Trzeźwościowa kaplica cudów

Mariusz Majewski

publikacja 28.08.2015 06:00

Trudno dokładnie policzyć, ile osób zasmakowało w niej prawdziwej wolności i zyskało drugie życie. Kilka miesięcy temu odbyła się tam 250. seria rekolekcji Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Zaczęło się od sędziwego już ks. Stanisława Zarycha, który tej działalności uczył się u boku ks. Franciszka Blachnickiego.

93-letni ks. Stanisław Zarych  to legenda ruchu trzeźwościowego i Krucjaty Wyzwolenia Człowieka w Przemyślu ks. Bartosz Rajnowski 93-letni ks. Stanisław Zarych to legenda ruchu trzeźwościowego i Krucjaty Wyzwolenia Człowieka w Przemyślu

Parafia pod wezwaniem Świętej Trójcy w Przemyślu jest malowniczo położona. Nad brzegiem Sanu, przy moście prowadzącym wprost do kameralnego rynku. Częścią parafialnego kompleksu jest klasztor sióstr benedyktynek wraz z domem rekolekcyjnym Dobrego Pasterza. To właśnie tu znajduje się kaplica „ochrzczona” mianem kaplicy cudów.

Kiedy do niej wchodzimy, uderza wrażenie zwyczajności. Może nawet doznajemy lekkiego zawodu. Zwykłe prostokątne pomieszczenie na ok. 150 osób. Stare drewniane krzesła, białe ściany z małymi obrazkami drogi krzyżowej. W centralnym punkcie za ołtarzem wisi duży drewniany krzyż. Po prawej stronie znajduje się tabernakulum, a po lewej obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Na końcu kaplicy stoją trzy drewniane konfesjonały. Od 1979 roku, od kiedy zaczęły się rekolekcje Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, przewinęło się przez to miejsce ponad 15 tys. osób.

Specyficzne hobby

Przemyśl i parafia Świętej Trójcy są jednym z żelaznych punktów na trzeźwościowej mapie Polski. Kilka lat temu powstała tu druga w naszym kraju (po Krościenku nad Dunajcem) stanica Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Główna zasługa w tym legendarnego duchownego ks. Stanisława Zarycha. – Wszystkiego nauczyłem się od sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego, mojego mistrza i przyjaciela – mówi z trudem 93-letni kapłan. Rozmawiamy z nim w obecności proboszcza parafii, ks. Jana Mazurka. Sędziwy kapłan jest już bardzo słaby. Gdy proboszcz opowiada mi o historii tych rekolekcji, o ludziach, którzy tu przyjeżdżają, ks. Zarychowi błyszczą oczy. Mówienie przychodzi mu już z wielkim trudem, dlatego przez prawie godzinę dorzucił tylko dwa komentarze. Jeden dotyczący zasług jego przyjaciela, założyciela oazy. Drugi był równie krótki: – Działalność trzeźwościowa to moje hobby – stwierdził z uśmiechem.

Ksiądz Zarych uprawia to swoje specyficzne hobby od 1956 roku. Wówczas ordynariusz diecezji przemyskiej Franciszek Barda wysłał młodego kapłana na kurs poświęcony duszpasterstwu wśród ludzi z problemami alkoholowymi. Tam ks. Zarych poznał ks. Blachnickiego i zaprzyjaźnił się z nim. Ksiądz Blachnicki był założycielem Krucjaty Wstrzemięźliwości, później Ruchu Światło–Życie i Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Gdy tę pierwszą rozbijała komunistyczna Służba Bezpieczeństwa, ks. Zarych wspierał jak mógł ks. Blachnickiego. Był nawet jego obrońcą podczas procesu sądowego. Nic dziwnego, że po takim przygotowaniu został diecezjalnym duszpasterzem trzeźwości.

Później, po okresie wykładów w seminarium duchownym, objął probostwo właśnie w Świętej Trójcy. Działalność na rzecz wyzwalania ludzi z nałogów związała się na dobre z tym miejscem. W historycznej Księdze Czynów Wyzwolenia, która była odpowiedzią narodu polskiego na apel ojca świętego Jana Pawła II o trzeźwość Polaków, jako pierwszy podpisał się ks. Blachnicki. Podpis numer dwa należy do ks. Zarycha. – To on sprowadził do Przemyśla grupy AA, zapraszając ich przedstawicieli z Poznania. On zainicjował comiesięczne sesje rekolekcyjne. Dzięki jego otwartości i zaangażowaniu deklarację trzeźwości złożyło kilkadziesiąt tysięcy ludzi – podkreśla Krzysztof Fil, który opracował biografię ks. Zarycha.

Tak duża liczba bierze się stąd, że przemyska ekipa trzeźwościowa nie tylko zapraszała do siebie na rekolekcje, ale odwiedzała również inne miejsca w Polsce, propagując wstrzemięźliwość od alkoholu oraz innych używek. – Braterska troska i uderzająca miłość bliźniego, a także charakterystyczny gest otwartych ramion, który powoduje, że znikają bariery i mija ludzki lęk – tak K. Fil mówi o bohaterze biografii zatytułowanej „Pasterz”. Jeden z wyzwolonych alkoholików wspomina, że gdy ponad 10 lat temu trafił na rekolekcje do kaplicy Dobrego Pasterza, od razu uderzyły go życzliwość, pogodne oblicze i ojcowska troska. A także to, że do każdego, zwłaszcza do sponiewieranych przez nałóg, mówił „bracie”. Tak zostało mu do dzisiaj. – Nigdy nie słyszałem, by komukolwiek coś nakazywał lub zabraniał. Budował przed nami taką przestrzeń wolności, która podporządkowana jest nie rygorom, lecz głębokim wartościom ludzkim, wynikającym z nauki Kościoła.

Uważam, że dzieje się tak z jego przekonania, iż każdy musi odnaleźć swoją drogę do prawdziwej wolności przez dokonywanie właściwych wyborów, ćwiczenie się w nich oraz uczenie się odpowiedzialności – opowiada Ryszard, anonimowy alkoholik.

Ekspiacja marynarza

Charakterystyczne jest to, że ks. Zarych, kiedy już przestał być proboszczem i diecezjalnym duszpasterzem trzeźwości, nie zakończył swojej działalności. Dalej prowadził comiesięczne rekolekcje, przyjmował ludzi potrzebujących, organizował pielgrzymki trzeźwościowe. Włączył się również w prace Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w Przemyślu. Dopiero kilka lat temu pałeczkę w prowadzeniu rekolekcji przejął jego przyjaciel, ks. Stanisław Czenczek, odpowiedzialny w diecezji za Krucjatę Wyzwolenia Człowieka, który także pamięta ks. Blachnickiego. Jak wyglądają comiesięczne rekolekcje o tematyce wyzwolenia? Opowiada nam o tym Zbigniew Wojciechowski, który od 14 lat odpowiada za rekolekcyjną diakonię. – Sam nie byłem alkoholikiem, ale za moją przyczyną mnóstwo alkoholu trafiło do ludzi. Tylko Pan Bóg wie, ile zła przez to wyrządziłem – tłumaczy swoje zaangażowanie. Zbigniew pochodzi z północy Polski, znad morza. Pływał w Polskich Liniach Oceanicznych.

– Razem z kilkoma kolegami marynarzami mieliśmy taką „spółkę” i handlowaliśmy alkoholem. Wypływając w rejs, wypełnialiśmy nim całą ładownię. Któregoś razu, dokładnie w 1979 roku, powinęła nam się noga – nakryła nas Służba Celna. Była sprawa sądowa, kilka lat więzienia w „zawiasach” i kara finansowa, na której poczet zarządzono przepadek mienia – opowiada. Wskutek tego z dnia na dzień stracił pracę. Przepadło jego mieszkanie. Runęły także plany osobiste, bo zanim doszło do wpadki z celnikami, planował ślub. – Mało brakowało, żebym po tych wydarzeniach stoczył się zupełnie. W tej nieciekawej sytuacji trafił do kościoła. Trwały akurat misje. Ksiądz w kazaniu przypomniał słowa Adama Mickiewicza, że „Jezus urodził się w betlejemskim żłobie, ale biada człowieku, jeśli nie narodzi się w tobie”. – Zacząłem szukać miejsca, gdzie mógłbym rozpocząć nowe życie. Ktoś powiedział mi o schroniskach św. Brata Alberta. Znalazłem informację, że jedno z nich jest w Przemyślu – mówi.

Pojechał na drugi koniec Polski i został tam do dzisiaj. Nadal zresztą mieszka „u Brata Alberta”. Za miesiąc ma otrzymać swoje mieszkanie. – Wcześniej byłem osobą bardzo zamkniętą. Krucjata, którą podjąłem, dała mi pewność siebie i niezwykłą odwagę. Zaangażowałem się w diakonię, żeby wynagrodzić ludziom i Panu Bogu krzywdy, które mogłem wcześniej wyrządzić – opowiada. Tłumaczy, że uczestnicy rekolekcji to ludzie z różnych środowisk. Są tacy jak on, czyli podejmujący Krucjatę i chcący pomagać innym. Taki jest zresztą zamysł KWC. Nie jest ona tylko dla alkoholików, ale dla ludzi, którzy przez ofiarę chcą ich wspierać. Najwięcej jest jednak osób z problemem alkoholowym. Uczestniczy też w tym młodzież. Przychodzą klerycy z pobliskiego seminarium. Przyjeżdżają rodziny alkoholików, aby się umocnić duchowo i zrozumieć, że trudności, które mają w domach, wynikają nie tyle z patologii, ile z choroby. Nie trzeba więc nastawienia do walki, ale do pomocy i do ratowania. Najważniejszym elementem programu jest nabożeństwo pojednania wraz z indywidualną spowiedzią. Często są to spowiedzi generalne, czyli z całego życia.

– To fundament budowania ludzkiej wolności – podkreśla Zbigniew Wojciechowski. Istotnym punktem jest również nabożeństwo ewangelizacyjne, gdzie głosi się Dobrą Nowinę. Uczestnicy wysłuchują też świadectw osób, którym udało się pokonać nałóg albo które doświadczają błogosławieństw związanych z życiem w trzeźwości. Wszystko to prowadzi do Eucharystii, do Boga Żywego, źródła ludzkiej wolności. Są takie przypadki, że prosto z rekolekcji, ktoś trafia do szpitala na tzw. detoks. Później znów przyjeżdża do niepozornej kaplicy cudów. Żeby hartować ducha i uczyć się wytrwałości, a także właściwych wyborów. 

TAGI: