Mali misjonarze od Bolesi

mak

publikacja 08.09.2015 06:00

– Ogromnym marzeniem zgromadzenia było, żeby mieć placówkę w Łowiczu – mówi s. Elwira Kruszewska MSF.

Mali misjonarze od Bolesi Reprodukcja i zdjęcie Marcin Kowalik /Foto Gość

To właśnie w tym mieście urodziła się 3 lipca 1862 r. Bolesława Lament, założycielka Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny. Od dziecka odznaczała się umiłowaniem Boga, darem modlitwy i świadczeniem uczynków miłosierdzia. Duchowe córki matki Lament pracują nie tylko w Polsce, ale i we Włoszech, w Zambii, Kenii, Tanzanii, USA, na Białorusi, Litwie i w Rosji. Jest ich około 350.

Prekursorka ekumenizmu

Bolesława była najstarszym z ośmiorga dzieci szewca Marcina Lamenta i Łucji z domu Cyganowskiej. Uczyła się dobrze i nawet zdobyła uprawnienia nauczyciela szkoły elementarnej, ale wybrała inną drogę. Została krawcową. Z czasem wstąpiła do Zgromadzenia Rodziny Maryi. Jednak nie złożyła ślubów wieczystych. Za namową o. Honorata Koźmińskiego udała się do Mohylewa (dzisiejsza Białoruś). Tam w 1905 r. założyła nowe zgromadzenie. Jego powstaniu przyświecała idea zjednoczenia chrześcijan wschodnich z Kościołem katolickim i umacnianie katolików w wierze. Przez pierwszych 16 lat zgromadzenie prowadziło działalność na terenie Imperium Rosyjskiego (Petersburg, Wyborg), ukrywając swój zakonny charakter. Siostry zajęły się wychowaniem i nauczaniem dzieci i młodzieży bez względu na wyznanie czy narodowość.

Wybuch rewolucji październikowej i zmiany, które potem nastąpiły, spowodowały przerwanie pracy na terenach cesarstwa. W 1922 r. siostry przeniosły się do Polski i tutaj zorganizowały życie zakonne od nowa. Przywdziały także strój zakonny. Prowadziły szkoły zawodowe, gimnazja, internaty, pensjonaty, kursy krawieckie, przedszkola, żłobki, sierocińce, opiekę medyczną, stołówki dla bezrobotnych, domy noclegowe dla bezdomnych kobiet, domy emerytek oraz nauczały religii. II wojna światowa przyniosła dotkliwe straty w działalności zgromadzenia. Większość placówek zostało zlikwidowanych, a w tych, które pozostały, matka Bolesława, jako przełożona, zmieniała formy pracy, dostosowując je do potrzeb czasu. Zorganizowała też tajną szkołę polską, którą prowadziła pod pretekstem przygotowania dzieci do spowiedzi i Komunii Świętej.

W 1941 r. matka Bolesława została sparaliżowana. Zmarła 29 stycznia 1946 r. w Białymstoku. Została beatyfikowana 5 czerwca 1991 r. przez papieża Jana Pawła II.

Rodzinne przedszkole

Świadomość, że w Łowiczu mieszkała błogosławiona, jest coraz większa, od kiedy siostry misjonarki prowadzą diecezjalne przedszkole. Powstało 5 lat temu, tuż przy Wyższym Seminarium Duchownym. Nosi imię Bolesławy Lament. Popularnie nazywane jest „U Bolesi”. Po wakacjach uczęszczać będzie do niego 118 dzieci. Czuwają nad nimi świeckie wychowawczynie, ale też zakonnice. Dyrektorem przedszkola jest s. E. Kruszewska MSF. Oprócz niej w łowickiej placówce są jeszcze dwie siostry.

– Dużo dobrego dla rozszerzenia kultu Bolesławy Lament zrobił jeszcze przed naszym przybyciem ks. Władysław Moczarski, proboszcz parafii Świętego Ducha, z której wywodzi się błogosławiona. Wśród parafian założył Rodzinę Misyjną. Zorganizował cykliczne spotkania modlitewne, by wspólnie z wiernymi zgłębiać duchowość naszej założycielki – mówi s. Elwira.

W kościele Świętego Ducha przedszkolaki i ich rodzice spotykają się raz w miesiącu na niedzielnej Mszy Świętej. Choć wspólnotę przedszkolną tworzą osoby z różnych parafii, to chętnie w niej uczestniczą. Co roku organizowany jest festyn rodzinny. Dzieci z przedszkola biorą udział w dziełach misyjnych. W rocznicę beatyfikacji Bolesławy Lament na ulicach Łowicza można zobaczyć rozśpiewaną grupę przedszkolaków. Wtedy dzieci z siostrami i wychowawczyniami udają się pod pomnik Jana Pawła II przy katedrze, żeby podziękować za dar beatyfikacji matki Bolesławy.

Dzieci występują też w dorocznej telewizyjnej Litanii Miast podczas Wszystkich Świętych. To taka promocja bł. Bolesławy. Siostra Elwira uważa, że warto to robić. – Bolesława kładła nacisk na wypełnianie woli Bożej. Wszyscy się borykamy z jej przyjęciem, niezależnie od tego, czy jest się osobą świecką, czy konsekrowaną. Przecież tak trudno poukładać swoje życie z Bogiem, gdy traci się bliską osobę, rozpada małżeństwo czy nie ma środków do życia – mówi.

TAGI: