Uparta jak św. Piotr

Magdalena Szymańska-Topolska

publikacja 08.10.2015 06:00

O obecności Boga w życiu, chodzeniu po drzewach i owocach pielgrzymowania na Jasną Górę z s. Piotrą ze Zgromadzenia Sióstr Opatrzności Bożej, pochodzącą z parafii Nieborów, rozmawia Magdalena Szymańska-Topolska.

 S. Piotra w zgromadzeniu odnalazła siebie Magdalena Szymańska-Topolska /Foto Gość S. Piotra w zgromadzeniu odnalazła siebie

Magdalena Szymańska-Topolska: Od momentu wstąpienia do zgromadzenia, w ciągu tych 11 lat, przebywała Siostra w kilku placówkach: w Przemyślu, Grodzisku Mazowieckim, Lublinie, Irenie, a obecnie w Zielonej Górze. Czy łatwo jest przenosić się z miejsca na miejsce?

S. Piotra: Mój pobyt w Przemyślu i Grodzisku Mazowieckim związany był z formacją zakonną przed pierwszymi ślubami, dlatego wiedziałam, że spędzę tam tylko jakiś czas. Pierwszą placówką, na którą zostałam posłana, był Lublin. Na początku zastanawiałam się, czy nie przywiążę się zbytnio do ludzi, miejsca. To naturalne, że człowiek szuka swojej przystani, w której poczuje się bezpiecznie. Jednak, w miarę wzrastania mojej miłości do Jezusa, odeszły takie myśli. Zmiany nie są dla mnie czymś trudnym. Wierzę, że tam, dokąd idę, posyła mnie Bóg, bo ma zadanie – ludzi, z którymi mam żyć. Czasem nie są to łatwe spotkania, ale każde z nich może wydać jakiś dobry owoc.

Pamiętam, jak w Lublinie przychodzili do nas bezdomni z prośbą, by dać im coś do jedzenia. Nie odmawiamy w takiej sytuacji, ale zachęcamy, by te osoby w jakiś sposób nam pomogły, na przykład przy podwórkowych pracach porządkowych. Nie dlatego, że poszukujemy taniej siły roboczej, ale by miały poczucie własnej wartości i przekonanie, że na chleb trzeba zapracować. To są ich osobiste dramaty, przecież nikt nie chce mieszkać na ulicy. Nie pytamy o przyczyny takiego życia.

Te spotkania uczą szacunku do drugiego człowieka, pokory wobec życia. Nikt nie wie, co się z nim może stać w przyszłości, ale wiara właśnie w Opatrzność Bożą z pewnością pomaga żyć. W naszych modlitwach porannych zwracamy się do Boga słowami: „Nie wiem, o Boże mój, co mnie dziś czeka, wiem jedno – nie spotka mnie nic, czego Ty od wieków nie przewidziałeś i nie zarządziłeś”.

Czym dla Siostry jest Opatrzność Boża? Nie można przecież rozumieć jej jako jakiegoś fatum, czegoś nieuchronnego, od czego nie ma ucieczki. Nie powinno myśleć się o niej również jak o pewnego rodzaju nieziemskim amulecie, który chroni przed złem.

Oczywiście, że nie. Opatrzność Boża oznacza obecność Boga w Trójcy Jedynego w naszej codzienności i Jego opiekę. To powierzanie się Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu. Nie da się jej zrozumieć bez pojmowania Boga jako osoby. Ludzie często dziwią się, gdy słyszą, że Jezus żyje, że jest Bogiem żywych, nie umarłych. Ale to prawda. Nie modlimy się do jakiejś wymyślonej postaci, siły, która troszczy się o nas, bo coś jej obiecamy w zamian. To Bóg pierwszy nas ukochał i czeka, aż odpowiemy na Jego miłość. Światem opiekuje się od zawsze, bo go stworzył i umiłował. Nasze człowieczeństwo nabiera blasku właśnie w kontekście tej świadomości. Jeśli wierzymy, że Bóg nas kocha i szanuje, to wiara w Jego Opatrzność nabiera odpowiedniego znaczenia.

Jak to się stało, że wybrała Siostra życie zakonne?

Nie będę oryginalna, gdy powiem, że to nie ja wybrałam Jezusa, ale On wybrał mnie. Nigdy nie myślałam o takim życiu. Jako dziecko grałam w piłkę z chłopakami, niejeden z nich oberwał ode mnie, gdy mnie zdenerwował, wolałam bawić się samochodami niż lalkami, wspinałam się też po drzewach. Wiele zmieniło się, kiedy proboszczem naszej nieborowskiej parafii został ks. Hubert Wiśniewski. Wówczas wprowadził zwyczaj spotkań dla młodzieży w każdy piątek wieczorem na plebanii. Rozpoczynały się one rozważaniem Pisma Świętego, a następnie były rozmowy. Przychodziło nas naprawdę dużo.

Uczęszczałam wówczas do liceum, to był czas decyzji, kim być w życiu, co ze sobą zrobić, co zmienić, a co rozwijać. Chciałam skupić się na tym, co we mnie dobre, odrzucić to, co mi przeszkadza, uporządkować swoje życie. W tym czasie zaczęli odwiedzać naszą parafię inni księża, alumni z łowickiego seminarium, którzy odbywali w Nieborowie praktyki. Wkrótce mieliśmy chyba pierwszego w historii naszej parafii wikarego – został nim ks. Rafał Babicki, obecny przewodnik Łowickiej Pieszej Pielgrzymki Młodzieżowej na Jasną Górę. Szybko zdobył nasze zaufanie, potrafił z nami rozmawiać, bawić się. Przyciągał wielu do Kościoła. Jednym z praktykantów był natomiast ks. Rafał Wiśniewski, to on namówił mnie, i ciebie zresztą też, (śmiech) do wzięcia udziału w pielgrzymce. Pamiętasz, jak się zdziwiłyśmy tą propozycją, bo uważałyśmy, że pielgrzymami są naprawdę pobożni ludzie?

Owszem, pamiętam.

Tam poznałyśmy siostry z mojego zgromadzenia. Moją pierwszą „przewodniczką” była siostra Juliusza. Powstała między nami przyjaźń i tak się zaczęło. Później pielgrzymowałam jeszcze kilka razy z ŁPPM, brałam udział w rekolekcjach i dniach skupienia, które organizowały siostry. Nie myślałam od początku o zakonie, ale o tym, by w modlitwie przemyśleć moje dalsze kroki życiowe. W pewnym momencie Jezus mnie wezwał, więc powiedziałam Mu: „Oto jestem”.

Wiem, że w zgromadzeniu nie posługujecie się nazwiskami.

To znaczy oficjalnie, kiedy jesteśmy u lekarza czy w jakimś urzędzie, posługujemy się naszym imieniem i nazwiskiem metrykalnym. Natomiast w codziennych kontaktach z ludźmi i z innymi siostrami w zgromadzeniu posługujemy się imieniem zakonnym. Każde z nich jest niepowtarzalne. Moje imię, które brzmi Piotra, będzie mogła mieć inna siostra, kiedy mnie w zgromadzeniu już nie będzie. To bardzo ułatwia nam kontakty. Jeśli ktoś napisze list i zaadresuje go do siostry Piotry, to mogę go otrzymać tylko ja.

Dlaczego takie właśnie imię?

Kiedyś jedna z sióstr powiedziała mi, że jestem uparta jak św. Piotr. Z czasem bardzo mi się to spodobało i myślę, że rzeczywiście do mnie pasuje. Uważam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Często jedyną przeszkodą jest nasza mała wiara.