Wysłuchaj mnie!

Marcin Jakimowicz

publikacja 08.05.2015 06:00

O tym, jak w ciągu kilku minut odróżnić wariata od świętego, z o. Jordanem Śliwińskim rozmawia Marcin Jakimowicz.

Wysłuchaj mnie! roman koszowski /foto gość

Marcin Jakimowicz: Ojciec Jordan siedzi sobie spokojnie w konfesjonale przy Loretańskiej w Krakowie, gdy nagle jakaś kobieta zaczyna szeptać: „Znam Ojca. Pokazała mi Ojca sama Matka Boska”. Pierwsza reakcja założyciela szkoły dla spowiedników?

O. Jordan Śliwiński: Staram się słuchać. I pytam, co dalej?

Często jeżdżę po kościołach, wspólnotach i widzę, delikatnie mówiąc, że dziwaków tam nie brakuje.

Zauważmy pewną prawidłowość: rozmawiając z ludźmi o Bogu, bardzo chętnie zaczynamy opowiadać o sobie. Żyjemy w czasach, gdy ludzie nie są wysłuchani i bardzo chcą, by ktoś choć przez chwilkę posłuchał ich opowieści. Widzę to na co dzień w konfesjonale. „Nikt mnie nie słucha” – opowiadają penitenci. Zdarza się, że przychodzą do konfesjonału, bo chcą, by ktoś ich wreszcie usłyszał. Oczywiście spowiedź nie jest od tego, ale ja tych ludzi trochę rozumiem. Oni nie chcą usłyszeć krótkiego: „Mów grzechy!”.

Ks. Sopoćko nie dowierzał. Odesłał siostrę Faustynę do psychiatry.

Zgodnie z zasadami rozeznawania. Bardzo dobrze zrobił. Trzeba takie rzeczy czynić z ogromną delikatnością. Jeśli przychodzi osoba z ewidentnym zaburzeniem, to ja nie mogę odesłać jej z kwitkiem, bo poczuje się upokorzona, odepchnięta. Proszę mi wierzyć, osoba z ulicy, słysząc: „Idź do psychiatry!”, nie trafi do lekarza, ale odejdzie z poczuciem rozgoryczenia. Dlatego trzeba jej wysłuchać. Jako spowiednik rozmawiam z taką osobą pięć, dziesięć minut. Nie znam jej. Nie towarzyszę jej w drodze, nie obserwuję na co dzień. Nie mam czasu na mozolne rozeznawanie i diagnozy, zresztą nie jestem od tego. Spowiednik nie jest osobą upoważnioną do pomocy psychologicznej, psychiatrycznej czy wydawania diagnoz lekarskich. Tu trzeba specjalisty, psychoterapeuty. To nie są rzeczywistości stojące wobec siebie w opozycji. Te światy znakomicie się uzupełniają. To działa w dwie strony: często lekarze widząc, że problemy osób nie dotykają jedynie psychiki, ale mają wpływ na życie duchowe, sugerują im spowiedź.

Odsyła Ojciec do konkretnych lekarzy?

Tak. Do takich, z którymi od lat współpracuję.

Spotkał kiedyś Ojciec w konfesjonale osobę świętą? Ojciec Badeni opowiadał mi o takim doświadczeniu: spowiadał dziewczynę, z której słów biło takie światło, że był przekonany o jej świętości. Nie miał wątpliwości.

Nie ma co ukrywać: penitenci nas często nawracają. Mają tak wrażliwe, tak ukształtowane sumienia, że po takiej spowiedzi dziękuję Bogu, że mogłem taką osobę spotkać i po czasie dostrzegam, że Bóg chciałby mnie – spowiednika poprzez tego penitenta wielu rzeczy nauczyć.

Nie zazdrości Ojciec ks. Sopoćce?

Ja w ogóle nie zazdroszczę żadnemu spowiednikowi trudnych penitentów. Chciałbym być w konfesjonale podobnie wsłuchany w Boga jak on. Naprawdę nie trzeba spowiadać mistyczki pokroju siostry Faustyny. Czasem przychodzi bardzo prosta osoba, dziecko, które opowiada o swoim bólu, cierpieniach i potwornym osamotnieniu, i potrzeba ogromnej wiary oraz wsłuchania się w Ducha, by wiedzieć, co mu odpowiedzieć. Takich ludzi nie odsyła się z kwitkiem, a po spowiedzi długo towarzyszy się im modlitwą.

TAGI: