Przebaczenie i pamięć

Joanna M. Kociszewska

Trzeba pamiętać o ofiarach. Trzeba pamiętać o tym, że stało się zło. Trzeba nazwać zło złem. To pierwsza forma przywrócenia sprawiedliwości. Powstaje jednak pytanie: jak pamiętać.

Przebaczenie i pamięć

Drodzy wierni obrządku ormiańskiego, dziś wspominamy z sercem przeszytym cierpieniem, ale pełnym nadziei w Zmartwychwstałym Panu setną rocznicę tego tragicznego wydarzenia, tej bezprecedensowej i szalonej eksterminacji jakiej okrutnie doznali wasi przodkowie. Trzeba o nich pamiętać, a wręcz jest to obowiązkiem, ponieważ tam, gdzie nie istnieje pamięć, to znaczy, że zło nadal sprawia, iż rana jest otwarta. Ukrywanie lub zaprzeczanie złu jest jakby pozwalaniem, aby rana nadal krwawiła, nie lecząc jej - mówił wczoraj papież na początku Mszy św. dla Ormian, odprawionej w Bazylice św. Piotra w Rzymie.

W tym roku mija setna rocznica dokonanego na nich ludobójstwa. Ludobójstwa, o którym mało się pamięta. Ludobójstwa, któremu ciągle próbuje się zaprzeczać (wystarczy spojrzeć na dyplomatyczną reakcję Turcji). Ale problem, którego dotyka papież jest znacznie szerszy. Dotyczy każdego zła. Małego i wielkiego.

Trzeba pamiętać o ofiarach. Trzeba pamiętać o tym, że stało się zło. Trzeba nazwać zło złem. To pierwsza forma przywrócenia sprawiedliwości. Jeśli tego zabraknie, zło dalej będzie zatruwało serca ofiar i ich bliskich, pogłębiało ich ranę.

Powstaje jednak pytanie: jak pamiętać. Jak pogodzić pamięć z wezwaniem do przebaczenia, które przecież nie przestaje być aktualne. Wręcz przeciwnie: tym bardziej jest aktualne.

Ludzka niegodziwość może otworzyć w świecie jakby przepaści, wielkie próżnie: próżnie miłości, próżnie dobra, próżnie życia. Tak więc stawiamy sobie pytanie: w jaki sposób możemy wypełnić te przepaści? Dla nas jest to niemożliwe; tylko Bóg może wypełnić te puste przestrzenie, jakie zło otwiera w naszych sercach i w naszej historii. To Jezus, który stał się człowiekiem i umarł na krzyżu wypełnia otchłań grzechu otchłanią swego miłosierdzia - przypominał Franciszek w homilii podczas tej samej liturgii.

Zło niszczy. Zabija w nas życie, zabija miłość. Nie tylko w tych, którzy go doświadczyli, także w ludziach żyjących wokół nich. Także w kolejnych pokoleniach. Rany niewyleczone są przyczyną kolejnych ran, ból rodzi ból. Jest tylko jedna możliwa droga, by przerwać łańcuch zła. Droga Jezusa Chrystusa. Droga sprawiedliwości i miłosierdzia.

Sprawiedliwości, bo zło zostaje nazwane złem. Sprawca sprawcą, ofiara ofiarą, krzywda krzywdą. To podstawa. Nie można przebaczyć czegoś, czego nie uznaje się za zło, za krzywdę sobie wyrządzoną. Nie przebacza się przecież dobra. Przebaczenie nie oznacza zamazania prawdy. Przebaczenie to nie jest usprawiedliwienie.

Sama sprawiedliwość jednak nie wystarczy. Trzeba miłosierdzia. Potrzebuje go ten, który zła dokonał, by mógł się z niego podnieść, ale być może jeszcze bardziej potrzebuje go ten, który zła doświadczył. Póki się to w nim nie dokona, dawne zło będzie sterowało jego życiem. Będzie wpływało na emocje i determinowało decyzje. Będzie zarażało kolejne pokolenia. Właśnie tych, których chcielibyśmy przed złem ochronić.

Ale jak przebaczyć zbrodnię? Jak przebaczyć ludobójstwo? Przebaczyć, nie zapomnieć? Przebaczyć, nie wyprzeć ból? To, co dla człowieka niemożliwe, możliwe jest dla Boga. Tym, co wypełnia naszą próżnię – każdą próżnię spowodowaną przez zło – jest doświadczenie Jego miłości. Jego sprawiedliwości, która mówi prawdę o tym, co nas spotkało. Jego współczucia. Ale i jego wezwania, by pójść dalej, tą drogą co On.

Tylko tak można ostatecznie zwyciężyć zło. Przebaczając temu, kto je popełnił.