Nasz biskup na Bermudach

publikacja 18.08.2015 05:30

O tym, jak krakowski zmartwychwstaniec trafił na daleką atlantycką placówkę, z ks. Wiesławem Śpiewakiem CR,
biskupem nominatem diecezji Hamilton na Wyspach Bermudzkich, rozmawia Bogdan Gancarz.


– Nie zapomnę o Krakowie – obiecuje bp nominat Wiesław Śpiewak Bogdan Gancarz /Foto Gość – Nie zapomnę o Krakowie – obiecuje bp nominat Wiesław Śpiewak

Bogdan Gancarz: Papież mianował Księdza biskupem na bardzo dalekich Wyspach Bermudzkich na Atlantyku. Nie jest jednak Ksiądz Bermudczykiem, lecz krakowianinem z Woli Duchackiej.


Bp nominat Wiesław Śpiewak: Sprawdziły się – jak widać – po raz kolejny słowa Bogdana Jańskiego, założyciela naszego zakonu zmartwychwstańców: „Dziwnymi drogami prowadzi nas Bóg do swoich celów”. Urodziłem się w Krakowie 19 października 1963 r. Spędziłem tu niemały kawał swojego życia. Nie zapominam jednak również o głębszych korzeniach. Moi rodzice przyjechali na Wolę Duchacką z gminy Czermin pod Mielcem. Tam zaczęło się ich życie małżeńskie, tam urodziła się również dwójka mego rodzeństwa – starszy o 12 lat brat i starsza o 11 lat siostra.


Czy mały Wiesław już w dzieciństwie marzył o tym, by zostać księdzem?


W dzieciństwie chciałem być ornitologiem. Nasz dom rodzinny jest położony w parku, gdzie pełno było ptaków. Wraz z kolegą z podstawówki Tomkiem Kordulą, który teraz jest profesorem genetyki w Stanach Zjednoczonych, obserwowaliśmy je przez długie godziny. Miałem również duże zacięcie historyczne. W rezultacie jednak, za radą starszego brata, wylądowałem w krakowskim Technikum Energetycznym, choć – po prawdzie – nie miałem żadnych inklinacji elektronicznych.


Czy na decyzję o wstąpieniu do zmartwychwstańców miał wpływ fakt, że prowadzili oni duszpasterstwo w rodzinnej parafii na Woli Duchackiej?


Od II klasy szkoły podstawowej do V klasy technikum byłem ministrantem, pod koniec jako prezes ministrantów parafialnych. Byłem też związany z oazą. W 1978 r. pojechałem pierwszy raz na oazę zmartwychwstańczą do Mszany Górnej. Przeszedłem wszystkie stopnie oazowe, do animatora włącznie. Prowadziłem m.in. oazy przed wstąpieniem do nowicjatu. Gdy już dopuszczałem myśl o obraniu drogi kapłańskiej, nie miałem żadnych dylematów co do tego, że chcę być księdzem zakonnym. Bywałem w ośrodkach powołaniowych paulinów na Jasnej Górze i franciszkanów w Niepokalanowie, by zdobyć informacje. Odmiennością nazwy intrygowali mnie orioniści. Wybrałem jednak w końcu dobrze znanych zmartwychwstańców.


Co działo się potem?


Najpierw był nowicjat w Radziwiłłowie Mazowieckim i pierwsze śluby 15 września 1984 r. Potem 2 lata filozofii w krakowskim Instytucie Teologicznym Księży Misjonarzy, gdzie kształcili się także członkowie innych zakonów. Później moi przełożeni zakonni posłali mnie na studia teologiczne do Rzymu. 11 lipca 1986 r. odleciałem z Warszawy do Wiecznego Miasta, na studia na Uniwersytecie Gregoriańskim. Studiowałem tam przez 3 lata, uzyskałem bakalaureat i wróciłem do Polski. 19 maja 1990 r. zostałem wyświęcony przez bp. Stanisława Smoleńskiego w krakowskim kościele zmartwychwstańców przy ul. Łobzowskiej. Po święceniach pojechałem do naszego Niższego Seminarium Duchownego w Poznaniu. Objąłem tam funkcję wicerektora. W 1992 r. prowincjał o. Kazimierz Wójtowicz przeznaczył mnie do duszpasterstwa powołaniowego. Zostałem równocześnie sekretarzem prowincjała. Zajmowałem się sprawami administracyjnymi prowincji. W 1994 r. wraz z całym prowincjalatem przeniosłem się do Krakowa, do nowej okazałej siedziby przy ul. ks. Pawlickiego. Byłem tu do 1996 r. Potem pracowałem przez rok w naszym ośrodku powołaniowym w Mszanie Górnej.


Niedługo było dane jednak Księdzu pracować w kraju.


W 1997 r. generał naszego zgromadzenia o. Sutherland MacDonald powołał mnie do naszego Domu Generalnego w Rzymie. Potrzebował m.in. sekretarza i tłumacza z języka polskiego. Miałem objąć również po o. Jerzym Mrówczyńskim stanowisko postulatora generalnego zgromadzenia. Ciągnęło mnie jednak wciąż do duszpasterstwa parafialnego. Ojciec MacDonald zgodził się, bym łączył pracę dla zgromadzenia z duszpasterstwem parafialnym. 1 czerwca 1998 r. wylądowałem jako nowy proboszcz w parafii św. Marii Magdaleny w miejscowości Capranica Prenestina, 50 km od Rzymu, niedaleko słynnego sanktuarium na Mentorelli, w którym od 1857 r. posługują zmartwychwstańcy. Tam spędziłem 5 pięknych lat, w trakcie których mogłem w pełni realizować bliski mi model kapłaństwa, jako wspólnego – kapłana i parafian – wędrowania drogami wiary. Miałem w parafii zaledwie 150 osób. Wejść w rzeczywistość małej wioski góralskiej nie było łatwo. Pozwalam sobie uważać, że mi się to udało. Prenestyńscy górale z czasem uznali mnie za swojaka, a ja na jednym z odpustów ku czci św. Rocha wygłosiłem kazanie w miejscowym dialekcie. Nasza przyjaźń trwa do dziś. W 2003 r. wróciłem do Rzymu. Pod koniec 2009 r. polscy współbracia wybrali mnie na przełożonego Prowincji Polskiej i znalazłem się na powrót w Krakowie. Polska prowincja obejmuje 8 krajów: Polskę, Australię, Austrię, Niemcy, Słowację, Ukrainę, Bułgarię i Włochy. Prócz tego jeden ksiądz z naszej prowincji jest w Jerozolimie, jeden zaś na Bermudach. Jest nas prawie 200, w tym 175 księży. Teraz zajmujemy się głównie pracą parafialną. Pamiętamy jednak o źródłach naszej duchowości wyrażonej w pismach m.in.: Bogdana Jańskiego, Piotra Semenenki, Aleksandra Jełowickiego, Aleksandra Kajsiewicza. Urząd prowincjała pełniłem od 1 stycznia 2010 do 31 maja 2015 r. 13 czerwca ojciec święty Franciszek mianował mnie biskupem diecezji Hamilton na Wyspach Bermudzkich.


Jak doszło do tego, że zostanie Ksiądz „zesłany” na dalekie Bermudy?


Był czas, gdy Wyspy Bermudzkie będące do dziś Zamorskim Terytorium Wielkiej Brytanii w strukturach Kościoła katolickiego podlegały jurysdykcyjnie diecezji Halifax w Kanadzie. Arcybiskup z tej diecezji zwrócił się do zmartwychwstańców z propozycją podjęcia tam pracy duszpasterskiej. Z czasem powstała diecezja w Hamilton. Za każdym razem jej biskupem był zmartwychwstaniec, ostatnio o. Robert Kurtz, który przechodzi na emeryturę. A Stolica Apostolska wypatrzyła mnie w Krakowie i posłała na Bermudy. Cała zasługa tego „zesłania” leży zatem w fakcie przynależności do zmartwychwstańców.


Polakom archipelag Bermudów kojarzy się głównie z nazwą krótkich spodni typu angielskiego.


Bo rzeczywiście chodzi się tam w eleganckich garniturach z krótkimi spodniami i podkolanówkami. Wyspy są odległe ok. 1000 km od wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, gdzie znajduje się Filadelfia i Nowy Jork. Z Nowego Jorku leci się tam samolotem niecałe 2 godziny, z Londynu – 6 godzin. Archipelag ma ok. 140 wysp, w większości niewielkich. Bermudczycy mieszkają głównie na 7 największych wyspach. Wszystkie one są połączone ze sobą mostami. Długość tego atolu wynosi nieco ponad 30 km. W najszerszym miejscu wyspy mają 3 km. Mieszka tam 65 tys. osób, z czego 9,5 tysiąca to katolicy. Praktykuje jakieś 2,5 tys. spośród nich. Wśród Bermudczyków przeważają potomkowie Anglików, Irlandczyków i Portugalczyków z Azorów. Mieszkają tu także Filipińczycy.


Jaki Ksiądz ma pomysł na swoje bermudzkie biskupstwo? Pewnie to będą wieczne wakacje.


„Nowego biskupa czeka ciężka praca, a nie tylko pobyt na wakacyjnej wyspie. Społeczeństwo Bermudów jest zsekularyzowane. Znaczny procent mieszkańców przestał wypełniać praktyki religijne. Wielu z nich nie przyznaje się do żadnej grupy religijnej i religia nie ma dla nich żadnego znaczenia. Wśród tej grupy znajdują się także katolicy” – zdiagnozował sytuację o. Włodzimierz Sobolewski CR, proboszcz w parafii św. Patryka. Polecę na Bermudy 18 września. Byłem tam dotąd jeden raz w 2010 r., przez 8 dni. Na
1 października zaplanowano moje święcenia biskupie i ingres do katedry św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Zamierzam – podobnie, jak w mojej włoskiej parafii w Capranice – również i na Bermudach wędrować ze współdiecezjanami po drogach wiary. Chcę być blisko nich, blisko ich spraw i życia. Jest tu 6 kościołów, w tym katedra św. Teresy od Dzieciątka Jezus, i 5 parafii. Zależy mi na zbudowaniu dobrej wspólnoty kapłańskiej, współpracującej i wspierającej się wzajemnie. Muszę dopracować mój angielski i przełożyć znajomość włoskiego na portugalski. Jeżeli będzie trzeba, nauczę się również filipińskiego.


Mam nadzieję, że nie zapomni Ksiądz o swoich krakowskich korzeniach?


Nie chcę i nie da się o nich zapomnieć. Kraków jest wpisany w mój herb biskupi. Chciałbym, by na uroczystość moich święceń biskupich do Hamilton przyjechali moja najbliższa rodzina, a także współbracia zakonni z Woli Duchackiej i z Polski. Chciałbym być w Rzymie 18 października na kanonizacji rodziców św. Teresy od Dzieciątka Jezus, patronki naszej diecezji i katedry. Jeśli uda się te plany zrealizować, zamierzam potem przylecieć do Krakowa. Na niedzielę 
25 października planuję prymicje biskupie w rodzinnej parafii na Woli Duchackiej. Potem wracam na Bermudy i zabieram się do pracy.


Zaintrygował mnie cytat z obrazka z okazji jubileuszu 25-lecia świeceń kapłańskich Księdza.


3 lutego 2000 r. Jan Paweł II przyjechał po raz ostatni na Mentorellę, położoną w Górach Prenestyńskich, 60 km od Rzymu. Lubił tu przyjeżdżać już wcześniej jako kardynał, potem zaś jako papież. Zaproszony przez o. Adama Otrębskiego CR, rektora sanktuarium mentorelskiego, przyjechałem i ja z mojej pobliskiej parafii. Papież długo się modlił. Potem był obiad. W jego trakcie ówczesny bp Dziwisz posadził mnie po prawej stronie ojca świętego i kazał dbać o jego napitki. Papież pił herbatę malinową. Atmosfera była bardzo miła. Ojciec święty głównie słuchał. Ja zaś zobaczywszy, że zbliża się już godz. 15, chciałem się zbierać z powrotem do mojej parafii. Niezręcznie było mi wychodzić, jednak podniosłem się z krzesła. „A ksiądz gdzie idzie?” – zapytał bp Dziwisz. Wyjaśniłem, że muszę wracać do parafian. Zwrócił mi uwagę, że należałoby poczekać, aż papież pierwszy wstanie od stołu. Powiedziałem, że rozumiem to dobrze, mam jednak swoje obowiązki kapłańskie i w parafii ludzie na mnie czekają. Muszę otworzyć kościół w Capranice, gdyż parafianie przed Mszą św. zwykli odmawiać tam Różaniec. Spojrzałem przy tym błagalnym wzrokiem na papieża. Popatrzył na mnie ciepło i powiedział: „Jak ludzie na księdza czekają, to trzeba zostawić nawet papieża. Niech ksiądz idzie”. Zapamiętałem to zdanie z wdzięcznością i dlatego umieściłem je na obrazku jubileuszowym z okazji 25-lecia święceń kapłańskich.


TAGI: