Dziel się radością dawania. Weź.

Joanna M. Kociszewska

To my jesteśmy tymi silnymi. My mamy uczyć się od bezdomnego?

Dziel się radością dawania. Weź.

O Kościele, który ma dbać o ubogich, słyszymy bez końca. O najróżniejszych inicjatywach w tej dziedzinie również. O ludziach, którzy pomagają, choć nikt im nie kazał, o tych co poświęcają nie tylko swoje pieniądze, ale także czas i wysiłek…

Więcej radości jest w dawaniu niż w braniu – przekonują, namawiając do pomagania. Tę większą radość zwykle zatrzymujemy dla siebie. Nie pozwalamy się obdarować. Cóż oni mogliby nam dać, skoro wszystkiego im brakuje?

Podczas koncertu "Z biednymi i dla biednych", który odbędzie się 14 maja w watykańskiej Auli Pawła VI w pierwszym rzędzie usiądą najważniejsi gości: ubodzy i bezdomni. Ale to tylko gest. Sam w sobie niczego nie zmieni, zostawi tylko w oczach pewien obraz. Dużo ważniejsze jest papieskie zdanie zawarte w przesłaniu do uczestników inicjatywy rzymskiej Caritas. „Kto pomyślał kiedyś, że bezdomny to ktoś, od kogoś można się czegoś nauczyć?”

Mało kto pomyśli. To przecież my jesteśmy tymi silnymi, sprawnymi i mocnymi. Uczyć się od bezdomnego? Słuchać, co mówi? Pozwolić się obdarować jego mądrością i doświadczeniem? Zobaczyć w nim człowieka pełnego godności, nawet jeśli on sam nie ma siły, by walczyć o szacunek dla siebie, albo nawet sam go już stracił?

Pomaganie jest sztuką i wymaga ciągłego pytania siebie, dla kogo to robię. Dla tego, komu pomagam, dla Boga czy dla siebie? Jakieś korzyści – choćby radość czy poczucie siły – zawsze mieć będę. Nie ma takiej relacji pomagania, która byłaby od tego wolna. Tak ma być. Ważne by nasza radość, nasze poczucie siły, nie odbierało jej temu, któremu próbujemy pomóc. Byśmy na ubogich i bezdomnych nie pasożytowali, budując siebie ich kosztem.

Droga do tego jest jedna: trzeba się dzielić także radością dawania. Pozwolić się obdarować. Tylko wtedy można kogoś podnieść…