Bracia dołączeni

Jacek Dziedzina

publikacja 16.04.2015 06:00

Czy stolica kalwinizmu zostanie „przejęta” przez katolików? Po pięciu wiekach od wygnania ostatniego biskupa z Genewy jest szansa na utworzenie katolickiej diecezji.

Bracia dołączeni Godong /UIG/east news

W ostatnich dniach pojawiły się informacje o tym, że Watykan rozważa ponowne utworzenie diecezji w Genewie. Ponowne, bo ostatni katolicki biskup tego szwajcarskiego miasta został wypędzony przez kalwinistów w 1533 roku. Plany z tym związane byłyby uzasadnione choćby z tego powodu, że obecnie mieszka tam więcej katolików niż protestantów. Tyle tylko, że ewentualne odrodzenie diecezji nie jest sprawą zupełnie nową. – Temat powraca co jakiś czas i dlatego wiadomości o jej rychłym powstaniu traktowane są z dystansem, zarówno przez katolików, jak i protestantów – mówią nam genewscy księża. Czy teraz przyszedł czas na konkrety?

Katolików jest więcej

Argumenty za utworzeniem genewskiej diecezji katolickiej są, poza racjami historycznymi, bardzo praktyczne: od połowy XIX wieku nieprzerwanie rośnie tam liczba imigrantów. Genewskie źródła kościelne wskazują, że w latach 1925–1945 populacja mieszkańców wynosiła od 163 tys. do 187 tys., by na koniec 1985 roku wzrosnąć aż do 363 tysięcy. Stan na styczeń 2014 roku to ponad 470 tys. osób, z tego prawie 190 tys. to obcokrajowcy. Z kolei ogromna większość z nich to katolicy: Portugalczycy, Hiszpanie, Włosi, także Polacy. Powyższe dane trzeba jednak traktować jako niedoszacowane. Podobnie jest z liczbą przybywających katolików. Próbowaliśmy dotrzeć do oficjalnych statystyk na temat dokładnej liczby protestantów i katolików w kantonie Genewa, ale nie jest to do końca możliwe z prostego powodu: część imigrantów pracuje i mieszka w Genewie, a część tylko pracuje przez kilka dni, ale oficjalnie mieszka nadal we Francji lub we Włoszech. Miejscowi księża mówią o 14–18 proc. protestantów i 34–38 proc. katolików w kantonie Genewa. Ponadto według ich szacunków rocznie przybywa tam ok. 20 tys. imigrantów, w większości katolików. Wszystko więc wskazuje na to, że tendencja wzrostowa katolików powinna się utrzymać.

– Przejawem odżywania Kościoła w Genewie są wypełniające się kościoły, coraz więcej katechizowanych jest dzieci i młodzieży, szczególnie na terenach, gdzie mieszka wielu imigrantów i małżeństw mieszanych. We wspólnocie portugalskiej na przykład do I Komunii św. w każdym roku przystępuje ok. 200–300 dzieci – wyliczają genewscy duchowni. Mało znanym faktem jest też to, że przy ciągłym deficycie powołań kapłańskich zatrudniani są tzw. agenci pastoralni, czyli osoby świeckie „zawodowo” zajmujące się pomocą duszpasterską w parafiach. Temat katolickiej „ekspansji” w Genewie jest jednak o tyle delikatny, że wspólnoty katolicka i protestanckie na co dzień zgodnie współpracują przy wielu projektach. Niewłaściwe byłoby zatem mówienie o „przejęciu” Genewy przez katolików, bo nie o wyparcie protestantów bynajmniej tutaj chodzi. – Dla Kościoła lokalnego bardzo ważna pozostaje działalność ekumeniczna. Na gruncie parafialnym realizowane jest to poprzez wspólne świętowanie uroczystości, nabożeństwa sprawowane w intencji jedności chrześcijan, także wydarzenia organizowane przez urzędy państwowe na poziomie dzielnic i komun. Kościołowi zależy, aby ewentualne powstanie diecezji nie odbyło się ze szkodą dla bardzo dobrych relacji ze stroną protestancką – mówi nam jeden z księży zaangażowanych w dialog ekumeniczny.

„Rewizjonizm” niemile widziany

Diecezja genewska należała do najstarszych w Kościele powszechnym. Została utworzona już w IV wieku i chociaż w 1533 r. doszło do wspomnianego wygnania ostatniego biskupa, to formalnie istniała właściwie do XIX wieku, choć jej biskupi rezydowali poza Genewą. W 1821 r. została formalnie połączona z diecezją lozańską, która od 1924 r. nosi nazwę diecezji Lozanny, Genewy i Fryburga. Poprawne relacje między protestantami a katolikami to jedna strona medalu, ale o wrażliwości tych pierwszych na wszelkie akcenty „rewizjonistyczne” świadczy fakt, że gdy w 1987 r. nowy biskup połączonej „trójmiejskiej” diecezji próbował przenieść się do Genewy, protestanci uznali to za prowokację.

Prasa pisała wówczas nawet o próbie „odzyskania miasta Kalwina”. Prawdą jest, że wielu dzisiejszych mieszkańców Genewy to potomkowie francuskich protestantów, którzy schronili się tu po masakrze w noc św. Bartłomieja w 1572 roku. Genewa była protestancka do tego stopnia, że przez dłuższy czas niekalwiniści nie mogli na przykład kierować Szwajcarskim Czerwonym Krzyżem, katolicy nie mogli pełnić funkcji prokuratora generalnego, a nawet zarządzać bankiem. O długotrwałej niechęci do katolików świadczy też fakt, że pierwszą po wypędzeniu katolickiego biskupa Mszę św. w Genewie odprawiono dopiero w 1798 r., gdy do miasta wkroczył Napoleon. Później były próby Rzymu, żeby ustanowić biskupa Genewy. Ale temat zablokowały władze Szwajcarii, które nawet do konstytucji wpisały artykuł mówiący, że ustanowienie diecezji na terytorium kraju możliwe jest tylko za zgodą władz państwowych. Warto dodać, że artykuł ten zniesiono dopiero w 2001 roku. W efekcie obecnie biskup „trójmiejskiej diecezji (Lozanna, Genewa, Fryburg) ma swoją siedzibę we Fryburgu, liczącym niespełna 40 tys. mieszkańców (podczas gdy Genewa to ok. pół miliona osób). Podział diecezji i utworzenie stolicy biskupiej ponownie w Genewie ułatwiłoby zarządzanie i pracę duszpasterską. Na razie trwają konsultacje – nikt z naszych rozmówców nie potrafił potwierdzić, że już zapadły jakieś wiążące decyzje, ale klimat sprzyjający temu na pewno jest.

Stan zapalny

Ewentualne odrodzenie diecezji genewskiej i rosnąca liczba katolików w tym kantonie nie oznacza, że ogólna kondycja Kościoła w Szwajcarii jest najlepsza. Warto przypomnieć, że jeszcze w latach 70. XX wieku ponad 95 proc. Szwajcarów przyznawało się do przynależności albo do Kościoła katolickiego lub jednego z Kościołów protestanckich (z rodziny ewangelicko-reformowanych). Dziś przyznają się do tego dwie trzecie mieszkańców kraju — te dane pochodzą ze szwajcarskiego instytutu teologii pastoralnej z St. Gallen. I tej tendencji spadkowej w skali całego kraju, jak widać, nie zatrzymuje radykalnie nawet napływ imigrantów katolickich. W 8-milionowej Szwajcarii nawet 45 tys. osób rocznie rezygnuje z przynależności do Kościoła. Można jednak powiedzieć, że gdyby nie imigranci, statystyki wyglądałyby jeszcze gorzej, bo aż jedną trzecią przyznających się do Kościoła katolickiego lub jednego z protestanckich stanowią właśnie imigranci. Spadającej liczbie wiernych towarzyszy rzecz jasna również spadek liczby księży, choć z drugiej strony rośnie liczba diakonów stałych. Wyjątkiem jest włoskojęzyczna diecezja lugańska, gdzie na brak powołań Kościół nie może narzekać. O ile jednak do niedawna można było mówić również o zaniku spowiedzi sakramentalnej (w niektórych regionach praktycznie zupełnie zanikła), to w ostatnim czasie można zaobserwować pewne odrodzenie w tej sferze. Księża mówią także o rosnącej w ostatnich latach liczbie katechumenów wśród dzieci w wieku szkolnym i wśród dorosłych.

Reforma to nie samobójstwo

Pomimo tych jaskółek niektórzy duchowni i teologowie dalej brną w ślepą uliczkę, która wymiotła już dawno wiernych w innych krajach zachodnioeuropejskich. Ślepą uliczkę można by w skrócie ująć jako uparte „reformowanie” Kościoła, rozumiane na Zachodzie jako rozmiękczanie Ewangelii i jednocześnie niszczenie piękna liturgii. Prawdziwa reforma w Kościele zawsze sprowadzała się do jeszcze większego radykalizmu ewangelicznego, powrotu do źródeł. Widoczne to było zwłaszcza na przykładzie reform zakonów średniowiecznych, które zaostrzając regułę, zyskiwały współbraci, natomiast klasztory pustoszały, gdy praktyka życia zakonnego była poluzowana. Tak samo stało się z wieloma Kościołami na Zachodzie, a skrajnym przykładem było np. zastępowanie czytania Ewangelii fragmentami... „Małego Księcia”. Puste kościoły pokazują, że to prosta droga do samobójstwa. W Szwajcarii również nie brak środowisk, które zamiast prawdziwej reformy wolałyby drogę na skróty, która jeszcze nikogo do Kościoła nigdy nie przyciągnęła. I tak biskup Bazylei swego czasu chciał dopuszczać osoby żyjące w ponownych związkach do Komunii. Również w Bazylei feministyczna „teolożka” pisała niedawno do papieża petycję z prośbą o mianowanie kobiet kardynałami. Podpisali ją nie tylko świeccy, ale i niektórzy zakonnicy. W Szwajcarii od paru lat działa również kampania o nazwie „Inicjatywa równości”. Program? Zniesienie celibatu i wprowadzenie święceń kapłańskich dla kobiet.

Z podobnymi postulatami w 2003 r. wystąpił nawet synod w kantonie Lucerna. Jedna z inicjatorek synodu szantażowała nawet Watykan, że w przypadku odrzucenia postulatów synodu w parafiach będą zatrudniani żonaci księża nawet bez pozwolenia biskupa. Sytuację na szczęście uratował szwajcarski episkopat, który jednoznacznie odrzucił postulaty synodu. Biskupi słusznie uznali, że zamiast domagać się zniesienia celibatu, jako rzekomo skutecznej metody pozyskiwania nowych powołań, lepiej zaangażować się bardziej w duszpasterstwo młodzieży. Bo bez wiary młodych ludzi żadne zniesienie celibatu nic nie da, by podnieść liczbę chętnych do kapłaństwa. Być może rosnąca liczba imigrantów, w tym katolików, a przez to także prawdopodobne odrodzenie starej diecezji w Genewie, będzie jakimś znakiem dla tamtejszego Kościoła, że droga do odnowy prowadzi przez aktywne, zaangażowane duszpasterstwo, a nie przez podcinanie własnych gałęzi.

TAGI: