Żal tego nie przeżyć

Monika Łącka

publikacja 13.07.2015 06:00

Gdy w parafiach opowiadają o Światowych Dniach Młodzieży, czują, jak prowadzi ich Duch Święty. – To, co mówimy, oddajemy Bogu, bo to ma być Jego, a nie nasze – przekonują Marta, Gosia, Ola i Damian.

Żal tego nie przeżyć   Monika Łącka /Foto Gość – Czekam na spotkanie z Piotrem naszych czasów, który ujmuje mnie prostotą swojej wiary – mówi Damian Nehrebecki Rozsadza ich energia, głowy mają pełne pomysłów, a działać chcą nawet wtedy, gdy czasem brakuje już sił. Kiedy myślą o Światowych Dniach Młodzieży, w sercu czują ciepło, radość i ogromną moc wspólnoty. – Ona rodzi się z różnorodności, bo na ŚDM spotykają się ludzie ze wszystkich krańców świata. Wtedy z całą siłą można przekonać się, że choć pozornie wiele nas dzieli, to tak naprawdę Kościół jest jeden, a łączy nas Chrystus. Bo to o Niego w tym wszystkim chodzi – mówią i zapraszają w szeregi Młodych Ambasadorów ŚDM. Sami trafili w nie... zrządzeniem Bożej Opatrzności.

Damian: Nie ma przypadku

– Jeszcze kilka miesięcy temu nie wiedziałem, co mam robić w życiu, które zamykało się w dwóch słowach: praca (nie była tą wymarzoną) i dom. Niby wszystko w porządku, ale brakowało czegoś, czemu mógłbym się poświęcić, i co przy okazji sprawiałoby mi radość. Pomyślałem, że coś trzeba zmienić, zastanawiałem się nad szukaniem pracy za granicą – opowiada Damian Nehrebecki. Ma 28 lat, pochodzi z Piekar Śląskich, w Krakowie mieszka od 5 lat, a do Tarnowa, do zaprzyjaźnionego klasztoru sióstr karmelitanek, jeździ, gdy potrzebuje w ciszy i spokoju przemyśleć i przemodlić ważne sprawy.

– U karmelitanek przyszło natchnienie, że praca za granicą to nie jest dobry pomysł. Siostry powiedziały mi też co nieco o ŚDM i poczułem, że chcę się w to wydarzenie zaangażować. Nie wiedziałem tylko jak – wspomina.

Sposób na to znał spowiednik Damiana. – Kapłan dał mi telefon do Kasi Kucik, koordynatorki Sekcji Wolontariatu ŚDM. A Kasia chętnych do działania przyjmuje z otwartymi ramionami – uśmiecha się Młody Ambasador ŚDM. Jak przekonuje, tu znalazł swoje miejsce, a dzięki temu, co robi, czuje się potrzebny. – W tym wszystkim nie ma przypadku. Wierzę, że to sam Bóg wezwał mnie do takiego zadania i dał odpowiednie narzędzia, zwłaszcza odwagę, by wyjść do ludzi i mówić, że jestem uczniem Chrystusa. Zachęcać, by spotkać się na ŚDM. Widzę też, jak On mnie obdarowuje, gdy np. dostaję zastrzyk żywej wiary od ludzi, których spotykam – mówi ze wzruszeniem.

Zostanie Młodym Ambasadorem pociągnęło za sobą jeszcze jedną zmianę – niebawem w Krakowie, a nie za granicą Damian znalazł nową pracę, lepszą od poprzedniej. Boży przypadek...

Żal tego nie przeżyć   Monika Łącka /Foto Gość – Gdy myślę o ŚDM, czuję w sercu ciepło. To będzie nasz, młodych czas! – przekonuje Marta Jungiewicz Marta: Wyzwanie dla mnie

Dla pochodzącej spod Krakowa Marty (jej miejscowość należy już jednak do diecezji kieleckiej) przygoda z ŚDM zaczęła się dwa lata temu, w Rio de Janeiro, gdzie pojechała razem z siostrą. – Zawsze marzyłyśmy o wyprawie do Ameryki, ale wydawało nam się to nierealne. Później żartowałyśmy, że jedziemy do Rio, ale i w to nie do końca wierzyłyśmy. W końcu znalazłyśmy ogłoszenie, że ktoś organizuje grupę na ŚDM, która... ostatecznie nie powstała. Wtedy postanowiłyśmy, że kupujemy bilety i jedziemy same, na własną rękę. Pojechałyśmy na 4 tygodnie – 3 spędziłyśmy w Argentynie, a ostatni tydzień w Rio. Pomysł był szalony i trochę się bałyśmy przed wylotem, ale gdy zawierzyłyśmy to Bogu, wszystko było dobrze – wspomina Marta Jungiewicz, koordynatorka Młodych Ambasadorów ŚDM.

W Argentynie nocowały u różnych ludzi i w hostelach. W Rio trafiły do rodziny, która – oprócz dwóch Polek – pod dach przyjęła jeszcze 12 innych pielgrzymów z Brazylii. – To było niesamowite! Oni naprawdę otwarli przed nami drzwi swojego domu, a przede wszystkim serca, dzielili się wszystkim, co mieli. Za rok do Krakowa przyjedzie jeden z ich synów, który podczas ŚDM w Rio, razem z narzeczoną, był wolontariuszem. Teraz wybiorą się w podróż poślubną – mówi Marta i dodaje, że gdy papież Franciszek ogłaszał miejsce kolejnych Światowych Dni Młodzieży, poczuła, że to wyzwanie właśnie dla niej. Że chce opowiadać innym o atmosferze ŚDM, zarażać ich tym i zachęcać, by w 2016 r. zjawili się w Krakowie.

Pierwszy rok minął jej jednak „na niczym”. W końcu palec Boży tak ją poprowadził, że trafiła na ul. Kanoniczą, do Biura ŚDM, i zaczęła chodzić na spotkania, a wraz z Kasią Kucik stworzyła projekt Młodych Ambasadorów.

Żal tego nie przeżyć   Monika Łącka /Foto Gość – Po ŚDM powinna w nas zostać decyzja, by iść za Chrystusem. Przeżyj ten czas razem z nami – zachęca Gosia Grodzka Gosia i Ola: Tak się robi ŚDM!

Z kolei Gosia Grodzka i Ola Antoszak w przygotowanie krakowskiego spotkania młodych z całego świata zaangażowały się... przez pobyt na ŚDM w Madrycie. Jechały tam z wielkimi nadziejami w sercu i choć udział w spotkaniu mocno przeżyły, to w pewnym stopniu zderzyły się też z rzeczywistością. – Okazało się, że nie byłam do końca przygotowana do tego wydarzenia, ale i wolontariusze postawili na spontaniczność, a za mało było konkretów. Gdy stało się jasne, że ŚDM będą w Polsce, wiedziałam, że muszę się w nie włączyć – mówi Gosia. – W Madrycie razem z koleżankami denerwowałyśmy się, że Hiszpanie wielu rzeczy nie potrafią nam wytłumaczyć i zostawiają je „na jutro”. Pojechałyśmy jako wolontariuszki, dwa tygodnie wcześniej, a nie miałyśmy nic do zrobienia. W pewnym momencie byłam już zdołowana i pomyślałam, że jak ŚDM będą w Polsce (a były już takie pogłoski i wiedziałam, że na studia idę do Krakowa), to się w nie zaangażuję – wtóruje jej Ola.

Gosia pochodzi z diecezji białostockiej, z miejscowości Radule. Ola – z diecezji zamojsko-lubaczowskiej. Spotkały się w Krakowie, w biurze ŚDM. Jako Młode Ambasadorki chcą zrobić wszystko, by to, co już za rok będzie działo się w Krakowie, dopiąć na ostatni guzik. – Pokażemy, jak się robi ŚDM, a przecież cały świat spadnie nam tu na głowę! – śmieje się Ola. – Będzie tak, jak prosił papież Franciszek: zrobimy Boży raban, by wszyscy zobaczyli młodzież od dobrej, choć nieco szalonej strony – dodaje.

Jestem Jego narzędziem

By wszystko udało się jak trzeba, mieszkańcy Krakowa, całej archidiecezji, ale też i Małopolski muszą poczuć, że Światowe Dni Młodzieży to wydarzenie, które nie ma sobie równych, i że tak naprawdę to oni są jego gospodarzami. Pielgrzymów trzeba bowiem ugościć, i to tak z serca, by nie tylko dobrze się w Polsce czuli, ale też by zobaczyli, że w Polakach tętni żywa wiara. I tu do akcji wkraczają Młodzi Ambasadorzy, którzy od marca jeżdżą i odwiedzają różne parafie, opowiadając o tym, co w ŚDM jest najpiękniejszego.

Marta odwiedziła już około 15 parafii i choć za każdym razem jedzie na spotkanie dobrze przygotowana, zawsze opowiada o czymś innym. – Wierzę, że to Duch Święty tak mnie prowadzi. Raz nawet nieświadomie nawiązałam do kazania, które ksiądz mówił podczas Mszy św. Nie słyszałam go, na ambonkę weszłam dopiero podczas ogłoszeń i byłam zła na siebie, że poruszam wątki, których wcale nie miałam w planie. A ludzie powiedzieli, że pięknie splotłam w jedną całość kazanie i swoje wystąpienie – opowiada.

W sercu najbardziej utkwiło jej jednak spotkanie z młodzieżą tarnowską, na którym była niedawno w Bochni. – Przyszło ok. 1,5 tys. osób i jestem pod wielkim wrażeniem ich zaangażowania w organizację ŚDM. Przy nich Kraków jeszcze śpi, a trzeba się budzić, bo czasu coraz mniej! – mówi koordynatorka ambasadorów, którzy od początku mają jedną zasadę: jeśli na spotkanie jadą w kilka osób (czasem jeżdżą też sami), to gdy jedna osoba mówi, pozostali modlą się, wzywając Ducha Świętego. – Jego działanie jest wręcz namacalne, gdy czujemy, jak stres z nas odpływa – dodaje M. Jungiewicz. – Opowiadamy przede wszystkim o Bogu, ale też zmniejszamy niepokój. Bo ludzie z jednej strony chcą przyjąć pielgrzymów pod swój dach, a z drugiej nie do końca wiedzą, jak np. będzie z ich wyżywieniem. Potrzebują konkretów – zauważa Gosia, która była już na 6 spotkaniach.

Najważniejszy był dla niej wyjazd do Tyńca. Po spotkaniach na Mszach św. na obiad została zaproszona do osoby z komitetu ŚDM. – Bóg odpowiedział wtedy na moje wątpliwości, bo zawsze myślałam, że ŚDM są tylko dla bogatych – nie każdego stać przecież na to, by polecieć do Rio czy Toronto. Przy stole jedna z osób opowiedziała nagle historię dziewczyny, która bardzo chciała lecieć do Rio, ale nie miała tyle pieniędzy. Rodzice nie mogli jej pomóc, bo miała dużo rodzeństwa. Niespodziewanie dostała anonimowy list, a w nim potrzebną sumę. Do dziś nie wie, kim był darczyńca, ale to pokazuje, że jak się czegoś bardzo pragnie i odda się sprawę Bogu, to On pomoże – przekonuje Gosia.

Z kolei Damian jako ambasador chce przekazywać młodym to, o czym wciąż mówi papież Franciszek – że Chrystus jest dla wszystkich. – Chcę też tłumaczyć, jak można zaangażować się w organizację ŚDM, które są po to, by dzielić się wiarą – mówi. W parafiach był na 5 spotkaniach. Na pierwsze pojechał do Wadowic. Boży przypadek...

– W tyle głowy słyszałem wtedy słowa: „Tu wszystko się zaczęło”. Kiedy mówiłem, w sercu miałem wzruszenie i pokój. Czułem Jego, Chrystusa, obecność i jestem pewny, że to On tam stał, a ja byłem jedynie Jego narzędziem. Cieszę się, że mogłem być świadkiem miłosiernego Boga, który niesie nadzieję, budzi wiarę i daje bezwarunkową miłość – przekonuje Damian.

Panie Jezu, dzięki Ci!

Mówiąc innym ludziom o Bogu, samemu też trzeba się umacniać. Młodzi Ambasadorzy wiedzą o tym bardzo dobrze. Gosia i Ola stawiają na służbę drugiemu człowiekowi i kształtują ducha, bo ŚDM to spotkanie z Jezusem.

– Przekonałam się o tym w Madrycie. Gdy pewnego wieczoru znowu nie było dla mnie nic do zrobienia, zrezygnowana klęczałam przed Najświętszym Sakramentem, prosząc Chrystusa, by pozwolił mi zrobić coś pożytecznego. Po chwili przybiegła koleżanka, wołając, że jestem potrzebna jako wolontariuszka. To było jak grom z jasnego nieba. Pomyślałam tylko: „Panie Jezu, dzięki Ci za odpowiedź” i pobiegłam – wspomina Ola. Damian zaangażował się natomiast w ŚDM-owy projekt „Młodzi Misjonarze Miłosierdzia”, którego finałem będzie wręczenie papieżowi multimedialnej księgi z zapisem dobrych uczynków spełnionych przez niezliczoną liczbę ludzi z całej Polski – od teraz do lipca przyszłego roku. Z kolei Marta każdego dnia rozważa kolejne fragmenty „Dzienniczka” św. s. Faustyny, bo tajemnica Bożego miłosierdzia będzie towarzyszyć pielgrzymom przez cały czas trwania ŚDM.

– Jej sedno tkwi w tym, że ile razy upadamy, tyle razy Bóg podnosi nas i przytula do serca. Zawsze daje nam szansę – mówi, a Gosia dodaje, że jeśli ktoś z pielgrzymów zapyta ją, czym jest Boże miłosierdzie, to powie prawdę: że nie do końca to rozumie, ale chętnie wspólnie poszuka odpowiedzi. – Wiem jedno: ŚDM to wydarzenie, którego żal byłoby nie przeżyć. Warto przełamać swoje bariery i poczuć Bożą radość, która nie zna granic – zachęca.

W archidiecezji krakowskiej jest obecnie 75 Młodych Ambasadorów ŚDM. By do nich dołączyć, wystarczy napisać pod adres: mlodyambasador@krakow2016.com, przejść szkolenie (kolejne już w lipcu) i działać. Od 9 lipca do 27 sierpnia ambasadorzy będą też posługiwać na Jasnej Górze – zostali zaproszeni przez oo. paulinów, by opowiadać pielgrzymom o ŚDM, ewangelizować i uczestniczyć w liturgii. Chętni również muszą przejść szkolenie.