Co widział Chrystus w tłumie

Krzysztof Król

publikacja 26.08.2015 10:46

Paradyscy klerycy lato spędzają bardzo aktywnie. Przecież nie ma wakacji od formacji.

Mateusz Dziadura i Radosław Zemsta w gorzowskim hospicjum Zdjecia Krzysztof Król /Foto Gość Mateusz Dziadura i Radosław Zemsta w gorzowskim hospicjum

Czuwają przy ludziach umierających, towarzyszą niepełnosprawnym, formują młodzież, ewangelizują na Przystanku Woodstock i pomagają w parafiach – to tylko kilka form wakacyjnej aktywności paradyskich alumnów. Różnorodne praktyki wakacyjne mają ich jeszcze lepiej przygotować do kapłaństwa i zweryfikować powołanie.

Radość pana Józefa

Na praktykach w Hospicjum św. Kamila w Gorzowie Wlkp. był kl. Radosław Zemsta, który dopiero skończył pierwszy rok formacji seminaryjnej. Podczas pobytu w hospicjum miał okazję nie tylko pomagać, ale przede wszystkim towarzyszyć chorym. – Dzięki tej praktyce poznałem podstawowe zasady opiekowania się chorymi, ale dowiedziałem się głównie, na czym polega towarzyszenie człowiekowi cierpiącemu. Często rozmawiałem z nimi, a także z ich rodzinami. Każda chwila spędzona z człowiekiem cierpiącym jest niezwykle ważna. Wystarczą rozmowa, uśmiech oraz po prostu bycie z nimi – tłumaczy kl. Radosław.

– Starałem się być z chorymi do końca ich ziemskiego życia. Nie było to łatwe. Zdobyłem nowe doświadczenia, które będę mógł na pewno wykorzystać w przyszłości. Najbardziej utkwiła mi w pamięci opieka nad panem Józefem. Niestety, odszedł już do Pana. Towarzyszył mi prawie przez całą praktykę. Wiele można było się od niego nauczyć. Lubił rozmawiać, żartować, nawet wtedy, gdy źle się czuł. W ostatnich godzinach jego życia dużo rozmawialiśmy. Widać było na jego twarzy radość.

W gorzowskim hospicjum wiele cennego doświadczenia zdobył też alumn Mateusz Dziadura. – Jestem wdzięczny Panu Bogu i ludziom za te praktyki, bo dzięki nim mogłem pochylić się nad ludźmi cierpiącymi i przykutymi do łóżek. Zanim rozpoczęły się moje praktyki, bardzo często zadawałem sobie pytanie: „Co ja, młody i zdrowy chłopak, mogę powiedzieć tym, którzy są nieuleczalnie chorzy, i to na raka?”. W hospicjum zrozumiałem, że najważniejsza dla tych ludzi jest obecność. Sam fakt, że ktoś przy nich jest, ktoś interesuje się ich stanem zdrowia, samopoczuciem, jest dla nich najcenniejszy – zauważa Mateusz.

– Chorzy, pomimo ogromu cierpienia, którego doświadczali, nie tracili pogody ducha. Tak naprawdę to oni uczyli mnie, jak przeżywać cierpienie. Pacjentów było niewielu, dlatego mogłem każdemu poświęcić dłuższą chwilę na rozmowę i modlitwę. To właśnie w hospicjum pierwszy raz modliłem się nad umierającym i pierwszy raz karmiłem osobę dorosłą. Dla mnie była to prawdziwa szkoła miłości bliźniego.

Młodzież szuka Boga

Klerycy starszych roczników mają już typowo duszpasterskie praktyki. Głównie na rekolekcjach i pielgrzymkach. Podczas tegorocznych wakacji kl. Andrzej Nowicki był na pielgrzymce, Kursie Oazowym dla Animatorów i Oazie Dzieci Bożych.

– Doświadczenie spotkania dzieci, które poszukują Boga, często nie mogą doświadczyć Jego miłości, było dla mnie głębokim przeżyciem. Zauważyłem w nich głód spotkania z Panem. Często zadawały naprawdę trudne pytania, przede wszystkim dotyczące mojego spotkania z Bogiem. Zobaczyłem, że dzieci chcą poznawać Go i chcą, aby o Nim mówić – zauważa kl. Adrian, po III roku studiów. – Na rekolekcjach uczyłem się przebywać z dziećmi i wskazywać im Jezusa, świętych oraz wartości, których w dzisiejszym świecie brakuje. Słyszałem od nich: „Kleryk będzie dobrym księdzem!”. Odpowiadałem im na to: „Jeżeli będziecie się modlić o to, to na pewno!”.

Starszy kolega dk. Mateusz Szerwiński posługiwał w tym roku m.in. na Oazie Nowego Życia III stopnia w Tylmanowej. – Przeżywane tam treści jeszcze bardziej uświadomiły mi, jak ważne miejsce we wspólnocie Kościoła zajmuje posługa diakona. Ten czas sprawił, że jeszcze bardziej pokochałem Kościół i poznałem Jego tajemnicę, tajemnicę Kościoła, który rzeczywiście jest Matką – wyjaśnia diakon. – To był również czas kontaktu z młodzieżą, możliwość wspólnego przebywania i rozmów, które pokazały, że są młode osoby poszukujące Boga, potrzebujące Go i chcące szukać Pana Jezusa właśnie w Kościele, a nie gdzieś „poza”.

Pozory często mylą

Część kleryków pojechała ewangelizować na woodstockowe pole. W Przystanku Jezus w Kostrzynie nad Odrą po raz pierwszy wziął udział Gerard Brenk, który wiele słyszał o tym dziele ewangelizacji. – Trudno mi było sobie wyobrazić rozmowy o Jezusie z ludźmi, którzy przyjeżdżają z różnych stron Polski i świata, aby się bawić na Woodstocku. Kiedy stanąłem po raz pierwszy wśród rozbitych namiotów, widziałem grupki rozbawionych młodych i starszych ludzi, często pijących alkohol lub też pod wpływem narkotyków, dopiero w tym momencie uzmysłowiłem sobie, co widział Chrystus w tłumie ludzi, którzy do Niego przychodzili. Po raz pierwszy w życiu miałem pustkę w głowie, nie wiedziałem, co mam im mówić – przyznaje kl. Gerard, który jest po II roku formacji seminaryjnej.

– Wtedy po raz pierwszy też modliłem się do Chrystusa o dar słowa, zrozumienia, abym mógł się stać narzędziem w Jego rękach. Od tego momentu odważyłem się podchodzić do ludzi, aby poznawać ich, słuchać, doświadczać ich życia. Ich świadectwo pokazało mi, że każdy człowiek w swoim życiu szuka Boga. Zrozumiałem też, jak często pozory mylą. Wygląd, ubiór, ulubiona muzyka, środowisko wcale nie świadczą o człowieku. Według mnie, Przystanek Jezus jest miejscem, gdzie nie mówi się tylko o ewangelizacji, ale jest miejscem doświadczenia niesienia Chrystusa przez człowieka do człowieka, przez serce do serca.

TAGI: