Misja: pustynia

Tomasz Gołąb

publikacja 14.05.2015 06:00

W długich klasztornych korytarzach unosi się jeszcze intensywny zapach Wielkanocnego Paschału. Mam wrażenie, że on sam ogrzewa ceglane mury, w które przyjął braci i siostry kościół warszawski.

 Sklep monastyczny zaprasza od wtorku do niedzieli zdjęcia Tomasz Gołąb /Foto Gość Sklep monastyczny zaprasza od wtorku do niedzieli

Monte Cassino, Qumran, Ławra Peczerska… Na drzwiach cel braci wypisano nazwy wschodnich i zachodnich klasztorów. Mają przypominać kontemplacyjny, wspólnotowy i modlitewny charakter Wspólnot Jerozolimskich, które od pięciu lat są obecne w Warszawie.

Pasy i sandały

Cele braci urządzone są skromnie: łóżko, stół, krzesło. Przez małe okienka wpada nieco światła. Chociaż klasztor stoi kilka metrów od ruchliwej Trasy Łazienkowskiej i kilkanaście od stadionu Legii, ci, którzy dzwonią do klasztoru, prosząc o kilka dni rekolekcji, wyjeżdżają stąd pod wielkim wrażeniem ciszy. Nawet przy posiłkach bracia milczą. W kuchni krząta się brat Ireneusz Maria. Do niedawna pracował w schronisku dla bezdomnych, od półtora roku w podziemiach kościoła, obok szkoły ikon s. Mateuszy, ma mały warsztat. Na stole gitara, trochę pism mistyków, farba i pędzle. Maluje krzyże, które potem trafiają do Sklepu Monastycznego.

– Oprócz nich można u nas kupić trochę literatury duchowej, kopie ikon, ale też proste skórzane sandały i paski, jakie noszą bracia, stołeczki do modlitwy, wyrabiane tu świece czy… przetwory – mówi Jacek Skalski, pakując kolejne zamówienie, złożone przez internet na stronie sklepmonastyczny.pl.

Największa jest Miłość

Dochód ze sklepu, podobnie jak z działalności fundacji Jeruzalem Urbs Beata, wspiera utrzymanie klasztoru. A koszty są niemałe: ogrzać trzeba 5 tys. mkw. powierzchni, do tego dochodzą koszty remontów zawilgoconych podziemi. Do kościoła Wspólnot Jerozolimskich przyciąga szczególna atmosfera, niezwykły śpiew i ascetyczny wystrój świątyni. Proste taborety, ceglane ściany, skromne tabernakulum. Nic nie rozprasza uwagi. Na remont i osuszenie ścian czeka jeszcze dolny kościół. Olbrzymia przestrzeń będzie mogła służyć koncertom, sympozjom i spotkaniom dużych grup. Bracia mieszkający nad kościołem i siostry zajmujące budynek po dawnej szkole podejmują wprawdzie pracę na pół etatu poza klasztorem, ale to z trudem wystarcza na skromne życie. Właśnie trzeba spłacić 30 tys. zł za odlanie dzwonów, które otrzymały imiona: Miłość, Wiara i Nadzieja.

Szorując podłogę

Jeden z braci, wyświęcony jesienią na diakona, od ponad dwóch lat pracuje w warszawskiej kurii jako „konserwator przestrzeni płaskich”, inny ma parę godzin szkolnej katechezy. Bracia kapłani podejmują posługę spowiedników w warszawskich klasztorach. Mają też stałe dyżury w konfesjonale przy ul. Łazienkowskiej 14: od wtorku do soboty w godz. od 15 do 17, w niedziele od 9.30 do 10.20.

– Jesteśmy powołani, by pomagać w odnalezieniu Boga w pustyni miasta. Taką drogę rozeznał dla nas założyciel, zmarły dwa lata temu Jean-Pierre Delfieux, który spędził jakiś czas na prawdziwej, kamiennej pustyni. Jako duszpasterz na Sorbonie chciał się dowiedzieć, czy można żyć samym Bogiem: bez zgiełku, hałasu, pragnień. Wtedy zrozumiał, że dziś pustynią są wielkie metropolie. Że można być samotnym w wielkim tłumie. A przecież tam, gdzie są ludzie, tam też obecne jest oblicze Boga – mówi o. Benedykt, z pochodzenia Czech, który od pięciu lat jest także przełożonym polskiej wspólnoty. W ciągu dnia warszawiacy mogą szukać na Łazienkowskiej momentu wytchnienia i modlitwy osobistej, gdyż kościół jest otwarty, a popołudniami oraz w nocy z czwartku na piątek można przyjść na adorację Najświętszego Sakramentu.

W ciągu pięciu lat rozwijają się także powołania. Siostra Edyta złożyła śluby czasowe, a trzy inne – s. Jarosława, s. Karolina Maria i s. Maria Magdalena – śluby wieczyste. Z kolei brat Dariusz złożył w tym okresie śluby wieczyste w Paryżu. Wokół braci i sióstr utworzyły się też cztery wspólnoty: Wspólnota Ewangeliczna „Nowe Jeruzalem”, Wspólnota Rodzin, Wspólnota Adoramus oraz Wspólnota Młodych. Swoje miejsce znalazła tu również Warszawska Grupa Medytacji Chrześcijańskiej.

Mam duszę!

Sam o. Benedykt znalazł Boga późno. – Dopiero w wieku 17 lat odkryłem, że człowiek ma duszę – wspomina. W 1997 r. w ręce wpadła mu reguła Wspólnot Jerozolimskich, „Źródło na pustyni miast”. Dwa lata później był już w Paryżu. Po pięciu latach we Francji kolejne sześć spędził w klasztorze w Montrealu. – Warszawa jest inna. Nie dlatego, że jesteśmy tu nieco na uboczu ważnych szlaków, ale dlatego, że Polska nie jest tak zateizowanym krajem jak inne, w których pracują nasi bracia. Powoli, cierpliwie wrastamy w tkankę tego miasta. Ci, którzy szukają ciszy w zgiełku swojego życia, uczestniczą w naszej liturgii godzin, korzystają z codziennej adoracji, włączają się w życie czterech wspólnot, które działają przy kościele. Pięć lat naszej obecności pokazało, że nasza obecność w Warszawie nie jest przypadkowa. Chętnie zaglądają do nas też kapłani i siostry zakonne – mówi o. Benedykt.

TAGI: