Ministrant jak minister i poseł

publikacja 01.08.2015 06:00

To obowiązek i godność służyć najważniejszej Osobie – Bogu i ludziom, reprezentując ich  przy ołtarzu.

Do dziś Piotr Adam ma legitymację ministrancką Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Do dziś Piotr Adam ma legitymację ministrancką

Nadchodzący schyłek lata to dla wielu ministrantów czas zmiany lub zakończenia szkoły, uczelni. Wielu rozważa wtedy odejście ze służby.

– Nim zrezygnujesz, przemyśl, czy to jest właściwy czas. Czy na pewno nie da się tego pogodzić ze szkołą, pracą, zapisać się na służbę w weekend, może wrócić po przerwie za pół roku. Nie oddalaj się od ołtarza! – radzi młodszym kolegom Piotr Adam z Chróściny Nyskiej. On sam jest ministrantem już od 35 lat.

Boże wezwanie

– W mojej rodzinie nie było wielkich tradycji ministranckich. I nagle, mając 11 lat, poczułem potrzebę bycia blisko Pana Boga. Postanowiłem więc czynnie służyć do Mszy św. – zaczyna swoją historię Piotr Adam.

Do grona ministrantów został przyjęty w Grodkowie, skąd pochodzi, w niedzielę, 11 września 1980 roku, w kościele pw. św. Michała Archanioła, przez ówczesnego proboszcza, ks. Antoniego Konska. W formacji pomagali mu dwaj starsi ministranci – Rafał Kopystyński i Adam Bandyra, którzy później zostali kapłanami. I tak pełnił kolejne funkcje – od choralisty, przez ministranta księgi i krzyża, ołtarza, kadzidła. Został lektorem, a od 1987 roku ceremoniarzem i animatorem. Odtąd przygotowywał również kandydatów na ministrantów. Jeździł też na rekolekcje do Pabianic, Zakopanego i Trzciela.

Cenne przeżycia

Z ważnych momentów wspomina udział w nieszporach z Janem Pawłem II na Górze Świętej Anny podczas jego pielgrzymki do Polski w 1983 r. Do dziś zachował identyfikator. – Przy ołtarzu papieskim byłem w pierwszych rzędach, śpiewaliśmy papieżowi „Sto lat” najgłośniej, jak potrafiliśmy – uśmiecha się z nostalgią.

Pamięta też inny dzień, 13 grudnia 1980 roku, kiedy wiedział już z telewizji o wprowadzeniu stanu wojennego i nie bez obaw szedł na Mszę św. Mama była w „Solidarności”, więc wiedział, co się dzieje. Przez ten okres nawet kościelny wychodził dzwonić dopiero minutę po szóstej, z powodu godziny policyjnej.

Były i śmieszne momenty – gdy jeden z ministrantów tak mocno pociągnął za sygnaturkę na wejście, że zerwał z niej całe płótno, czy jak proboszczowi podczas odprawiania Mszy wypadła na ołtarz proteza zębowa. Zdarzyło mu się służyć z nogą w gipsie, kuśtykając. I do dziś z innymi ministrantami oblewa księdza wodą w śmigus-dyngus.

Służba bez końca

W 1991 roku, po ślubie, przeniósł się do parafii małżonki, do Chróściny Nyskiej, także do kościoła św. Michała Archanioła. – Doszły nowe obowiązki, przeprowadzka, więc nastąpił pewien zastój w służbie, choć starałem się być nadal blisko ołtarza. Wkrótce zostałem kościelnym i animatorem LSO, włączyłem się do parafialnego zespołu Caritas – opowiada.

Bezterminowe Ślubowanie

W tym czasie mocno rozważał, co robić dalej. – Niektórzy mówią, że z ministrantury się wyrasta. Ja przemyślałem to dobrze i doszedłem do jednego wniosku. Pan Bóg powołał mnie do służby ołtarza nie na 10 czy 20 lat, ale na całe życie. Przyrzeczenia, które składałem w 1980 roku, są dla mnie wieczystymi. Więc jak długo mogę, będę służył – czy to jako kościelny, czy jako ministrant, zawsze w komży. Na każdej Mszy św. powtarzam z kapłanem po Przeistoczeniu: „Dziękuję Ci, Panie, że mnie wybrałeś, abym stał przed Tobą i Tobie służył” – tłumaczy z niezwykłą powagą Piotr Adam.

Przez lata nawykł do bycia przy ołtarzu, do służenia Bogu i innym, także po wyjściu z kościoła. Dlatego nawet podczas urlopu stara się być w pierwszych rzędach ławek w kościele. Ma prawo jazdy, więc zdarza się, że jeździ z księdzem niosącym Jezusa chorym. Zastanawiał się też nad drogą kapłańską, jednak stwierdził, że lepiej służyć, będąc mężem i ojcem.

Koło ratunkowe

Z czasem liturgia się zmieniała, bywało, że służył podczas Eucharystii odprawianej w domu czy na kajaku. Dziś, kiedy młodzi ministranci nie wiedzą, co robić, odruchowo kierują wzrok na niego, traktując go jak koło ratunkowe. On, patrząc z innym doświadczeniem, uczula ich na ważne kwestie, zachęca też do korzystania z formacyjnych stron internetowych dla LSO i rekolekcji. Radzi: – Żeby być dobrym ministrantem, przede wszystkim trzeba samemu znaleźć czas na spotkanie z Panem Bogiem. I mieć świadomość, że jest się przykładem dla innych. Potrzebne jest zarządzanie sobą w czasie i sumienność – to przyda się także w życiu.

Sam nadal jest związany z rodzinnym Grodkowem, więc gdy przed czterema laty zaczęła tam działać Liturgiczna Służba Ołtarza seniorów, też znalazł się w tym gronie. –

Jest nas obecnie dziewięciu. Spotykamy się w pierwsze soboty miesiąca z księdzem opiekunem, Jerzym Młynkiem, dwóch z nas zostało też szafarzami. I służymy zawsze na Mszy niedzielnej o 8.30. To piękne przeżycie – podsumowuje ministrant senior.

TAGI: