Powrót do Číhošti

Andrzej Grajewski

GOSC.PL |

publikacja 14.08.2015 05:30

Kiedy umierał, w świadomości wielu był hochsztaplerem, oszustem, żerującym na naiwności swych parafian. Przez lata o nim milczano. Dzisiaj, 65 lat po męczeńskiej śmierci, ks. Josef Toufar wraca do swej parafii w Číhošti.

25 lutego, w 65. rocznicę śmierci ks. Toufara, kilaset osób przybyło do Číhošti, aby upamiętnić kapłana męczennika 25 lutego, w 65. rocznicę śmierci ks. Toufara, kilaset osób przybyło do Číhošti, aby upamiętnić kapłana męczennika
Loskot Jaroslav /CTK/PAP

Jego uroczysty pogrzeb z udziałem m.in. ordynariusza diecezji Hradec Králové, do której należy Číhošt, oraz metropolity praskiego kard. Dominika Duki i przedstawicieli władz państwowych, stanie się wydarzeniem dla całego kraju. A przecież przez wiele lat nie wiedziano nawet, gdzie spoczywają jego doczesne szczątki.

– Pierwsza upomniała się o niego bratanica Maria Pospíšilova, która jeszcze w czasach komunistycznych ustaliła, że został pochowany na praskim cmentarzu w Ďáblicich – wspomina Miloš Doležal, pisarz, poeta i dziennikarz, który 20 lat poświęcił na dokumentowanie życia ks. Toufara. – Próbowała doprowadzić do ekshumacji, ale wtedy to się nie udało. Dzisiaj wreszcie ksiądz męczennik zostanie pochowany w swojej parafii, jak sobie życzył. Zakończy się w ten sposób dla niego długa podróż, którą zaczął w styczniu 1950 r. – dodaje Doležal.

Znak krzyża

Dramat ks. Toufara rozegrał się w czasie szczególnym. Był grudzień 1949 r. Komuniści od ponad roku mieli pełną władzę w kraju i właśnie przystąpili do generalnej rozprawy z Kościołem. W więzieniach siedzieli już biskupi ze Słowacji, zaczęły się także masowe aresztowania w Czechach. Ks. Toufar miał wówczas 47 lat. Rok wcześniej został mianowany proboszczem w Číhošti, niewielkiej miejscowości na pograniczu Czech i Moraw, w parafii pw. Wniebowzięcia NMP. 11 grudnia 1949 r., w trzecią niedzielę Adwentu, jak zwykle odprawiał poranną Mszę świętą. W kazaniu mówił o obecności Boga w ludzkim życiu. Kiedy powiedział: „Tutaj, w tabernakulum, jest nasz Zbawiciel”, zgromadzeni w świątyni dostrzegli, że drewniany krzyż stojący na ołtarzu wyraźnie się pochylił, jakby potwierdzając słowa kapłana.

Ksiądz tego nie zauważył. Po Mszy św. przyszli jednak do niego parafianie, opowiadając o niezwykłym wydarzeniu. Początkowo nie przywiązywał wagi do tych opowieści. Ponieważ jednak zgłaszali się kolejni świadkowie, którzy, choć stali w różnych miejscach świątyni, widzieli dokładnie to samo, zaczął spisywać ich relacje. Wiadomości o poruszającym się krzyżu szybko rozeszły się po Czechach i Morawach. Do Číhošti zaczęli przyjeżdżać wierni z całego kraju, pojawił się także watykański dyplomata ks. Ottavio de Liva z nuncjatury w Pradze.

„Cudem w Číhošti”, jak nazywano tamte wydarzenia, szybko zainteresowały się władze. Miejscowy funkcjonariusz bezpieki Antonín Goldbricht po przesłuchaniu świadków napisał krótki meldunek bez alarmowania kogokolwiek. Wydawało się, że sprawa na tym się zakończy. Stało się inaczej za sprawą jednego człowieka – szefa partii i państwa, twardogłowego stalinowca Klementa Gottwalda. Wydarzenia w Číhošti postanowił wykorzystać do generalnej rozprawy z Kościołem. Już w styczniu 1950 r. o proboszczu z prowincji debatowało samo Biuro Polityczne Komunistycznej Partii Czechosłowacji. Zdecydowano wszcząć śledztwo w sprawie „cudu” i nadać mu priorytet państwowy. Osobiście nadzorował je minister sprawiedliwości, odpowiedzialny także za walkę z Kościołem, a prywatnie zięć Gottwalda – Alexej Čepička.

Męka ks. Josefa

28 stycznia 1950 r. przed probostwo w Číhošti zajechali funkcjonariusze ze specjalnej jednostki 701 A. Księdza porwano i osadzono w więzieniu Valdice koło Jiczyna. Tam przez miesiąc był niezwykle brutalnie przesłuchiwany. Ekipą śledczą kierował porucznik Ladislav Mácha, komunista z przedwojennym stażem, a na dodatek sadysta, który za znęcenie się nad więźniami w latach 60. został wydalony ze służby. Od swego przełożonego, późniejszego szefa czechosłowackiej bezpieki Osvalda Závodskego otrzymał na piśmie rozkaz: „Wyciągnąć z oskarżonego zeznania za każdą cenę”. Księdza katował codziennie, aż do utraty przez niego przytomności.

22 lutego 1950 r. osiągnął cel. Ciężko pobitego, z licznymi obrażeniami wewnętrznymi kapłana zmusił do podpisana zeznania, w którym przyznał się, że rzekomo molestował nieletnich chłopców oraz że za pomocą urządzeń zainstalowanych za ołtarzem poruszał krzyżem. To był element szerszego planu. Nie chodziło tylko o to, aby księdza złamać, ale dokonać na nim medialnego mordu.

Prosto z więzienia księdza przewieziono do kościoła, aby tam odegrał inscenizację „cudu”. Miało to być sfilmowane. 23 lutego Toufara przywieziono do Číhošti, ale był tak straszliwie zmaltretowany, że nie zdołał się utrzymać na nogach przy ołtarzu. Film jednak powstał. Nosił tytuł „Biada temu, od którego przychodzi zgorszenie”. Był pokazywany w Czechosłowacji jako dowód na to, jak niegodziwi są księża oraz Watykan. W roli kapłana wystąpił pracownik prokuratury generalnej dr Čížek. Filmowano go w taki sposób, aby nie pokazywać jego twarzy.

Stan zdrowia ks. Toufara gwałtownie się pogarszał. 25 lutego 1950 r. umieszczono go pod fałszywym nazwiskiem w rządowej klinice w Pradze. Operacja nie zdołała uratować mu życia. Jak stwierdzili później lekarze, ksiądz miał rozległe obrażenia wewnętrzne i zewnętrzne, powstałe na skutek ustawicznego bicia. Zmarł tego samego dnia wieczorem. Później podano, że przyczyną śmierci były wrzody żołądka. Wrzucono go do zbiorowej mogiły. W dokumentacji cmentarza odnotowano, że to ciało Josefa Zounara, gdyż pod takim nazwiskiem został przyjęty do kliniki, w której zmarł.

Zło nie zwycięża

Wyjaśnieniem okoliczności śmierci ks. Toufara zajął się w 1994 r. Urząd ds. Badania i Dokumentacji Zbrodni Komunistycznych (UDV). Przesłuchania świadków pozwoliły odtworzyć przebieg zbrodni oraz ujawnić jej mocodawców z kierownictwa partii. Ustalono, że zeznania chłopców, których rzekomo miał molestować ks. Toufar, były składane pod naciskiem i wymuszane groźbami. Doszło także do procesu Ladislava Máchy. Choć został skazany na 3 lata pozbawienia wolności, do więzienia nigdy nie trafił.

Dzięki zabiegom Marii Pospíšilovej udało się ustalić miejsce pochówku księdza, co nie było łatwe. Szacuje się bowiem, że w bezimiennych mogiłach na cmentarzu w Ďáblicích pochowanych jest ok. 2800 ofiar stalinowskich represji w Czechosłowacji. W identyfikacji szczątków kapłana pomogły dokumentacja cmentarna, badania DNA oraz dokumentacja medyczna zachowana w rządowej klinice.

Badania zakończyły się w listopadzie 2014 r. Wcześniej pamięć o księdzu męczenniku czeskiemu społeczeństwu przywróciła książka Miloša Doležala, pt. „Jako bychom dnes zemřít měli” („Jakbyśmy dziś umrzeć mieli”), która w 2012 r. została uznana za książkę roku w plebiscycie największego czeskiego dziennika „Lidové noviny”.

W 2013 r. rozpoczął się proces beatyfikacyjny kapłana męczennika. 12 lipca br. ks. Josef wrócił do swych parafian. Został pochowany w specjalnej krypcie, wybudowanej w środku świątyni. – Ta historia ma pełen nadziei wymiar dla mnie osobiście, dla Kościoła i dla całego czeskiego społeczeństwa – mówi Miloš Doležal. Przede wszystkim przekonuje nas, że zło nie ma ostatniego słowa w historii. Bezpieka i partyjni funkcjonariusze nie tylko zamęczyli ks. Toufara, ale chcieli na zawsze zhańbić jego człowieczeństwo i oczernić godność kapłańską. W końcu chcieli go także usunąć z naszej pamięci i pozacierać wszystkie ślady po tej przerażającej zbrodni. Po latach widać, że im się to nie udało. Nie udało im się także zamknąć ust księdzu. Dzisiaj przemawia do nas jasnym, pełnym godności głosem. Ten, który miał być na zawsze wyklęty, wzbudza nasz podziw i nadal inspiruje. Jestem przekonany, że typ kapłaństwa, jaki reprezentował ks. Toufar: otwarty, aktywny, wrażliwy na problemy społeczne, będzie wzorem także dla współczesnego pokolenia czeskich kapłanów. W tym upatruję szczególny wymiar powrotu ks. Toufara do swojej parafii.

Natomiast Lucie Szymanowska, czeska dziennikarka, należąca do Domowego Kościoła, do tych uwag dodaje, że uroczystość powtórnego pochówku ks. Toufara zwraca uwagę nie tylko na jego losy, ale także przypomina o tym, co było powodem jego męczeństwa. Wskazuje więc na krzyż, który nagle się pochylił. Nigdy nie zostało wyjaśnione, dlaczego tak się stało. Wtedy, u progu nocy stalinowskiej, tamte wydarzenia spowodowały ogromne ożywienie religijne w  kraju. Ludzie masowo odwiedzali kościół w Číhošti, modlili się tam. Można mieć nadzieję, że obecne uroczystości będą ważnym impulsem dla „zawieszonej” czeskiej religijności. Czesi często deklarują się jako niewierzący, ale jednak niedawne badania pokazały, że ponad połowa spośród nich modliła się kiedyś do osobowego Boga, a 70 proc. wierzy w życie pozagrobowe. Pogrzeb ks. Toufara był więc dla nich widocznym znakiem pozwalającym połączyć to otwarcie na nadprzyrodzony wymiar naszej rzeczywistości z biografią kapłana męczennika.