Pogadajmy po męsku

Wysłuchała: Aleksandra Pietryga

GOSC.PL |

publikacja 30.06.2015 06:00

Dwóch kibiców. Jeden z Gieksy, drugi z Ruchu. Stają do walki.

Pogadajmy po męsku Henryk Przondziono /Foto Gość

Piotr Florczak: Rąbnęło mnie tak, że zacząłem płakać. Zrozumiałem, że to jest o mnie. Umarłem i już cuchnę.

Jako młody chłopak chodziłem do kościoła, ale nie miałem żadnej relacji z Bogiem, nie czułem Jego obecności i w zasadzie przestałem się modlić. Wydawało mi się, że nawet jeśli On istnieje, to moje życie Go nie interesuje. Bywało wcześniej, że wołałem do Niego i nie słyszałem odpowiedzi. Doszedłem do wniosku, że Boga nie ma. I nagle w wieku 22 lat nawróciłem się. Pojechałem na festiwal muzyki chrześcijańskiej i tam usłyszałem, że Bóg mnie kocha. Ruszyło mnie. Poczułem to. I wszystko się zmieniło.

Sam to zrobię

Ale nie oddałem wtedy Bogu swojego życia na sto procent. Chciałem sam załatwić parę spraw, bez Niego. Miałem na przykład problem z grzechem nieczystości. Myślałem sobie: Boże, skoro Ty mnie tak kochasz, to ja Ci pokażę, że się z tego uwolnię. Dla Ciebie więcej nie zgrzeszę. Oczywiście wpadłem jeszcze głębiej w to szambo. Nie wiedziałem, że Pan Bóg kocha mnie nie za coś, ale za darmo. To On sam chce zdjąć ze mnie grzech. Wyrwać mnie z każdego bagna. Bez Niego nie ma szans!

Wtedy nie dopuściłem Boga, żeby działał w moim życiu. Zacząłem się oskarżać, wmawiać sobie, że Bóg nie chce mnie takiego i po jakimś czasie znowu odszedłem od Niego. Tym razem na długo. Bogiem dla mnie stały się inne rzeczy. Dwa lata temu przyjaciele zaprosili mnie na spotkania wspólnoty. Akurat rozpoczynało się Seminarium Odnowy Wiary. Zawziąłem się. Powiedziałem sobie – skoro już tu jestem, zrobię to porządnie. Codziennie się modliłem, rozważałem zadane fragmenty słowa Bożego. I pewnego dnia przeczytałem historię wskrzeszenia Łazarza. Rąbnęło mnie tak, że zacząłem płakać. Zrozumiałem, że to jest o mnie. Umarłem i już cuchnę. Moja dusza bez Boga nie żyje. A ja zamknąłem się w grobie, rozkładam się w nim i wydaje mi się, że tak jest mi dobrze.

Jezus odsłonił ten grób i pokazał mi, w czym się babram, jak wygląda moje życie bez Niego. Do tej pory wydawało mi się, że najpierw muszę być czysty, święty, żeby wrócić do Boga. Myślałem, że jestem niegodny. Zły duch wmawiał mi, że jestem nikim. Jezus pokazał mi, że jest dokładnie na odwrót. Pomimo moich grzechów należy mi się Jego łaska, bo jestem synem Bożym. Pismo Święte mówi: „Nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej”. I mam prawo wracać do Boga tyle razy, ile trzeba będzie. Nawet codziennie, bo On czeka na mnie jak Ojciec.

Walcz!

Ludzie boją się, że kiedy oddają życie Jezusowi, On im coś odbierze. Trzeba zrobić ten krok w przepaść. Bóg dał mi więcej, niż mogłem sobie wyobrazić. Dał mi cudowną, mądrą dziewczynę, teraz już moją żonę. Dał mi siły, żeby oprzeć nasze narzeczeństwo na Nim i wytrwać w czystości do ślubu. Kiedyś wydawało mi się to nieprawdopodobne! Byłem zniewolony seksem. Pan Bóg mnie uwolnił, ale szatan też nie rezygnował. 

On zawsze atakuje w najsłabszym punkcie. Ostatni tydzień przed ślubem był najtrudniejszy, myślałem, że już ulegnę. Takiej walki nigdy dotąd nie stoczyłem. Prosiłem chłopaków ze wspólnoty o wsparcie. Powiedziałem Bogu: Walcz za mnie! I otrzymałem słowo z Psalmu 46: „Bóg jest dla nas ucieczką i mocą: łatwo znaleźć u Niego pomoc w trudnościach. Przeto się nie boimy, choćby waliła się ziemia i góry zapadały w otchłań morza (…). Bóg jest w jego wnętrzu, więc się nie zachwieje; Bóg mu pomoże o brzasku poranka”. Tak się wtedy czułem, jakby ziemia usuwała mi się spod nóg i wszystko się waliło. Zaufałem Bożemu słowu. Pan jest ze mną, co może się stać?!

Poczułem taki pokój w sercu, jak nigdy. W dniu ślubu, prawie o brzasku poranka (śmiech), pobiegłem na Mszę. Wiedziałem, że Pan walczył i zwyciężył. I tylko dzięki Niemu wytrwałem. A stało się tak, bo nie oparłem się na swoich siłach, ale wszystko Mu oddałem. Bóg jest dobry! On jest mocny! Z Nim wszystko jest możliwe! Kiedyś moja modlitwa była taka asekuracyjna. Mówiłem: Panie, jeśli chcesz, posłuż się mną. Ale zrozumiałem, że Bogu nie o to chodzi. Teraz mówię do Niego po męsku: Ja CHCĘ być Twoim narzędziem i CHCĘ widzieć owoce tego. Tobie oddaję chwałę!

Grzegorz Baraniok: Umawiamy się z kumplem na mecz – on z przeciwnej drużyny – i… zaczynamy od Różańca.

Szkoda, że tyle czasu zmarnowałem, żyjąc praktycznie bez Boga. W małżeństwie też przez wiele lat żyliśmy bardziej obok siebie, niż ze sobą. Raniłem żonę, sam czułem się raniony, choć tak tego nie nazywałem.

Przełom nastąpił, kiedy mój starszy syn Dominik przystępował do Pierwszej Komunii św. Pamiętam, że klęczałem wtedy i powoli budziła się we mnie świadomość, jak wiele otrzymałem od Boga, choć wcale o to nie prosiłem. Poczułem, że to jest łaska, że tu jesteśmy, klęczymy obok siebie, że nasze małżeństwo przetrwało, nasza rodzina się nie rozleciała do tej pory. Jednocześnie przyszedł ból, że moje postępowanie chyba nie jest takie, jak powinno, że coś jest nie tak z moim życiem. Kolejnym przełomem był moment, kiedy Dominik został ministrantem. Bardzo często, nieraz codziennie, uczestniczyłem z nim we Mszy świętej. Wstawaliśmy wcześnie rano i szliśmy do kościoła. I wiem, że Pan Bóg drążył wtedy skałę w moim sercu i wlewał łaskę. Słowo Boże już pracowało we mnie i zmieniało mnie. Nie ma przypadków w życiu z Panem Bogiem.

Wiem, że wszystko jest precyzyjnie zaplanowane. Duch Święty działa bardzo konkretnie. Przychodzi z mocą i rozsadza serce od środka, a jednocześnie wlewa niesamowity pokój i radość. Bóg swoją miłość okazuje także w konkretach. Po urodzeniu drugiego syna potrzebowaliśmy nowego mieszkania. Gnieździliśmy się w cztery osoby w małej, zagrzybionej klitce. Dzieci ciągle chorowały. Bardzo chciałem zamieszkać na terenie parafii Piotra i Pawła w Świętochłowicach, bo z nią było związane moje życie, tam przyjmowałem sakramenty. I nagle okazało się, że właśnie tam jest mieszkanie do kupienia, na miarę naszych możliwości.

Zobaczyłem, że Pan Bóg tak mnie kocha, że spełnia nawet moje marzenia. Jechaliśmy na wycieczkę. Znajomi, dużo dzieciaków. A tu wszystkie możliwe prognozy zapowiadają najgorszą pogodę: deszcz, wiatr, zimno, 10 stopni… Mówię do Boga: Zrób coś! Jesteś Panem pogody. Przychodzi ten dzień i pogoda jest rewelacyjna; tak ciepło, że wszyscy w krótkich rękawach siedzą. Nawet w tak drobnych sprawach Pan Bóg interweniuje.

Słowo mnie napędza

Jeśli nie patrzysz na swoje życie oczami Boga, przez pryzmat Jego obecności, to przestajesz dostrzegać, że coś niedobrego się w nim dzieje, że wkrada się zło. Idziesz na mecz i już nie potrafisz cieszyć się po prostu futbolem, ale koncentrujesz się na nienawiści, która jest w Tobie. Nie widzisz, że ta nienawiść przysłania Ci wszystko, że piłka jest właściwie już tylko dodatkiem. Czekasz nie na kolejny mecz, ale na rozróbę, napędzasz się perspektywą bójki, krzyków, wulgarnych śpiewów. Teraz jestem od tego wolny. Idę na mecz z synami i cieszę się, że mogę z nimi tam być. Umawiamy się z kumplem na oglądanie meczu w telewizji – on z przeciwnej drużyny – i zaczynamy od Różańca. Wiem, że Pan Bóg wybaczył mi moje grzechy. Mam stuprocentową pewność co do tego.

Trudniej jest przebaczyć samemu sobie. Kiedy dopadają mnie takie myśli, modlę się wtedy: „Jezu, ufam Tobie”, bo czuję, że to zły duch próbuje siać zamęt i oskarżać mnie. Kiedyś Biblia była dla mnie książką historyczną. Dzisiaj słowo Boże napędza mnie do życia. To jest żywe, mocne słowo. Kiedy czytam, że Pan Bóg zawołał Izraela, mam pewność, że zawołał Grzegorza Baranioka! Wstaję o czwartej rano i czytam Pismo Święte. Czasem i czterdzieści minut. Kiedy jakiś fragment szczególnie mnie poruszy, wysyłam go SMS-em do znajomych. W ciągu miesiąca rozsyłam około 2000 SMS-ów…

Nie napinam się

Ostatnio podczas modlitwy nade mną usłyszałem słowa, że Pan chce, abym był silnym mężczyzną, przykładem i oparciem dla swoich duchowych synów. To poważna sprawa! Być ojcem duchowym dla młodych mężczyzn. Być może oni z różnych względów nie doświadczyli tego ze strony swoich biologicznych ojców. Pierwsza myśl: ja?! Czasami nawet dla własnych synów nie jestem dobrym ojcem, a co dopiero dla obcych, zagubionych... Ale te słowa pracują we mnie i proszę Ducha Świętego o światło. Nie spinam się. To Pan Jezus zbawił świat. Ja mogę i chcę jedynie głosić Jego chwałę. 

TAGI: