Zderzenie

Andrzej Macura

W Wielkim Tygodniu jak chyba nigdy widać rozdźwięk między oczekiwaniami łatwego chrześcijaństwa a tym, co znaczy iść za Jezusem.

Zderzenie

Prefekt Kongregacji Nauki Wiary, kard. Gerhard Müller przypomina o stałym nauczaniu Kościoła o nierozerwalności małżeństwa, którego nie mogą zmienić żadne względy duszpasterskie. Pewnie tylko zbiegiem okoliczności to trochę także odpowiedź dla tych, którzy sposobów na przyspieszenie procedury orzekania o nieważności małżeństwa upatrują w ograniczaniu przewodu sądowego do jednej instancji.  Kaja Godek przypomina o niegodziwościach związanych z zapłodnieniem in vitro, a które nie ograniczają się do faktu niszczenia embrionów. Ordo Iuris alarmuje, że mamy w sejmie do czynienia z zadziwiającą aktywnością w kierunku legalizacji związków partnerskich. W Brukseli policja rozbiła pokojową demonstrację w obronie dzieci nienarodzonych. Świat oszalał? A może, nie godząc się na taką nowoczesność, oszaleli chrześcijanie i wszyscy podobnie jak oni myślący?

Chrześcijanie na pewno nie oszaleli. Na taką deprawującą i nieludzką nowoczesność nie sposób się zgodzić.  Sęk w tym, że ta „moda” jest zaraźliwa. Już wielu chrześcijan zadaje pytanie „a komu to szkodzi?”. Zwłaszcza gdy nie chodzi o zabijanie nienarodzonych, trudno o przekonujące argumenty. Bo żeby rozumieć ich wagę trzeba spojrzeć na świat inaczej niż z perspektywy utylitarnego i konsumpcyjnego antropocentryzmu. Trzeba.. no właśnie. Spojrzeć z perspektywy personalizmu? A co to właściwie znaczy? Humanizmu, który pamięta, że ograniczanie człowieka do tego co ludzkie bywa nieludzkie?

Myślę, że winę za problemy ze zrozumieniem tych wymogów ponosi nieco jurydyczne podejście do chrześcijaństwa. Zamiast wezwania „pójść za Jezusem” „kochać jak On”, akcentujemy to, co mi wolno, a czego nie wolno. A przecież w takiej logice łatwo o faryzeizm: o szukanie obejść furtek itd...

W Wielkim Tygodniu jak chyba nigdy widać rozdźwięk między oczekiwaniami łatwego chrześcijaństwa, a tym, co znaczy iść za Jezusem. On, choć świadom tego, co czeka Go w Jerozolimie przychodzi tam. I nie ucieka, gdy atmosfera wokół Niego się zagęszcza. Przyjmuje to, co zgotował mu los. Najważniejsze przecież nie jest to, by uniknąć trudności. Najważniejsze, by w każdej sytuacji okazać się wiernym Ojcu. Choćby przyszło za to zapłacić cierpieniem i śmiercią.

Jeśli być chrześcijaninem znaczy iść za Jezusem to konieczność zgoda na różne niewygody wydaje się oczywista. Miałem żonę i teraz chciałbym inną? Cóż, Bóg mówi, że małżeństwo jest nierozerwalne. Nie mogę mieć dzieci? Dam się dokładnie zbadać lekarzom, czy nie można przywrócić mi płodności, ale nie posunę się do wyprodukowania mojego dziecka w probówce. Jestem homoseksualistą? Potraktuję konieczność ujarzmienia moich pragnień jako krzyż. Nie, w chrześcijaństwie nie trzeba szukać cierpienia. Ale nie można przed nim uciekać, gdy wiąże się to złamaniem Bożego prawa. I nie ma co zastanawiać się, jak znaleźć jakieś obejście problemu, tylko trzeba z miłością go przyjąć. Taka jest droga ucznia Chrystusa. Zaprzeć się samego siebie i naśladować Mistrza. Przede wszystkim w tym w szczodrym, pełnym zaufania,  posłuszeństwie Bogu.

Tak, w Wielkim Tygodniu jak nigdy widać rozdźwięk między oczekiwaniami łatwego chrześcijaństwa, a tym, co naprawdę znaczy iść za Jezusem.