Stąd wyszedł ten ogień

Andrzej Grajewski


publikacja 26.08.2015 06:00

W zamienionym na więzienie klasztorze w Prudniku-Lesie kard. Wyszyński rozmyśla o położeniu Kościoła i Polski. Rodzi się w nim idea odnowienia Ślubów Jana Kazimierza 
z 1656 r. Rok później prymas napisze program, który zmieni 
losy Kościoła i narodu. 


O. Faustyn Zatoka w celi, w której więziony był kard. Wyszyński. W ręku trzyma księgę pamiątkową z wpisami pielgrzymów odwiedzających to miejsce henryk przondziono /foto gość O. Faustyn Zatoka w celi, w której więziony był kard. Wyszyński. W ręku trzyma księgę pamiątkową z wpisami pielgrzymów odwiedzających to miejsce

Stąd wyszedł ten ogień, który później ogarnął cały kraj – przypomina o. Faustyn Zatoka, wikary domu w sanktuarium franciszkańskim św. Józefa w Prudniku-Lesie. Od wielu miesięcy trwają tam uroczystości 60. rocznicy uwięzienia prymasa Polski w tym miejscu. – Chcieliśmy wykorzystać tę rocznicę, aby wrócić do nauczania Prymasa Tysiąclecia, które zachowuje zaskakującą aktualność – dodaje o. Faustyn. 
Widać już owoce tych działań. Prudnik był dotychczas trochę na uboczu szlaku prymasowskiego uwięzienia, choć tutaj przebywał on najdłużej. Obecnie przyjeżdża do Prudnika coraz więcej pielgrzymek z całego kraju, nie brakuje także odwiedzin indywidualnych. 


W izolacji


Prymas został przewieziony do Prudnika z klasztoru w Stoczku Warmińskim, gdzie trafił po krótkim uwięzieniu w Rywałdzie k. Lidzbarka. Warunki były tam fatalne. Bardzo źle zniósł chłodną zimę. Od dzieciństwa chorował na płuca, a dolegliwości nasiliły się na skutek pobytu w lodowatych, wiecznie niedogrzanych pomieszczeniach zdewastowanego klasztoru. Władze obawiały się, że stan zdrowia prymasa pogorszy się tak bardzo, że nie będzie można go dalej trzymać w zamknięciu. Postanowiono poszukać innego miejsca, w którym izolacja byłaby równie ścisła, a warunki bytowe nieco lepsze. Wybór padł na klasztor w Prudniku-Lesie, gdzie nieopodal granicy z Czechosłowacją mieszkała niewielka wspólnota franciszkańska. Miejsce było ustronne, a klasztor miał sprawnie działające centralne ogrzewanie.


1 października 1954 r. ojców powiadomiono, że zostają natychmiast przesiedleni do klasztoru w Borkach Wielkich pod Olesnem. Zanim przywieziono tutaj prymasa, klasztor i cały teren przystosowano do nowych funkcji. Z celi, którą zajmował kard.
Wyszyński, roztacza się piękny widok na rozległy ogród otoczony lasem. – Prymas tego co za lasem nie  widział – tłumaczy o. Faustyn. Teren klasztoru od strony ogrodu został ogrodzony wielkim parkanem, który zasłaniał cały widok. Wokół klasztoru położono trzy linie zasieków z drutów kolczastych. Na jednym z drzew można dostrzec pozostałości po tych instalacjach. – Prymas nie mógł korzystać z całego ogrodu, ale tylko z jego bardzo niewielkiej części. W tym sensie jego izolacja w Prudniku była nawet większa aniżeli w Stoczku Warmińskim, gdzie miał do dyspozycji wielki klasztorny ogród – wyjaśnia o. Faustyn. 
Prymas zaś widział to tak: „Wszystkie parkany są zabezpieczone siecią drutów kolczastych. (…) Wydzielony teren cały jest otoczony wysokimi drzewami, spoza których nie widać zupełnie świata. Oglądamy jedynie skrawek nieba – i to wszystko”.

W lesie postawiono kilka lamp, które co noc oświetlały cały teren wokół klasztoru. Musiało to wyglądać upiornie. Niewielki budynek, otoczony potężnym parkanem, wokół zasieki z drutów kolczastych, stale zmieniające się straże wojskowe oraz funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. Teren poniżej także był niedostępny, gdyż znajdował się tam poligon, pilnowany przez żołnierzy z pułku Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który stacjonował w Prudniku. 


Obiekt nr 123


Prymasa przywieziono do klasztoru wieczorem 6 października 1954 r. z lotniska wojskowego pod Nysą. Nadal nie wiedział, jak długo będzie trwało jego uwięzienie, gdyż wszystkie wcześniejsze petycje z prośbą o uzasadnienie zatrzymania były ignorowane. Razem z nim do Prudnika przywieziono s. Leonię Graczyk oraz ks. Stanisława Skorodeckiego, a więc współtowarzyszy jego uwięzienia z czasów Stoczka Warmińskiego. Cała trójka została umieszczona na pierwszym piętrze w głównym korpusie budynku. Prymas miał do dyspozycji dwie cele: w jednej były łóżko i szafa na rzeczy osobiste, w drugiej stały biurko i szafka na książki. Obok znajdowały się pokoje ks. Skorodeckiego i s. Graczyk. W pomieszczeniach zainstalowane były urządzenia podsłuchowe, a uzyskane w ten sposób informacje oraz doniesienia agenturalne były przepisywane i przekazywane ppłk. Józefowi Dziemidokowi, dyrektorowi Departamentu VI Urzędu Bezpieczeństwa w Warszawie, nadzorującemu internowanie prymasa.


W sierpniu 1955 r. ppłk Dziemidok zjawił się osobiście w Prudniku, aby przedstawić prymasowi propozycję: w zamian za dobrowolne zrzeczenie się funkcji kościelnych prymas miał zostać osadzony w klasztorze przez siebie wybranym, gdzie rygory nie byłyby tak surowe. Kardynał Wyszyński propozycję odrzucił. Nadal więc przyszło mu żyć w całkowitej izolacji w miejscu, które w ubeckiej nomenklaturze nazywało się „Obiekt 123”. Jego komendantem był ppłk B. Boruciński, stacjonujący na drugim piętrze klasztoru. Za schodami mieściło się większe pomieszczenie, dzisiaj są tam salka rekreacyjna oraz podręczny magazyn, wtedy urządzono tam jadalnię i kaplicę, gdzie prymas codziennie odprawiał Mszę świętą. Kościół klasztorny, który znajdował się na parterze, był zamknięty i niedostępny dla więźniów. Zarówno na parterze, jak i na drugim piętrze klasztoru znajdowały się pomieszczenia zajmowane przez ok. 30 funkcjonariuszy bezpieki oraz żołnierzy KBW pilnujących więźniów. Posiłki dostarczano im z kuchni garnizonowej, a więc prawdopodobnie z koszar 15. pułku, którego ceglaste budynki widoczne są w oddali, choć jednostka już tam nie stacjonuje.

Odwiedzającym klasztor prezentowana jest cela, w której sługa Boży mieszkał. Najważniejszym w niej eksponatem jest sutanna Prymasa Tysiąclecia, podarowana przez Archidiecezję Warszawską. Stoi w nim kilka prostych sprzętów z epoki. Pobyt prymasa Polski w tym miejscu zakończył się 29 października 1955 roku. Wcześniej w klasztorze pojawił się płk Karol Więckowski, ten sam, który kierował aresztowaniem prymasa 25 września 1953 r. w Warszawie. Zakomunikował kardynałowi, że decyzją Urzędu ds. Wyznań zostaje umieszczony w nowym miejscu. Miał tam korzystać z większej swobody, ale nadal obowiązywał go zakaz pełnienia funkcji kościelnych. 29 października 1955 r. prymas został przewieziony do domu sióstr nazaretanek w Komańczy, gdzie mógł już swobodnie poruszać się po okolicy, a nawet przyjmować gości. Do Warszawy powrócił dopiero 28 października 1956 r. po trzyletnim uwięzieniu.


Po wywiezieniu prymasa nie od razu zezwolono na powrót zakonników do tego miejsca. Klasztor i kościół zostały zdemolowane podczas prac adaptacyjnych, chciano w tym miejscu zbudować dziecięce prewentorium. Zrujnowano nie tylko świątynię. Wysadzono w powietrze stacje drogi krzyżowej z bardzo cennymi rzeźbami z XIX wieku. Zaginął także cieszący się łaskami obraz św. Józefa, namalowany przez o. Piotra Küchlera, konwertyty z Danii. Dzisiaj w ołtarzu znajduje się jego kopia. Zakonnicy wrócili do swego domu w lutym 1957 roku. Obecnie mieszka tutaj pięciu ojców i jeden brat zakonny. 


„By dziękowali”


– Księdzu prymasowi strażnicy udostępnili kilka książek, między innymi biografię Stalina – mówi o. Faustyn. Ale był tam także „Potop” Henryka Sienkiewicza, którego lektura miała wielki wpływ na prymasa. Wspominał później: „Siedziałem drugi rok w więzieniu w Prudniku Śląskim, niedaleko Głogówka. Cała Polska święciła wtedy pamięć obrony Jasnej Góry przed Szwedami i ślubów królewskich Jana Kazimierza sprzed trzystu lat. Czytając »Potop« Sienkiewicza, uświadomiłem sobie właśnie w Prudniku, że trzeba pomyśleć o tej wielkiej dacie. Byłem przecież więziony tak blisko miejsca, gdzie król Jan Kazimierz i prymas Leszczyński radzili, jak ratować Polskę z odmętów”. 
Można jeszcze dodać, że niedaleko Prudnika leży Mochów, gdzie w klasztorze paulińskim podczas szwedzkiego potopu znalazł schronienie obraz Maryi Jasnogórskiej. Kiedy prymas opuszczał Prudnik, był pewien, że musi powstać akt ślubów odnowionych. Chciał, aby Maryja Jasnogórska ponownie stanęła w centrum życia całego narodu. Tekst napisał w Komańczy w maju 1956 roku.

Do Prudnika już nigdy nie wrócił, ale zostawił ojcom franciszkanom następujące słowa dedykacji, wpisanej do książki, która nadal jest przechowywana w klasztorze: „Drogim Ojcom Franciszkanom i wszystkim nawiedzającym ten dom składam prośbę, by dziękowali Chrystusowi i Jego Matce za wszystkie łaski i radości, których doznałem w tym domu. Błogosławię. Stefan Kardynał Wyszyński Prymas Polski i Więzień Prudnika w latach 1954–1955”.


Czas uwięzienia prymasa w Prudniku-Lesie był błogosławiony dla Kościoła w Polsce. Powstała tutaj idea napisania Ślubów Jasnogórskich stała się później punktem wyjścia dla Wielkiej Nowenny oraz peregrynacji po Polsce kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Był to początek programu odnowy moralnej, bez którego trudno sobie wyobrazić wydarzenia, które doprowadziły później do upadku komunizmu w Polsce. Jest więc za co w Prudniku dziękować.

TAGI: