Mnisi biorą Francję

Jacek Dziedzina

publikacja 27.09.2015 06:00

Podczas gdy wiele opustoszałych klasztorów w Europie Zachodniej zamienia się w hotele czy restauracje, benedyktyńskie opactwo Fontgombault w centralnej Francji przyjmuje kolejnych kandydatów. W dodatku otwiera swoje filie i przejmuje inne upadające klasztory.

Mnisi biorą Francję paweł Kula To nie scena z filmu o średniowiecznych zakonach, tylko jak najbardziej współczesny obrazek z Francji. Czy mnisi z Fontgombault odnowią życie monastyczne w Europie Zachodniej?

W tej wiosce co czwarta osoba jest katolickim mnichem. Dokładnie tak, bo wśród ok. 250 mieszkańców ponad 60 to benedyktyni z tutejszego opactwa. W ubiegłym roku doszło nawet do kuriozalnego zdarzenia: lewicowi radni chcieli... wykreślić mnichów z list wyborczych, co obniżyłoby frekwencję w wyborach lokalnych o 25 proc. i w sposób oczywisty wpłynęło na wynik końcowy. Ten antydemokratyczny zamiar lewicy powiódł się tylko częściowo – sąd skreślił z listy wyborców 10 mnichów, którzy od pewnego czasu mieszkają już w innym opactwie. Na lewicę oburzyli się jednak mieszkańcy Fontgombault i burmistrz wioski, który rozpoczyna posiedzenia rady gminy od modlitwy. I choć brzmi to jak opowiastka o małej społeczności, która żyje w swoim egzotycznym, jak na francuskie warunki, światku, to tak naprawdę jest to historia jednego z miejsc, które promieniują na inne regiony Francji, a nawet eksportują mnisze życie do... Stanów Zjednoczonych. Tak, jedyny klasztor kontemplacyjny benedyktynów w USA mnisi z Fontgombault, założyli w Clear Creek w stanie Kolorado. We Francji z opactwa wyszły fundacje (klasztory) w Randol, Triors, Donezan, a ostatnio ekspansywni mnisi przejęli i przywracają do życia klasztor w Wisques niedaleko Calais. Gdy liczba mnichów dochodzi do 80 – tworzą nową fundację. Fontgombault jest fenomenem, który sprawia, że życie monastyczne w tym kraju ma przyszłość.

Mówią wieki

Abbaye de Notre-Dame de Fontgombault jest opactwem należącym do kongregacji Solesmes. Benedyktyńskie opactwo Solesmes w północno-zachodniej Francji słynie przede wszystkim ze śpiewu gregoriańskiego. Tam bowiem w XIX w. zainicjowano odrodzenie benedyktyńskiego monastycyzmu we Francji oraz kościelną odnowę liturgiczną właśnie na podstawie łacińskiego chorału.

Opactwo Fontgombault powstało pod koniec XI wieku. W kolejnych stuleciach miało ono potężną siłę rażenia – w krótkim czasie powstało ponad 20 nowych przeoratów. Później przeżyło m.in. podpalenie przez hugenotów, odbudowane zostało dopiero u schyłku XVII wieku, ale późniejsza rewolucja francuska zniszczyła klasztor. Po kolejnych perypetiach (była tam fabryka guzików i szpital) w 1948 r. ponad 20 mnichów z Solesmes przejęło to miejsce, które z czasem stało się najbardziej rozwijającym się opactwem we Francji.

W czasie gdy wiele klasztorów w Europie i samej Francji zostało zamkniętych z powodu „wyginięcia gatunku mnicha”, do Fontgombault nie tylko przybywali nowi kandydaci, ale też opactwo zakładało nowe przeoraty i opactwa o tym samym, ściśle kontemplacyjnym charakterze. Co więcej, do opactwa przyjeżdżają coraz większe grupy gości i po prostu ludzi ciekawych miejsca, w którym czas jakby się zatrzymał.

– Mnie tam przyciągnęła i przyciąga nadal modlitwa mnichów, całe dnie „kręcące się” wokół siedmiu godzin brewiarzowych, wokół Mszy (cichych o świcie i śpiewanych przed południem) – mówi Paweł Milcarek, redaktor naczelny kwartalnika „Christianitas”. Jego przygoda z Fontgombault zaczęła się jeszcze w latach 80. XX wieku. Nie ukrywa, że połączenie w modlitwie ciszy i śpiewu oraz stary (przedsoborowy) porządek liturgiczny sprawiły, że znalazł tam swoje miejsce na ziemi. Przed laty jeździł tam przynajmniej raz w roku z żoną. Obecnie z powiększoną rodziną udaje się wyjechać co dwa lata, ale nawet na 2–3 tygodnie.

Tradycja stara i nowa

Dawna liturgia rzeczywiście wygląda i brzmi wyjątkowo w średniowiecznych murach kościoła. Nic dziwnego, że miejsce przyciąga wszystkich, którzy tęsknią za czasami przedsoborowymi. Nie oznacza to bynajmniej, że Fontgombault stało się kolejnym centrum kontestującym Sobór Watykański II i posoborowych papieży (jak Bractwo św. Piusa X). Przeciwnie, kolejni opaci podkreślają, że jedną z podstaw ich życia jest „synowski stosunek do Kościoła i papieża”. Mnisi w duchu posłuszeństwa przyjęli nowy Mszał rzymski w 1974 roku, tzw. Mszał Pawła VI. Nie chcieli wywoływać skandalu i tworzyć kolejnych podziałów. Ale od roku 1984, a zwłaszcza 1989 r., stopniowo zaczęli wracać do dawnej liturgii, która zresztą nigdy nie została zakazana.

– Założenie jest jednak takie, że każdy tamtejszy kapłan musi umieć odprawiać Mszę w obu formach. I oni nie tylko umieją, ale jeśli trzeba, to również odprawiają – mówi Paweł Milcarek. Zresztą pewien stary mnich, który opiekował się jego „nowicjatem” (oboje z żoną są oblatami benedyktyńskimi), nawet po powrocie klasztoru do „starej Mszy” odprawiał wyłącznie z nowego mszału. – Miał duże doświadczenie duchowe, a przy tym i nos wyostrzony na ewentualne fochy tradycjonalistycznych chłopaczków, którzy ciągną do Fontgombault z różnych stron – dodaje Milcarek.

Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości co do lojalności opactwa wobec hierarchii kościelnej, niezależnie czy nastawionej bardziej tradycjonalistycznie, czy posoborowo, warto podkreślić, że Fontgombault miało zawsze i ma nadal bardzo dobre kontakty z arcybiskupem Paryża, kard. André Vingt-Trois, duchowym i formalnym kontynuatorem kard. Jean-Marie Lustigera, który rozpoczął wielką i skuteczną reformę archidiecezji paryskiej, bynajmniej nie w duchu trydenckim, tylko jak najbardziej posoborowym (w efekcie czego paryskie seminarium pęka w szwach, a frekwencja w tamtejszych kościołach mocno zawyża średnią francuską).

– Kardynał Vingt-Trois regularnie spędza tam swe rekolekcje – potwierdza Milcarek. – Fenomen tego miejsca polega na tym, że owszem, przyciąga wielu tradycjonalistów, ale chyba w równej mierze ma przyjaciół z innej „linii”, zwłaszcza z tej „janowo-pawłowej”. Na przykład Wspólnota Świętego Marcina to są księża odprawiający w nowym rycie, ale chodzą w sutannach, co we Francji się wyróżnia i kojarzy z tradycjonalistami. Oni trzymają sztamę z Fontgombault – dodaje naczelny „Christianitas”. Na filmie o klasztorze lektor mówi, że opactwo Fontgombault stało się w pewnym sensie miejscem pojednania przeszłości z dniem dzisiejszym. To chyba trafne spostrzeżenie.

Nowicjat świeckich

Duże znaczenie w Fontgombault ma osobowość opata. Jest prawdziwą ostoją i gwarantem przestrzegania reguły. – Dostaję regularnie teksty homilii i nauk opata. Płynie stamtąd zawsze głos pokoju, zaufania i mocnego aktu wiary, pewnego prawdy – wyznaje Paweł Milcarek. Z poprzednim i aktualnym opatem miał okazję rozmawiać wiele razy. – Pierwsza rozmowa miała miejsce, gdy prosiliśmy z żoną o oblaturę, prawie 20 lat temu. Opowiadałem opatowi, że szukaliśmy konkretnych punktów oparcia dla nas i że rozeznaliśmy, iż tym oparciem są nauka św. Tomasza, mistyka karmelitańska oraz „porządek benedyktyński”. Ojciec opat odparł: wszystko to macie tutaj. I rzeczywiście – jeszcze wtedy nie wiedziałem, że mnisi nie tylko studiują św. Tomasza, ale mają jako duchową mistrzynię Małą św. Teresę – dodaje.

Opat zgodził się na oblaturę Milcarków, chociaż dla mnichów było to rzeczą niecodzienną, że zgłasza się ktoś z tak daleka. Nie mieli dotąd oblatów wśród Polaków. – Po tej rozmowie wróciliśmy do Polski. Czekał nas rok „nowicjatu”, a w uroczystość Wniebowzięcia NMP w 1996 r. mieliśmy złożyć przyrzeczenie oblackie w Fontgombault. W tym czasie doszło nowe szczęście: byliśmy rodzicami, zaczęliśmy czekać na poród. Trzy dni po urodzeniu powiedziano nam, że dziecko jest ciężko chore: potężna wada serca. Od tego czasu nasz dom zmienił się trochę w szpital, a codziennością były badania, jazdy do Centrum Zdrowia Dziecka... i w końcu czekanie na operację. Tu, w Polsce, kontakt nawiazaliśmy z pewną mądrą benedyktynką z warszawskich sakramentek – miała być tu, na miejscu, naszą „mistrzynią nowicjatu”.

Ona to wszystko przeżywała razem z nami. Oczywiście przez kratę. I ona pierwsza dowiedziała się telefonicznie o śmierci dziecka, trzy dni po operacji... Nie zrezygnowaliśmy z oblatury, tylko przyrzeczenie złożyliśmy pół roku później, w Poniedziałek Wielkanocny. Przez te trudne wydarzenia nasze relacje z opactwem stały się naturalnie jeszcze bardziej zażyłe. A dzisiaj jest już w Polsce więcej ludzi jakoś związanych z Fontgombault lub nim oczarowanych, na przykład doroczne warsztaty chorałowe w Łodzi są organizowane we współpracy z opactwem – ciągnie opowieść.

Po prostu

Wokół klasztoru latem można zobaczyć wiele rodzin z dziećmi. Duży dom dla gości to stary budynek włączony do klasztoru, ale przyjmuje tylko mężczyzn. Jednak w odległości kilkudziesięciu metrów jest wianuszek kamiennych domków, gdzie lokuje się rodziny. To dawne osiedle pracowników fabryki guzików, która działała na terenie klasztoru. Kto właściwie przyjeżdża do tej małej wioski? Czy tylko stęsknieni za dawną liturgią? Czy również niewierzący, poszukujący?

– To klasztor kontemplacyjny, nie mają duszpasterstwa. Mimo to spotykałem tam bardzo różnych ludzi – mówi Milcarek. – Są rodziny wielodzietne, szukające oparcia, łącznie z tzw. uzupełniającą katechezą. Są młodzi ludzie, często przyjeżdżający, by przygotować się duchowo do małżeństwa (opiekun gości daje im indywidualne nauki). I oczywiście księża. Czasami pojawiają się drużyny skautowe i inni ludzie o najrozmaitszych historiach duchowych. Kiedyś opat pokazał mi anglikanina przyjeżdżającego tam od lat. „Myślę, że w praktyce jest on już katolikiem”, powiedział. Poznałem też pewnego człowieka o mocno poranionej relacji z Kościołem. Opiekun gości otoczył go specjalną opieką, rozmawiał z nim o jego zdjęciach, wysłuchiwał dość newage’owskich opowiadań o religii – i chyba jakoś powoli nad nim pracował.

Zatrzymują się też grupy z Polski, w drodze do Lourdes. W stanie wojennym mnisi wystawili kopię obrazu MB Częstochowskiej i modlili się za Polskę. Z tej okazji nawiązał się kontakt z naszymi biskupami. Arcybiskup Stanisław Nowak z Częstochowy koronował nawet figurę Matki Bożej Dobrej Śmierci w kościele opackim w 1991 roku. I chyba wtedy mnisi nauczyli się śpiewać Apel Jasnogórski. Umieją do dziś i zawsze śpiewają na komplecie, gdy jest grupa z Polski.

Mnie i chyba wszystkich odwiedzających najbardziej pociąga jedność życia tych mnichów. Warstwa duchowa jest ściśle związana z pracą fizyczną: obrabiają pola, pracują w lesie, uprawiają ogród, szyją sobie buty, oprawiają i drukują książki, uprawiają garncarstwo i wytwarzają piękne dewocjonalia, szyją ornaty, zresztą dość proste, choć zadbane i piękne. Jeśli jest jedno słowo, które kojarzy mi się z Fontgombault, to właśnie „prostota”. Opiekun gości powtarzał: „En toute simplicité”, czyli „z całą prostotą, po prostu”. Kiedyś zabrakło mi pieniędzy na powrót i pewnie dlatego, że mówiłem mu o tym bardzo zawile, zakonnik powiedział właśnie: „Powiedz mi zupełnie po prostu...”.

TAGI: