Modlitwa ocali Ukrainę

Andrzej Grajewski

publikacja 17.09.2015 06:00

O sytuacji Kościoła na terenach ogarniętych wojną oraz o odrodzeniu religijnym na Ukrainie z bp. Janem Sobiłą, biskupem pomocniczym diecezji charkowsko-zaporoskiej rozmawia Andrzej Grajewski

Bp Jan Sobiło henryk przondziono /foto gość Bp Jan Sobiło
pochodzi z Polski, w 1993 r. zaczął pracę na Zaporożu na wschodniej Ukrainie. W 2010 r. został biskupem pomocniczym diecezji charkowsko-zaporoskiej. Od czasu wybuchu wojny na wschodzie Ukrainy stale obecny wśród swoich parafian, nawet w miejscach, gdzie toczyły się walki. Negocjował uwolnienie porwanych przez separatystów kapłanów katolickich. Organizuje pomoc dla uchodźców z terenów ogarniętych wojną.

Andrzej Grajewski: Ksiądz Biskup brał udział w pielgrzymce stanowej kobiet do sanktuarium maryjnego w Piekarach Śląskich. Jakie są wrażenia Księdza Biskupa po tym pobycie?

Bp Jan Sobiło: Jestem pod ogromnym wrażeniem, zwłaszcza siły modlitwy tej wielkiej liczby kobiet i dziewcząt oraz ich wspaniałego śpiewu. Udział w godzinie młodzieżowej był dla mnie wielkim przeżyciem duchowym. Spoglądając na to wielkie zgromadzenie, pomyślałem, że Polska jest jednak mocna. Proszę pamiętać, że wspólnota katolicka na wschodzie Ukrainy jest mniejsza aniżeli ta pielgrzymka. Mieszka tam wprawdzie ponad 20 mln ludzi, ale my jesteśmy mniejszością. Jakby zebrać wszystkich naszych diecezjan, to byłoby ich prawdopodobnie mniej niż pątników, którzy przybyli do Piekar.

Jednocześnie ta mała wspólnota od ponad roku doświadcza dramatycznych skutków wojny toczącej się na wschodzie Ukrainy. Czy na terenach obu separatystycznych tzw. republik ludowych, czyli donieckiej i ługańskiej, mogą funkcjonować parafie katolickie?

W tej chwili nie funkcjonuje tam żadna parafia rzymskokatolicka. Dlatego w najbliższym czasie wybieram się do Doniecka, do parafii pw. św. Józefa. Od wielu miesięcy pozbawiona jest systematycznej opieki duszpasterskiej.

Czy są trudności z dotarciem do wiernych?

Między terenami kontrolowanymi przez siły ukraińskie a Doniecką Republiką Ludową jest bardzo pilnie strzeżona, zresztą przez obie strony, granica. Dlatego muszę otrzymać przepustkę od ukraińskiej Służby Bezpieczeństwa na wjazd oraz uzyskać od separatystów pozwolenie na pobyt w Doniecku. W tym rejonie stale toczą się jakieś utarczki i obie strony niechętnie udzielają takich zezwoleń. Mam jednak nadzieję, że uda mi się załatwić wszystkie formalności i dojadę do Doniecka. Wówczas odwiedzę naszą parafię i spotkam się z wiernymi. Ich proboszcz, ks. Mikołaj Pilecki, tylko co jakiś czas tam dojeżdża, a więc jest potrzeba, aby biskup pokazał katolikom z Doniecka, że Kościół o nich nie zapomniał.

Czyli nie ma dzisiaj żadnego kapłana katolickiego, który przebywałby na stałe w Doniecku?

Jest o. Mychajło Zawerczuk, kapłan greckokatolicki, który z wielką troską i oddaniem opiekuje się także wspólnotą rzymskokatolicką. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Dałem mu zresztą wszelkie uprawnienia, aby obsługiwał także naszych wiernych. Parafianie przychodzą do niego się spowiadać, on chrzci ich dzieci, odwiedza chorych, a w razie potrzeby także odprawia pogrzeby. Na Wielkanoc święcił również naszym parafianom palmy. To wielkie poświęcenie i odwaga z jego strony, gdyż grekokatolikom jest trudniej niż nam działać na terenach kontrolowanych przez separatystów. Oni są bowiem bardziej na celowniku Moskwy niż my.

Dochodzą informacje, że ostatnio sytuacja na wschodniej Ukrainie zaostrza się.

Niestety to prawda. Nasi księża z Mariupola mówili mi, że coraz częściej słychać strzały w okolicy, giną ludzie i pojawiają się nowi uchodźcy. Ludzie są już bardzo zmęczeni psychicznie. Blisko rok żyją w pobliżu frontu, ze świadomością, że nagle mogą znaleźć się w ogniu walki, jak tutaj już miało to miejsce kilkakrotnie. Oczywiście niedostatki materialne także są dotkliwe.

W wywiadzie dla Radia Watykańskiego Ksiądz Biskup mówił o tragicznej sytuacji uchodźców ze wschodniej Ukrainy. Przypomnę, że oficjalnie zarejestrowanych jest ich ponad 1 mln 400 tys. Jak można im pomóc?

Sytuacja tych ludzi jest bardzo trudna, gdyż często musieli z dnia na dzień opuścić swoje domostwa, zostawiając nieraz cały dobytek na pastwę losu. Środki, jakie mieli na swoje utrzymanie, kończą się. Początkowo przygarniali ich ludzie z innych regionów Ukrainy, ale wszyscy myśleli, że jest to sytuacja czasowa, która szybko zostanie rozwiązana. Tymczasem końca ich dramatu nie widać. U nas, na Zaporożu, jest zarejestrowanych ponad 70 tys. uchodźców, w Dniepropietrowsku i Charkowie jeszcze więcej. Minął już ponad rok, a oni nadal nie mogą wrócić do swoich domów. Także tym, którzy ich przyjęli, brakuje już środków do ich utrzymania. Państwo wprawdzie wypłaca uchodźcom zapomogi, ale tych środków nie wystarcza na zaspokojenie nawet podstawowych potrzeb. Szczególnie cierpią dzieci, nieraz odłączone od rodziców, które nie zawsze mogą nawet normalnie się uczyć. Społeczeństwo ukraińskie wykazuje godną podziwu ofiarność i solidarność i pomaga uchodźcom jak może, ale państwo jest zbyt słabe ekonomicznie, aby udzielać im takiej pomocy, jaka naprawdę jest potrzebna.

A gdzie mieszkają uchodźcy?

Gdzie kto może. Niektórzy na prywatnych kwaterach, niektórzy w internatach. Niemcy na obrzeżach miast zbudowali osiedla kontenerowe dla uchodźców i to jest także ważna pomoc.

A jak wygląda sytuacja na terenach odbitych z rąk separatystów przez siły ukraińskie? Czy tam życie wróciło do normy?

Niestety nie. Ludzie boją się tam wracać, gdyż obawiają się, że te miejscowości znów będą w ogniu walk. W związku z tym miasteczka i wioski w strefie przyfrontowej są nadal opustoszałe, a mieszkańcy tam nie wracają. Dlatego pomoc humanitarna powinna być kierowana przede wszystkim do regionów, w których znajdują się uchodźcy, a więc na zachodnią i centralną Ukrainę, gdyż pomoc na terenie Donbasu bardzo trudno jest w obecnych warunkach rozprowadzać.

Czy warto organizować konwoje z artykułami spożywczymi bądź innymi potrzebnymi rzeczami?

W moim przekonaniu taka pomoc nie jest efektywna. Konwoje nie mają sensu. Jeśli przyjeżdża pomoc z ciepłą odzieżą, kurtkami, kocami czy makaronami, a przychodzą ludzie, którzy muszą wykupić sobie lekarstwa, to im taka pomoc na niewiele się przyda. Myślę, że dobrze ma to zorganizowana organizacja Kirche in Not (Kościół w Potrzebie), która przekazuje środki finansowe organizacjom kościelnym, i my na miejscu dokonujemy ich rozdziału w zależności od lokalnych potrzeb, które przecież są bardzo różne. Wtedy pomoc dociera do tych, którzy rzeczywiście najbardziej jej potrzebują, i może przybrać formę najbardziej użyteczną dla potrzebujących. Dobrym przykładem jest akcja amerykańskiej Caritas. Zebrane środki przelano na konto, którego dysponentem jest Kościół greckokatolicki. Jego placówki odpowiedzialne za pomoc są w stałym kontakcie z uchodźcami, którym przelewane są na ich karty płatnicze określone sumy pieniędzy. Ci ludzie muszą się później rozliczyć z tego, jak rozdysponowali tę pomoc.

W kwietniu w centrum Mariupola Ksiądz Biskup brał udział w inauguracji Namiotu Modlitwy, gdzie prowadzona była modlitwa o pokój na Ukrainie. Czy ta inicjatywa jest kontynuowana?

Moim zdaniem to, że Mariupol nie został jeszcze zajęty przez separatystów, chociaż stoją pod miastem od sierpnia ubiegłego roku, a siły są nierówne, to działanie Opatrzności Bożej. W mieście od wielu miesięcy trwa wielka mobilizacja chrześcijan, zjednoczonych na wspólnej modlitwie w intencji pokoju. Modlitwa w namiocie trwa bez przerwy całą dobę. Wszystkie Kościoły porozumiały się między sobą i sporządziły grafik dyżurów, aby stale ktoś modlitwę prowadził. Protestanci czytają Pismo Święte, my modlimy się na różańcu, odprawiana jest Msza św., prawosławni i grekokatolicy prowadzą swoje nabożeństwa. Z zewnątrz także przychodzą ludzie i spontanicznie włączają się do tej modlitwy. Bez przerwy od blisko czterech miesięcy ktoś tam jest i modli się, jak umie. Myślę, że Panu Bogu podoba się, gdy chrześcijanie różnych wyzwań razem się modlą. Przez tę modlitwę Opatrzność Boża wchodzi w historię Mariupola. Mam nadzieję, że ludzie się nie zniechęcą i nie przestraszą, choć miasto ostatnio znów jest ostrzeliwane.

Ukraina ma szansę w jakiejś perspektywie odzyskać Donbas?

Wierzę w to, że w dłuższej perspektywie Ukraina odzyska nie tylko Donbas, ale także i Krym. Ukraina będzie wielkim państwem, które pozostanie w wielkiej przyjaźni z Polską. Na Ukrainie od wielu miesięcy zachodzi ogromny proces oczyszczania sumień. Szkoda tylko, że nie wszyscy w Polsce to dostrzegają i rozumieją. Warunkiem jest wzajemne pełne przebaczenie. W tym kontekście dodam, że moim zdaniem nie należało nadawać tytułu bohatera żołnierzom UPA, ale zostawić ich ocenę historykom.

Trudna przeszłość nie powinna nam jednak zaciemniać horyzontu na przyszłość. Ukraina z nadzieją patrzy na Polskę. Mam wrażenie, że na bazie dramatycznych doświadczeń ostatnich miesięcy pojawia się historyczna szansa odbudowania pozytywnych relacji polsko-ukraińskich. Gdyby się to dokonało, mogłoby zmienić sytuację w całym regionie. Jeśli udałoby się zbudować wspólną przestrzeń gospodarczą i polityczną z Ukrainą, bylibyśmy największą siłą w Europie. Moglibyśmy kontrolować przestrzeń między Morzem Bałtyckim a Morzem Czarnym, korzystać z linii komunikacyjnych przebiegających przez ten obszar, a także prowadzić wspólne inwestycje.

Warto także dostrzec, że Ukraina posiada wielki potencjał duchowy, który w czasach sowieckich był blokowany. Dzisiaj Polska pomaga w duchowym odrodzeniu Ukrainy. To, że tak wielu księży oraz sióstr zakonnych pojechało na Ukrainę, aby tam pracować, ma ogromne znaczenie, podobnie jak to, że wielu kapłanów greckokatolickich uczy się w seminariach w Polsce. To wszystko stanowi wielki potencjał w relacjach polsko-ukraińskich. Warto także pamiętać, że Ukraina w czasach komunistycznych była wierna Kościołowi i ojcu świętemu. Za tę wierność Kościół greckokatolicki płacił nieraz bardzo wysoką cenę, aż do męczeństwa włącznie. Myślę, że wierność Polski i Ukrainy Kościołowi będzie fundamentem, który nas scali.

TAGI: