Czytanie Ewangelii na ulicach Jerozolimy

ks. Rafał Pastwa

GOSC.PL |

publikacja 05.04.2015 06:27

– W pewnym momencie ogarnęło mnie zwątpienie. Nie wierzyłam, że uda się nam dojść do Bazyliki Grobu Pańskiego. A zbliżała się godzina śmierci Jezusa – mówi Izabela Dechnik.

– Wielki Piątek. Tłok na ulicach, żar lał się z nieba. Wtedy poczuliśmy, że ta nasza obecność to modlitwa do Boga – opowiadają Izabela i Grzegorz ks. Rafał Pastwa /Foto Gość – Wielki Piątek. Tłok na ulicach, żar lał się z nieba. Wtedy poczuliśmy, że ta nasza obecność to modlitwa do Boga – opowiadają Izabela i Grzegorz

Grzegorz Dechnik chciał być żołnierzem. Marzył o tym, odkąd pamięta. Ale w marzenia wmieszał się brat, który wyjechał do pracy w Izraelu i ufundował mu pielgrzymkę do Ziemi Świętej. – Był to rok 1990. Zwiedziłem Betlejem, Jerozolimę i inne święte miejsca – opowiada. – Gdy kończyła się pielgrzymka, przyjechałem do Tel-Avivu spotkać się z bratem. Zabrał mnie do siebie mówiąc, że powinienem zostać, bo jest dla mnie praca w ambasadzie amerykańskiej – wspomina Grzegorz Dechnik. I został. Po dwóch latach pracy w ambasadzie znalazł inne zajęcie. Miał zostać szlifierzem diamentów w największej placówce tego typu w Izraelu. – Przyszedłem do pracy i pierwszy dzień wypadł całkiem nieźle. Ale następnego wypadała uroczystość Wniebowzięcia NMP, więc poszedłem do kościoła. W Izraelu jednak nie jest to dzień wolny od pracy. Wieczorem dostałem ostrą reprymendę i pomyślałem, że moja praca w szlifierni diamentów się zakończyła. Ale dostałem drugą szansę. Pracowałem tam szesnaście lat – wspomina Grzegorz.

Pesach

Właściciel szlifierni diamentów każdego roku zapraszał Grzegorza na święto Pesach do domu. – A że jego matka pochodziła z Polski, rozmawialiśmy przy stole po polsku – mówi Grzegorz. Nie wszyscy Żydzi jednak obchodzą święta Pesach w atmosferze religijnej. Część traktuje je jako sposobność do spotkania się przy stole. – Element łączący religijność z tradycją stanowiła kuchnia. Dania wymienione w Księdze Wyjścia często znajdują się na stołach – wyjaśnia.

Historia miłości

W Izraelu Grzegorz poznał swoją przyszłą żonę Izabelę. Przyjeżdżała do swoich przyjaciół. – Poznaliśmy się w Tel-Avivie. Jak się spotkaliśmy, wiedzieliśmy, że to coś wyjątkowego. Nasz ślub odbył się w Polsce. Tu zamieszkaliśmy potem, bo prowadziłam w Lublinie restaurację żydowską – opowiada Izabela Dechnik. – Dla Grzegorza była to rewolucja. Oczywiście samo małżeństwo jest wielką zmianą, ale on spędził w Izraelu wiele lat swojego życia. Tam miał wszystko, pracę, przyjaciół, znajomych. Nie zmuszałam go do niczego, jednak wiem, że dla miłości i małżeństwa poświęcił bardzo dużo. On musiał się uczyć życia w Polsce na nowo. Bóg dał nam siłę, żebyśmy mogli żyć razem i szczęśliwie – wyznaje Izabela.

Szok Wielkiego Piątku

Izabela i Grzegorz spędzili razem święta paschalne w Izraelu gdy według kalendarza Pascha była obchodzona w tym samym czasie co Wielkanoc. – Wielki Piątek przeżywaliśmy w Jerozolimie. Z nieba lał się żar. Na uliczkach były tysiące ludzi. Słychać było krzyk arabskich dzieci, które chciały sprzedać pieczywo i napoje. Zewsząd nacierali turyści. Dookoła stała policja czuwająca nad porządkiem i bezpieczeństwem. Wtedy poczuliśmy, że ta nasza obecność to modlitwa do Boga. On szedł z krzyżem w takim tłumie i hałasie, w upale. Jedni szli za Nim i drwili, inni coś krzyczeli, jeszcze inni szykowali się na święto – wspominają Izabela i Grzegorz. – W pewnym momencie ogarnęło mnie zwątpienie. Czułam, że nie dam rady zrobić ani jednego kroku dalej. Nie wierzyłam, że uda się nam dojść do bazyliki Grobu Pańskiego. Jednak Grzegorz znał boczną uliczkę, która zaprowadziła nas wprost na miejsce przeznaczenia. Nagle spadł tak gwałtowny deszcz, jakby Bóg chciał nas wszystkich uspokoić, byśmy skupili się na tym, co najważniejsze – opowiada Iza.

Przyjdzie Mesjasz?

Gdy dotarli na miejsce, zwrócili uwagę na tłum Izraelczyków, którzy z zaciekawieniem obserwowali modlących się chrześcijan. – Patrzyli i zastanawiali się, czy przyjdzie Mesjasz – wspomina Iza, która ze zmęczenia zasnęła w bazylice Grobu Pańskiego. – Gdy się przebudziłam, zauważyłam pewną kobietę, która się modliła. Było mi wstyd, że usnęłam – wyznaje. – Potem ulice nagle zaczęły pustoszeć. Żydzi w czarnych chałatach pospiesznie biegli pod Ścianę Płaczu. Zaczynał się szabat. Właśnie o takiej porze zdejmowano z Krzyża ciało ukrzyżowanego Chrystusa – mówią małżonkowie. – To chwila, której nie da się zapomnieć – przyznają. Izabela i Grzegorz mieszkali u swoich izraelskich przyjaciół, którzy nie są religijni, dziwili się więc, że Dechnikowie decydują się na podróż do Jerozolimy na obchody Wielkiego Piątku.

Niedzielę zmartwychwstania przeżyli w kościele w Jafie. Liturgii przewodniczył ks. infułat Grzegorz Pawłowski. – To zupełnie inna sytuacja niż przeżywanie świąt w Polsce. Wiadomo, że Izrael rządzi się prawami żydowskimi. Autobusy w czasie święta Pesach nie jeżdżą, co było utrudnieniem dla tych, którzy chcieli dojechać na Mszę św. Spodziewaliśmy się pełnego kościoła, a było całkiem niewiele osób – opowiadają Izabela i Grzegorz. Po powrocie z Mszy św. przygotowaliśmy typowe, polskie śniadanie wielkanocne. Była to dla nas ważna okazja, żeby opowiedzieć naszym izraelskim znajomym o tradycji chrześcijańskiej, o wierze i o tym, co nas łączy – podsumowują.

TAGI: