Męska miłość

Katarzyna Matejek

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 26/2015 |

publikacja 02.07.2015 06:00

Nie niańczą studentów. Bywa, że na wyrost nazywają ich dorosłymi ludźmi, choć ci nie potrafią podejmować decyzji. – Ale gdzie mają nauczyć się mądrego, ofiarnego, zaradnego życia? – pyta ks. Krzysztof Bucholc, duszpasterz bydgoskiej „Martyrii”.

 Do koszalińskiego CEF przyjechali księża z 14 diecezji w Polsce Katarzyna Matejek /Foto Gość Do koszalińskiego CEF przyjechali księża z 14 diecezji w Polsce

Rekolekcje to dla tych kapłanów czas osobistego wzrostu duchowego, ale nieocenione są dla nich również rozmowy w kuluarach i wymiana doświadczeń podczas warsztatów. – Świat stawia przed nami ciągle nowe wyzwania, więc od czasu do czasu musimy się zatrzymać i jeszcze raz spojrzeć, kim jesteśmy, a także odnowić przymierze z Bogiem – mówi ks. Remigiusz Szauer, duszpasterz akademicki w Koszalinie.

Student z mostu…

Duszpasterze nie drżą na myśl, że konfrontacja młodego człowieka z rzeczywistością będzie brutalna. Ani że za parę lat trzeba się będzie jeszcze bardziej brutalnie rozstać. Bo to jest duszpasterstwo na moście: jedni wchodzą, drudzy schodzą. – Naszym zadaniem jest pilnować, by starsi robili miejsce nowym. To jest dla mnie szalenie trudne – przyznaje „Malina”, czyli ks. Mirosław Maliński, duszpasterz wrocławskiego „Emaus”. Ale jest twardy. „Absolwenci, do widzenia!” – żegna się. Zdezorientowani pytają: „A co mamy teraz zrobić?”. „Jesteście dorośli”, odpowiada. I spycha z mostu. Hm, w rzeczywistości aż tak nieczule pożegnać się nie da. – Ślad pozostaje, jak kłódki na mostach, które przypina się na pamiątkę przywiązania – mówi ks. Ireneusz Świątek z Włocławka, od dwóch lat duszpasterz „Synaju”.

Chronią studentów? Owszem, modlitwą. Ale poza tym wrzucają na głęboką wodę. „Malina” nie pyta 19-latka, czy jeździ jak Kubica, tylko czy ma prawo jazdy. Zdumionemu, bo rodzony ojciec nigdy nie dał mu poprowadzić bryki, rzuca kluczyki od swojego auta ze zleceniem, by odwiózł kogoś na dworzec. Ks. Bucholc studentowi, który nie umie ugotować rosołu, proponuje organizowanie misterium Męki Pańskiej, w które angażuje się kolejnych 300 osób, a ogląda to potem ok. 20 tys. Stawiają na zaufanie. I wielkie dzieła. To rozwija. A po studiach popychają w kierunku poważniejszej działalności społecznej.

Ale nie tylko społecznikostwa trzeba świeżo upieczonych dorosłych uczyć. – Rodzice dają im fakultety, ale nie dają relacji – mówi ks. Rafał Sikorski ze św. Anny w Warszawie. – Kiedy opowiadam im, że mój tata poderwał mamę w autobusie 159, dziwią się: jak? Zaprosił na kawę, odpowiadam, bo tak to się robi. Znają po trzy języki obce, a nie wiedzą, jak zagadać do dziewczyny. Duszpasterze akademiccy z uwagą słuchają się nawzajem. Jedni są nimi od roku, inni od 23 lat. Wbrew pozorom duszpasterz akademicki nie musi być młodzieniaszkiem. Ks. Bucholc przez 23 lata swej pracy ze studentami zauważa, że dziś szalenie trudno zbudować nowe projekty duszpasterskie. Prężnie działają te, które mają wieloletnią, nawet kilkudziesięcioletnią tradycję. Zarazem duszpasterze nie ukrywają, że bywają lata chude i tłuste. – Poszczególne inicjatywy mają swoje wzloty i upadki – mówi ks. Świątek. – Ale ważna jest ciągłość, ona stabilizuje środowisko.

Nie dać się skazić

Biskup Dajczak przyznaje, że to, co może spotkać młodego człowieka po opuszczeniu domu, bywa groźne. – Ale nawet jeśli się trochę poparzy, oby nie za mocno, to jest szansa, że włączą mu się właściwe czujniki. Jednak nie ma wątpliwości, że duszpasterstwo akademickie z trudem się do młodych przebija – ubolewa. Jest przekonany, że łatwiej jest tam trafić i utrzymać się tym, którzy wcześniej zetknęli się z jakimś duszpasterstwem. – Ci zaś, którzy dotąd nie posmakowali Boga, muszą spotkać świadka Jezusa. Zadziwić się Jego miłością – stwierdza biskup. Takim świadkiem powinien być duszpasterz akademicki. Pomocna w tym może być weryfikacja osobistego stosunku do słów, pośród których realizuje się codzienność. Bp Dajczak podzielił się z duszpasterzami swoim doświadczeniem rozpoczynania dnia wyłącznie od słów modlitwy, nigdy od tych płynących z radia czy telewizora. – Od kilkudziesięciu lat nie sięgam po żadną informację przed pierwszą modlitwą – wyjawił. – To zupełnie zmienia moje wnętrze. Skażenie każdą kolejną informacją, swoista ciekawość, która się w nas rodzi, bywa bardzo rozbijająca – mówił, upominając się o to, by najważniejszym słowem dnia było słowo Boga. Dalej prowadził refleksję ku praktyce lectio divina: – Twierdzimy, że słuchamy słowa Bożego. Ale ono tak naprawdę jest przez nas usłyszane dopiero wtedy, gdy staje się wcielone.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: