Rodzina ludzka... poważnie chora?

Joanna M. Kociszewska

publikacja 14.04.2015 06:00

Rodzina ludzka jest poważnie chora. Nie interesuje jej inny jej członek. Chyba że umiera w sposób masowy lub szokujący. I byle nie za często…

Rodzina ludzka... poważnie chora? Henryk Przondziono /Foto Gość Rodzina ludzka jest poważnie chora. Nie interesuje jej inny jej członek. Chyba że umiera w sposób masowy lub szokujący

Ludzie biorą dziś coraz większy udział w życiu publicznym swych krajów, a wskutek tego coraz pilniej śledzą przejawy życia międzynarodowego i coraz lepiej zdają sobie sprawę, że są żywymi członkami powszechnej rodziny ludzkiej – pisał Jan XXIII w encyklice Pacem in terris. Zaledwie cztery lata później, w encyklice „Populorum progressio” Paweł VI stwierdził, że społeczność ludzka jest poważnie chora, a przyczyną tej choroby jest […] rozluźnienie braterskich powiązań tak między ludźmi, jak i narodami. Tyle zmieniło się przez cztery lata? Nieprawdopodobne. Oba te cytaty pozostały prawdziwe. Są prawdziwe także i dzisiaj.

Współczesny przepływ informacji jeszcze bardziej uczynił świat „globalną wioską”. Informacja z drugiej półkuli dociera do nas w ciągu kilku minut. Angażuje. Wywołuje reakcje na całym świecie. Wystarczy wspomnieć zamach na World Trade Center, na redakcję Charlie Hebdo, tsunami na Filipinach czy choćby niedawną katastrofę samolotu we francuskich Alpach. Jesteśmy jedną – ludzką – społecznością. Tam, na drugim końcu świata, zginęli ludzie. Tacy sami jak my. Jesteśmy z nimi. Nie tylko patrząc w telewizor. Także wychodząc na ulice, podejmując gesty współczucia (znicze pod ambasadą) czy solidarności (demonstracje, ale także zbiórki pieniędzy czy darów dla poszkodowanych darów). Świadomość bycia jedną ludzką rodziną w nas jest. Albo przynajmniej bywa.

Z drugiej strony… Informacje ze świata – poza wydarzeniami podobnymi do wspomnianych wyżej – interesują nas słabo. Na co dzień zwracamy uwagę raczej na to, co nas dotyka. Afryka jest daleko. Tym bardziej Indie. Ktoś – gdzieś – ginie, ale nie masowo. Ot, kilka – kilkanaście osób. Ktoś – gdzieś – głoduje. Może nawet umiera z głodu. Ale przecież tego nie widać. Czasem tylko przebije się do mediów jakiś alarm, że jak natychmiast czegoś się nie zrobi, to umrą setki i tysiące…

Na co dzień interesuje mnie, czy mnie jest dobrze, i czy może być lepiej. Nie interesuje mnie, czy mój brat lub siostra na drugim końcu świata ma szansę przeżycia, czy może ginie. Z powodu głodu, choroby, wojny. Takie podejście prezentują ludzie i takie podejście prezentują państwa. Ważny jest mój interes.

Jak trafi się tsunami, częścią mogę się ewentualnie podzielić. Ale na szczęście nie trafia się często.

Owszem – to prawda. Każdy pozostaje głównym sprawcą swojego pomyślnego lub niepomyślnego losu. To zdanie Pawła VI jest prawdziwe zarówno w przypadku pojedynczych osób jak i wszelkich społeczności. Ale nie zwalnia nas z pomocy. Ziemia i wszystko, co zawiera, jest dane wszystkim ludziom. Każdy ma prawo otrzymać z niej to, co dla niego konieczne. Własność prywatna nie daje nikomu takiego prawa, które byłoby najwyższe. Tak własność prywatna poszczególnych osób, jak i własność społeczności, narodu czy państwa podlega tej zasadzie. Nigdy nie można używać własności ze szkodą dla dobra wspólnego. Także dla wspólnego dobra całej ludzkiej rodziny.

Rodzina ludzka jest poważnie chora. Nie interesuje jej inny jej członek. Chyba że umiera w sposób masowy lub szokujący. I byle nie za często…

Zmiana tego stanu zależy od nas.

TAGI: