Do nieba kuchennymi drzwiami

Karina Grytz-Jurkowska

publikacja 09.07.2015 06:00

Konsekrowani. Są widocznymi świadkami radości zbawienia we współczesnym świecie.

 Siostry i bracia są do tańca i do różańca Karina Grytz-Jurkowska /foto gość Siostry i bracia są do tańca i do różańca

Rok Życia Konsekrowanego, ustanowiony przez papieża Franciszka, okazał się doskonałą okazją do zorganizowania Święta Życia Konsekrowanego. Przez dwa dni w Kluczborku pochodzący z tego miasta zakonnicy i zakonnice, siostry, bracia i ojcowie w nim posługujący razem z mieszkańcami i gośćmi radowali się powołaniami, modlili za tych, którzy poświęcili się Bogu albo słyszą w sercu głos powołania, i wspólnie się bawili.

Ferment Boży

To myśl, która zrodziła się między sercanami a józefitkami z Kluczborka przy współpracy wielu świeckich i księży z obu parafii. Zaprosili prawie 30 osób konsekrowanych pochodzących stąd, dotarł gość specjalny bp Adam Musiałek SCJ, ordynariusz diecezji De Aar w Republice Południowej Afryki.

Z powodu święta przesunięto też o tydzień Marsz dla Życia i Rodziny. – Wydaje nam się, że to dobry pomysł, by połączyć święto życia konsekrowanego z marszem, bo to przecież w rodzinie rodzi się nowe życie i dojrzewa do swoich powołań. No i chcieliśmy pokazać życie zakonne z innej strony – mówi ks. Sławomir Kamiński, sercanin. Było wesoło i na luzie, ale też chwilami poważnie. Dzieląc się z siostrą watą cukrową albo zajadając się razem pierogami, można było porozmawiać nie tylko o Bogu, ale także o życiu, problemach i planach. Tym bardziej jeśli tą siostrą była dawna koleżanka ze szkolnej ławy.

Różne Boże drogi

Festyn był okazją do poznania wielu historii powołań. – Takie spotkanie to dobry pomysł – mówi s. Magdalena Sypko SSPC, urodzona i wychowana w Kluczborku. Moja siostra jest karmelitanką, więc nie mogła tu dziś być, za to spotkałam się z bratem, sercaninem. I opowiada: – Od najmłodszych lat miałam kontakt z józefitkami. Jednak po artykule w „Gościu Niedzielnym” wstąpiłam do klawerianek. Przez te 40 lat pracowałam jako katechetka, ale także w Komisji Misyjnej Episkopatu, 10 lat ewangelizowałam na zachodzie Europy polskie dzieci. Gdy wróciłam, zauważyłam, że sytuacja tu staje się bardzo podobna. Z Kluczborka z parafii MB Wspomożenia Wiernych pochodzi też s. Katarzyna Braguła, salezjanka (Zgromadzenie Córek Maryi Wspomożycielki). Przyjechała do rodzinnego miasta z Suwałk, gdzie uczy w szkole języka polskiego. Na miejscu, w klasztorze józefitek, została s. Mateusza Ciszewska.

Tu żyła, dorastała, tu ma rodzinę i koleżanki. Jak przyznała, głos powołania usłyszała podczas modlitwy o powołania. – W parafii MB Wspomożenia Wiernych Msza św. w tej intencji od lat odbywa się w pierwsze czwartki miesiąca. Poczułam, że waszą modlitwą ogarniacie moją osobę. Wszystkie wcześniejsze plany legły w gruzach. I choć nie zawsze było łatwo, nadal czuję waszą modlitwę, odwzajemniam ją i mam nadzieję, że ta wymiana będzie trwała nadal. Krótko, ale od serca mówił też ks. Michał Ciemięga, towarzyszący bp. Musiałkowi. Przez lata pracował w RPA, obecnie w Polsce jest odpowiedzialny za misje. – Od początku mojego życia zakonnego przebywałem w dużych grupach, w seminarium było nas 99. Pojechałem na misje i po 1,5 roku, gdy zostałem proboszczem odległej parafii, nagle zostałem sam. I wiecie, dopiero wtedy doceniamy, jak ważną sprawą jest wspólnota, obecność drugiej osoby – kiedy jej zabraknie. Podobnie jest często w rodzinach. Ceńcie to sobie, nawet jeśli na co dzień nie jest to łatwe – radził konsekrowanym i świeckim.

Obecność znakiem

Podczas sobotniej sesji naukowej dotyczącej przeszłości Kluczborka i roli zakonów w założeniu i życiu miasta, obecni zastanawiali się też, z jakim przesłaniem powinni wychodzić dziś zakonnicy. – Za najważniejsze uznaliśmy zgodnie to, że siostry i bracia samą swoją obecnością świadczą, przypominają współczesnemu człowiekowi o czymś, co jest poza tym światem, że są nadrzędne wartości, na których warto oprzeć życie – relacjonuje proboszcz parafii MBWW ks. Bernard Jurczyk. Rozmówcy podkreślali, że nie można ulegać pokusie, że osoby konsekrowane dopiero wtedy coś znaczą, gdy działają. Najważniejsza jest ich obecność i modlitwa. – Jest dziś ogromny deficyt modlitwy, zwłaszcza tam, gdzie niewiele możemy już zrobić. Aby zaradzić biedzie materialnej i społecznej, państwo ma wiele wyspecjalizowanych agend, placówki wychowawcze, lecznicze, środki na to. Jednak w parze z biedą fizyczną idzie najczęściej też bieda duchowa, bezradność, cierpienie. To są zadania na dziś – modlitwa, poruszanie sumień. Pomysłem, który zrodził się w tym miejscu, jest powstanie skrzynki z intencjami na stronach internetowych obu parafii, sercanów i józefitek. Będą one omadlane przez siostry i braci, zwłaszcza w sytuacjach, gdy potrzebny jest szturm do nieba.

Przez żołądek do Boga

– W klasztorze słowa „nie lubię”, „nie zjem tego” są wykreślone ze słownika – twierdzi s. Anastazja ze Zgromadzenia Córek Bożej Miłości. Pracuje w Krakowie, gotując księżom jezuitom. – To może chociaż któryś się czasem skrzywi? – żartobliwie dopytuje ją na scenie prowadzący. – Nie wiem, bo do refektarza podczas posiłków nie zaglądam – słyszy w odpowiedzi. Obecność tej znanej z wielu książek kulinarnych zakonnicy i nie mniej od niej popularnej autorki przepisów – s. Leonilli na festynie u sercanów sprawiła, że niedzielne popołudnie było ucztą także dla ciała, a większość uczestników wychodziła z książką z autografem pod pachą. Same kucharki chętnie dzieliły się radami. – Myślę, że ludzie odchodzą już od tej nowoczesności, pełnej chemii, że tęsknią za domowymi smakami. Ostatnio przed spotkaniem z bratem nie zdążyłam upiec ciasta i po prostu kupiłam, a on stwierdził: „Ale ono nie pachnie”. Domowe, jak człowiek z miłością robi, jest inne. Bo jakby z musu robił, to nie wyjdzie... – opowiada s. Anastazja. O jej racji świadczą 3 mln egz. sprzedanych książek. Podkreśla, że często wymawiamy się brakiem czasu na gotowanie, a potem spędzamy wiele godzin np. przed telewizorem czy komputerem. – To dzieli rodzinę. Lepiej wziąć do kuchni dzieci, żeby robiły ciasteczka, pomogły przy gotowaniu, męża do pomocy i próbowania, to ten wspólny stół będzie scalać – radzi. Kuchnia okazuje się też dobrym miejscem do realizacji powołania i dążenia do świętości. – Każda praca uświęca, Pan Bóg daje ludziom różne zadania, stawia ich w różnych miejscach. Ja prawie całe życie, od początku życia w klasztorze, spędziłam w kuchni, a w tym roku mija już 60 lat od złożenia ślubów zakonnych. I tak gotuję, zapisuję przepisy i wcale się nie nudzę – podkreśla s. Leonilla. I tylko prowadzący, patrząc na pokaz przygotowywania udek kurczaka z farszem, widząc jak siostra sprawnie operuje nożem, wolał nie podchodzić zbyt blisko.

Przepis na ciasto szpinakowe

Pyszne dzieło s. Leonilli, choć ze względu na mocno zielony kolor i skład jest testem zaufania Bogu i kucharce. Ubić: 4 jajka całe 1 szklanka cukru Następnie wymieszać: 1 szklanka oleju 2 szklanki mąki krupczatki 1 proszek do pieczenia 1 opakowanie szpinaku (1/2 kg – kulki) rozmrozić na durszlaku. Dodać do masy i wszystko wymieszać i upiec (wierzch przykryć papierem). Upieczone ciasto przekroić. Ubić krem: 1 kubek śmietany 30% 2 śmietan-fix 1 łyżka cukru pudru Posmarować część ciasta, obsypując je 2/3 pestek z 1 owocu granatu (ew. żurawiny) – wgnieść lekko. Następnie pokruszyć resztę ciasta, posypać na krem, dodać owoce. Brzegi można urozmaicić „przyklejając” np. biszkopciki, rurki biszkoptowe lub delicje.

TAGI: