Współpłaczące

Agata Puścikowska


publikacja 11.04.2015 06:00

Płakały z poczuciem wyższości - nad tymi gorszymi. I zmiana. Płaczą nad sobą i pomagają. Bo wszystkie jesteśmy odpowiedzialne.


– Ci, którym więcej wybaczono, bardziej miłują – zrozumiałam pewnego dnia. To był pierwszy moment, gdy i w kobietach po aborcji dostrzegłam człowieka
– wyznaje Natalia Roman Koszowski /Foto Gość – Ci, którym więcej wybaczono, bardziej miłują – zrozumiałam pewnego dnia. To był pierwszy moment, gdy i w kobietach po aborcji dostrzegłam człowieka
– wyznaje Natalia

Natalia i Maria. Poznały się w świecie internetowego bełkotu, hejtu i niebezpieczeństw. Poznały się jako te lepsze, co to wirtualnie głoszą Dobrą Nowinę oraz nawracają świętym gadulstwem. Z czasem, gdy trafiły na drogę pomocy kobietom po aborcji, doświadczyły dramatów, które bolą nawet na odległość. I w zagubionych kobietach ze zdziwieniem zobaczyły Chrystusa. „Nie płaczcie nade Mną, lecz nad sobą i waszymi dziećmi” – usłyszały wtedy te słowa na nowo. Nieco zdziwione.


(Nie)święta Natalia 


Natalia zawsze była pro life. W jej rodzinie po prostu dzieci się nie zabijało, a bycie pro life stanowiło przepustkę do nieba. Jeden dobry uczynek za życiem równoważył grzechy codzienne. Jak u wykwalifikowanej księgowej: wszystko musiało wyjść na zero i bez manka. – Gdy słyszałam o kobietach po aborcji, dochodziłam do wniosku, że nie jestem taka najgorsza, bo przecież nikogo nie zabiłam. Lepsza jestem! Załapię się przynajmniej na czyściec. To był jeszcze czas, gdy „one” – te po aborcji – były dla mnie strasznymi zbrodniarkami. 


Pierwszy wyłom – po obejrzeniu programu telewizyjnego z udziałem lekarki aborterki, która po latach duchowego piekła nawróciła się. – Dotknęło mnie do głębi. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że „ci, którym więcej wybaczono, bardziej miłują”. To był pierwszy moment, gdy i w kobietach po aborcji dostrzegłam człowieka. Człowieka potrzebującego pomocy. I z pewnym zaskoczeniem dotarły też słowa: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych...”.


Druga lekcja była boleśniejsza. Natalia zachodzi w drugą ciążę: upragnioną, wyczekaną, z pozoru szczęśliwą. W ciążę... niemal nie do przeżycia. – Cierpiałam fizycznie, ale stokroć gorszy był ból psychiczny. Zaburzenia hormonalne wywołały u mnie depresję lękową. To był straszny czas. Bez chwili wytchnienia choćby na sen – Natalia zamyka oczy. Jakby chciała złe obrazy wymazać z pamięci. 
Maksymalne dawki antydepresantów nie działały. Dobijało poczucie winy: „Chciałaś ciąży, chciałaś dziecka? A teraz tak reagujesz? Wstydziłabyś się!”. – Byłam w przedsionku piekła. Chciałam po prostu wyskoczyć z okna. Nie skoczyłam z jednego powodu: bałam się, że po samobójstwie trafię w jeszcze gorsze miejsce. Że ten mój stan będzie trwał wieczność. To wtedy zrozumiałam: ciąża nie zawsze jest od początku wielką radością. To często ból, walka. Dotarło też do mnie, że kobiety pozbawione wsparcia najbliższych mogą czuć się jeszcze gorzej. I wtedy zabijają: ze strachu, przerażenia, w amoku.


Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono, myśli dziś Natalia. Jej trudna ciąża skończyła się wielką radością. Urodziła zdrową córkę, a po paru miesiącach hormony i psychika wróciły do równowagi. – Surfowałam wtedy po sieci, wypisując święte dyrdymały o wychowywaniu dzieci, o byciu matką idealną, o wierze, tak naprawdę przechwalając się, jaka to jestem fajna. W końcu trafiłam do wirtualnego miejsca założonego przez kobiety, które dokonały aborcji. Założycielki antyaborcyjnego forum przeszły własny dramat i chciały oszczędzić tego samego innym matkom. Ja co prawda aborcji nie doświadczyłam, ale życie boleśnie mnie nauczyło, żeby pomagać, nie głupio oceniać. 


Natalia zaczęła pomagać kobietom, które w sieci szukały sposobu na pozbycie się dziecka. Delikatnie, z wyczuciem. Rozmawiając, nie potępiając. Bo cierpień kobiet, które stoją przed decyzją o aborcji, opisać się nie da. Gdy facet leje, straszy odejściem, gdy matka wyrzuca z domu. Albo gdy dziecko jest owocem głupiego romansu, więc „wcale tego nie chcę, ale mąż nie może się o niczym dowiedzieć”.
Gdy na forum wchodzi nowa kobieta, mówiąc, że „musi to zrobić”, Natalia tłumaczy, rozmawia, na wszelkie możliwe sposoby próbuje dotrzeć z ofertą konkretnej pomocy. Byle zro­zpaczona matka „tego” nie zrobiła. Często się udaje. Wtedy płaczą razem: matka przy nadziei, z radością i nadzieją, i Natalia – ze szczęścia. Ale płaczą też wspólnie, gdy pomóc się nie udało i matka zabiła dziecko. Natalia płacze z bezsilności i... doświadczenia pracy z innymi kobietami. Doświadczenie podpowiada, jaki będzie ciąg dalszy. Matka chwilę później płacze, bo już wie, jak wygląda życie „po”: doświadcza właśnie cierpienia niewyobrażalnego. Nie wolno zostawić jej wtedy samej. – Wiele dziewczyn traci sens życia. Bywają próby samobójcze. Czasami z pomocą policji i zdolnych informatyków trzeba szukać w świecie rzeczywistym anonimowej kobiety z internetu. I jechać do niej, żeby zapobiec najgorszemu – rozkłada ręce Natalia. 
Potrzeba miesięcy, by pomóc wrócić do życia. By na nowo nadać sens temu, co zostało utracone.

Na forum, na którym działa Natalia, trafiają też kobiety po aborcji. Zabiły miesiąc wcześniej, dwa lata wcześniej albo i kilkanaście lat temu. Wszystkie żebrzą o pocieszenie. – Gdy szczerze rozmawiam z kobietami „po”, niezależnie od konkretnych okoliczności, wszystkie potwierdzają: zabiły, bo w świecie rzeczywistym wśród najbliższego otoczenia nie miały nikogo, kto by powiedział: „Nie rób tego!”. Płaczą, że „już jest za późno”. Mówię im, że nie jest za późno! 
Dziecka nie można już uratować, ale trzeba zrobić wszystko, by ta śmierć nie poszła na marne. By była przyczynkiem do zmiany życia na dobre, do duchowego odrodzenia. I nie oznaczała śmierci matki.

– Kobieta po aborcji, która otrzyma wsparcie, często staje się potem bezcennym pomocnikiem w walce o życie. Nie działa głośno, wśród fleszy i poklasku medialnego, ale konkretnie, cicho i realnie. 
Za to kobiety, które w porę się zatrzymały, zrezygnowały z aborcji, nigdy nie składają reklamacji. Chwalą się swoją radością, ślicznymi dzieciakami i czasem proszą o usunięcie starych wątków, rozpaczliwych wpisów. Żeby zapomnieć. Czasem też, gdy sytuacja tego wymaga, forumowiczki składają się na wyprawkę lub inną pomoc finansową. Ale... – To naprawdę nie ja pomagam. To dziewczyny pomagają mnie. Dzięki nim pamiętam, że jestem słaba, wcale nie święta, a upadek może być kwestią czasu, chwili, sytuacji wokół. Wystarczy na moment odłączyć się od Źródła, wystarczy zboczyć z Drogi, a od razu pogrążasz się w grzechu. I płaczesz.


Twarda Maria 


Maria chodzi w czarnych dopasowanych gumkach. Jeździ na motorze. Twarda jest i waleczna. Płacz? To dla mięczaków – myślała wiele lat. A kobieta mięczak to jakiś feler, co to nie umie sobie z życiem poradzić. – Nie lubię użalać się nad sobą, nad innymi. Niewiasty płaczące nad Jezusem w czasie drogi krzyżowej długo były mi obce. Nie chciałam się z nimi identyfikować. Nie rozumiałam ich. 
Do czasu. Kilka lat temu Maria najpierw poznała (w sieci) Natalię. Były razem na forum poświęconym wychowywaniu dzieci. Przechwalały się uroczo, która jest matką doskonalszą. Aż w końcu, gdy Natalia zaczęła pomagać kobietom po aborcji, „wezwała” i Marię. „Tu się dzieją rzeczy trudne. Musisz wesprzeć” – napisała.

– Doświadczenie nagłe i traumatyczne. Zobaczyłam obraz nędzy i rozpaczy ludzkiej. Całe morze cierpienia, bólu. I bezdennego braku nadziei. Po raz pierwszy w życiu bardzo mocno płakałam. I czułam, że chociaż nigdy nie dokonałam aborcji, jestem jedną z nich. Takie współodczuwanie, a nie potępianie. 
Ale wraz z tym płaczem, oczyszczającym z jednej strony, a z drugiej paraliżującym, przyszło poczucie bezsilności i bezradności. – Nie miałam kompletnie pomysłu, jak im ulżyć. Wściec się można, a nie działać. Bo niby jak? I wtedy słowa Pana Jezusa skierowane do niewiast: „Nie płaczcie nade Mną, płaczcie nad sobą i dziećmi waszymi” zabrzmiały mocno i aktualnie. Jak ostre postawienie do pionu.


Maria uświadomiła sobie, w jakim potrzasku znalazły się kobiety po aborcji. Najpierw uwierzyły, że aborcja jest ich prawem. Potem, gdy doświadczyły bólu po aborcji, zostały wyśmiane, nazwane histeryczkami, które „same tego chciały”. – Historie dziewczyn pamięta się, bo są częścią mnie. Jedna z kobiet weszła na forum, by dowiedzieć się, jak wygląda aborcja farmakologiczna. Długo z forumowiczkami tłumaczyłyśmy, że to zły pomysł, próbowałyśmy wskazać jej mądrzejsze rozwiązanie. Nie udało się jej przekonać. Mówiła, że jest tak silna i pewna decyzji, że wróci i opowie, jak można dobrze żyć po aborcji. Wróciła po kilku tygodniach... złamana. Życiowe plany, które miała rozpisane na lata i które cieszyły, przestały być istotne. Przerażający był widok kobiety, która w ciągu kilku tygodni z radosnej, pełnej zapału, silnej dziewczyny stała się zdruzgotaną kupką bólu i braku nadziei. 
Druga z kobiet, która utkwiła Marii w pamięci, to dziewczyna pełna gorącej wiary, walcząca o prawo do życia dla dzieci. Walcząca dziwnymi metodami. Przyszła na forum z osądem, pełna pogardy dla „aborterek”, pisząc, że tylko puste, bezmyślne kobiety mogą zdecydować się na zabicie dziecka. Po jakimś czasie Maria otrzymała list. Prywatny. „Nie chcę tego dziecka. Nie teraz. Mąż okazał się palantem, ja muszę skończyć studia. NIE TERAZ! Wyję i płaczę, ale kupiłam już środek wczesnoporonny. Wezmę go jutro. Chcę świętego spokoju i normalnego życia”. – Oj, długośmy gadały. Dziewczynę na szczęście udało się przekonać, że aborcja jest głupim pomysłem. Oczywiście potem była przeszczęśliwa. 


Maria postanowiła zrobić coś jeszcze: kilka lat temu zgłosiła się do domu samotnej matki. Jest wolontariuszką. Współdziała, współorganizuje. I... czasem nad ludzkim losem zapłacze. Wolno jej. Maria dodaje płaczliwe memento: – Kobiety będące w pierwszych tygodniach ciąży stają często wobec trudnego wyboru. Życie dziecka staje w szranki z szantażem bliskich, a często z fałszywym poczuciem wolności i brakiem odpowiedzialności za drugiego człowieka. Matki stają na dramatycznej, samotnej drodze. Trzeba wejść z nimi na tę drogę. A potem wesprzeć, podać rękę. I przytulić, współpłacząc.

TAGI: