Reguła w aureoli

Agnieszka Otłowska

publikacja 17.09.2015 06:00

Tu wszystko się zaczęło... z Lubowidza przez Mławę na ołtarze idzie Klara Ludwika Szczęsna.

  – Chciałybyśmy być podobne do niej i tak przeżyć życie, żeby móc się z nią spotkać. By szanować uległość i wierność w zachowaniu konstytucji. Dziś brakuje nam takiej wytrwałości – mówią siostry Alweria (z lewej) i Avila Agnieszka Otłowska /Foto Gość – Chciałybyśmy być podobne do niej i tak przeżyć życie, żeby móc się z nią spotkać. By szanować uległość i wierność w zachowaniu konstytucji. Dziś brakuje nam takiej wytrwałości – mówią siostry Alweria (z lewej) i Avila

Już za 10 dni, w niedzielę 27 września, w sanktuarium św. Jana Pawła II na Białych Morzach w Krakowie zostanie ogłoszona błogosławioną współzałożycielka sercanek (Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego) – tych samych, które przez cały pontyfikat posługiwały św. Janowi Pawłowi II.

Dobrzy przewodnicy

Urodziła się 18 lipca 1863 r. we wsi Cieszki w parafii Lubowidz. Została ochrzczona w kościele parafialnym. W księgach metrykalnych zachował się opis tego aktu. Mieszkańcy Cieszek mogą pokazać miejsce, gdzie najprawdopodobniej stał dom Szczęsnych. Tam Ludwika (takie było jej imię ze chrztu) spędziła dzieciństwo.

Dla jej duchowego życia wielkie znaczenie miało pobliskie sanktuarium św. Antoniego w Żurominie, do którego wielokrotnie pielgrzymowała z matką. Ta jednak zmarła, gdy Ludwika miała zaledwie 12 lat, a ojciec szybko ożenił się po raz drugi. Namawiana przez niego do szybkiego zamążpójścia, uciekła z domu i udała się do Mławy. Tam przez około 6 lat zajmowała się krawiectwem, podczas gdy w jej sercu dojrzewała myśl o poświęceniu się Bogu. W 1885 r. spotkała w Zakroczymiu o. Honorata Koźmińskiego i wstąpiła do bezhabitowego Zgromadzenia Sług Jezusa.

Ogromny wpływ na s. Klarę wywarły wydarzenia związane z niewolą narodową. Był czas zaborów. Na placówce w Lublinie była przełożoną wspólnoty sióstr sług Jezusa i prowadziła pracownię krawiecką. Potajemnie katechizowała służące. Jedna z nich powiedziała o tym swojemu przyjacielowi, który doniósł o tym policji carskiej. Ściągnęło to na siostry rewizję w domu zakonnym. Na szczęście nie znaleziono konstytucji zgromadzenia sióstr. Gdyby tak się stało, siostrom groziłyby śmierć lub zsyłka na Sybir.

Konsekwencją tego zdarzenia był jednak nakaz opuszczenia Lublina przez Ludwikę Szczęsną. W ten sposób trafiła ona do Galicji, gdzie spotkała się z ks. Józefem Sebastianem Pelczarem. – Nasz założyciel stawiał wysokie wymagania swojej córce duchownej Klarze Szczęsnej, a jednocześnie miał do niej całkowite zaufanie, prosząc ją o współpracę przy tworzeniu zgromadzenia. Stąd może wzięła się jej postawa, aby jak najwierniej przestrzegać regułę zakonną.

Matka Klara przez 22 lata pełniła funkcję przełożonej generalnej i przez cały ten czas miała problemy zdrowotne. Nigdy jednak nie narzekała, wszystko to posłusznie przyjmowała. Bardzo mnie uderzyła jej niesamowita pokora, posłuszeństwo oraz to, że potrafiła słuchać ojca założyciela dosłownie na kolanach – mówi s. Avila Kozanecka, sercanka z Łasku. – Kiedyś powiedziano o niej, że to chodząca reguła. Gdyby ktoś „ukradł” regułę, to wystarczyłoby spojrzeć na matkę Klarę, aby ponownie ją spisać – dodaje siostra.

Usłyszałam: „sercanki”

Mija 99 lat od śmierci s. Szczęsnej, ale jej duchowe dzieło trwa. – Dość wcześnie straciłam mamę i powoli zaczęła rodzić się we mnie myśl, by żyć bliżej Boga. Często spędzałam czas na modlitwie i rozmowie z Jezusem. Stawiałam Mu pytania, aż pewnego razu usłyszałam: „sercanki”. Koleżanka mi potwierdziła, że jest takie zgromadzenie. Przez pięć lat uciekałam przed tą myślą. Kiedy wstąpiłam do klasztoru, po trzech dniach chciałam stamtąd odejść. Dziś jestem bardzo szczęśliwa i nie zamieniłabym tego na męża, dzieci ani na nic innego – mówi s. Avila.

– U mnie było nieco inaczej. Znałam siostry od dzieciństwa, katechizowały mnie od przedszkola. Długo szukałam, chciałam dobrze rozeznać, a Pan Jezus pokazał mi, że szukam daleko, a mam na wyciągnięcie ręki. Jeździłam na Sercańskie Dni Młodych i to utwierdziło mnie w podjęciu decyzji – opowiada s. Alweria z Osieka.

Obie opowiadają o tym w Lubowidzu, dokąd przyjechały, by uczestniczyć w nawiedzeniu przez obraz jasnogórski rodzinnej parafii ich założycielki. – Pomyślałyśmy, że dobrze byłoby, aby ludzie zobaczyli duchowe córki swojej krajanki, która wkrótce zostanie błogosławioną. To wyjątkowy czas oczekiwania na tę chwilę i nawiedzenia jej parafii przez Matkę Bożą w jasnogórskim wizerunku – mówi s. Avila.

– Miesiąc temu zorganizowałyśmy pieszą pielgrzymkę śladami matki Klary Szczęsnej. Zaczęłyśmy od Sierpca. Szłyśmy do Mławy przez Bieżuń, Lubowidz i jej rodzinną wioskę Cieszki. Była to pielgrzymka „z Opatrzności”, szłyśmy bowiem bez zaopatrzenia, pieniędzy, załatwionych noclegów. Trafiłyśmy tutaj, do lubowidzkiej parafii, w której nasza założycielka przyjęła chrzest – mówi s. Alweria.

– Matka Klara robiła „wszystko dla Serca Jezusowego”. I kiedy czyta się wspomnienia sióstr: nawet najdrobniejszą rzecz, nawet to, co robiła dla innej siostry lub biednych dzieci na drutach: szalik, czapkę, robiła z myślą o Jezusowym Sercu – dodaje s. Avila. – Na beatyfikację matki Klary Szczęsnej jedziemy z naszej parafii. W Cieszkach obiecują, że pojedzie cała miejscowość, bo to taka radosna dla nich chwila – mówi ks. proboszcz Tadeusz Nikicin z Lubowidza.

TAGI: