Muzyk Matki Bożej

Karina Grytz-Jurkowska

publikacja 26.09.2015 06:00

Już przodkowie pana Alfreda grali dla Maryi w Piekarach Śląskich. Dobrym wskaźnikiem tego, jak byli tam szanowani, jest liczba ich chrześniaków odnotowanych w starych księgach parafialnych.

 Alfred Bączkowicz przy organach Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Alfred Bączkowicz przy organach

Donośne brzmienie organów w katedrze wypełnia sklepienie, nadając liturgii dostojny charakter. Od ponad 40 lat dzieje się to za sprawą drobnego, srebrnowłosego człowieka o łagodnym uśmiechu, który siedzi na chórze, za kontuarem – Alfreda Bączkowicza.

Życie przy katedrze

– Pamiętam, że zacząłem tu pracę 1 grudnia 1973 roku. Przez pierwszą dekadę grałem sam, łącząc organistowanie z pracą w szkole muzycznej, potem też w studium organistowskim, które założyliśmy z ks. Helmutem Sobeczką – wspomina Alfred Bączkowicz. To właśnie on prócz grania od lat dba o dobry stan królewskiego instrumentu, dogląda konserwacji, sprawdza, czy wszystkie piszczałki stroją, i martwi się, że powoli konieczny jest kolejny poważny remont. Przez lata poznał już katedralne organy doskonale, pokazuje od środka, jak to się dzieje, że za naciśnięciem klawisza słychać określony dźwięk, zdradza, gdzie mieści się dmuchawa – serce organów, wtłaczające powietrze do miechów, jak się ją konserwuje, chroni przed pyłem, i dlaczego, ze względu na cenny instrument, witraż nad głównym wejściem został od środka zasłonięty.

Przez ponad cztery dekady pracy uświetniał grą wizyty wielu dostojnych gości katedry, m.in. kard. Karola Wojtyły, późniejszego papieża, czy kard. Henryka Gulbinowicza. Sam też często przygotowywał specjalny repertuar czy harmonizacje melodii na duże uroczystości w regionie. Tak było np. przy pielgrzymce papieża Jana Pawła II w 1983 r. – Na Górze Świętej Anny miały się odbyć nieszpory maryjne z psalmami. Pewnego wieczoru przyjechał do mnie ks. Jerzy Kowolik i stwierdził: „Ja stąd nie wyjdę, póki mi pan tych psalmów nie napisze, tu jest ołówek i papier...” Wyjechał pół godziny przed północą z gotową harmonizacją.

Zresztą już w dniu papieskiej wizyty, przed samym przylotem mieliśmy spore zamieszanie. Czekaliśmy na papieża na zewnątrz, łącznie z orkiestrami. Słońce mocno prażyło i 40 minut przed nabożeństwem okazało się, że strój nagrzanych instrumentów dętych podniósł się nieco i nie współbrzmią dobrze z organami. Postanowiliśmy w tej sytuacji grać na przemian – jedną zwrotkę orkiestra, drugą organy. Tymczasem w ostatniej chwili niebo się zachmurzyło, powiał zimny wiatr, trąbki się ochłodziły i jednak zagraliśmy razem. To było niesamowite – opowiada organista.

Hymn do Matki

Na katedralnych organach zaczynało swoją naukę wielu obecnych organistów. I to Alfred Bączkowicz był w 1974 roku jednym z założycieli Studium Muzyki Kościelnej w Opolu. – Tu odbywały się egzaminy, dopiero później w zakrystii było pianino, udało się też sprowadzić z Zagwiździa dwumanuałowe harmonium z pedałem, aż wreszcie przenieśliśmy zajęcia do starego budynku muzeum. Moim pierwszym dyplomantem był młody chłopak, Józek Chudalla, który później został jednym z wykładowców organistowskiej szkoły i moim zmiennikiem w katedrze. I do dziś nim jest. Na tym samym, pierwszym roczniku studium była zresztą moja przyszła żona – uśmiecha się mistrz.

Kształcenie profesjonalnej kadry to zresztą jego niejedyne osiągnięcie. Jest członkiem Międzydiecezjalnej Komisji ds. Duszpasterstwa Liturgicznego i Muzyki Kościelnej, współredagował czterotomowe wydanie „Chorału Opolskiego”, trzytomowy chorał i modlitewnik „Droga do Nieba” oraz chorał „Pieśni Fatimskie” Jest też współautorem „Skryptu do nauki harmonii” oraz „100 ćwiczeń dwugłosowych do kształcenia słuchu” zaleconych przez Ministerstwo Kultury i Sztuki do użytku w szkołach muzycznych. Choć jednak skomponował muzykę m.in. do sześciu mszy na głos z organami, dwóch mszy na chór mieszany z organami oraz wiele melodii do tekstów liturgicznych i pieśni, najbardziej znany jest z często wykonywanego w katedrze opolskiej hymnu „Opolska Pani, Tyś naszą Matką”.

– Większość ludzi myśli, że powstał on na uroczystość koronacji obrazu. Tymczasem napisałem go o wiele wcześniej, słowa i muzykę. Jak tylko przyjechałem do Opola, ks. Sobeczko stwierdził z żalem, że nie ma żadnej pieśni do Matki Boskiej Opolskiej. I tak ułożyłem to z potrzeby serca – stwierdza Alfred Bączkowicz. I dodaje, że kiedy nasi klerycy pojechali do Piekar Śląskich i zaśpiewali tę pieśń, zamieniając tylko „Opolską” na „Piekarską”, to też pięknie wyszło.

Organiści od pokoleń

Matka Boska Piekarska /Opolska jest zresztą szczególnie bliska jego sercu. Po pierwsze – bo nim przeprowadził się do Opola, mieszkał 5 km od Piekar. Po drugie – jak się okazało, już jego przodkowie służyli piekarskiej Madonnie swoim talentem. – Znalazłem w dokumentacji, że w okolicach roku 1700 organistą i nauczycielem był tam niejaki Baltazar Bączkowicz. Grał w bazylice przed obrazem Matki Boskiej wówczas jeszcze Piekarskiej, który później trafił do Opola, stając się wizerunkiem Matki Boskiej Opolskiej. Wcześniej to stanowisko piastował jego ojciec – opowiada pan Alfred. Wspomina, że ów Baltazar musiał być bardzo szanowany w lokalnej społeczności. Skąd to wiadomo? W owych czasach oznaką poważania kogoś była prośba rodziców, by został ojcem chrzestnym dziecka. A okazuje się, że wpisów z jego nazwiskiem jako chrzestnego w księgach parafialnych jest wiele.

Niecałe 300 lat później jego potomek, Alfred Bączkowicz, mimo propozycji z innego, zabrzańskiego kościoła, przywędrował grać przed tym samym wizerunkiem Matki Boskiej do Opola. Przed nią brał ślub i przeżywał chrzciny swoich dzieci. Ma też w pamięci niemało różnych perypetii, jak na przykład równoczesne granie na organach i huśtanie leżącego w wózku synka, którego niespodziewanie musiał zabrać na Mszę świętą.

– Taka tradycja zobowiązuje. Nim jeszcze zacząłem tu grać, przyjechałem kiedyś do Opola, wszedłem do katedry, uklęknąłem przy ołtarzu maryjnym i nagle się zdziwiłem, co tutaj robi nasza Matka Boska Piekarska. A potem przyszedłem za Nią – podsumowuje ze śląskim poczuciem humoru katedralny organista.

TAGI: