Jestem Edmund, wasz brat

publikacja 25.09.2015 06:00

O duszpasterstwie bez rewolucyjnych zapędów, malejącej liczbie dzieci pierwszokomunijnych i marzeniach duszpasterza z ks. Edmundem Podzielnym, proboszczem parafii katedralnej, rozmawia ks. Tomasz Horak.

Ks. infułat Edmund Podzielny Anna Kwaśnicka /Foto Gość Ks. infułat Edmund Podzielny

Ks. Tomasz Horak: Wypada zacząć oficjalnie. Ksiądz infułat Edmund Podzielny, od 50 lat kapłan, od 12 lat proboszcz parafii katedralnej w Opolu. Znamy się znacznie dłużej – ponad pół wieku, jeszcze z seminarium.

Ks. Edmund Podzielny: Rozmawiajmy więc mniej oficjalnie, po imieniu, jak kiedyś. Czytelnicy nam to wybaczą.

Edmundzie, taka parafia w diecezji jest jedna...

No tak. Nie tęskniłem za katedrą. Tu księdza absorbuje różnorodność spraw, bo ta placówka obejmuje wydarzenia o zasięgu diecezjalnym i ponaddiecezjalnym. Tu i patriotyczne nabożeństwa się odbywają, i inne – z udziałem przeciekawych ludzi. Bałem się, czy temu sprostam. Dlatego gdy abp Nossol mi to zaproponował, trzy razy byłem prosić, żeby rozważył inną kandydaturę. Ale ostatecznie człowiek przyrzeka biskupowi posłuszeństwo...

Jakie były początki w katedralnej parafii?

Z początku rozglądałem się, chodziłem bardzo ostrożnie. To poważna sprawa – przejąć duszpasterstwo, gdy poprzednicy byli wybitnymi duszpasterzami i sprawnymi gospodarzami. Ksiądz prał. Baldy i ks. prał. Jokiel cieszyli się wielkim szacunkiem.

Duża parafia to także współpracownicy...

Co do tego mam doświadczenie, bo nigdy na parafii nie byłem sam. Dlatego to nie był problem, dobrze się ułożyło. Wikarzy, którzy zostali po poprzedniku, wprowadzili mnie spokojnie w szczegóły administracji i duszpasterstwa parafii.

I stanąłeś przed parafianami po raz pierwszy.

Pamiętam. Powiedziałem, skąd jestem i skąd do nich przychodzę.

Słyszałem, że przedstawiłeś się nietypowo?

Nietypowo? Powiedziałem po prostu: jestem Edmund, wasz brat. Wydaje mi się, że od początku zostałem zaakceptowany.

A środowisko dużego miasta...

A środowisko parafii w centrum dużego miasta było i jest złożone – jeśli chodzi o przekrój społeczny, o wykształcenie, o wiek, nawet o wiarę. Duszpasterstwo to służenie parafianom w trzech głównych obszarach: liturgia, caritas, nauczanie. Wizja tradycyjna – bez rewolucyjnych zapędów.

Sam jestem proboszczem. Obserwuję wyludnianie się mojej parafii i całej okolicy. Jak wygląda demografia w Opolu, w katedralnej parafii?

Duży procent parafian stanowią emeryci. Coraz mniej młodych – liczba dzieci komunijnych od czasu mojego przyjścia zmalała o jakieś 40 procent! Liczbę parafian mogę tylko szacować według danych urzędu skarbowego – bo podatki płacimy od liczby mieszkańców parafii. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat zmniejszyła się o około tysiąc osób. Rocznik diecezjalny z roku 2010 podaje liczbę ponad 14 tys. parafian.

Katedra to nie tylko parafialna codzienność, ale też wydarzenia diecezjalne. Czy obie te sfery nie kolidują ze sobą?

Na ogół nie. Z góry wiadomo o wydarzeniach diecezjalnych, które przecież wpisując się w cykl świąt, stanowią ramy także parafialnego przeżywania liturgii. Wszystkie sprawy na styku parafialno-diecezjalnym omawiamy wcześniej z ordynariuszem. Tak było z abp. Nossolem, tak samo jest z bp. Czają. Z oboma zawsze był i jest dobry kontakt.

A jak w parafii?

Ludzie są dobrzy i życzliwi. Ale przecież wokoło są inne parafie i kościoły. Migracja pomiędzy nimi powoduje, że nie wszyscy parafianie czują się zadomowieni w katedrze. Wydaje się, że część zadomowiła się w innych kościołach. Jest trzon ludzi związanych z parafią. Ale jest też spory procent, owszem, praktykujących, ale niezwiązanych na dobre i na złe z katedrą.

To jedna z bolączek proboszcza – wspólna dla wielu miejskich parafii. Bez wątpienia są także inne trudne sprawy…

Boli mnie to, że jest znaczny procent rodzin bez ślubów sakramentalnych. Część z nich nie ma nawet cywilnego ślubu – a to już jest uderzenie w stabilność całego społeczeństwa. Owszem, chrzczą dzieci, ale jeśli rodzice nie przyjmują sakramentów, to i związek z parafią jest słabszy. Brak udziału w niedzielnej Mszy św. zrywa resztki tych więzi, a i dzieci wyrastają w atmosferze pozbawionej sakramentów.

Co boli Cię, jako księdza, szczególnie?

Jest taka sprawa. Brak powołań. Katedra stanowi w diecezji ośrodek życia kapłańskiego. Tyle tu uroczystości, w centrum których jest tajemnica kapłaństwa, stąd wysyłani są młodzi księża, tu dziękują Bogu jubilaci. Modlimy się o powołania, modlitwa musi przynieść swój owoc. Ale tak po ludzku cieszyłby się człowiek, gdyby był jakiś ksiądz z parafii. Owszem, był. Za moich czasów były jedne prymicje.

A ministranci są?

Są ministranci, są lektorzy, są pomocnicy komunijni, jest zespół Caritas, ale brakuje szerszego wsparcia zwłaszcza ze strony ludzi młodszych. Ci, którzy są – od ministrantów po starszych współpracowników – są oddani. Ale to wszystko za mało dla owocnego funkcjonowania parafialnej wspólnoty.

Przed chwilą widziałem w katedrze spowiadających się ludzi.

W katedrze zawsze było dużo spowiedzi. Korzystają z niej okoliczni mieszkańcy i różni przyjezdni. Przed laty wprowadziliśmy dłuższe dyżury obsadzane przez księży z dekanatu. To było za mało. Przed kilku laty bp Andrzej osobiście zaangażował się w tę sprawę, wyznaczył koordynatorów służby spowiedniej. W ciągu roku szkolnego okazja do spowiedzi jest w katedrze od godziny 6 do 19. Pierwsze i ostatnie godziny należą do nas. Poza tym księża profesorowie, wykładowcy, część emerytów, dołączają się też księża spoza Opola. Penitenci są cały czas. Wiele jest spowiedzi sięgających głębi sumień, świadczących o dokonującym się w człowieku nawróceniu, o przemianach. To ogromna kapłańska satysfakcja.

A zakrystia? To często niewidoczna, a niekończąca się praca...

Tak, to prawda. A u nas jeszcze kilometry chodzenia – zakrystia daleko od ołtarza. Praca zaczyna się od rana i trwa cały dzień. W zakrystii służą siostry zakonne i dwóch świeckich panów. I siostry, i świeccy, i nasi organiści to oddani i wierni ludzie.

Proboszcz, każdy, jest nie tylko duszpasterzem, lecz i ekonomicznym menedżerem parafii. A im większa parafia, starsza i zabytkowa świątynia, tym problemów więcej.

To jasne. I katedra jest takim miejscem ustawicznej troski. Dużo zrobili poprzedni proboszczowie – i prałat Jokiel, i prałat Baldy. Przyszedłem z marzeniem, żebym kiedyś, gdy będę odchodził, mógł zostawić katedrę odmalowaną. Te marzenia to już czas zaprzeszły. Nie można malować niewyremontowanego. A remonty się komplikują – to świątynia zabytkowa. Sama materia zabytku narzuca swoje wymogi, ponadto wszystko jest obwarowane przepisami. Nie mówiąc o tym, że jest to obiekt „na świeczniku”, co nie ułatwia nawet drobnych napraw czy remontów.

Jako proboszcz znam te sprawy. Ale wiem o jeszcze jednej – o funduszach...

Parafianie są ofiarni, ale jak wspominałem, jest to parafia w większości emerytów i rencistów. Podziwiam tych ludzi. „Przerobiliśmy” tutaj w ciągu minionych lat wiele milionów złotych – bez wielkiego rozgłosu, z tacy, która była zbierana. Nigdy nie było tak, że zaczynaliśmy remont, bo mamy „kupkę” pieniędzy. Po prostu remontowaliśmy, nieraz się zapożyczałem, nieraz trzeba było swój pieniądz włożyć, bo brakło na spłacenie wkładu własnego, gdy otrzymaliśmy dotację.

To znaczy, że dofinansowanie katedra miała?

Udawało się dotacje dostawać, zwłaszcza od władz samorządowych. Nie udało się pozyskać jakiejś większej sumy w ramach funduszy unijnych. A startowaliśmy, składając także duże wnioski. Jednak opierając sie na własnych, parafialnych pieniądzach, środkach otrzymanych od samorządów, prowadziliśmy prace konserwatorskie i remontowe. Kilka tomów kroniki parafialnej zawiera bogatą tego dokumentację.

I bez wątpienia zmagacie się z błędnym kołem troski o zabytki. Wiem, że ta praca nie ma końca.

Tak. Ciągłej troski to wymaga. Tu się coś robi, tam coś się wali. Położenie katedry w środku miasta stwarza dodatkową trudność – zapylenie. Jakiś detal pięknie odrestaurowany po kilku latach szarzeje, traci blask, źle wygląda. No i te auta! Byłbym szczęśliwy, gdyby można było oddalić od katedry istniejący tu parking. Owszem, są wpływy z ofiar składanych przez kierowców, ale niewspółmierne do utrudnień i zagrożeń, jakie parking stwarza. Cierpi też estetyka zabytkowego otoczenia.

Widzę, że trwają prace przy elewacji świątyni.

Dzięki inicjatywie biskupa ordynariusza powołana została Kapituła Odnowy Katedry. Odzew jest, ze strony członków Kapituły padło wiele propozycji – chociażby w lipcu bieg na wyspie, z wpisowego została przekazana na konserwację katedry suma ponad 20 tys. złotych. Piękny gest. Kosztorysy obecnego etapu remontu opiewają na 12 mln złotych. Jest to przedsięwzięcie na kilka lat – pracochłonna dłubanina przy każdej cegle. Wnętrze – to kolejne miliony. Zwłaszcza że jest zamiar regotyzowania wnętrza katedry. Ten remont potrwa długo.

Jak Ty to wszystko ogarniasz?

Nieraz sugerowałem bp Andrzejowi, żeby znalazł kogoś, kto przejąłby zadania wynikające z remontu katedry. Przykładem był Krzeszów – ogromne i wspaniale obiekty. Ich remontem zajmował się ksiądz, który nie był bezpośrednio zajęty duszpasterstwem. Kierowanie tak wielkimi inwestycjami pochłania przecież wiele sił i czasu. W tym kierunku poszło i u nas – biskup powołał pełnomocnika do spraw remontu katedry, został nim ks. Waldemar Klinger. Ja będę zajmował się duszpasterstwem do końca...

Czyli?

Czyli około roku, gdy ukończę 75 lat życia. Gdy biskup decyzję podjął, odczułem wielką ulgę. Ciężar odpowiedzialności za wszystko został ze mnie zdjęty. Podział kompetencji, przy ścisłej współpracy, bez wątpienia dobre owoce przyniesie.

Czego życzę Tobie i katedrze.

TAGI: