Trzęsienie ziemi

Marcin Jakimowicz

publikacja 07.05.2015 06:00

Widział ją po raz pierwszy. Uklękła i powiedziała: „Znam księdza. Pokazał mi księdza Pan Jezus”. Nastała kłopotliwa cisza. Zakłuło go serce? Zimny pot oblał mu plecy? Przeraził się? Musiał rozeznać, czy ta ruda piegowata zakonnica jest wariatką, czy… świętą.

Jakie myśli rozsadzały głowę ks. Michała Sopoćki, gdy słyszał od Faustyny: „Jezus powiedział mi: »Oto wierny sługa mój, on ci dopomoże spełnić wolę moją tu, na ziemi«”? reprodukcja roman koszowski /foto gość Jakie myśli rozsadzały głowę ks. Michała Sopoćki, gdy słyszał od Faustyny: „Jezus powiedział mi: »Oto wierny sługa mój, on ci dopomoże spełnić wolę moją tu, na ziemi«”?

To było jedno najważniejszych spotkań w historii świata. Choć stało w cieniu rokowań pokojowych i odbywających się w świetle kamer politycznych rozmów na szczycie, to właśnie tu, w lichym konfesjonale przy wileńskiej ulicy Senatorskiej 25 (dziś Grybo 29), dokonywały się przełomy i zapadały niezwykle ważkie decyzje dotyczące przyszłości świata.

Czwartek 1 czerwca 1933 roku. Prawdopodobnie wtedy. Wszystko na to wskazuje. To właśnie w czwartki do drewnianych chatek, w jakich mieszkały siostry Matki Bożej Miłosierdzia, przychodził „spowiednik zwyczajny”. Skromny, urodzony na Wileńszczyźnie 45-letni ks. Michał Sopoćko. Przyszedł i tego dnia. Na jego widok jedna z sióstr (28-letnia, średniego wzrostu, ruda, piegowata, w wileńskim klasztorze zaledwie od tygodnia) dostała rumieńców. Była wyraźnie poruszona. Rozpoznała go, choć widziała tego księdza po raz pierwszy w życiu. Była podekscytowana, a siostry, które to zauważyły, z pewnością zaczęły ją strofować.

Ja już księdza… widziałam

Zakonnica, która przed tygodniem zjechała tu z Krakowa, podeszła do konfesjonału. To była jej pierwsza spowiedź w klasztorze na Antokolu. Uklękła i drżącym głosem wyszeptała: „Znam księdza od dawna. Pokazał mi księdza dwukrotnie sam Pan Jezus”. Co poczuł ks. Michał? Jakie myśli rozsadzały mu głowę, gdy słyszał dosadne: „Jezus powiedział mi o księdzu: »Oto wierny sługa mój, on ci dopomoże spełnić wolę moją tu, na ziemi« i zapewnił mnie, że to ksiądz właśnie ma ogłosić światu o miłosierdziu Bożym”. Nastała kłopotliwa cisza? Zakłuło go serce? Zimny pot oblał plecy? Przeraził się? Potraktował opowieści jako historyjkę osoby nawiedzonej, w potocznym, nie dosłownym znaczeniu tego słowa?

Miał niewiele czasu, by rozeznać, czy osoba, która mówi: „Opowiedział mi o księdzu Jezus”, postradała zmysły, czy jest rzeczywiście Tą-która- -rozmawia-z-Najwyższym.

Był rozdarty – to wiemy na pewno. „Zwróciła moją uwagę na siebie niezwykłą subtelnością sumienia i ścisłym zjednoczeniem z Bogiem – wspominał po latach. – Przeważnie nie było materii do rozgrzeszenia, a nigdy nie obraziła Boga grzechem ciężkim. Już na początku oświadczyła mi, że zna mnie od dawna z jakiegoś widzenia, że mam być jej kierownikiem sumienia i muszę urzeczywistnić jakieś plany Boże, które mają być przez nią podane. Poddałem ją pewnej próbie, która spowodowała, że za pozwoleniem przełożonej siostra Faustyna zaczęła szukać innego spowiednika. Po jakimś czasie powróciła do mnie i oświadczyła, że zniesie wszystko, ale ode mnie już nie odejdzie”.

Pełen wątpliwości ks. Sopoćko zamierzał nawet zrezygnować z funkcji spowiednika zgromadzenia. Nikomu nie pisnął o tym słówka, był więc zdumiony, gdy podeszła do niego Faustyna, by… odwieść go od tej decyzji. Zrozumiał, że ta siostra widzi i czuje więcej niż pozostałe mieszkanki klasztoru. Zgodził się zostać jej kierownikiem duchowym. Decyzja ta była prawdziwym skokiem w ciemność, wejściem na niezwykle grząski teren.

Dlaczego ja?

Na początku nie uwierzył – przyznawał się do tego otwarcie. Wątpliwości rozsadzały mu głowę, a zdrowy rozsądek dyktował surowe reguły. Czy słyszał agresywne kpiny podejrzliwych sióstr, które nie dostrzegały w pracującej w ogrodzie Faustynie zapowiedzi „najpopularniejszej świętej naszych czasów” i „największej mistyczki XX wieku”? Lubiła opowiadać o duchowości, wcielać się w rolę kierowniczki duchowej, co bardzo drażniło siostry. Nazywały ją nawet ironicznie „królewną”, na co Faustyna odpowiadała: „Owszem, jestem królewną, bo płynie we mnie królewska Krew Chrystusa”.

„Drażniła mnie długa spowiedź siostry Faustyny i jej słodka mina, z jaką po niej wracała” – opowiadała bez owijania w bawełnę s. Wiesława Effenberg. Ksiądz Michał wyjaśniał po latach: „Siostra Faustyna powiedziała, że mam głosić światu o miłosierdziu Bożym. Nie przywiązywałem do tego powiedzenia żadnego znaczenia i nie traktowałem tego poważnie”. „Częściowo nie dowierzałem, zastanawiałem się, modliłem i badałem, jak również radziłem się kilku kapłanów światłych, co czynić, nie ujawniając, o co i o kogo chodzi” – wspominał błogosławiony.

Dlaczego spotkało to właśnie mnie? – musiał zadawać sobie to pytanie. Miał za sobą 19 lat kapłaństwa, kończył pisać rozprawę habilitacyjną z teologii pastoralnej, sporo widział. Oszczędność, zwięzłość, asceza, delikatny uśmiech – to cechy, które wymieniają na jednym oddechu ci, którzy znali go osobiście. Był wyciszony, niemal nieobecny. Nie dbał o siebie, zajmował ostatnie miejsca. Jak można tak ubogo mieszkać? − dziwili się odwiedzający jego wileński, a później białostocki pokój.

Ksiądz Michał zdawał sobie sprawę, że zaufanie słowom prostej siostry drugiego chóru byłoby szaleństwem. Albo odpowiedzią na Jezusowe: „Wypłyń na głębię”. W czasie spowiedzi spokojnym głosem powiedział: „Siostro, konieczna jest konsultacja u lekarza psychiatry. Proszę jednak nie zniechęcać się i wszystkie swe wizje opisywać szczegółowo”. Tak powstał „Dzienniczek”, najbardziej rozchwytywana lektura duchowa świata. Napisała go prosta uboga dziewczyna, która pytając, dlaczego przez tak kruchą osobę Bóg chce objawić prawdę o niezmierzonych głębiach swej miłości, usłyszała: „Córko Moja, właśnie przez taką nędzę chcę okazać moc miłosierdzia swego”.

Jego słowa są słowami Moimi

Faustyna posłuchała spowiednika i wykonała upokarzające polecenie: poszła do psychiatry. Badająca ją dr Helena Maciejewska wydała niezwykle pochlebną opinię: ta siostra nie jest psychicznie chora.

Od samego początku była pewna, że to on. To spowiednik, którego przysyła sam Jezus. Widziała go proroczo dwukrotnie: w czasie probacji w Warszawie i tuż przed ślubami wieczystymi w Krakowie. Notowała: „Nadszedł tydzień spowiedzi i ku mojej radości ujrzałam tego kapłana, którego już znałam wpierw, nim przyjechałam do Wilna. Znałam go z widzenia. Wtem usłyszałam w duszy te słowa: oto wierny sługa Mój, on ci dopomoże spełnić wolę Moją tu, na ziemi. (…) Przez jakiś czas walczyłam z łaską. W każdej spowiedzi dziwnie mnie przenikała łaska Boża, jednak nie odsłaniałam duszy przed nim i zamierzałam się nie spowiadać przed tym kapłanem. Po tym postanowieniu straszny niepokój wstąpił w duszę moją. Silnie mnie Bóg strofował. Kiedy odsłoniłam całą swą duszę przed tym kapłanem, Jezus zlał na duszę moją całe morze łask. Teraz rozumiem, co to jest wierność jednej pojedynczej łasce, a ona sprowadza cały szereg innych” (Dz. 263). Innym razem zdumiona Faustyna usłyszała od Jezusa: „Kierownik twój i ja jedno jesteśmy, jego słowa są słowami Moimi. Masz być jak dziecko wobec niego. Jego serce jest Mi sercem na ziemi”. Jak wielkim zaufaniem obdarzył Bóg tego cichutkiego, ascetycznego samotnika z Juszewszczyzny, skoro powiedział o nim wprost: „Przenoś zdanie jego nad wszystkie żądania Moje, on cię poprowadzi według woli Mojej”.

I jeszcze jeden zdumiewający zapisek, papierek lakmusowy pomagający w rozeznaniu „odgórnego” planu: „Kierownik duchowy umie ominąć skały, o które rozbić bym się mogła. Przytaczam jeden fakt z tysiąca, jakie mnie się przydarzają. Jak zwykle wieczorem prosiłam Pana Jezusa o podanie mi punktów do jutrzejszego rozmyślania. Otrzymałam odpowiedź: rozmyślaj o proroku Jonaszu. Podziękowałam Panu, ale w duszy zaczęłam się zastanawiać: co za odmienne rozmyślanie od innych. Po południu była spowiedź. Kiedy przedstawiłam kierownikowi swej duszy lęk, jaki mnie ogarnia z powodu posłannictwa, do którego Bóg mnie używa jako narzędzia nieudolnego, odpowiedział mi, że czy chcemy, czy nie, to jednak wolę Bożą spełnić musimy i dał mi przykład proroka Jonasza. Po skończonej spowiedzi rozmyślałam sobie, skąd wie spowiednik o tym, że Bóg mi każe rozmyślać o tym Jonaszu, przecież mu o tym nie mówiłam. Wtem usłyszałam te słowa: kapłan, kiedy Mnie zastępuje, to nie on działa, ale Ja przez niego; życzenia jego są życzeniami Moimi. Widzę, jak Jezus broni swych zastępców. Sam wchodzi w ich działanie” (Dz. 331). – Wileńskie spotkanie tych dwojga: prostej zakonnicy-mistyczki i profesora teologii było decydującym momentem w historii rozwoju kultu Bożego Miłosierdzia – nie ma wątpliwości Ewa Czaczkowska, autorka znakomitej biografii Sekretarki Bożego Miłosierdzia.

Ksiądz Michał Sopoćko zapowiedział s. Faustynie otwarcie: „Jeżeli te rzeczy, które mi mówisz, prawdziwie od Boga pochodzą, to przygotuj duszę swą na wielkie cierpienia. Spotkasz się z nieuznaniem, prześladowaniem, będą na ciebie patrzeć jak na histeryczkę, dziwaczkę, ale Bóg łaski swojej nie poskąpi. Jeżeli Bóg będzie chciał coś przeprowadzić, czy wcześniej, czy później przeprowadzi”.

Rychło się okazało, że były to słowa prorocze.