Fakty i mity świeckiej szkoły

Jan Hlebowicz

publikacja 20.09.2015 06:00

– Finansowanie lekcji religii w szkołach z budżetu państwa to nie marnotrawstwo, ale inwestycja – uważa ks. Tyberiusz Kroplewski, dyrektor Wydziału Katechetycznego archidiecezji gdańskiej.

 Katecheta, aby uczyć w szkole, musi być magistrem teologii z przygotowaniem pedagogicznym Henryk Przondziono /Foto Gość Katecheta, aby uczyć w szkole, musi być magistrem teologii z przygotowaniem pedagogicznym

Od początku lipca w całej Polsce, m.in. w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Szczecinie, Poznaniu, Łodzi i Lublinie, trwa akcja „Świecka szkoła”, której pomysłodawcą jest Leszek Jażdżewski z łódzkiego Stowarzyszenia „Liberté!”. Niedawno inicjatywa dotarła także do Trójmiasta. Wolontariuszy zbierających podpisy pod projektem ustawy mającej zakazać finansowania lekcji religii z budżetu państwa można spotkać codziennie, głównie przed galeriami handlowymi. – Nie jesteśmy przeciwnikami religii jako takiej, ale jej miejsce nie jest w szkole – mówi Piotr Pawłowski, koordynator akcji na Pomorzu. – Nie twierdzimy tak, bo tak nam się podoba, ale posługujemy się twardymi argumentami – dodaje. Postanowiliśmy na nie odpowiedzieć i rozprawić się z krążącymi od lat, a powtarzanymi przez pomysłodawców inicjatywy mitami na temat lekcji religii w polskich szkołach.

Mit pierwszy

Czyli finansowanie z budżetu państwa lekcji religii jako przykład dyskryminacji osób niewierzących lub innych wyznań. – Nie jest normalne, aby państwo wydawało rocznie 1,2 mld zł podatników na wynagrodzenia dla katechetów. To są naprawdę duże pieniądze publiczne, które mogłyby zostać przeznaczone na dużo pożyteczniejsze cele, np. naukę pływania, lepsze wyposażenie laboratoriów czy zajęcia z języków obcych dla wszystkich, bez względu na wiarę – twierdzi P. Pawłowski. Dlatego – zdaniem inicjatorów akcji „Świecka szkoła” – Kościół i wierni sami powinni organizować i finansować katechezę.

Z taką argumentacją nie zgadza się Jarosław Szydłak, menedżer zajmujący kierownicze stanowisko w jednym z banków. – Budżet składa się także z podatków katolików, którzy stanowią najliczniejszą grupę wyznaniową w Polsce. Skoro państwo finansuje z tych samych pieniędzy program in vitro, procedurę przerywania ciąży czy działalność organizacji promujących ideologię gender, z którymi katolicy się nie zgadzają, to nie widzę przeszkód, żeby część naszych podatków przeznaczana była na lekcje religii. Obecność takich zajęć w szkołach jest wyrazem oczekiwań większości społeczeństwa – uważa. Potwierdza to sondaż TNS z 2013 r., według którego ponad połowa Polaków chce katechezy w szkole. Z kolei według najnowszego badania CBOS (z 2015 r.) aż 82 proc. Polaków nie przeszkadza religia w publicznych placówkach oświatowych.

Założenia inicjatywy „Świecka szkoła” pozostają w opozycji także do rozwiązań przyjętych w zdecydowanej większości krajów Unii Europejskiej, gdzie lekcje religii (a nie religioznawstwa) w szkole są obecne w aż 24 państwach. Jedynie Francja, Holandia, Luksemburg i Słowenia wyłamują się z tego schematu. W 9 krajach UE udział w szkolnych lekcjach religii organizowanych przez szkoły publiczne jest obowiązkowy. W 15 państwach – podobnie jak w Polsce – są to zajęcia dobrowolne, w zależności od woli rodziców bądź pełnoletnich uczniów. We wszystkich tych krajach nauczanie religii, wpisane w państwowy system oświaty, jest finansowane z pieniędzy publicznych.

– Tym różni się państwo demokratyczne od totalitarnego, że jeśli rodzice życzą sobie obecności religii w szkole, obowiązkiem władz jest zorganizowanie tych zajęć i przeznaczenie na to niezbędnych środków. Szkoda, że nie rozumieją tego aktywiści „Świeckiej szkoły” z hasłami wolności i tolerancji na sztandarach – mówi J. Szydłak.

Mit drugi

Czyli brak kontroli merytorycznej nad kształtem prowadzonych katechez. – Niestety, państwo nie ma żadnego wpływu na treści przekazywane podczas zajęć religii. Nadzór nad katechetami to fikcja, kuratorium często umywa ręce – uważa P. Pawłowski. Dodatkowo – jak twierdzą pomysłodawcy „Świeckiej szkoły” – lekcje religii w wielu przypadkach prowadzone są przez katechetów i katechetki bez odpowiedniego wykształcenia pedagogicznego.

– To kompletna bzdura, jest dokładnie odwrotnie – odpowiada Katarzyna Molenda, która uczy religii w jednej z trójmiejskich szkół podstawowych. – Katecheta, aby uczyć w szkole, musi być magistrem teologii z przygotowaniem pedagogicznym. W ramach studiów mamy zajęcia z psychologii rozwojowej, metodyki nauczania religii oraz pedagogiki. Odbywamy też praktyki śródroczne i ciągłe, łącznie 150 godzin. Dlatego katecheta na pewno nie jest gorzej przygotowany do pracy niż nauczyciele innych przedmiotów – wyjaśnia.

K. Molenda nie zgadza się również z zarzutem o brak kontroli katechetów. – Nasza praca jest weryfikowana podwójnie. Zarówno przez kuratorium, jak i wydział katechetyczny kurii diecezjalnej. Stopień przygotowania do lekcji oraz sposób przekazywania wiedzy są oceniane z jednej strony przez wizytatorów katechetycznych, z drugiej – przez dyrektora szkoły lub pracowników kuratorium – mówi.

Nauczycielom religii nie wystarczy zdobyte na studiach wykształcenie. W ciągu roku uczestniczą w kilku spotkaniach i warsztatach katechetycznych, podczas których podnoszą swoje kwalifikacje. – Na najbliższym spotkaniu poruszymy temat zagadnień bioetycznych w katechezie. Postawimy pytanie, jak rozmawiać z młodym człowiekiem na trudne tematy, które obecnie rozpalają opinię publiczną – informuje ks. Kroplewski.

Podstawa programowa nauczania religii przygotowywana jest przez episkopat Polski i zatwierdzana przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. – To nie jest tak, że katecheta staje przed uczniami, siada przy biurku, rozkłada bezradnie ręce, nie wiedząc, o czym dziś opowiedzieć, więc pozwala robić pracę domową z matematyki. Każda lekcja to rzetelnie przygotowany punkt programu szkolnego. Z jego realizacji jesteśmy rozliczani – tłumaczy ks. Andrzej Nowak, katecheta uczący przez lata w szkole specjalnej. – Nauczanie religii ciągle ewoluuje, dostosowuje się do bieżących potrzeb młodych ludzi. W naszej diecezji doskonale sprawdzają się katechezy multimedialne, prowadzone przy pomocy interaktywnych tablic – dodaje ks. Kroplewski.

Mit trzeci

Czyli religia w szkole to zamach na neutralność światopoglądową. – Tę zasadę gwarantuje Konstytucja RP, natomiast katecheza w publicznych placówkach oświatowych jest jej zaprzeczeniem. Religia traktowana jest w praktyce jako przedmiot obowiązkowy, a – co więcej – stawiane są z niej stopnie – mówi P. Pawłowski. – Według aktualnych przepisów nie ma obowiązku chodzenia na lekcje religii. Uczniowie mają alternatywę w postaci zajęć z etyki. W klasach młodszych decyzję o takim wyborze podejmują rodzice, a po skończeniu 18 lat – sam uczeń – wyjaśnia ks. Kroplewski. Zgodnie z rozporządzeniami MEN uczeń nie musi uczestniczyć w żadnym z tych przedmiotów, ponieważ są to zajęcia dobrowolne. Dopiero po złożeniu pisemnej deklaracji stają się one obowiązkowe.

Od 1 września 2014 r. zajęcia z etyki lub religii są organizowane nawet dla jednego ucznia. Co więcej, zgodnie z Rozporządzeniem Ministerstwa Edukacji Narodowej z 14 kwietnia 1992 r. dyrektorzy szkół mają obowiązek zorganizować lekcje religii dla osób innych wyznań. Jeśli zgłosi się przynajmniej 7 chętnych, zajęcia odbywają się w klasach lub grupach międzyklasowych, natomiast grupy międzyszkolne organizowane są dla 3 chętnych. Ocena z religii wystawiana jest w skali sześciostopniowej, umieszcza się ją na świadectwie, które nie zawiera informacji, czy uczeń uczęszczał na religię czy etykę i jakiego jest wyznania. – Nie ma więc mowy o żadnej dyskryminacji. Wolność wyboru jest fundamentem religii katolickiej – zaznacza ks. Nowak.

– W tym kontekście trudno uwierzyć w dobre intencje działaczy „Świeckiej szkoły”, którzy – powołując się na neutralność światopoglądową – w rzeczywistości dążą do ateizacji polskiego społeczeństwa – uważa Jacek Konczal, ojciec 8 dzieci, z zawodu inżynier.

Dlaczego potrzebna?

– Nie zgadzam się, że pieniądze przeznaczane na lekcje religii są wyrzucane w błoto. To jak najbardziej potrzebna inwestycja w przyszłe pokolenia Polaków – mówi J. Konczal. – I nie chodzi wcale o naukę katechizmu czy promowanie nauki Kościoła, ale o wpajanie młodym ludziom ogólnoludzkich, fundamentalnych wartości, takich jak: miłość bliźniego, empatia, odpowiedzialność, pomoc drugiemu człowiekowi – tłumaczy. – Lekcje religii to ostatnia szansa dla dzieci i młodzieży, doświadczających rozpadu świata wartości, zetknięcia się z kimś, kto powie im o Bogu, prawie naturalnym, moralności – zgadza się J. Szydłak. – Nasze społeczeństwo wyrasta na wartościach chrześcijańskich. Jeżeli ktoś nie zna podstawowego kodu religii judeochrześcijańskiej, nie zna tym samym podstawowego kodu kulturowego Europy – dodaje K. Molenda.

– Katecheta jest nie tylko nauczycielem, ale i wychowawcą – podkreśla ks. Kroplewski. – Dyżuruje podczas przerw, jeździ na wycieczki klasowe, organizuje różnego rodzaju konkursy czy projekty. Jednym z nich jest „Miłuj bliźniego swego. Rugby łączy ludzi”, czyli inicjatywa obejmująca całe województwo pomorskie, która ma uczyć młodzież szacunku wobec drugiego człowieka na przykładzie zawodników tej dyscypliny sportu. Inną formą pozytywnej działalności są szkolne koła Cartias, organizujące akcje charytatywne – wylicza.

Liczby mówią same za siebie

Przez dwa miesiące działacze akcji „Świecka szkoła” zebrali zaledwie 40 tys. podpisów, mimo wsparcia ogólnopolskich mediów, które chętnie nagłaśniają inicjatywę. Żeby obywatelski projekt ustawy trafił do Sejmu, wolontariusze muszą dodatkowo przekonać do swojego pomysłu 60 tys. osób. Mają czas do 30 września. – Liczby mówią same za siebie. Większość Polaków nie utożsamia się z postulatem zaprzestania finansowania religii z budżetu – podkreśla J. Konczal.

TAGI: