Wierne towarzyszki

ks. Roman Tomaszczuk


publikacja 20.08.2015 06:00

Kochają księży wtedy, gdy wielu innych nie chce o nich nawet pamiętać. Wszystkie trzy uczą się Świdnicy.


Siostra Urszula Szymańska 
podczas adoracji 
w kaplicy domowej ks. Roman Tomaszczuk /Foto Gość Siostra Urszula Szymańska 
podczas adoracji 
w kaplicy domowej

Tutaj właśnie zamieszkały. Jedna pracuje w kuchni, druga jest pielęgniarką, trzecia furtianką i zakrystianką. Wszystko nowe, świeże – na szczęście z każdą godziną pobytu coraz mniej obce. 


Spojrzał z miłością


Małgosia. Patrzy na tę siostrę i jest przekonana, że ta właśnie jest inna od pozostałych. Tamte takie poważne, nieobecne, dalekie. Ta ciepła, uśmiechnięta i otwarta. Dziewczynka ma zaledwie kilka lat, ale tutaj, w niewielkiej lubuskiej wsi, każdy przyjazd siostry zakonnej to wydarzenie. Bo cóż innego się tu dzieje? Czeka więc z niecierpliwością na kolejną wizytę sąsiadki. Zależy jej na kontakcie, lubi jej słuchać, wie coraz więcej o zakonnym życiu i o tym, że Bóg jak sobie kogoś upatrzy, to nie zrezygnuje. Kiedy już jako nastolatka jedzie na rekolekcje powołaniowe do Częstochowy, ma pewność, że właśnie jej się to przydarzyło: Bóg ją sobie upatrzył. Dlatego nie czeka na ukończenie szkoły; ma siedemnaście lat, gdy wstępuje do zgromadzenia. 

Ewa. Ma 14 lat i jedzie na Jasną Górę, ze swoją katechetką. Ze Staszowa nie jest daleko. Jest na Mszy św., a potem razem z całą grupą odprawia Drogę Krzyżową. Kiedy widzi podchodzącego do niej paulina, nie spodziewa się, co za chwilę usłyszy: – A ty będziesz zakonnicą! – wskazał. Na kogo? – Na ciebie! – zapewnia koleżankę, a tamta się wypiera – Nie, powiedział to do ciebie! Tak czy inaczej obie trzymają w ręce plik obrazków powołaniowych różnych zgromadzeń zakonnych. A może by tak zażartować? Czemu nie! Pisze więc list na adres z każdej ulotki. Od wszystkich dostaje odpowiedź. Sama jednak nie podejmuje korespondencji. Tylko s. Agnieszka nie zraża się milczeniem nieznajomej dziewczyny. Pisze uparcie, a w końcu zaprasza na rekolekcje. Dziewczyna jedzie tam, raz i drugi. To wystarczy. Już wie, co będzie dalej.


Basia. Trudne to jest: bardzo chcesz zostać klaryską, przymierzasz się, więc, odwiedzasz, rozmawiasz, modlisz się, a jednak nie znajdujesz pokoju serca. Mniszki liczą na ciebie, czekają cierpliwie z wielką nadzieją, modlą się o twoją odwagę zamknięcia się w klauzurze. Tobie jednak ta krata przeszkadza. Modlitwa, adoracja, życie ślubami – jak najbardziej, ale krata… 
Wszystko się zmienia w Wielki Czwartek. Trzynaście lat temu. W olsztyńskiej katedrze zauważa nieznane sobie siostry. Coś jej mówi, żeby zagadnąć jedną z nich. Nie ma jednak odwagi, wysyła więc koleżankę. 
W drodze powrotnej do domu powtarza, jak mantrę, byle nie zapomnieć: Uczennice Boskiego Mistrza, Uczennice Boskiego Mistrza, Uczennice… wreszcie siada przy komputerze i wpisuje nazwę w wyszukiwarce. To jest to!


Rodzina Mistrza z Nazaretu


Uczennice Boskiego Mistrza to nie są paulistki – jak wielu sądzi. Siostry znane każdemu księdzu odwiedzającemu Jasną Górę (pracują tam w zakrystii), każdemu w Warszawie, Lublinie, Olsztynie i Częstochowie, należą do rodziny paulińskiej (od św. Pawła Apostoła, a nie jak paulini od św. Pawła Pustelnika), założonej przez bł. Jakuba Alberione, apostoła mediów, który zrewolucjonizował pojęcie ewangelizacji. Ten, który mawiał, że „dzieła Boże dokonują się za sprawą ludzi Bożych”, zatroszczył się, żeby tych ludzi formować. Założył pięć zgromadzeń zakonnych (w Polsce obecni są: pauliści, czyli Towarzystwo św. Pawła, paulistki, czyli Córki św. Pawła, i Uczennice Boskiego Mistrza), cztery instytuty życia konsekrowanego (w Polsce można spotkać: apostolinki – dla sióstr zakonnych, anuncjatynki – dla świeckich oraz Instytut Świętej Rodziny – dla rodzin) oraz stowarzyszenie współpracowników paulińskich.


Uczennice Boskiego Mistrza mieszkają w Polsce od 1935 r. Zależy im na pogłębianiu formacji biblijnej, liturgicznej i muzycznej. Są wezwane do służby kapłanom, począwszy od modlitwy o nowe powołania, przez wspieranie duchowe alumnów, a potem współpracę w duszpasterstwie, na wiernym towarzyszeniu w kapłańskiej starości skończywszy. – Nie, to jeszcze nie koniec, bo po śmierci błagamy o miłosierdzie dla nich – usłyszała Basia, gdy wreszcie odwiedziła dom uczennic w Olsztynie. Jednak nie to ją ostatecznie przekonało do zaryzykowaniu życia w tym zgromadzeniu. Nie byłoby jej tutaj, gdyby nie adoracja eucharystyczna. Jest ona wpisana w charyzmat sióstr, a skoro adoracja – to także milczenie, które ułatwia słuchanie, nie tylko podczas modlitwy, ale także podczas pracy. 


Wspólnota matki Scholastyki


Kiedy Basia po kilkunastu latach rozeznawania i pogłębiania powołania podchodziła w Gietrzwałdzie do ołtarza, żeby na zawsze ślubować Boskiemu Mistrzowi posłuszeństwo, czystość i ubóstwo, była już siostrą Barbarą. Położyła wtedy lewą rękę na sercu, a prawą na Biblii i zaczęła: „Na chwałę Trójcy Przenajświętszej, która konsekrowała mnie przez chrzest, a teraz wzywa do naśladowania bardziej z bliska Jezusa Mistrza, Drogę, Prawdę i Życie, jako Jego uczennica ofiaruję się całkowicie Bogu” – to pierwsze zdanie profesji wieczystej. 
Kilka lat wcześniej, w Częstochowie, wypowiedziała je Ewa, ale jako siostra Natanaela, a jeszcze wcześniej w Górzynie koło Lubska Małgosia – jako siostra Urszula. 
Znały się, to oczywiste, skoro wszystkich sióstr jest w Polsce 90, ale ze sobą wcześniej nie współpracowały. 
W Świdnicy spotkały się 12 lipca, gdy po usilnych prośbach bp. Adama, a za zgodą matki generalnej oraz z błogosławieństwem bp. Ignacego rozpoczynały historię siódmej w Polsce wspólnoty Uczennic Boskiego Mistrza. Jedna przyjechała tu z Częstochowy, dwie pozostałe z Warszawy.


– To bardzo szczególna data, nie kojarzyłyśmy jej, aż zakonny kalendarz przypomniał, że 12 lipca 118 lat wcześniej urodziła się pierwsza uczennica Boskiego Mistrza, matka Scholastyka Rivata; ona też patronuje naszej świdnickiej wspólnocie – zaznacza s. Urszula Szymańska, przełożona nowego domu zakonnego, którego siedzibą jest inny dom, dla księży emerytów, dla seniorów diecezji świdnickiej przy ul. Kotlarskiej w Świdnicy. 


Oto jestem, poślij mnie!


Siostra Urszula. Jest jej tutaj bardzo dobrze. W Warszawie mieszka od 10 lat. Pełniła przez ten czas różne funkcje: biurowe i formacyjne. Jest marzec. Przełożona prowincji, s. Cecylia Wilk dzieli się z nią pewną wiadomością. – Biskup ze Świdnicy, Adam Bałabuch, szuka sióstr do prowadzenia domu księży emerytów – słyszy, a w jej sercu wybucha wielka radość. To nasz charyzmat! – cieszy się, a chwilę potem przełożona mówi, że myśli o niej jako jednej z pierwszych w Świdnicy uczennic. Nic lepszego nie mogło jej spotkać! Nigdy wcześniej nie pracowała tak blisko z kapłanami. – Jestem gotowa! – zapewnia i czeka, co będzie dalej. 


Siostra Natanaela. Bije się z myślami. Tak jak wszystkie inne, tak i ona przeczytała właśnie ogłoszenie: Kto chce pracować w Świdnicy; kto chce tworzyć nową placówkę. Z jednej strony czuje Boże wezwanie, z drugiej tak dobrze jej na Jasnej Górze... Czeka więc i rozważa z Maryją przez dwa tygodnie. Jest otwarta, ale liczy na interwencję z zewnątrz. Dzwoni więc prowincjalna: – Może ty, siostro? – a ona prosi o czas do namysłu. 12 godzin później zgadza się i natychmiast do jej serca zstępuje Boży pokój. 


Siostra Barbara. W Warszawie jest zaledwie od pół roku, wcześniej była m.in. w Lublinie, gdzie uczennice od 25 lat prowadzą dom księży emerytów. Chce iść do Świdnicy, wie, na co się decyduje. Wie, że w tej posłudze trzeba wiele cierpliwości i wyczucia. Rozumie kapłańskich seniorów, że to nie jest dla nich łatwy czas. Cieszy się, że może ich mobilizować i przypominać im, kim są – wciąż, mimo choroby, braku sił czy złożenia urzędów. Jedzie więc do Świdnicy z misją: przekonywać, że kapłańska starość jest Panu Bogu bardzo potrzebna.

TAGI: