Fontanna

Marcin Jakimowicz

GOSC.PL |

publikacja 06.06.2015 06:00

– Widzę, że w pewnym momencie tutaj, w okolicy serca, bucha wyraźny strumień wody. O, myślę sobie, odbiło mi, trzeba będzie pójść do psychiatry: „Proszę pana, mam tu fontannę!” – tak o swym chrzcie w Duchu Świętym opowiadał o. Joachim Badeni.

– Kto tego nie doświadczył, nic nie zrozumie. Nic a nic – o chrzcie w Duchu Świętym opowiadał o. Joachim Badeni – Kto tego nie doświadczył, nic nie zrozumie. Nic a nic – o chrzcie w Duchu Świętym opowiadał o. Joachim Badeni
henryk przondziono /Foto Gość

Joachim to imię, jakie przyjął po wstąpieniu do dominikanów Kazimierz Badeni. Urodzony w 1912 r. w Brukseli w arystokratycznej rodzinie dominikanin w latach 70. związał się z Ruchem Odnowy w Duchu Świętym. Posłuchajcie, co opowiadał o swoim doświadczeniu: – Skąd u mnie tyle młodzieńczej radości? Sam się nad tym zastanawiam i dochodzę do wniosku, że to dwa żywioły: Duch Święty, którego obecności realnie doświadczyłem, i trzydzieści lat przebywania z młodzieżą. A oni często mi mówili: „To jest moja koleżanka. Jest już stara, bo ma dwadzieścia pięć lat”. Takie hasła odmładzają… By być młodym, trzeba mieć stały kontakt z żywym Bogiem. Wtedy wszystko dokoła ożyje. To jest niemożliwe, żeby kontakt z żywym Bogiem nie ożywiał… Ja trzydzieści lat temu doświadczyłem takiego ożywienia: przeżyłem tzw. chrzest w Duchu Świętym. I to wbrew swojej woli!

Niech siostra gada, ja mam dosyć

Byłem kiedyś wrogiem Odnowy w Duchu Świętym. Jako dominikanin i intelektualista kpiłem z niej straszliwie. W 1975 roku poszedłem na spotkanie modlitewne we Wrocławiu. Przyjechał do nas francuski dominikanin o. Albert de Monleon, charyzmatyk z Paryża. Mówi: „Zróbmy spotkanie modlitewne”. Odpowiadam: „Po co? Jest Msza wieczorna, wystarczy”. „Może jednak?”. W końcu wylądowaliśmy w barokowym refektarzu. Francuz coś opowiada, tłumaczy jakaś urszulanka i ja. Na zmianę. Tłumaczę, tłumaczę, ale mi się znudziło. Mówię: „Niech siostra już gada, ja mam dość”. I siadam z tyłu zdenerwowany. Patrzę na zegarek. Jak długo to jeszcze potrwa? Siedzę, jak to się mówi: „na nie i do tyłu”. Strasznie zły. Nie wypada wyjść, bo w końcu gość przyjechał aż z Francji. Trzeba zostać. Ludzie słuchają, modlą się, modlą…

I nagle z sufitu spada na mnie totalny spokój, pełny spokój. Co się ze mną dzieje? Siedzę taki zdziwiony. Ojciec Albert nachyla się do mnie i mówi: „Niech się ojciec nie przejmuje tym, co się tutaj dzieje wokół, niech ojciec zajmie się tylko sobą”. Siedzę dalej. W pewnym momencie tutaj, w tym miejscu (w okolicach splotu słonecznego), bucha jakby fontanna wody. Wyraźny, pod ciśnieniem strumień wody. O, myślę sobie, odbiło mi, trzeba będzie pójść do psychiatry: „Proszę pana, mam tu fontannę”. Ale po pewnym czasie ta fontanna opadła. Myślę, że to było wyczuwalne przeżycie chrztu w Duchu Świętym. Jestem nerwicowcem, cholerykiem, a na spotkaniu we Wrocławiu nagle niespodziewanie spadł na mnie ogromny pokój wewnętrzny. Spokój majestatu. Tak, jakbym siedział nad morzem o zachodzie słońca, słuchał łagodnych fal. Spadło to na mnie bez żadnego przygotowania emocjonalnego! Myślę: „Co się dzieje?”.

Rozglądam się zdumiony, ale mi mówią: „Niech się ojciec nie rozgląda, bo to nas rozprasza”. Nie, to nie. Siedzę dalej zanurzony w tym pokoju. A ja naprawdę jestem strasznie nerwicowy i depresyjny! A tu nagle taki pokój. I zdziwiony czuję, że z mego serca tryska silny strumień. Przeraziło mnie to kompletnie. Siedzę przerażony i nagle dostrzegam coś jakby napisy. Takie jak lecą w filmach u dołu ekranu. Widzę wyraźnie: „Kto we mnie wierzy, z jego wnętrza popłyną strumienie wody żywej”. Ooo, to mnie całkowicie przekonało i uspokoiło. Pamiętam, jakby to było wczoraj! Wielu kpi z takich doświadczeń, bo kto tego nie doświadczył, nic nie zrozumie. Nic a nic.

Rodzisz się z wichru i wody, z żywiołów

„Fontanna pod ciśnieniem” – co to mogło być? Myślę, że poszczególne działania Boskich Osób przejawiają się w różny sposób. Syn Boży objawia się w słowie, a Duch Święty, który się nie ukazuje, może być odbierany jako woda albo płomień. Syn Boży działa oświeceniem umysłu, Duch Święty działa przebudzeniem podświadomości, On tam się wydobywa. I to była być może ta fontanna – symbol przejścia do podświadomości. Z tym jest związana modlitwa w językach. Taka jest moja teoryjka na ten temat, może lepiej tego nie pisać, bo cenzura zaraz zabierze? Potem pojechałem na dni skupienia z młodzieżą w Głuchołazach. Niesamowite rzeczy tam się działy. Huragan Bożego działania.

Duch Święty lubi mówić przez dzieci. Niedawno usłyszałem od jednej dziewczynki takie zdanie: „Jestem córką Boga”. Przedwczoraj spotkałem się z tą młodą osobą, która do mnie mówi tak: „Proszę ojca, pokój to brama do radości”. Tego w książkach nie wyczytała. „Pokój to jest brama do radości”. Powiedziała mi o tym, o czym ja zapomniałem: pokój jest bramą do radości. Tam, gdzie jest pokój, wystarczy tylko tę bramę otworzyć i jest radość. Pismo wielokrotnie mówi: „Wejdźcie w radość Boga”. Wejdźcie w pokój Boży, wejdźcie w radość Boga.

Wiele osób pyta mnie, czym jest chrzest w Duchu Świętym? Rodzisz się z wichru i wody, z żywiołów. To jest chrzest. W tej chwili ten chrzest, który ma w sobie każdy z nas, ma się stać na nowo aktualny. „Oto czynię wszystko nowe!” Duch Święty działa teraz. Gdy nie wiemy, jak się modlić, modli się w nas Duch Święty, jakby odruchem, wołając: „Abba, Ojcze”. Słowo „Abba” jest pochodzenia aramejskiego i dosłownie można je przetłumaczyć na „Tatusiu”. W klasztorze mamy wyznaczony czas na rozmyślanie i to jest bardzo dobry pomysł. A jak wygląda moje spontaniczne zwracanie się do Boga poza tą wyznaczoną godziną? Niekiedy odruchowo wzywam imienia Bożego, w sposób płytki, jakieś westchnienia typu: „Boże, mój Boże…”. To nie jest to! Ale ta odruchowa modlitwa może się stać bardzo głęboka i ważna.

W czasie wojny spadłem z wysokiego pomostu przy molo na Gibraltarze i w ogóle nic wtedy nie myślałem, tylko pac! – i straciłem przytomność. A gdzie ta spontaniczna modlitwa? Nie było kiedy. Mówią, że święci, jak lecą, to już się modlą. No, widocznie nie byłem całkiem święty. Ważne jest, aby w pewnym momencie mieć w pogotowiu modlitwę. Nie jako porzekadło, tylko jako żywy akt wiary, nadziei i miłości. Modlę się odruchowo, bo modlitwa jest we mnie zawsze żywa. Modlę się ciągle. Czy ciągle coś odmawiam? Nie, ale ciągle mam w pogotowiu zwrot do Boga. Tutaj, w Duchu Świętym, przychodzimy do nowej modlitwy, która nie ma żadnych form, jest prostą modlitwą dziecka do Ojca niebieskiego, modlitwą spontaniczną. Gdy nie wiemy, jak się modlić, modli się w nas Duch Święty…