Postawili na nas krzyżyk

Jacek Dziedzina

publikacja 14.04.2015 06:00

To my budowaliśmy Niniwę, a potem pierwsze kościoły i klasztory. Daliśmy nazwę dzisiejszej Syrii, tworzyliśmy jej kulturę i zabytki. Dziś opuszczeni, giniemy na oczach świata. Tak mówią o sobie Asyryjczycy, rdzenni mieszkańcy Bliskiego Wschodu, jedni z najstarszych chrześcijan, o których świat nie chce pamiętać.

Asyryjscy uchodźcy proszą świat o natychmiastową pomoc AFP /EAST NEWS Asyryjscy uchodźcy proszą świat o natychmiastową pomoc

W czasie gdy Słowianie czcili jeszcze Swarożyca, Marzannę czy Jarowita, Asyryjczycy śpiewali już hymny paschalne i pielgrzymowali do grobu św. Efrema. Jeśli ten fakt jest dziś Zachodowi nawet obojętny uczuciowo pod względem duchowej łączności, to przynajmniej z powodu zamiłowania do różnego rodzaju „skansenów” powinien otoczyć Asyryjczyków szczególną opieką jako (ledwo) żywy pomnik dobijanej przez islamistów cywilizacji. A tymczasem...

Syria bez chrześcijan

Michael Abdalla, Asyryjczyk od 40 lat mieszkający w Polsce. Jest wykładowcą na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu, ale na co dzień zajmuje się również asyryjską kulturą i historią, tłumaczy z arabskiego i aramejskiego. Jest też wnikliwym obserwatorem wojny od 4 lat rujnującej Syrię, z której pochodzi. Najbardziej boli go fakt, że świat nie robi nic, by uratować jego poddanych eksterminacji rodaków. Asyryjczycy, jedna z grup etnicznych mieszkających tam „od zawsze”, przeżywają właśnie kolejny w swojej historii holokaust. Nawet tureckie władze zamknęły niedawno swoje granice przed asyryjskimi chrześcijanami uciekającymi z Syrii. – Przetłumaczyłem tekst pewnej Syryjki, Wafy Sultan, walecznej kobiety, która porzuciła islam. Mieszka teraz w USA, występuje w najważniejszych telewizjach arabskich, dyskutując z muzułmańskimi duchownymi. Mówi o hordach Mahometa, które zniszczyły Syrię, dziedzictwo kultury, języki. Pisze między innymi tak: „Nie ma w Syrii innych czystych osiedli, poza chrześcijańskimi. Nie ma w Syrii chwalebnych czynów, poza tymi, które odziedziczyliśmy po chrześcijanach. Nie ma w Syrii innych szkół, w których nie uczy się nietolerancji i nienawiści, poza ich szkołami. Nie ma w Syrii innych świątyń, promieniujących pokojem, poza należącymi do nich. Nie doświadczysz lekcji miłości, jak tylko w ich domach i kościołach. Z bogatego dziedzictwa Syrii pozostali jedynie chrześcijanie. Oni są Syrią, Syria to oni. Boję się o nich [Asyryjczyków], bo boję się o miłość po nich. Boję się o nich, bo boję się o Boga po nich”.

Arabskie równanie terenu

To jeden z najstarszych ludów pochodzenia semickiego. Asyryjczycy osiedli najpierw na terenie Mezopotamii, czyli dzisiejszego Iraku, gdzie stworzyli potężne państwo ze stolicą w słynnej Niniwie – dzisiaj to iracki Mosul. Później opanowali ogromny obszar, sięgając aż po Egipt. Do niedawna można było mówić, że zamieszkiwali głównie północny Irak, Syrię, południową Turcję oraz niewielki obszar Iranu. Dziś ta mapa jest już coraz mniej aktualna. W samej Syrii do 2011 r. żyło ok. 800 tys. Asyryjczyków. Obecnie nie wiadomo, czy mówienie o połowie tej liczby nie byłoby przesadą. Nawet dane sprzed wojny są tylko szacunkowe, bo w Syrii nie przeprowadzano spisów powszechnych – informacje pochodziły z parafii wszystkich wyznań chrześcijańskich, do których należą Asyryjczycy. Dla władz syryjskich sprawa była jasna: każdy urodzony w kraju miał wpisywaną informację: syryjski Arab. To element dominującej ciągle ideologii panarabizmu, w której nie ma miejsca na żadne kultywowanie innych tożsamości etnicznych. I choć to, co z Syrią zrobiła międzynarodówka islamskich terrorystów, trudno porównać do czasów względnego pokoju (owszem, możliwego dzięki zamordyzmowi władz), to i sam prezydent Baszar Al-Asad oraz rządząca krajem partia Baas dyskryminowali Asyryjczyków. Nie tyle jako chrześcijan – bo akurat mniejszości religijne cieszyły się w Syrii względną swobodą wyznania (o czym miałem okazję przekonać się osobiście kilka lat temu) – ile właśnie jako grupę etniczną. – Nie wolno było nawet organizować wieców poświęconych historii Asyryjczyków – mówi prof. Abdalla. – Sam byłem świadkiem w 2010 r. w moim rodzinnym mieście Kamishli w północno-wschodniej Syrii, jak zebrało się kilka tysięcy osób, żeby uczcić pamięć bohaterów narodowych. Grał chór, były śpiewy, potem przyszła policja i wszystkich rozpędziła. Asyryjskość była zatem pod kontrolą, nawet kazania w kościołach były często sprawdzane, księża byli wzywani po Mszach, jeśli zapomnieli pochwalić w homilii prezydenta albo armię, albo nie podkreślali arabskości mieszkańców Syrii. Dlatego mnóstwo rodaków trafiało do więzień – opowiada.

Holokaust

To o tyle smutne, że dawniej Asyryjczycy dominowali liczebnie, oni też zakładali największe ośrodki nauki i kultury. Ich wpływy zaczęły się kurczyć w miarę wzrastania potęgi islamu. Uniwersytety chrześcijańskie musiały redukować swoją działalność i ograniczyć nauczanie do klasztorów i kościołów. Ich rola społeczna została zmniejszona. W niektórych regionach liczba Asyryjczyków zredukowała się nawet do połowy w ciągu 10 lat z powodu narzuconego przez muzułmanów podatku. Jednak prawdziwy holokaust przeżywają teraz w Syrii. 23 lutego w wioskach nad rzeką Chabur doszło do kolejnej tragedii. Asyryjskie wioski (jest ich w tym regionie 35) zostały zaatakowane przez islamistów, część mieszkańców wypędzono, część, w tym dzieci, mordowano, palono kościoły... Jeden z największych w historii aktów ludobójstwa na Asyryjczykach miał miejsce 26 sierpnia 1933 r. w Iraku. W rzezi dokonanej rękami Turków, Kurdów i, niestety, Anglików zginęło ok. 3000 Asyryjczyków. Prof. Abdalla przytacza nawet artykuły z polskiej prasy międzywojennej, która o tej zbrodni pisała. Dziś ten niewygodny „epizod” jest pomijany przez wielu orientalistów piszących o Iraku. – To jest dla mnie bolesne, że ludzie znający fakty nie chcą podkreślić tragedii tej ludności, jak gdyby postawili na nas krzyżyk – mówi. Dzisiaj, kiedy 35 asyryjskich wiosek zostało niemal całkowicie „wyczyszczonych”, świat również niewiele robi, by zainteresować się problemem. – Oni uciekają do dużych miast, gdzie jest jeszcze sporo chrześcijan. W Kamishli mam krewnych. Podobnie jak ich sąsiedzi, przyjmują uciekinierów do swoich domów. Nie ma tam obozów, namiotów. Chowają się w domach lub kościołach. To są tysiące ludzi. Mam straszne zdjęcia trupów rozłożonych w kościołach, mam też zdjęcia, jak 8-letnie muzułmańskie dzieci noszą w rękach ścięte głowy, bawiąc się nimi – mówi Michael Abdalla.

Kogo obchodzą chrześcijanie

Coraz bardziej dwuznaczna w tej sytuacji wydaje się rola Turcji, która zamknęła granice przed uciekającymi Asyryjczykami, podczas gdy bez przeszkód przekraczają ją dżihadyści z Państwa Islamskiego, siejącego terror w Syrii i Iraku. Jeden z biskupów żalił się niedawno, że nie wpuszczają tych, którzy szukają schronienia w pobliżu miejsca urodzenia św. Efrema. Tam są jeszcze liczne wioski asyryjskie i ogromne czynne klasztory. Rola Turków w całym konflikcie syryjskim wydaje się w ogóle mało ciekawa. – Wszystkie zakłady w Aleppo zostały przez nich opróżnione. To było miasto przemysłowe, mój siostrzeniec miał tam zakład tekstylny, wszystkie maszyny zabrali Turcy. Zakłady stoją całkiem puste. Jednego z właścicieli spotkałem w Poznaniu, płakał, że stracił majątek wielu pokoleń – mówi Michael Abdalla. Turcy mają na sumieniu rzeź Asyryjczyków, o której, podobnie jak o rzezi na Ormiana, wolą nie pamiętać. I robią wszystko, by zatrzeć ślady. – Turcja zapłaciła Bractwu Muzułmańskiemu w Egipcie milion dolarów za spalenie księgozbioru w bibliotece narodowej w Kairze, w którym zbierano dokumentację oskarżającą Turków o ludobójstwo. Podawały to gazety arabskie i amerykańskie. Turcja przekupuje Europejczyków, żeby tylko o tym holokauście nie pisali – dodaje polski Asyryjczyk. – Nasi bracia o nas zapomnieli. Pamiętam, jakie były akcje pomocy dla Czeczeńców. A teraz największymi oprawcami chrześcijan w Syrii są właśnie Czeczeńcy. Oni ścinają głowy, oni mordują, oni porwali naszych dwóch arcybiskupów – jeden z nich był kiedyś w Krakowie na konferencji zorganizowanej przez kard. Dziwisza.

Biskup Aleppo to był tzw. minister spraw zagranicznych naszego Kościoła, zawsze jeździł na konferencje. Został porwany wraz z arcybiskupem Kościoła melchickiego ponad 2 lata temu i słuch o nich zaginął. Ich wielkie fotografie są na ołtarzach w kościołach w Syrii różnych wyznań – opowiada Asyryjczyk. Asyryjczycy reprezentują różne wyznania chrześcijańskie. Wszystkie – zarówno ortodoksyjne, jak i te, które trwają w łączności z Rzymem lub w ciągu wieków taką łączność nawiązały – są potomkami pierwszych chrześcijan, z czego zdają sobie dobrze sprawę. Język aramejski, którym się posługują, w wersji pisanej, wykorzystywanej np. w kościołach, jest tym samym, którym posługiwano się w czasach Jezusa. Mówiony aramejski oczywiście mocno odbiega od starożytnej wersji, ma też wiele odmian. Ale i to łączy Asyryjczyków rozproszonych po różnych krajach arabskich. Wszyscy też czują się jednakowo opuszczeni przez Zachód.

Donosy z Polski

Historia przyjazdu do Polski Michaela Abdalli zasługiwałaby właściwie na osobne potraktowanie. Dokładnie 43 lata temu przyjechał tutaj na studia. W Syrii doszło właśnie do zmiany władzy – w wyniku zamachu stanu państwo zostało przejęte przez partię Baas, z ojcem obecnego prezydenta na czele. Po tygodniu od przewrotu pojawiły się plakaty, że nowa władza wysyła maturzystów na studia za granicę. – W moich czasach każdy o tym marzył – wspomina prof. Abdalla. – A jeśli ktoś był wysłany przez państwo, to oznaczało to duży zastrzyk finansowy dla rodziny. Moja rodzina praktycznie przez cały okres studiów żyła ze stypendium, które ja przekazywałem – dodaje. Na studiach w Polsce zaczął mieć nagle problemy z innymi studentami z Syrii. – Tutaj dopiero zauważyłem, że wśród Syryjczyków są jakieś problemy religijne. W moim regionie dotąd tego nie zauważałem. Pracowałem wśród beduinów miesiącami, nigdy do głowy by mi nie przyszło, że mogę być traktowany inaczej, bo mam chrześcijańskie imię Michael. A do Polski przyjechali też fanatycy muzułmańscy, z którymi pierwszy raz tutaj się spotkałem. Doszło do poważnych nieporozumień, które zmusiły mnie do pozostania tutaj.

Polska bardzo mi pomogła. Ukrywałem się, nie miałem paszportu przez kilka lat, a Polska mnie broniła, władze uczelni też bardzo mi pomogły. Władze syryjskie domagały się powrotu do Syrii, przerwania studiów, chcieli mnie deportować na IV roku. Twierdzili, że ja tutaj prowadzę działalność antyislamską, antyarabską, bo mówię o Asyryjczykach, co dla nich oznaczało, że chcę oderwać część Syrii. Moi koledzy, którzy byli bardzo sprawni w pisaniu donosów, co tydzień wysyłali je do ambasady. Oczywiście mieli swoich krewnych w wojsku, poruszyli całą machinę, przekonali rząd, że działam na szkodę Syrii w Polsce. Mój pierwszy grzech był taki, że nie jestem muzułmaninem, drugi, że nie jestem Arabem, trzeci, że lepiej mówię po polsku i mam lepsze kontakty z Polakami niż moi muzułmańscy koledzy z Syrii. To wystarczyło, bo w krajach muzułmańskich chrześcijanin nie może być lepszy od muzułmanina. Nawet jeśli jest lepszy, to musi udawać, że jest gorszy. Odmówiłem powrotu do kraju, bo tam czekała mnie szubienica albo coś podobnego. Przez 6 lat nie miałem dokumentów, miałem tylko dokumenty cudzoziemca, byłem więc w Polsce bezpaństwowcem. Uczelnia mnie jednak zatrudniła. Dlatego Polsce wiele zawdzięczam – ciągnie opowieść Abdalla. Czuje się tu jak u siebie, jednak jest na bieżąco z wydarzeniami w Syrii. Nie tylko jemu żal serce ściska, gdy kraj z tyloma perłami chrześcijańskiej kultury, podobnie jak Irak, ulega na naszych oczach całkowitemu rozpadowi.

TAGI: