Prowokatorzy od ks. Giussaniego

Joanna Bątkiewicz-Brożek


publikacja 12.04.2015 06:00

Bóg cieszy się tobą i przebacza ci!
 – mówił każdemu ks. Luigi Giussani, dodając, że ważniejsze od odpowiedzi są właściwie postawione pytania: 
o sens istnienia, życia, o przeznaczenie. Minęło 10 lat od śmierci założyciela Komunii i Wyzwolenia i 60 lat od narodzin ruchu. 


7 marca 2015 r. w 60. rocznicę powstania Komunii i Wyzwolenia ponad 80 tys. członków Ruchu spotkało się na specjalnej audiencji z papieżem Franciszkiem. Było to największe zgromadzenie jednego ruchu kościelnego od dekad. „Lektura książek ks. Giussaniego wpłynęła mocno na moje życie” – mówił papież. MAURIZIO BRAMBATTI /EPA/pap 7 marca 2015 r. w 60. rocznicę powstania Komunii i Wyzwolenia ponad 80 tys. członków Ruchu spotkało się na specjalnej audiencji z papieżem Franciszkiem. Było to największe zgromadzenie jednego ruchu kościelnego od dekad. „Lektura książek ks. Giussaniego wpłynęła mocno na moje życie” – mówił papież.

Niedawno zadzwonił do mnie dominikanin o. Marek. – Byłem w Nowym Jorku na spotkaniu Comunione e Liberazione i przyszło dwa tysiące osób! Jest coś w ruchu Giussaniego, co pociąga ludzi. Trzeba się od nich uczyć. CL to prowokacja.
Krótko potem odebrałam telefon od Miłosza Greszty z sekretariatu Komunii i Wyzwolenia w Polsce. Pytał, czy wybieram się na spotkanie ruchu z papieżem Franciszkiem. Rzym nie widział jeszcze takiego zgromadzenia. Kończąc, nawiązał do Ewangelii św. Łukasza i opowieści o Zacheuszu. Zadał mi pytanie, które przez miesiąc nosiłam w sobie. No tak – pomyślałam – teraz rozumiem, o co chodziło o. Markowi z „prowokacją”. Cielini (członkowie ruchu) tak stawiają pytania, że burzą pozorny spokój. Ks. Giussani przekonywał, że pytania są ważniejsze od odpowiedzi. Tym zresztą włoski kapłan prowokował niewierzących i wyznawców innych religii.

W CL jest coś, czego nie znajduję w żadnym innym ruchu w Kościele: kontakt z celinami jest jak powrót do przerwanej rozmowy. O Jezusie, Ewangelii, sensie życia. To nie patetyczna czy powierzchowna „gadanina”, a coś naturalnego, tak jak rozmowa o wystroju domu, lekturze książek, wydarzeniach. Cielini są konkretni i dociekliwi. A Ewangelia to tlen, którym oddychają, posiłek, który daje im kalorie do życia. 


Prorocy


– Giussani mówił z taką siłą o wierze, że przyciągał uwagę. Spotkanie z ruchem CL było dla mnie rewolucją, bo przecież miałem w rękach całą tradycję Kościoła po formacji w seminarium, a dzięki temu mogłem ruszyć w drogę, która sprawiła, że wiara stała się osobista i zaczęła dotyczyć wszystkiego i oświetlać moje życie. – mówi ks. Julián Carrón, hiszpański kapłan, który po śmierci don Giusa stoi na czele ruchu. 
Ks. Luigi odszedł kilka tygodni przed śmiercią Jana Pawła II. Byli rówieśnikami. Na zdjęciu z 1998 r. don Gius ściska papieża, który jakby chciał podnieść Włocha z klęczek. Scena ta przypomina tę z roku 1978, kiedy kard. Wyszyński składa homagium nowo wybranemu papieżowi. Ale i tę, kiedy don Giussani wita się z ks. Franciszkiem Blachnickim. Ta trójka, Wojtyła, Giussani, Blachnicki, doskonale wyczuwa, że Kościół potrzebuje zrywu, ognia. Że młodzi są głodni świadków i że drzemie w nich potencjał. Wszyscy trzej, niczym prorocy, mówią, że człowiek nie może zamykać się tylko w doktrynie. Musi spotkać osobiście Chrystusa, bo tylko tak odnajdzie sens życia. Ruch Komunia i Wyzwolenie, stworzony przez Giussaniego, oraz Ruch Światło–Życie, stworzony przez Blachnickiego, porywają setki tysięcy osób.


Skrót „CL” w latach 60. i 70. był znienawidzony we Włoszech podobnie jak słowo „oaza” w Polsce. Oazę prześladowała w naszym kraju bezpieka, członkowie ruchu i sam ks. Franciszek byli bez przerwy inwigilowani. Tak samo nękano celinów. Byli prześladowani na wyższych uczelniach, wyrzucani nawet z seminariów duchownych. Tak zwani postsoborowi biskupi progresiści uważali ich za »integrystów«. Tymczasem Cielini, podobnie jak oazowicze, nie byli ani przeciwnikami Soboru Watykańskiego II, ani tradycjonalistami. Don Gius i ks. Blachnicki uczyli po prostu, że wiara musi być częścią codziennego życia człowieka, uczyli miłości i posłuszeństwa do Kościoła. Nie można być religijnym w niedzielę – mówił ks. Giussani – a w poniedziałek obojętnym. Religia nie jest ideą, a doświadczeniem. To nie pogląd, ale coś, czym człowiek żyje.


Comunione e Liberazione było jak płachta na byka wobec komunistów. Don Giussani wysłał swoich ludzi do Sieny, jednego z najbardziej czerwonych miast we Włoszech. Byli tam zaczynem odnowy. Tamtejszy aparat służb czerwonych PCI (Włoskiej Partii Komunistycznej) stanął na baczność, kiedy dzięki CL w wyborach do samorządu studenckiego katolicy zebrali ponad 50 proc. głosów. „Od czasów św. Katarzyny nie widziano tu niczego podobnego. To było jak oko cyklonu” – pisał Antonio Socci. 
CL rosło w siłę. Miała nawet swoją prasę. Założyła w Mediolanie tygodnik „Il Sabato”, który stał się jednym z czołowych opiniotwórczych pism na Półwyspie Apenińskim. Jego dziennikarze zasilają dziś szeregi m.in. dziennika „Avvenire” oraz tygodnika „La Famiglia Cristiana”. „Il Sabato” wspierało polską „Solidarność”. Było jedynym pismem, które zamieściło zdjęcie zmaltretowanego ciała ks. Jerzego Popiełuszki oraz pierwszy w Europie wywiad z Lechem Wałęsą. CL początkowo nie wchodziło do Polski. – Don Giussani zatrzymał się przed naszą granicą, wiedział, że tu jest Blachnicki – mówi ks. Jerzy Krawczyk, odpowiedzialny za CL w Polsce.


Dziś ruch zrzesza 80 tys. świeckich i duchownych we Włoszech – wśród nich są czołowi politycy, pisarze, dziennikarze, watykaniści, duchowni, przedsiębiorcy. Obecny jest we wszystkich krajach Europy, w obu Amerykach i Afryce. 


Piękna droga


Pewnego dnia grupka włoskich studentów spotyka ubogą kobietę. Jest głodna, ma podarte ubranie. Wzruszeni, dają jej, co mają przy sobie. Opowiadają o tym ks. Giussaniemu. „Idźcie tam jutro – mówi – zobaczcie, czy ta kobieta czegoś jeszcze nie potrzebuje”. Idą, ale wracają zdenerwowani i zasmuceni. „Co się stało?” – pyta ks. Luigi. „Nie będziemy już pomagać tej kobiecie” – mówią. – „Wszystko, co jej daliśmy, wydała na szminkę i perfumy, zamiast na jedzenie”. Kapłan spogląda na swoich podopiecznych: „A kim wy jesteście, żeby oceniać i wiedzieć, czego ta kobieta potrzebuje? Może nigdy wcześniej nie czuła się tak kobieca, tak piękna jak z tymi perfumami”. 
Tę historię w filmie pt. „La strada bella” (Piękna droga), który powstał z okazji 60. urodzin ruchu, opowiada Brazylijka z São Paulo. W CL jest od 11 lat. – Kiedy to usłyszałam, musiałam poznać kogoś, kto ma taką wrażliwość. I zaczęłam poznawać ruch. Nie opuściłam od tamtej chwili ani jednego spotkania CL. Od 30 lat Concita pomaga ubogim rodzinom z faweli budować domy.

– Myślałam, że ludzie potrzebują tu tylko domu i jedzenia. Ale kiedy w ruchu zrozumiałam, że człowiek może żyć bez domu, ale nie może żyć bez piękna, zadzwoniłam do kobiet, którym pomagałam, z pytaniem, czego pragną. „Malować obrazy, szyć, haftować” – odpowiedziały.
Concita stworzyła stowarzyszenie, które daje dziś pracę Brazylijkom. Zrozumiała, że nie musi wybudować dla wszystkich domów, bo „Jezus mógł uzdrowić wszystkich w Palestynie. A nie zrobił tego”. 
Rose pracuje w Afryce. Jest lekarką. Od kilkunastu lat w ruchu CL. – Jedzenie, ubrania, lekarstwa, pieniądze to tylko narzędzia, żeby powiedzieć kobietom, mężczyznom i dzieciom tutaj, że są ważni. Niezależnie od warunków, w jakich przyszło im żyć – mówi. Rose dzięki spotkaniom z ks. Giussanim nauczyła się tak patrzeć na innych, że zaczęli jej ufać. – Na początku, kiedy rozdawałam w sudańskich slumsach leki, tubylcy lekceważyli je. Woziłam im wszystko, ale nic się nie zmieniało. Don Gius zawołał mnie i powiedział, że najpierw muszę pokazać im, iż mają wartość w oczach Boga, że mnie obchodzą. 
Podobne świadectwa dają Cielini w Miami, w Kazachstanie, w Chinach. Naukowcy i rolnicy, nauczyciele we Włoszech i na Ukrainie, przedsiębiorcy naftowi w Palestynie, wykładowcy teologii na papieskiej Gregorianie. A nawet więźniowie. – Dzięki książkom Giussaniego stajemy twarzą w twarz z błędami, które popełniliśmy. To droga, która pozwoliła mi bardzo urosnąć jako osobie – mówi jeden ze skazanych na dożywocie we włoskim zakładzie karnym. Ruch bowiem i w takich miejscach prowadzi swoje szkoły.


Wilkołak


Frank Simmons, Afroamerykanin, szedł ulicą Nowego Jorku. Chciał okraść człowieka. „Jeśli sądzisz, że Bóg przyjdzie tu i będzie z tobą w tym bagnie, to się tak nie stanie, bo On jest święty. Ale jeśli Go poprosisz, może cię stąd wyciągnąć” – powiedział do Franka ten, który miał być jego ofiarą. – Zacząłem czuć wstyd za to, co robiłem. Chciałem popełnić samobójstwo. Szedłem, wrzeszcząc do Boga: „Tak naprawdę nie istniejesz. Mieć życie to żaden przywilej. To przekleństwo, a ja jestem jak wilkołak. Dla mnie zawsze jest pełnia. Nie chcę tego życia, chcę ci je oddać”. Nie wiem jak, ale coś zawołało we mnie spoza świadomości i wyszło ustami: „Jeśli potrafisz mnie, Boże, powstrzymać od tego, co mam zrobić, będę Ci służył przez resztę życia”. Przypomniałem sobie człowieka, który powiedział mi o bagnie i żebym zadzwonił w razie kłopotów. Na peronie, którym szedłem, by rzucić się pod pociąg, stała budka telefoniczna… Wreszcie zobaczyłem siebie jako osobę. Powiedziałem głośno: jestem Frank. Amerykanin od 5 lat uczestniczy w spotkaniach CL w Nowym Jorku. 
Kard. Sean P. O’Malley, metropolita Bostonu, jest w CL od lat. Przyjeżdża na to amerykańskie spotkanie ruchu. – Młodzi widzą tu, jak wielkim darem jest nasza wiara. Że to nie tylko gmach doktryny, a sposób życia według nauki Jezusa w relacji z wydarzeniem Chrystusa. 
Ks. Giussani w 1987 r. mówił o misji ruchu i celinów: – Otrzymałem dar wiary, żebym mógł dać go innym, mówić o nim. Żeby człowiek poznał Chrystusa, żeby ludzkość poznała Chrystusa. To jest zadanie powołanych. Według tego będzie osądzone nasze życie.

TAGI: