listek figowy”, który ma chronić ciało przed poniżeniem, wykorzystaniem, przed pożądaniem. Papież zauważa, że człowiek wstydzi się nie tylko przed drugim, ale i przed sobą. „Przestraszyłem się, bo jestem nagi”. Człowiek jakby wstydził się swojego człowieczeństwa. Nie utożsamia się ze swoim ciałem. Grzech zaburza poczucie wartości, wprowadza napięcie między ciałem a duchem. „Człowiek uświadamia sobie po raz pierwszy, że jego ciało przestało czerpać z tej mocy ducha, która wynosiła je na poziom obrazu Boga. Jego pierwotny wstyd nosi znamiona swoistego poniżenia przez ciało” – pisze Jan Paweł II.

Czy coś z tego przeżycia nie jest naszym udziałem po grzechu, zwłaszcza związanym z seksualnością? Papież podkreśla, że ten wstyd będzie nam odtąd zawsze towarzyszył. Jednym z jego stałych elementów jest „niepokój sumienia związany z pożądliwością”. Przy czym to w sercu człowieka mieszkają wstyd i pożądliwość. W naszym wnętrzu rozgrywa się decydująca duchowa walka.

Pożądanie, którego nie da się nasycić

Pożądanie (pożądliwość). Jan Paweł analizuje obszernie to zjawisko, dostrzegając w nim przyczynę wielu naszych nieszczęść związanych z cielesnością. Księga Rodzaju opisuje jeden ze skutków grzechu pierwszych ludzi w następujący sposób: Bóg mówi do Ewy: „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą” (Rdz 3,16). Zwrot „będzie panował nad tobą” wskazuje na zniszczenie miłosnej, osobowej relacji między kobietą a mężczyzną. Pojawia się między nimi logika walki, rywalizacji, władzy, traktowania przedmiotowo. Znika pierwotna harmonia. „Układ obdarowania zamienia się w układ przywłaszczania”.

„Pożądliwość ciała skieruje pragnienia ku zaspokojeniu samego ciała, kosztem niejako autentycznej i pełnej komunii osób”, zauważa papież. Podkreśla z naciskiem, że zdominowanie relacji męsko-żeńskich przez pożądanie seksualne prowadzi do „niedosytu zjednoczenia”, jest redukcją cielesności. Zamiast komunii osób pojawia się posiadanie drugiego na sposób przedmiotu własnego pożądania. Znika wolność, pojawia się swoisty „przymus ciała”. Nie można jednak budować komunii osób na zasadzie przymusu. Pożądliwość, choć z pozoru jest siłą zmierzającą do jednoczenia, w rzeczywistości wcale nie jednoczy, ale koncentruje się na samozaspokojeniu kosztem drugiej osoby, dlatego przywłaszcza, dąży do „używania”.

Księga Rodzaju wskazuje na mężczyznę jako na tego, który jest napędzany silniej pożądaniem. Owszem pożądliwość męska i kobieca nieco się różnią, ale w istocie oboje są „ludźmi pożądliwości”. Pożądanie wciąga człowieka w diabelski krąg. Każe mu się koncentrować na zaspokojeniu głodu samego ciała jakby na ślepo, wyłącza działanie serca (wolności!) i tłumi głos sumienia. Tymczasem niezaspokojenie ciała jest w istocie tylko znakiem głębszego pragnienia. Dlatego pożądanie, nawet zaspokojone w grzeszny sposób, pozostawia człowieka nadal nienasyconym, co więcej poranionym, upokorzonym, zawstydzonym. Jeśli człowiek stłumi głębsze pragnienia serca i sumienia, jeśli ślepa pożądliwość odbierze mu wolność, wtedy ta nieokiełznana namiętność staje się ogniem, który może doszczętnie wypalić człowieka.

Nie chodzi bynajmniej o to, aby siłę erotyczną stłumić, odrzucić. Chodzi o to, aby eros został wciągnięty w orbitę głębszych wewnętrznych energii ludzkiego ducha. Aby namiętność została poddana etosowi nie na zasadzie dostosowania się do zewnętrznych norm moralnych, ale wewnętrznie, w sercu. O tym właśnie mówi Jezus. Serca mężczyzn i kobiet są miejscem „wzajemnego przesilania się miłości i pożądliwości”. Chodzi więc o uzdrowienie serca, o uporządkowanie, odzyskanie czystości spojrzenia.

Serce oskarżone, wezwane, czyste

Słowa Pana Jezusa z Kazania na górze są wymagające. Jezus, owszem, wzywa nas do osądzenia swojego serca pod kątem rodzącej się w nim pożądliwości („już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa”). Ale nie można na tym poprzestać. Słowa Pana „muszą być rozumiane i interpretowane przede wszystkim jako wezwanie »tego serca«”. Jesteśmy wezwani do czystości serca, spojrzenia. Taka czystość jest warunkiem miłości, zdrowej harmonii relacji mężczyzna–kobieta zarówno w małżeństwie, jak i poza nim. Słowo Boże nie tylko do czegoś wzywa, ale też daje moc, łaskę. Bóg nie wymaga od nas rzeczy niemożliwych. Co nie znaczy, że jest to łatwe.

Nauczanie Jana Pawła II odrzuca dwie fałszywe recepty na niepokój związany z erosem. Pierwsza to popuszczenie cugli w sferze cielesności, co oznacza, że pożądanie seksualne musi być po prostu zaspokojone. Rewolucja seksualna głosząca tego rodzaju „wyzwolenie” niszczy ludzi i społeczeństwa (rozwody, aborcja, brak dzieci, pornografia, często paradoksalnie niechęć do seksu). Propagatorzy seksualnego wyzwolenia często oskarżają Kościół o przeciwną skrajność, czyli o pogardę dla ciała, seksu, całej sfery erotycznej. Teologia ciała przekonuje, że manicheizm zawsze był traktowany przez Kościół jako herezja. To pogląd upatrujący źródło zła w materii, w ciele, i dlatego potępiający wszystko, co cielesne, nawet małżeństwo i współżycie małżonków. Taka manichejska interpretacja może zagrażać słowom Jezusa o „cudzołóstwie w sercu”. Jan Paweł zwraca uwagę, że Chrystus wzywa do osądzenia serca, a nie ciała. Każe nam kontrolować, na ile „ślepe” pożądanie wygrywa w nas z „oblubieńczym sensem ciała”.

Panowanie nad pożądliwością nie jest walką z ciałem, odbieraniem mu wartości. Jest dokładnie przeciwnie: jeśli człowiek patrzy na seksualność tylko oczami pożądliwości, dochodzi do odebrania ciału jego wartości, jest to w istocie „niedowartościowanie” tej sfery, jej dewaluacja. Czystość jest cnotą, która wyzwala całą pełnię erotycznej namiętności. Owszem, czystość zawiera w sobie wstrzemięźliwość, samokontrolę, panowanie nad popędem. To bywa przeżywane jako ograniczenie, niespełnienie, brak, cierpienie. To nie jest łatwe. Ale tego rodzaju panowanie nad sobą nie oznacza „mniej”, ale „więcej”. Oznacza „posiadanie siebie”, czyli autentyczną wolność, która umożliwia „dawanie siebie”. „Namiętność w połączeniu z czystością uwalnia ciało, by robiło to, do czego zostało stworzone: było żywym wyrazem duchowej komunii, w której osoby stają się darem dla siebie nawzajem” (Mary Healy). To wszystko inaczej wygląda w powołaniu małżeńskim, inaczej w  celibacie, ale jest wezwaniem skierowanym do wszystkich.

Głoszenie Ewangelii czystości serca oznacza dziś pójście pod prąd kultury zniewolonej „wyzwolonym” erotyzmem. Jan Paweł II zdawał sobie z tego sprawę. Szukał najgłębszego pozytywnego uzasadnienia dla wyboru drogi czystego serca. Nie bał się patosu. Pisze: „Czystość jest chwałą ciała ludzkiego przed Bogiem… Z niej też płynie owo szczególne piękno, które przenika w każdą sferę wzajemnego obcowania ludzi”. O prawdzie tych słów nie da się ostatecznie przekonać inaczej, jak tylko próbując wytrwale tak żyć, nie poddając się w chwilach klęski. Sami nie damy rady. Jezus dokonuje zbawienia całego człowieka, także „odkupienia naszego ciała”. Jego łaska jest większa niż grzech. Dzięki Niej możemy wygrać walkę o czystość serca. Stawką jest radość z kobiecości i męskości, piękno ludzkiej miłości, przyjaźni, więzi, a ostatecznie zbawienie.

TAGI: