Najciemniej
 pod latarnią

Marcin Jakimowicz


publikacja 04.08.2015 06:00

Z zadyszką gonimy Europę, ale i tak pozostajemy w końcówce peletonu – to częsta spotykana w mediach diagnoza. „Polska przemieni Stary Kontynent. Bóg ma wobec was wielki plan” 
– zapowiadają charyzmatyczni rekolekcjoniści przylatujący nad Wisłę z całego świata. I kto tu ma rację?


Najciemniej
 pod latarnią jakub szymczuk /foto gość

Słucham podobnych głosów od dawna. Ich wspólny mianownik? „Polska ma ogromne znaczenie na duchowej mapie Europy i świata”. Takie deklaracje padają z ust katolików, protestantów. Przesadzają?
 Rozwiązania są dwa: albo to jedynie zwrot grzecznościowy, rodzaj kokieterii i familiarne poklepanie polskiej publiki po ramieniu. Albo proroctwo.


Brat Roger, założyciel wspólnoty Taizé, twierdził, że przebudzenie religijne nastąpi dzięki Polakom. Podobne słowa słyszałem z ust ewangelizatora o. Daniela Ange. 
Gdy przed laty przed kamerami Telewizji Polskiej Amerykanin ks. Richard John Neuhaus rzucił: „To, co dzieje się w Polsce, z punktu widzenia kultury, polityki, religii jest znacznie ciekawsze od tego, co dzieje się w Niemczech czy Holandii” – zapadła kłopotliwa cisza. „Polska stanowi laboratorium przyszłości – kontynuował pisarz i filozof polityki. – Od lat staram się o tym przekonać moich polskich przyjaciół, ponieważ bardzo często w kontekście Europy Polskę uważa się za kraj zacofany. Twierdzi się, że jest wczorajsza i najważniejsze pytanie brzmi, czy ten kraj będzie w stanie dołączyć do Brukseli. To kompletny nonsens. Polacy nie powinni się dać na to nabrać!”.

Poland? Fire and light


Maria Vadia, urodzona w Hawanie charyzmatyczna ewangelizatorka, często opowiada o strategicznym znaczeniu Polski w duchowej przestrzeni świata. „Macie być ogniem i światłem” – powtarza. 
– Kiedyś jechałem z nią samochodem i rozmawialiśmy na ten temat – opowiada Marcin Zieliński, lider wspólnoty „Głos Pana” ze Skierniewic. – Maria opowiadała, że od lat czuła, że ma tu przyjechać, bo nad Wisłą dzieje się coś wyjątkowego. Wielu misjonarzy, ewangelizatorów (i katolickich, i protestanckich) od lat odczuwało silne przynaglenie, by modlić się za Polskę, bo według Bożego planu to ona właśnie ma zanieść ogień Europie. To zresztą już się dzieje. Widzę w Polsce wielkie duchowe przebudzenie. Patrzę na posługi moje czy naszej wspólnoty. Właśnie wróciłem z Litwy, wcześniej byłem w Niemczech. Przed kilku laty Maria Vadia brała udział w wielkiej konferencji „Days of glory” („Dni chwały”) w Bostonie. Uwielbienie prowadził wówczas człowiek z międzynarodowego Domu Modlitwy IHOP w Kansas. To uwielbienie przerodziło się we wstawiennictwo, a liderzy (Amerykanie, protestanci!) nagle – ni z gruchy, ni z pietruchy – zaczęli... modlić się za Polskę. Padły proroctwa o wyniesieniu tego kraju, o znakach jedności między Kościołami, o ogniu. Mam te rzeczy nagrane na płycie. Niezwykle mnie poruszają. Pamiętam, że odsłuchiwałem tych nagrań w czasie podroży samochodem z Marią Vadią.


Kowalski
 dogania Europę


Polacy powinni mieć ciągle zadyszkę. Nieustannie bezskutecznie doganiają Europę, ale stale, jak informują media, są na szarym końcu – zaczepiam o. Antonello Cadeddu, promującego w Warszawie kilka książek, które właśnie ukazały się nakładem wydawnictwa Esprit. – Na końcu? To powinniście się cieszyć! To świetnie, że jesteście na końcu! Biblijna obietnica brzmi: „Ostatni będą pierwszymi”. To nie metafora. Słuchajcie Boga, a wywyższy was. Gdy siedem lat temu przyjechaliśmy tu po raz pierwszy, otrzymaliśmy wyraźny obraz, proroctwo – opowiada kapłan z Sardynii, który przed laty pod wpływem lektury „Dzienniczka” ruszył do slumsów São Paulo. – Bóg pokazał nam, że dotyka dziś Europy z dwóch wysuniętych punktów. Z Polski, poprzez obraz Jezusa Miłosiernego, który wylewa krew i wodę na Stary Kontynent, i przez stygmaty Ojca Pio, z których wypływało przebaczenie dla ludów Europy. To był mocny, czytelny obraz. Od tej pory byliśmy tu wielokrotnie i widzimy, że to prawda. W Polsce ocalała żywa wiara, widzę w was (nie tylko w świeckich!) ogromną otwartość na Ducha Świętego. Obserwuję to w każdym miejscu, gdzie jestem: na północy, południu. Weszliście teraz jako Kościół w niezwykle ważny, strategiczny czas. Czas wylania Ducha. To bardzo delikatna materia. Gdy w Brazylii nadeszło przed laty duchowe przebudzenie, a biskupi zamknęli się na nie, mnóstwo ludzi odeszło do sekt. W Sãn Paulo z 90 proc. katolików pozostało 60. Dopiero wówczas biskupi zorientowali się, że popełnili błąd i otwarli się na to nowe tchnienie Ducha. Jesteście w tym właśnie momencie. Nie prześpijcie tego! Otwórzcie oczy, uszy, serca. Nie możecie zmarnować tego Bożego poruszenia. Polska ma wyraźną misję: macie głosić światu Pięćdziesiątnicę Miłosierdzia. Opowiadajcie o tym pogrążonej w letargu Europie, która nie zna już słowa „miłosierdzie”, ale żyje jedynie zajęta swymi finansowymi interesami. Nie patrzcie na statystyki, rankingi. Nawet jeśli jesteście ostatni, to znaczy, że Bóg chce przez was wykonywać swoje dzieło.


Nie prześpijcie tego!


Donald Turbitt, nowojorski strażak, założyciel ruchu Mężczyźni św. Józefa, opowiada: „Jak tu nie kibicować Polsce, skoro w niedalekiej Holandii do kościoła na niedzielną Mszę chodzi 2 proc. katolików? Wierzę, że ludzie, którzy zewangelizują Europę, wyjdą z waszego kraju. Mam nadzieję, że to przebudzenie, które widzę nad Wisłą, ożywi polski Kościół. Bardzo wiele zależy od tego, jak zostanie przyjęte przez jego pasterzy. Badam tę rzeczywistość od lat i wyraźnie widzę, że tam, gdzie to nowe wylanie Ducha zostało przyjęte przez hierarchię, Kościół ożył. W każdym kraju, w którym zostało ono przyjęte (większość krajów Afryki, Chiny, Filipiny), Kościół zaczął rozkwitać. W Brazylii na to przebudzenie patrzono z ogromną podejrzliwością. Efekt? W ciągu trzydziestu lat Kościół stracił 40 proc. wiernych. Odeszli do nowych wspólnot zielonoświątkowych. Dopiero gdy przed pięciu laty biskupi powiedzieli: »Charyzmatycy, wracajcie!«, statystyki zaczęły rosnąć. Władze kościelne powinny z otwartością powitać to wylanie Ducha. Nieważne, czy to Odnowa Charyzmatyczna, czy inne ruchy odnowy Kościoła. Naprawdę nie ma czasu na to, by przyglądać się im z podejrzliwością… Nie jesteście w punkcie krytycznym. Walka trwa, a szala zwycięstwa może przechylić się na korzyść Kościoła. Wierzę, że tak będzie…”.


Spacerek w Boże Ciało


Do czego Bóg wzywa Polaków? – Do żywej wiary, budowania z Nim relacji – opowiada siostra Tomasza Potrzebowska, zaangażowana w organizację rekolekcji o. Johna Bashobory z Ugandy, w tym kilkudziesięciotysięcznych rekolekcji „Jezus na stadionie”. – Ojciec John zauważył, że z tym mamy ogromny problem. Gdy po raz pierwszy przyleciał nad Wisłę, zobaczył pełne kościoły i pomyślał: „Panie, co ja tu robię?”. Ale gdy przybył tu po raz kolejny, zauważył, że nasza wiara jest często jedynie tradycyjna, nie oparta na relacji z Bogiem. Co z tego, że na procesji Bożego Ciała idzie tłum, skoro niektórzy ludzie w najlepsze sobie gadają albo nawet zajadają lody. Dobry przedpołudniowy spacerek – opowiada s. Tomasza. 
– Macie otwarte kościoły, Jezusa na wyciągnięcie ręki – wyjaśniał o. Bashobora – jesteście szczęściarzami. Ostatnio byłem w Belgii, w Antwerpii. Czułem się w kościele jak w muzeum. Ludzie podziwiali obrazy, a Najświętszy Sakrament znalazłem w najciemniejszym kąciku, na uboczu. Ooo, Jezus wrócił do żłóbka – zauważyłem.


– Ojciec John nieustannie nawiązuje do „Dzienniczka” Faustyny – opowiada s. Tomasza. – Z Polski naprawdę wychodzi iskra. Bashobora opowiadał o tym, co widział na Zachodzie. Młodzi Polacy wyjeżdżają z kraju i mieszają się z zachodnim światem. Gdzie się spotykają? W kościele. Wiele razy byłem w Anglii – opowiadał o. John. – Zastawałem puste kościoły. Kto je teraz zapełnia? Polacy. Podobnie w Chicago. Polacy spotykają się najpierw w grupach wyznaniowych, dopiero potem w klubach polonijnych. 
– Ojciec Bashobora dziwi się naszym kompleksom, temu, że „przepraszamy, że żyjemy” – podsumowuje s. Tomasza. – Często mówi o tym księżom. Pamiętam, jak wołał: „Odkryjcie na nowo kapłaństwo, zachwyćcie się nim”. „Czym jest twoje kapłaństwo?” – pytał księży. „Mogę odprawiać Mszę”. „Przepraszam, ale to inny sakrament”. „Mogę spowiadać”. „To też inny sakrament. Czym jest twoje kapłaństwo? Czy wiesz, jaką moc, władzę ci ono daje?”.


– Ktoś zapytał: czemu wciąż przyjeżdżasz do Polski? Bo ja kocham Kościół katolicki – opowiada o. John. – Odkryliśmy was przez świętego Jana Pawła II. Jesteście dla nas drogocenni. Jesteście skarbem w Kościele. W Europie nie ma wielu miejsc jak tutaj, gdzie jest gorąca atmosfera, bo jest tak wiele osób. Pewnego razu byłem w Łodzi i padał deszcz, a Polacy siedzieli na boisku piłki nożnej i słuchali słowa Bożego. Nie uciekli przed deszczem. Jesteście lekiem dla Europy. Piękni, prości ludzie. Jesteście lekiem dla Europy, dla wszystkich miast. Bóg ma plan wobec was. Przemienicie świat.


Od czerwca do czerwca


– Na razie jesteśmy pośmiewiskiem Europy, która ryczy ze śmiechu, widząc naszą pobożność, przywiązanie do tradycji. Faustyna usłyszała: „Stąd wyjdzie iskra” i wierzę, że to prawda. Dostaliśmy tę łaskę. To zero naszej zasługi – usłyszałem niedawno od Jana Budziaszka.
Czy rzeczywiście najciemniej jest pod latarnią? Pamiętam zdumienie Newta Gingricha – jednego z najbardziej wpływowych polityków amerykańskich, gdy po spotkaniu z polską młodzieżą opowiadał mi: – Nie rozumiem waszych kompleksów. Gdy pytam was o upadek komunizmu, mówicie mi o upadku muru berlińskiego. A przecież to była daleka konsekwencja tego, co wydarzyło się na placu Zwycięstwa. Pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Polski miała kolosalny wpływ na losy świata. „Niech zstąpi Duch Twój” – to był rozkaz, po którym ten mur zaczął pękać. Początek upadku komunizmu to dokładnie 10 lat. Od czerwca ’79 do czerwca ’89. Naprawdę tego nie widzicie?

TAGI: